Cezary Michalski

Platforma realna

Platforma Realna jest partią konserwatywnego polskiego mieszczaństwa, polskich „strasznych mieszczan”.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (lewe skrzydło Platformy Obywatelskiej, tak bardzo wyciągnięte na lewo, że w samej Platformie i w rządzie Platformy wszyscy się jej boją i chętnie by ją wysłali do europarlamentu, żeby już nie zamęczała premiera tym „gender”) komentując legalizację marihuany w stanie Kolorado (stamtąd wzięli się twórcy „South Parku”, więc ten stan musi być dzisiaj najciekawszym miejscem świata, tak jak w 1913 roku z powodu rozkwitu praktyki i teorii Freuda najciekawszy był Wiedeń, a w 1789 roku z powodu zburzenia Bastylii Paryż), a szczególnie komentując zyski, jakie z podatków od handlu legalną marihuaną czerpią władze stanu (w Platformie zysk jest jedynym przekonującym argumentem na rzecz legalizacji), stwierdziła, że  zyski z podatków od handlu marihuaną będą z nadwyżką tracone w wyniku „kradzieży i prostytucji”.

Wiem, że ona nie musi wiedzieć jakie jest działanie marihuany na człowieka, który ją pali. Wiem, że ona nie musi wiedzieć, że uzależnienie od alkoholu, który jest legalny i państwo (także państwo Platformy) pobiera od niego akcyzę jest realną przyczyną kradzieży i prostytucji na masową skalę, podczas gdy w przypadku marihuany takiej zależności nie ma nawet w przybliżonej proporcji. Jeśli chodzi akurat o mnie, to momenty, kiedy paliłem marihuanę są jedynymi momentami mojej skomplikowanej biografii, w których nie kradłem i nie uprawiałem prostytucji.

Ale muszę się pogodzić z faktem, że ludzie są tacy jacy są, a nie tacy jakimi ja chciałbym ich widzieć albo (jeszcze bardziej chora ambicja) uczynić w prywatnym laboratorium moich wywiadów i tekstów. Może dla was, drodzy czytelnicy, powyższe zdanie wydaje się zwyczajnie banalne. Dla mnie jednak z moim aspergerycznym usposobieniem takie „wielkie pogodzenie” (z tym, że ludzie są tacy jacy są) to wyzwanie równie wielkie, jak dla Rambo albo dla Ventury Psiego Detektywa w interpretacji Jima Carreya przejście pełnego cyklu medytacji i inicjacji w buddyjskim klasztorze (jak pamiętam, obu się nie udało, Rambo wrócił przy pierwszej okazji do swojego Afganistanu, a Ventura Psi Detektyw do odzyskiwania skradzionych zwierząt). Powoli jednak zaczynam się godzić z tym, że Platforma jest taka, jaka jest, a ludzie Platformy tacy, jakimi są. Powoli zaczynam się godzić (tak, wiem, że cierpliwość czytelników KP wyczerpała się mniej więcej po pierwszych dwóch latach obserwowania moich medytacji), że Platforma Realna nie jest awangardą emancypującego się polskiego mieszczaństwa („jak ktoś ma wizje, niech idzie do lekarza, jak ktoś chce być awangardą, niech idzie do CSW”, parafraza za Donald Tusk). Platforma Realna jest partią konserwatywnego polskiego mieszczaństwa, polskich „strasznych mieszczan” (cyt. za Julian Tuwim) snobujących się to na szlachtę, to na Torysów, to na działaczy Opus Dei, to na amerykańskich Republikanów czy działaczy Tea Party „ratujących maluchy”, a także ratujących majątki najbogatszych przed opodatkowaniem. W Polsce nawet lewica potrafi się snobować na amerykańskie „ratowanie maluchów”, jeśli tylko daje to szansę na rozpisanie jakiegoś referendum, dlaczego zatem polscy „straszni mieszczanie” mieliby się w tym ograniczać?

Platforma Realna (w skrócie PR) jest partią Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz uważającej, że po marihuanie człowiek powraca do stanu natury (moim zdaniem człowiek powraca do stanu natury po kilkuletnim okresie uczestniczenia w polityce PO-PiS, najbardziej drastyczny przykład to Jarosław Gowin). Platforma Realna jest partią popierającą w funkcji wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego wciąż pracującego nad wpisaniem poronienia do Kodeksu Karnego jako dzieciobójstwa (jakkolwiek głośno i z jakichkolwiek powodów nie protestowałby przeciw temu Andrzej Halicki). Platforma Realna jest partią młodzieży z KoLibra (oczywiście tej bardziej oportunistycznej niż Wipler, wybierającej zatem jedynie AKTUALNE partie władzy, a nie partie władzy POTENCJALNE), która powoli awansuje w samorządowych i biznesowych (spółki skarbu państwa) strukturach tej partii wyznając idee JK-M i te idee realizując w swoim życiu. Platforma Realna jest partią, która wybór abp. Gądeckiego przyjęła z ulgą, bo co prawda nowy Przewodniczący Komisji Episkopatu Polski feministki i gejów miesza z błotem tak samo, jak je mieszał poprzedni, ale nie wezwie do głosowania na PiS, a jego konkurent abp. Depo mógłby. A to są kryteria oceny Kościoła w Platformie Realnej jedyne (patrz Stefan Niesiołowski dzisiaj, a wczoraj Jan Rokita ze swoją maksymą „Kościół łagiewnicki kontra Kościół toruński” będącą najbardziej prymitywną instrumentalizacją religii jaką usłyszałem w życiu). Platforma Realna jest partią, której jednym z liderów powinien być Roman Giertych, tak jak się o to stara, bo jest to partia, w której stosunek Romana Giertycha (oczywiście zmodernizowanego Romana Giertycha, nie tego z LPR) do religii i do polityki jest podzielany najszerzej. 

Jedyna rola, w której Platformy Realnej będę bronił do końca, to osłanianie polskiego państwa przed władzą prawicy obłąkanej.

Im bardziej prawica obłąkana uznaje za swój program polskiej polityki zagranicznej wizję Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi, zawierającą apokalipsę ale bez antidotum, tym bardziej w Polsce potrzeba Platformy Realnej u władzy. Tak długo, dopóki tej roli powstrzymywania prawicy obłąkanej przed przejęciem władzy w Polsce nie jest w stanie pełnić jakakolwiek polska lewica czy jakiekolwiek polskie liberalne centrum (bo albo nie istnieją, albo istnieją zbyt mało wyraźnie). A jedynym właściwym wykorzystaniem okresu rządów Platformy Realnej – która oby rządziła tak długo, dopóki nikt inny funkcji o której tu piszę pełnić w Polsce nie umie – jest wykorzystanie okresu jej rządów do tego, aby wraz ze zmianą pokoleń i wraz ze zmianą rzeczywistości społecznej dokonała się w Polsce konsolidacja lewicy i liberalnego centrum. Polscy konserwatyści mogą się konsolidować w Platformie Realnej, a już na pewno w rządzie Donalda Tuska. Są tam Sienkiewicz i Sikorski, obaj są konserwatystami, konsolidują się tam doskonale, jak najlepiej im życzę, ale żadnej własnej roli w ich konsolidacji nie widzę. Ich inteligencja i instynkt samozachowawczy są zupełnie wystarczające, aby się przy Tusku skonsolidowali do końca.

Zatem Palikot, zatem Miller (to jedyny potencjał jaki widzę w SLD, ale ja jestem starcem, więc tylko starców dostrzegam), zatem Zieloni, Partia Kobiet i inne inicjatywy polityczne oraz metapolityczne. Wszystko bym dla nich zrobił. Na razie spróbuję znowu zabrać się za wywiady z nimi, bo chwilowo sam łamię zasadę głoszącą, że aby nie musieć dla Polski ginąć (a nawet odpowiadać w kretynicznych sondażach na temat ginięcia), należy więcej dla Polski pracować. Na pewno więcej niż ja.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij