Jaś Kapela

Szczepan Twardoch jak świat

„Mam w dupie, co się dzieje na świecie, bo najpierw chciałbym zrozumieć, co się we mnie samym dzieje”, przyznaje rozkosznie Szczepan Twardoch. Jednak po lekturze wywiad z autorem „Morfiny” trudno nie zauważyć, że to, co się dzieje na świecie, jest znacznie ciekawsze od tego, co się dzieje w Szczepanie Twardochu. No i jak bardzo nieposkromiony egotykiem trzeba być, żeby uważać siebie samego za ciekawszego od świata? Najzabawniej, że sam autor przyznaje, że „Dzięki Bogu, w końcu mój nieposkromiony egotyzm został trochę ujęty w ramy”. Serio? To wolę nie wiedzieć, jak ten egotyzm wyglądał wcześniej. Obstawiam Cthulhu.

Gdyby Szczepan Twardoch trochę bardziej interesował się światem, a nie tylko samym sobą, z pewnością musiałby rozumieć, że głęboko nieprawdziwe, żeby nie powiedzieć debilne, jest twierdzenie: „Nikogo nie obchodzi, co ja tam pisałem i o czym, i po co, tylko ważne gdzie”. „Tam” to np. „Gazeta Polska”. Chciałbym wznieść się na poziom egotyzmu Twardocha i przyznać mu rację: nie obchodzi mnie. Niestety obchodzi, choć trochę nudzi. Zresztą nie tylko mnie, ale również kolegów, którzy życzliwie podesłali linki. No więc sprawdźmy. Otwieramy „Gazetę Polską”, nr 46, 16.11.2005 i czytamy: „Problem z rozszalałym, arabskim motłochem w końcu zostanie rozwiązany. Nie rozwiążą go politycy, zanurzeni w swojej tolerancjonistycznej symulakrze, rozwiążą go zwykli ludzie, Francuzi, którzy nie lubią, kiedy pali im się samochody, kościoły i przedszkola. W końcu zostanie przekroczona masa krytyczna i potomkowie Galów i Franków zdadzą sobie sprawę, że ciągle jest ich więcej we Francji niż przybyszów z Maghrebu. I zrobią z nimi porządek, prostymi, ulicznymi metodami. Pałką i nożem”. Aha. No tak, w sumie nieważne, że Szczepan Twardoch pisze, co należy zrobić z „arabskim motłochem”, ważne, że pisze w tej okropnej „Gazecie Polskiej”, prawda?

Odpowiedź zostawiam państwa sumieniom, ale jednak trochę jestem w szoku. Może za mało czytam „Gazety Polskiej”, ale jednak nie sądziłem, że na jej łamach padają takie pomysły rozwiązywania problemów. Mam nadzieję, że dzisiaj Twardoch już tak nie uważa, ale niestety nie dowiemy się tego z „Gazety Wyborczej”. A szkoda, bo wtedy wywiad byłby pewnie ciekawszy. Wyobrażam sobie, że Dorota Wodecka mogłaby zapytać Twardocha, po co to pisał, a on by nam wytłumaczył. Bo jakoś nie wiem, po co się takie rzeczy pisze. Dla ćwiczenia stylu? Ku pokrzepieniu serc? A może dlatego, że „Zgnilizna jest immanentną, a, co gorsza, również dominującą cechą każdej formy ludzkiego życia społecznego”, jak pisał kiedyś Twardoch na swoim blogasku? Albo dlatego, że „może jednak nasza historia nie jest historią postępu, o którym z takim upodobaniem bredzą głupcy, i który miałby być wartością autoteliczną, lecz historią degeneracji?”, jak się głośno zastanawiał? 

Jakkolwiek by było, bawi mnie wyrażane w „GW” zdziwienie, że niektórzy koledzy z prawicy się na niego obrazili, czy nawet uważają go za zdrajcę. Trochę ich jednak rozumiem. W końcu mieli razem iść wyrzynać motłoch, a kolega Twardoch, zamiast sięgać po nóż i pałkę, udziela wywiadu Gazecie Koszernej (cyt. za Szczepan Twardoch) i odbiera nagrody od syjonistów. Autor Wiecznego Grunwaldu przyznaje, że dziś już nie ma tak określonych poglądów na wszystko jak kiedyś. „Zrozumiałem, że znam się na bardzo niewielu rzeczach”. Jest to pewna ulga, że na przykład dziś nie jest już specem od Ameryki Łacińskiej. Ale warto przypomnieć, że jednak kiedyś był: „Generał Pinochet Ugarte mógł bohatersko zginąć, jak Rochejacquelin, lub stać się potworem, jak Ungern von Sternberg. Zamiast tego – walczył i zwyciężył. Chile to jedna z nielicznych zwycięskich dla kontrrewolucji wojen od 1789 roku. Z rewolucją nie można walczyć szlachetnie, bo wtedy się przegrywa”. Pozostaje się cieszyć, że obecnie Twardoch nie ma już na ten temat żadnego zdania. Choć w sumie chyba nie trzeba być wybitnym intelektualistą, żeby potępiać zbrodniczych dyktatorów? Więc może jednak jakieś zdanie mógłby mieć. No, ale to też „Wyborczej” nie interesuje. Ale może ktoś inny pisarza zapyta? Serdecznie zachęcam. Podpowiadam też pytanie: czy ciągle brzydzą Pana filmy Almodovara? 

Chciałbym wierzyć, że to wszystko już pieśń przeszłości. Że już nie zazdrości erudycji „świetnemu Waldemarowi Łysiakowi”, że gdy twierdzi, że Polska powinna się była sprzymierzyć z Hitlerem (oczywiście: „pamiętając o zdegenerowanym charakterze i tożsamości narodowej współczesnych Niemców”), nie chodzi mu o mordowanie Żydów, że mniej się fascynuje Jüngerem („Adolf Hitler nie znosił alkoholu, nie palił i był zaciekłym wegetarianinem. To symptomatyczne. «Po wegetarianach przychodzą kanibale». (Ernst Jünger)” A po prawach dla homoseksualistów, legalizacja zoofilii?), że nie podpisałby się już pod zdaniami: „Nie znoszę postępowej koncepcji praw zwierząt. Zwierzęta nie mają praw, Stwórca dał nam je, byśmy nimi dysponowali i korzystali, jak z wszystkich innych dóbr na ziemi.” Ale boję się, że nie. Bo jednak pełne pogardy są padające w „Wyborczej” zdania: „Bo to przecież są martwi ludzie. Wydrążeni, skorupy takie z chińskiego plastiku. Te wszystkie wypindrzone dupy podobne do siebie, jakby je w jednej fabryce robili, Warszawa, Kraków czy Poznań, korporacja, mieszkanko na strzeżonym osiedlu, pierdolony kotek i jego kuweta, bo na dzieci jeszcze «sie nie zdecydowały», wydaje im się, że o wszystkim decydują, takie pewne siebie, samorealizacja, samodoskonalenie, inwestowanie w sie w siebie, a do tego ci ich, kurwa, «partnerzy», bo to nie chodzi o żaden romans, tylko właśnie, «partnerzy», wykastrowane toto zupełnie, bo się baby własnej boją nawet bardziej niż szefa w robocie”.

Może i jestem wykastrowany, ale wolę właśnie taki być, niż pełen pogardy i kultu przemocy. Myślisz Szczepan (w końcu się znamy), że dzięki tej swojej prawackiej „subwersywności” jesteś ciekawszy? Mam nadzieję, że jednak uda ci się kiedyś zrozumieć siebie – serio, nie jesteś aż taki skomplikowany – i pojąć, jak głupio się mylisz. No i serio myślałeś, że jak skasujesz blogaska, to Internet zapomni, co tam wypisywałeś? 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij