Jaś Kapela

Ujawniamy kulisy działalności Cocomo

Żyjemy w kraju, które nie potrafi podnieść podatku dochodowego, więc pozostaje mu liczyć na procent od gołych dziewczyn i szampana.

Reporterzy TVN-u zrobili wywiad z szefem klubów Cocomo, o których stało się głośno dzięki kilku panom, którzy się źle bawili na go-go i byli na tyle bezczelni, żeby potem pójść się poskarżyć na policję. Reportaż miał ujawniać „tajemnice króla striptizu”. Ujawnił, że Jan Szybawski jest regularnym gościem w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. To też taki klub dla panów, tylko trochę inny.

Poza tym żadnych innych tajemnic ujawnionych nie było. Bo nie jest tajemnicą, że Szybawski siedział przez rok w areszcie i nie został prawomocnie skazany. Można się zastanawiać, czy dobrze, że tam siedział. W końcu nigdzie nie uciekł, więc być może tego rodzaju dozór wcale nie był potrzebny. Przetrzymywanie ludzi całymi latami w tymczasowym areszcie to w Polsce już prawie świecka tradycja. Jednak chyba nie można na nią narzekać, bo dzięki temu aresztanci mają dużo czasu na przemyślenie, czym mogliby się zająć, gdy już z niego wyjdą. Mogą potem na przykład założyć jakiś legalny biznes.

Bo nie trzeba ujawniać, że Szybawski prowadzi legalny biznes. Tak się składa, że pracuję naprzeciwko jednego z klubów Cocomo, więc mogę sobie obserwować, ile młodych i ładnych dziewcząt znajduje tam pracę. Wchodzących klientów widać jakby mniej, ale może mijam Cocomo w nieodpowiednich godzinach. Dziewczyny wydają się zadowolone, klienci raczej też. Poza kilkoma, którzy niewiele pamiętają ze swojego pobytu w klubie, więc są zadowoleni jakby trochę mniej i chcieliby odzyskać pieniądze. Trochę ich rozumiem. Jakbym wydał piętnaście tysięcy złotych na gołe dziewczyny i szampana, tobym chciał coś z tego pamiętać. No, ale skoro mieli piętnaście tysięcy do wydania na dziewczyny i szampana, to chyba nie powinni płakać. Bo powodzi im się w życiu. Niektórym powodzi się tak dobrze, że chwalą się, że mają służbową kartę kredytową bez limitu i zostawiają w klubie prawie milion złotych.

Można podejrzewać, że jest to spółka Skarbu Państwa. Ale jakoś nie słychać o zwolnieniach i aresztowaniach. Nie powstał też materiał Superwizjera TVN na ten temat. Cóż, łatwo ścigać dresiarzy, trudniej dyrektorów. Moja koleżanka zastanawia się, „na jak długo do aresztu (w celu zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania) powinien trafić klient, który ze swojej służbowej karty (bez limitu) opłacał imprezę w klubie ze striptizem”. Ja też się zastanawiam.

Zastanawiam się również, dlaczego istnieją ludzie, którzy chcą i mogą wydać piętnaście tysięcy na gołe dziewczyny i szampana, skoro brakuje kasy na ośrodki wychowawcze i w efekcie naszymi sierotami muszą się zajmować boromeuszki.

Pewnie dlatego, że siostra Berandetta jest cenioną pedagożką, a dyrektor dobrym fachowcem. Zły pewnie nie miałby karty bez limitu.

Zastanawiam się też, dlaczego ktoś ma kartę bez limitu. W końcu pewnie nie chodzi codziennie na go-go, więc co z nią robi? Kupuje czołgi? Jakkolwiek by było, najwyraźniej mamy w Polsce za nieskie podatki.

Cieszę się więc, że przynajmniej część z nich wraca do Skarbu Państwa w postaci akcyzy na alkohol. Choć wolałbym, żeby to nie akcyza była głównym źródłem dochodów państwa. Dlatego martwi mnie, że staje się coraz główniejszym. Cóż, żyjemy w kraju, które nie potrafi podnieść podatku dochodowego, więc pozostaje mu liczyć na procent od gołych dziewczyn i szampana. Choć podobno sutenerstwo jest w Polsce karalne. Czytałem o tym w Kodeksie karnym. Wiadomo, że ta książka jest już trochę nieaktualna, wciąż jednak bardziej aktualna niż konstytucja, w której czytałem z kolei, że Polska jest „demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Hehe.

Polska może jest nawet trochę demokratycznym państwem, ale urzeczywistnia raczej zasadę, że trzeba wysyłać swoje dzieci do pracy w klubach go-go, żeby dyrektorzy spółek mogli się dobrze bawić.

I takie są właśnie prawdziwie kulisy działalności klubów Cocomo. Witam i pozdrawiam panów dyrektorów. Dobra robota. Ale następnym razem radzę wolne piętnaście tysięcy wydać na państwowy ośrodek dla sierot. Ale na siłownię. Albo na książkę. Wiecie, że jak się jest trochę brzydkim, ale jednak trochę inteligentnym i wrażliwym, to nie trzeba dziewczynom płacić za to, żeby się rozbierały w waszym towarzystwie? Serio. Wiem to z autopsji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij