Przemysław Witkowski

Krucjata przeciw porno

W Polsce można dzielić i rządzić nie mając konta w banku i prawa jazdy, ale nie rozumieć, że lekko licząc pół Polski masturbuje się do porno, to znaczy grubo nie rozumieć polskiego społeczeństwa.

Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk postanowił zostać prawdziwym rycerzem Niepokalanej. W duchu ochrony dzieci i młodzieży przed zgubnym wpływem wznawia krucjatę przeciwko porno.

Ultrakonserwatyści z PiS-u znów postanowili uprzykrzyć życie współobywatelom nie podzielającym ich religijnego fanatyzmu. Chcą uczynić korzystanie z pornografii upokarzającą procedurą. Jak w przypadku każdej paniki moralnej, chcą tego w imię ratowania dzieci. Ogromną tradycję ma w tej materii prawica, chroniąca dziatki przed Żydem porywającym na macę, gejem-pedofilem czyhającym przed szkołą, dilerem oferującym darmową pierwszą „działkę” czy innymi podobnymi zupełnie wyssanymi z palca zagrożeniami.

Żydzi nikogo nie mordują na macę, pedofilia to sprawa generalnie rodzinna i niestety żaden diler nie zaoferował darmo ani mi, ani nikomu, kogo znam, ni skręcika, ni kryształka, ni tabletki. A pornografia istnieje i jest w sieci dostępna. Dzieci zaś budzą ogólną sympatię, więc jeśli wskażemy, kogoś lub coś, jako ich wroga i deprawatora, to stanie się z miejsca zły i niegodny obrony. Kto by publicznie bronił porno? A dla Mularczyka to prosta akumulacja głosów parafian na temacie-evergreenie. Kolejna odsłona konkursu, kto jest bardziej fanatycznym katolikiem, kto jest bliżej kruchty.

W aktualnej odsłonie, wedle planu Mularczyka i kolegów, żeby oglądać na ekranie sceny seksu, trzeba będzie złożyć specjalny wniosek do swojego internetowego providera. To kolejna taka próba ograniczenia dostępu Polaków do erotyki. Już dwa lata temu fundamentaliści, na fali angielskiej propozycji Davida Camerona, próbowali przeforsować podobne przepisy. Tymczasem, ministerstwu cyfryzacji nie wystarczy obrona rasizmu i ksenofobii nacjonalistów przed antydyskryminacyjnymi zasadami obowiązującymi na komercyjnym portalu. Teraz rozważa dobranie się do oglądających porno. „Rozmowy na ten temat są w toku” – informuje rzecznik resortu Karol Manys.

Jakie będą skutki takiej ustawy? Marsze protestacyjne? Rozkwit torrentów? Wielki Powrót DVD i VHSów? Rozwiną się spotkania – niedzielna wymiana porno, gdzieś u kogoś, w garażu, nazwana dla niepoznaki wyprzedażą płyt? Powróci pamięciówka? Nastąpi renesans jedno- i obupłciowych orgii, pikiet i doggingu? Rewitalizacja starych dobrych romansów? Darkroomy powstaną w końcu w heteryckich knajpach? Gdzieś będzie przecież musiała znaleźć ujście polska seksualna energia.

Jeśli zaś posłowie PiS wierzą, że skanalizują ją w małżeńskich stosunkach i prawilnej katolickiej prokreacji, to grubo się mylą i nie znają kraju, którym przyszło im rządzić.

Polscy internauci są przecież piątą co do wielkości klientelą RedTuba. We wrześniu zajrzało tam 3,6 mln osób. Przed naszymi współobywatelami są jedynie Amerykanie, Brazylijczycy, Brytyjczycy i Włosi. Pornhub.com używało we wrześniu 2,7 mln Polaków. Polski Showup.tv, gdzie amatorzy prezentują swoje aktywności, miał 2,6 mln wejść i ponad 4 mln zarejestrowanych krajowych użytkowników. Co drugi krajan korzysta z pornografii. Nie sądzę, żeby taka ustawa przeszła nawet głosowanie w parlamencie. Choć nawet bym się cieszył z takiego „sukcesu” religijnych ekstremistów. Jeśli fanatykom się uda przegłosować tę ustawę, to będzie początek końca „dobrej zmiany”. Nie ma jak wywrócić się o własne nogi.

W Polsce bowiem można dzielić i rządzić nie mając konta w banku, prawa jazdy, znajomości angielskiego, jednak nie rozumieć, że lekko licząc pół Polski masturbuje się do porno, to znaczy grubo nie rozumieć polskiego społeczeństwa. Znaczy się myśleć, że nic nie zmieniło się w polskim seksie przez ostatnie dwadzieścia lat, a za standard myślenia o nim brać wyobrażenia swoich bardzo konserwatywnych i często starszych wyborców. Nie akceptować tej ścieżki rozładowania stresu, tego leku na nieudane życie płciowe, tego umajenia samotnych wieczorów, tej nadziei nieatrakcyjnych, tej przestrzeni spełnionej fantazji, tej ucieczki przed nudą, to nie rozumieć swoich przepracowanych, samotnych, często mało atrakcyjnych rodaków. To znaczy chcieć im zabrać jedną z niewielu radości.

Jeśli zaś użytkownicy będą się wstydzić wyjść i protestować, mam dla nich jeszcze jedną drobną informację. Sądzę, że fakt, iż providerzy będą dysponować naszymi, użytkowników pornografii, danymi, odrobinę was do tego zachęci.

 

**Dziennik Opinii nr 341/2016 (1541)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Przemysław Witkowski – poeta, dziennikarz i publicysta; dwukrotny stypendysta Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu; absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim; doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce; opublikował „Lekkie czasy ciężkich chorób” (2009); „Preparaty” (2010); „Taniec i akwizycja” (2017), jego wiersze tłumaczono na angielski, czeski, francuski, serbski, słowacki, węgierski i ukraiński.
Zamknij