Kaja Malanowska

Wstydzę się ciebie, Polsko

W atmosferze powszechnego przyzwolenia rasizm wybił niczym szambo w piwnicy i zalał cały kraj.

W tramwaju dwie panie pod czterdziestkę prowadzą rozmowę podniesionymi głosami:

– Słyszałaś, że rząd niemiecki płaci pewnemu muzułmaninowi, który ma cztery żony i dwadzieścioro dzieci, tysiące euro zasiłku? – oburza się jedna, po czym dodaje filozoficznie: – W sumie, jak są tacy głupi, niech mają, co chcą.

Druga unosi teatralnym gestem dłoń do czoła.

– A taki to był piękny kraj – wzdycha. – Lata spędzone w Hamburgu wspominam jako najlepszy okres życia…

Na murze, przy sklepie osiedlowym napis: „Arabusy do gazu”. Przy trzepaku: „Śmierć islamowi”. Dzieciaki na boisku szkolnym wyzywają się od czarnuchów.

Na stacji benzynowej mężczyzna w porządnym, wełnianym garniturze wybiera sos do hot doga.

– Tylko nie „arabski” – mówi. – Sosu od brudasa nie jadam.

Stojąca za nim dziewczyna chichocze. Kasjer uśmiecha się pod nosem.

Sprzedawczyni w warzywniaku tłumaczy, że w wyniku polityki prouchodźczej trzydzieści procent rdzennych Polaków może stracić pracę.

– Żeby oni jeszcze pracowali porządnie – zamartwia się, pakując ogórki i kiszoną kapustę do torby foliowej. – A wiadomo przecież, że Araby nic nie robią.

Pytam, czy spotkała kiedyś osobę pochodzenia arabskiego.

– Nie! – Patrzy na mnie szeroko rozwartymi oczami. – Boże broń!

Bardzo kulturalna, mieszkająca w Berlinie znajoma, opowiada przez telefon, że rozważa powrót do ojczyzny.

– Z powodu koszmarnej polityki Merkel – wyjaśnia dramatycznym tonem.

Kiedy ośmielam się napomknąć, że między innymi dzięki polityce Merkel od ośmiu lat pracuje poza polskimi granicami i zarabia cztery razy więcej niż we własnym kraju, odpowiada lodowatym tonem, że „to zupełnie inna sytuacja”.

Po schodach metra drapie się pijana para. Utytłana błotem kobieta popłakuje w ramię swojego towarzysza.

– Ja nie rozumiem – bełkocze. – My głodujemy, a uchodźcy dostają wszystko za darmo… Wszystko, rozumiesz?!

Na koniec wisienka na torcie: TVN emituje odcinek Ukrytej prawdy, w którym ojczym Arab wywozi jedną z polskich pasierbic do Jordanii, żeby tam podstępnie wydać ją za mąż.

Kiedy dziewięć lat temu wróciłam z długiego pobytu w Stanach Zjednoczonych, uderzył mnie i zdumiał rasizm, którego wcześniej nie dostrzegałam. Niewybredne dowcipy i złośliwe anegdotki na temat osób o innym niż biały kolorze skóry, za oceanem nie do przyjęcia, tu, opowiadane może pokątnie i z lekkim zażenowaniem, zdarzały się w najlepszym nawet towarzystwie. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło. Staliśmy się rasistami otwarcie i na poważnie. To, co sporadyczne, powtarzane półgłosem, z konspiracyjnym, zaprawionym domieszką wstydu rozbawieniem, dziś przybrało jak najbardziej jawną formę.

Nosimy swoją ksenofobię dumnie, wraz z symbolem Polski Walczącej i biało-czerwoną opaską na ramieniu bluzy z Fighter Shopu.

W atmosferze powszechnego przyzwolenia rasizm wybił niczym szambo w piwnicy i zalał cały kraj.

Nasza niechęć do obcych przybrała niepowtarzalny, rzekłabym, czysto polski charakter. Mieliśmy antysemityzm bez Żydów, dołączyła do niego islamofobia bez muzułmanów. Przy czym największą odrazę wzbudzają ci najbiedniejsi i najbardziej potrzebujący. Wizja nieszczęśników uciekających ze zniszczonej wojną Syrii urosła do rozmiarów plagi egipskiej. A całkowicie teoretyczny pomysł, że uchodźcy mogliby dostać coś za darmo, na przykład żyć niczym pączki w maśle z gigantycznych (jak powszechnie wiadomo) polskich zasiłków, doprowadza nas do ślepej furii.

Nikt nie pamięta już o tym, że w latach 80. kraje zachodnie przyjęły setki tysięcy polskich emigrantów. Również fakt, że a po 2004 roku miliony naszych rodaków wyjechało do bardziej rozwiniętych państw europejskich, gdzie korzystają ze wszystkich praw i zabezpieczeń socjalnych, nie ma większego znaczenia. „To jest zupełnie inna sytuacja”. My uczciwie zarabiamy na chleb, podczas gdy „oni” biorą za frajer.

Nie wiem, jak to wygląda w Berlinie czy Hamburgu, ale w Bonn Polacy bynajmniej nie zasłynęli z zamiłowania do ciężkiej pracy, tylko z kradzieży rowerów i szabrowania śmietników. W Oslo zasłużyliśmy sobie na wizerunek agresywnych karków, a w okolicach Chicago, gdzie spędziłam kilka lat, uchodziliśmy za najbardziej rozpitą i zdegenerowaną mniejszość. Wtedy jednak nie wstydziłam się, że jestem Polką. Teraz bywają chwile, że mam ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię.

UCHODZCY-pismo

 

**Dziennik Opinii nr 309/2016 (1509)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Malanowska
Kaja Malanowska
Pisarka
Z wykształcenia biolożka, napisała doktorat z genetyki bakterii na University of Illinois at Urbana-Champaign. Felietonistka „Krytyki Politycznej”. Zadebiutowała powieścią "Drobne szaleństwa dnia codziennego" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2010), która przyniosła jej uznanie krytyki i nominację do Gwarancji Kultury – nagrody TVP Kultura. Autorka książek "Imigracje" i "Patrz na mnie Klaro!".
Zamknij