Świat

Sekret modelu nordyckiego

Ten model nie rośnie na drzewach. Całe pokolenia o niego walczyły.

Dwadzieścia lat po transformacji od komunizmu region Europy Środkowej i Wschodniej podupadł na duchu. Opiewane zewsząd zbliżenie z Europą Zachodnią pod względem PKB skrywa ponury obraz. Przez ponad dwadzieścia lat poziom zatrudnienia w całym regionie pozostawał dużo niższy niż w Europie Zachodniej, a najzdolniejsi i najbardziej dynamiczni wciąż wyjeżdżają.

Rozdźwięk pod względem dochodu rozporządzalnego (tzn. dochodu, którego nie wydaje się na koszty utrzymania i inne niezbędne wydatki) między Wschodem a Zachodem wzrósł, jako że ceny zrównywały się dużo szybciej niż płace. Klasa średnia w regionie pozostaje słaba, w efekcie czego jakość demokracji gwałtownie się pogarsza, o czym świadczą choćby doniesienia prasowe pełne historii korupcyjnych.

W tej sytuacji niektórzy wskazują, że region Europy Środkowo-Wschodniej mógłby skorzystać z niektórych elementów modelu nordyckiego. Zainteresowanie doświadczeniami Skandynawii wzrosło przede wszystkim dlatego, że to jedyna część świata zachodniego, która wielki kryzys po roku 2008 przetrwała w zasadzie nietknięta. Stanowi ona również diametralne przeciwieństwo Europy Środkowej i Wschodniej: poziom zatrudnienia jest najwyższy w Europie, płace są bardzo wysokie, demokracja silna, korupcja wyjątkowo niska, a sytuacja fiskalna stabilna. Rodzi się w związku z tym oczywiste pytanie: czy Europa Środkowa i Wschodnia może się uczyć od Skandynawii?

Zastrzeżenia jako alibi dla samozadowolenia i bezwładu

Zanim odpowiemy na to pytanie, musimy się rozprawić się z kilkoma częstymi zarzutami, których fundamentem są rozmaite mity. Konstruuje się je zazwyczaj, opierając się na założeniu, że „oni (Skandynawowie) mogą sobie na to pozwolić, bo są bogaci”, względnie „za pięćdziesiąt lat, jak już będziemy tak zamożni jak oni, będzie nas stać na ich system socjalny”.

Na takie tezy Skandynawowie odpowiedzieliby – i słusznie – że są bogaci właśnie dlatego, że mają taki system, a nie odwrotnie.

Inny mit dotyczący Skandynawii mówi, że jest ona zamożna ze względu na swoje zasoby naturalne. Tyle że to zwyczajnie nieprawda. Kraje te były zamożne, zanim zaczęły wydobywać w latach 70. gaz ziemny i ropę na masową skalę, poza tym tylko niektóre z nich to robią. Norwegia, która faktycznie posiada złoża, korzysta z zaledwie maleńkiej części zysków; są one roztropnie oszczędzane dla przyszłych pokoleń, także po to, by uniknąć losu gospodarek dotkniętych przekleństwem zasobów naturalnych, takich jak Nigeria czy Arabia Saudyjska. Inną niż norweska drogę obrała Wielka Brytania, która dzieli z Norwegią część złóż na Morzu Północnym – Margaret Thatcher wykorzystała przychody z ropy do sfinansowania swego projektu neoliberalnego.

Model nordycki nie jest również wyjątkowy dla kultur północnoeuropejskich. Jak mówią sami Skandynawowie, to nie jest coś, co rośnie na skandynawskich drzewach. Całe pokolenia musiały walczyć o jego wprowadzenie. Na początku XX wieku Finlandia pogrążona była w wojnie domowej, Norwegia była radykalnie spolaryzowana politycznie, a Szwecja była areną niekończącej się walki między pracą a kapitałem, która doprowadziła do rekordowej liczby dni roboczych utraconych w wyniku strajków i innych działań w przemyśle.

Polaryzacja społeczna w latach 20. i 30. stawała się nie do zniesienia – podobnie jak w regionie Europy Środkowej i Wschodniej dziś. To właśnie chęć wyjścia z tej sytuacji skłoniła Skandynawów do stworzenia konstruktywnego modelu nordyckiego w dekadach, jakie nastąpiły po szwedzkim układzie z Saltsjöbaden w 1938 roku (w innych krajach nordyckich zawierano podobne porozumienia). Pokolenie za pokoleniem toczyło zmagania o budowę modelu kooperacyjnego; tego samego, dzięki któremu dziś duńskie związki zawodowe mówią o sobie żartem, że stały się „wydziałem kapitału ds. zasobów ludzkich”. Choć zaraz dodają, że groźba strajku wcale nie zniknęła.

Model nordycki: instytucje kształtują kulturę, demokrację i gospodarkę

Model nordycki to pewien zestaw instytucji, a instytucje dają się przenosić w inne miejsca. Zastrzeżenia na temat kultury stanowią alibi dla podtrzymania status quo.

Jeśli przyznajemy, że niewłaściwe jest przekonanie, jakoby Romowie byli niezdolni do nauki, pracy i wybicia się w społeczeństwie – a to z pewnością nieprawda – to fałszywe będzie również przekonanie, że Szwedzi są niejako z urodzenia lepiej rozwinięci niż inne nacje albo że Słowacy, Węgrzy czy Macedończycy nie potrafią osiągnąć skandynawskich poziomów wykształcenia, współpracy czy minimalizacji korupcji.

Tak naprawdę taki samoumniejszający defetyzm kulturowy to główny czynnik powstrzymujący zmianę instytucjonalną i rozwój w mniej zamożnych regionach, tak odległych od siebie jak Ameryka Łacińska, Afryka i Europa Środkowo-Wschodnia. By posłużyć się analogią: gdybyśmy na serio wierzyli, że nie potrafimy działać w instytucjach, dla których nie wykształciliśmy jeszcze żadnych lokalnych tradycji, nie powinniśmy byli w żadnym razie porywać się na projekt budowy demokracji w roku 1989.

Model nordycki to zarówno projekt gospodarczy, jak i warunek wstępny działającej demokracji. Silne związki zawodowe z niemal powszechnym członkostwem podpisują co dwa lata porozumienia z reprezentatywnymi stowarzyszeniami pracodawców. Zobowiązują się do zwiększania produktywności poprzez utrzymywanie fantastycznego systemu edukacji oraz całościowe organizowanie oświaty dorosłych i szkoleń w przedsiębiorstwach. Motywacją dla pracowników jest udział w zwiększonych zyskach poprzez rosnące płace. Motywacją dla pracodawców jest również udział w zwiększonych zyskach, będących efektem zmotywowanych finansowo i bardziej produktywnych pracowników, jak również bardziej otwartych związków zawodowych, skłonnych zaakceptować rygory płacowe w gorszych okresach. Motywacją dla rządu jest pokój społeczny, wysokie zatrudnienie i więcej wpływów podatkowych.

Taki system zakłada istnienie dobrze sfinansowanego i dobrze zarządzanego systemu edukacji, jak również wysoko płatnych miejsc pracy w przemyśle, które motywują ludzi raczej do pracy niż życia na zasiłku.

Te ostatnie finansowane są dzięki progresywnemu systemowi podatkowemu i silnym instytucjom zwalczającym korupcję. Wszystko to w ogromnym stopniu dotyczy gospodarek Europy Środkowej i Wschodniej, które cierpią na niską wydajność pracy, niskie płace i niskie zatrudnienie. Właściwy dla tego regionu model konkurowania z innymi gospodarkami przy pomocy niskich płac i niskich podatków ewidentnie zawiódł.

Warunek wstępny demokracji

Jak w swych badaniach ostrzegał Gøsta Esping-Andersen, czołowy teoretyk modelu nordyckiego, żadna demokracja nie będzie żywotna ani trwała bez licznej klasy średniej. Przynależność do niej definiuje on poprzez materialną niezależność danej osoby (tzn. niebycie uwikłanym w klientelistyczne zależności i bezpieczeństwo egzystencji pozwalające na swobodne wyrażanie poglądów), a także poziom edukacji wystarczający do rozumienia – niebywale złożonej w epoce energii jądrowej i globalnej integracji finansowej – debaty publicznej i uczestnictwa w niej.
Dodaje również, że sam rynek nie jest zdolny wytworzyć klasy średniej. Tak naprawdę neoliberalne procesy ostatnich kilku dekad zdziesiątkowały klasę średnią na Zachodzie, czego dowodzą statystyki.

Jedynie system państwa dobrobytu zdolny jest zapewnić edukację, ochronę socjalną, politykę zatrudnienia, transport publiczny i inne usługi publiczne poprawiające mobilność społeczną i wzmacniające klasę średnią. Zasady leżące u podstaw transformacji demokratycznej Europy Środkowo-Wschodniej były dokładnie odwrotne: rynki w ogólności, a bezpośrednie inwestycje zagraniczne w szczególności, miały przynieść gospodarczą konwergencję z Zachodem i coraz bardziej wzmacniać klasę średnią.

Nie jest niespodzianką, że tak się nie stało. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej od jednej trzeciej do połowy mieszkańców żyje poniżej poziomu egzystencjalnego minimum. Dochody klasy średniej w regionie są równe płacom dolnych dziesięciu procent społeczeństwa w Europie Zachodniej. Systemy oświaty działają poniżej oczekiwań. Udział klasy średniej, tak jak zdefiniował ją Esping-Andersen, można szacować na mniej niż 10 procent wyborców. Wiele to wyjaśnia z coraz gorszej jakości demokracji w krajach tego regionu, a także coraz silniejszego klientelizmu i korupcji po roku 1989.

Zapytany o esencję modelu nordyckiego, pewien mieszkaniec Skandynawii podsumował go prostym stwierdzeniem: „Rozmawiamy ze sobą”. Dokładnie tego brakuje w Europie Środkowej i Wschodniej. To nie tak, że za pięćdziesiąt lat, kiedy już region stanie się odpowiednio bogaty, będzie mógł sobie pozwolić na model nordycki. Jeśli nie wejdzie teraz na kooperacyjną ścieżkę, wystarczająco bogaty nie stanie się nigdy.

Tekst pochodzi z Visegrad Review.

Tłum. Michał Sutowski

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij