Max Cegielski

Zdrajcy nie pojadą Pendolino

Władza PIS-u upadnie nie z powodu Trybunału Konstytucyjnego, lecz wówczas, kiedy lemingów nie będzie już stać na objeżdżanie samochodami centrum Koszalina i będą zmuszeni usiąść w dworcowej poczekalni.

„Pendolino w Koszalinie! To już pewne” – takim nagłówkiem lokalny tygodnik „Miasto” zapowiadał wydłużenie trasy „Expressu Intercity Premium” z Krakowa aż do Kołobrzegu, przez Słupsk i właśnie Koszalin. Dawna stolica województwa wcześniej nadrabiała straty wynikające z utraty pozycji utrzymanym w stylu miast kreatywnych hasłem „Pełnia życia”, które widać wymalowane na bloku naprzeciwko dworca kolejowego. Teraz zamieniła widocznie pełnię życia na błyszczący pociąg.

Część peronowa dworca jest jeszcze poniemiecka. Główny budynek to już klasyczny PRL – obecnie pomalowany na żółto, front szczelnie zasłonięty reklamą. Historyczne następstwo epok ideologicznych, a zarazem kolejnych fascynacji wizualnych, najlepiej widać w dworcowej poczekalni. Strop podtrzymują zgrabne kolumienki pokryte drobną mozaiką, zgodnie z typową szkołą architektury zarówno gomułkowskiej, jak i gierkowskiej. Resztki tego architektonicznego, a zarazem ideologicznego modelu „socjalizmu z ludzką twarzą” zawsze zwracają moją uwagę – przed laty śledziłem ich losy, pisząc książkę o mistrzach surrealistycznej mozaiki, Gabrielu i Hannie Rechowiczach.

W hallu koszalińskiej poczekalni pozostałości po lepszej stronie PRL-u mogą nam umknąć, ponieważ sufit szczelnie pokryty jest gipsowymi płytkami udającymi zdobienia neoklasycystycznych pałaców. Do tej imitacji podczepiono wielkie przemysłowe lampy w aluminiowych oprawach. Na niektórych ścianach zachowały się fragmenty gierkowskiej drewnianej boazerii, na innych straszą pierwotnie białe, a dziś brudne plastiki oddzielające aptekę i punkt sprzedaży hamburgerów. Zapach fast foodu wypełnia zresztą nie tylko dworzec, lecz przede wszystkim plac przed nim. Mural z hasłem „Pełnia życia” wyblakł, jest równie szary co przejście podziemne z epoki gierkowskiej modernizacji (o której więcej za 2 tygodnie), najlepiej widoczna jest reklama „Dyzioburgera”. (W momencie, gdy to piszę, polska drużyna w trzeciej minucie meczu strzela gola Portugalii).

W Koszalinie nie chcę ryzykować, więc zamawiam – ze strachem typowym dla zdemoralizowanego warszawiaka – zapiekankę bez pieczarek. Zostaje więc sam ser, na którym sprzedawczyni robi efektowny zygzak z keczupu.

Takim zygzakiem wydaje mi się cały Koszalin – z jednej strony momentami naprawdę realizujący taktykę streszczoną w haśle promocyjnym (np. podczas zawsze ciekawego festiwalu debiutów „Młodzi i film”), z drugiej witający podróżnych zarówno TLK, jak i Pendolino dworcowym estetycznym potworkiem symbolizującym głęboką niemoc decyzyjną. Lokalna klasa średnia tu nie bywa, wyprowadziła się chyba na przedmieścia, do osiedli o charakterystycznych nazwach (jak to imienia Unii Europejskiej). Z nich, objeżdżając stare (poniemieckie i popeerelowskie) centrum, lemingi jadą samochodami do usytuowanych na przedmieściach aquaparków, hipermarketów i stacji benzynowych sponsora piłkarskiej reprezentacji.

Niech stanie się to metaforą całej historii rodzenia się naszej „biało-czerwonej” imitacji klasy średniej, naszej transformacji, polskiej „zdrady elit”. Sam jestem przybyszem, krytycznym spadochroniarzem w Koszalinie, a przy tym zawsze cenię opinię innych obcych o Polsce – np. amerykańskiego politologa Davida Osta.

David Ost wielokrotnie tłumaczył, jakim zmianom ulegało pokolenie KOR-owskiej opozycji, które w latach 80. doszło do wniosku, że najważniejsza jest własność prywatna. Co dla mnie ciekawe (w kontekście tego, o czym pisałem dwa tygodnie temu), było to zbieżne z różnicowaniem się klasowym Polaków od momentu odwołania stanu wojennego i zachłyśnięciem możliwościami kapitalizmu – zarówno w obrębie PZPR, jak i pośród zwykłych obywateli, handlujących na potęgę na czarnym rynku.

Wszystkie grupy społeczne, wszystkie podmioty – władza, opozycja, masy – odchodziły od ideałów socjalizmu w przyspieszonym tempie. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” David Ost mówił, że po 1989 roku intelektualiści nie powinni byli traktować robotników jako zagrożenia czy przeszkody na drodze do demokracji. „Doszli jednak do wniosku, że robotnicy już nie są najważniejsi, a także że w nowej rzeczywistości nie można im ufać. Uznali, iż trzeba postawić na nową klasę średnią, której jednak nie było”. (Portugalia wyrównuje, jest 1:1).

O tym, jak tworzono klasę średnią, jak w bólach się rodziła, sama nie wiedząc do końca, czym ma być, piszą autorzy nowego numeru internetowego magazynu „Widok. Teorie i praktyki kultury wizualnej”. Magda Szcześniak w tekście Słabe obrazy klasy średniej, zapowiadającym jej książkę Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji nie tylko śledzi losy białych skarpetek, ale też zwraca uwagę na brak krytycyzmu polskich lemingów.

Z kolei David Ost we wstępie do książki Elizabeth Dunn Prywatyzując Polskę opisuje, jak polscy intelektualiści z lewicy i prawicy nie rozumieli, po co on, Amerykanin, chce na miejscu, w małych zakładach przemysłowych na prowincji badać sytuację robotników. Publicyści i działacze polityczni z Warszawy uważali, że lepiej wiedzą, co się dzieje w kraju, choć nie ruszali się z domu. Z powodu owego oderwania od rzeczywistości i braku krytycyzmu, z powodu zarozumiałości przegraliśmy wybory, PiS przejął władzę i rośnie poparcie dla tej partii. W dodatku wszystkie błędy zarówno liberałów, jak i lewicy David Ost opisywał już wówczas, gdy bracia Kaczyńscy po raz pierwszy znaleźli się u władzy. Nie wyciągnęliśmy wtedy żadnych wniosków i teraz np. ja – ale też wielu innych – próbuję nadrobić zaległości, niejednokroć przesadzając w ekspiacyjnych wynurzeniach i samobiczowaniu przedstawiciela klasy średniej. PiS przytarł nam rogów i jest ciężko, jest źle, będzie jeszcze gorzej, ale jest ciekawie, sytuacja zmusza do myślenia.

Nawet fakt, że śledzę mecz Polska–Portugalia – w którym w chwili, gdy to piszę, trwają już rzuty karne – mógłby świadczyć o pozytywnym wpływie konserwatywnej rewolucji zmuszającej elitarystów do powrotu na łono społeczeństwa. A David Ost wielokrotnie przypominał, że sam kapitalizm generuje „układy”, więc walka hufców dobrej zmiany z lewakami, agentami i gejami oczywiście nic nie zmieni. Władza PIS-u upadnie nie z powodu Trybunału Konstytucyjnego, lecz wówczas, kiedy klasa średnia przepracuje doświadczenie lat 80. i początku 90. – kiedy zrozumie, skąd się wzięła i jaki ma moralny dług wobec innych klas. Albo wtedy, kiedy lemingów nie będzie już stać na objeżdżanie samochodami centrum Koszalina i będą zmuszeni usiąść w dworcowej poczekalni, czekając na TLK, ponieważ bilety na Pendolino okażą się już za drogie.

 

**Dziennik Opinii nr 184/2016 (1384)

DOSC-GRY-POZORÓW- MLODZI-MACIE-GLOS-Adam-Cymer-Piotr-Kuczynski

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Max Cegielski
Max Cegielski
Dziennikarz, pisarz
Dziennikarz, pisarz. W TVP Kultura współprowadził „Halę Odlotów” uhonorowaną nagrodą Grand Press w 2015 roku. Autor między innymi książek „Oko świata. Od Konstantynopola do Stambułu” (Nagroda imienia Beaty Pawlak, 2009), „Mozaika. Śladami Rechowiczów” (2011), oraz „Wielki Gracz. Ze Żmudzi na Dach Świata” (2015). Twórca i kurator projektów artystycznych: Migrujący Uniwersytet Mickiewicza (Stambuł), Global Prosperity (Gdańsk, Warszawa). Współautor (wraz z Anną Zakrzewską) wielu reportaży i dokumentów telewizyjnych o sztuce współczesnej.
Zamknij