Świat

Sierakowski: Trump się nie da oswoić

Trump u władzy w USA może się dla nas skończyć 20 latami z Kaczyńskim – mówi Sławomir Sierakowski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Maciej Stasiński: W lipcu powiedział mi pan: „Byłem pewien Brexitu i jestem pewien, że w USA wygra Trump”. Sprawdziło się. Co dalej?

Sławomir Sierakowski: Brexit i Trump oznaczają pożegnanie demokracji liberalnej jako kanonu zachodniej polityki. A jeśli tak, jeśli nie ma się do czego odwołać jako do wzoru, to czy Polska sama wbrew trendom globalnym zdoła przywrócić u siebie taką demokrację? Wybór Trumpa oznacza, że w USA będą rządzić tacy sami wariaci jak w Polsce. Trump to oligarcha, gorszy nawet od rosyjskich. Oni kalkulują, są realistami, można się z nimi dogadać. Trump to niegrzeczne dziecko z nuklearnymi zapałkami. Nikt na świecie nie wie, co zrobi. On sam nie wie. A jest nadambitny, będzie chciał się popisywać.

Takich rządów nie lubi ani geopolityka światowa, ani gospodarka. A my niepodległość i demokrację zawdzięczamy wyłącznie geopolitycznej koniunkturze.

Dlaczego tak się stało?

Skoro elity USA nie chciały się podzielić dobrobytem z biedniejącymi masami, to wkurzone masy przyprowadziły im do Waszyngtonu Trumpa. Skoro Zachód nie zadbał, żeby się podzielić bogactwem, to tego podziału dokona się na dziko. Hillary Clinton nie miała prawa wygrać tych wyborów. Od co najmniej 15 lat dochody średniej rodziny amerykańskiej spadają, a niezmiennie rosną te wąskiej elity. Wszyscy się cieszą, że spada bezrobocie, ale maleje partycypacja na rynku pracy. Bezrobotni nawet nie wierzą, że mogą na rynek wrócić, więc znikają ze statystyk.

Te wybory to nie był sondaż popularności polityków, to był plebiscyt w kolejnym kraju na temat demokracji liberalnej. Ci, którzy na niej ekonomicznie stracili, wypowiedzieli pakt liberalno-demokratyczny.

Trąbią o tym filozofowie i ekonomiści od dziesięciu lat. Politycy głównego nurtu przestali być wiarygodni, ludzie nie wierzyli, że poprawią dolę średnich Amerykanów. A Trump przychodzi z zewnątrz i kiedy mówi, że coś zrobi, to dlaczego mu nie wierzyć? On jest jak mściciel, który ukarze polityków z Waszyngtonu. Już ukarał symbolicznie. Są upokorzeni, tak jak upokorzone czuły się spauperyzowane masy.

Jak to się odbije na Europie?

Katastrofą nie jest sam wybór Trumpa. Ona dopiero przyjdzie. W pewnym sensie Trump ma rację, gdy mówi, że Ameryka powinna się zwijać do domu. Nie jest już w stanie być supermocarstwem. Dlatego Trump chce się dogadać z Putinem, targować z Chinami. Ameryka podzieli się władzą z najsilniejszymi państwami. Nastąpi coś na kształt kongresu wiedeńskiego. Europa wypadnie w tym najsłabiej, bo jest rozbita i skonfliktowana. A samej Ameryce w gruncie rzeczy taki układ się opłaci, bo do stołu usiądzie jako najsilniejszy gracz. Ale już nie w imieniu świata, tylko w swoim własnym. Przestanie bronić demokracji. Zajmie się swoim dobrobytem.

Ciężko za to zapłacimy, bo zawsze za błędy Zachodu płacą jego peryferie. My wyjdziemy na tym gorzej od Węgier, bo Orbán gra w przeciwną grę niż my, na zmianę znienawidzonych na Węgrzech granic, na destabilizację regionu. Chce odbudować Wielkie Węgry, pokrzywdzone utratą Siedmiogrodu, Zakarpacia itd. Jemu opłaca się przytulenie do Putina.

Polska na destabilizacji może jedynie stracić. Stawiać na sojusz z Orbánem może tylko kompletny idiota. I nami rządzą kompletni polityczni idioci, jak Waszczykowski czy Macierewicz.

Przez nich jesteśmy niczyi. Odepchnęli Paryż, Berlin i Brukselę. Nie będzie chciał nas Zachód, za to będzie chciał Wschód. To jest patriotyzm PiS-u. Z czystej głupoty i nienawiści pogrążyć siebie i innych ku chwale ojczyzny.

Polska sama demokracji nie obroni. Trump u władzy w USA może się dla nas skończyć 20 latami z Kaczyńskim. Bo zniknie jedyny nacisk na przestrzeganie kanonu demokracji liberalnej, z jakim Kaczyński się liczył, i świat pogrąży się w licytacji nacjonalizmów.

Ten nacisk i tak nie byłby skuteczny. Tak jak nie jest skuteczny sprzeciw Unii. Najważniejsze są opór i obrona demokracji w kraju. Bunt kobiet. Sprzeciw wobec wyprowadzania nas z Europy, do której Polacy chcą należeć.

Przywiązanie do Europy? Nie ma już tej Europy, do której wstępowaliśmy. Ona się rozłazi i trumpizuje. A jeśli podupadniemy gospodarczo, to protesty opozycji mogą zostać przykryte wzrostem nastrojów nacjonalistycznych. Już w tym roku według statystyk prokuratury przestępstwa z nienawiści wzrosły o 13 proc., a według organizacji pozarządowych jeszcze bardziej.

Kaczyński prowadzi nas do katastrofy. Ale nie wiadomo, kogo wybiorą Polacy, kiedy ona nastąpi. Stać nas na jeszcze gorszych populistów. Polacy nie są genetycznymi demokratami liberalnymi. Walczmy, ale nie łudźmy się, że Zachód to za nas zrobi albo że tylko jedna opcja ma odpowiednią strategię. Jeśli KOD będzie dyskredytowany „za neoliberalizm” albo taki czy inny błąd, a Razem za lewactwo i sekciarstwo, to opozycja sama z siebie zrobi pośmiewisko. Dzielenie się w obecnej sytuacji Polski to pomaganie władzy.

Po wyborze Trumpa na miejscu Putina sprawdziłbym, czy potomkowie łotewskich albo estońskich kombatantów SS nie zabijają rosyjskich chłopów, i zatroszczyłbym się o ciemiężoną mniejszość rosyjską w tych krajach.

A dlaczego Putin nie miałby sprawdzić teraz Zachodu? Dotąd sprawdzał. Bo do czego on dąży? Czy zależy mu na rozwoju Rosji? Nic z tych rzeczy, cofnął Rosję, utrzymuje ona gospodarkę opartą na surowcach. Czy zależy mu na dołączeniu do Zachodu jako obszaru demokracji i wolności? Nie. Rosja ma własną „suwerenną demokrację”. Co mu pozostaje? Siła i terytorium. I Rosja chlubi się największym terytorium.

Rosja sprawdzi Zachód twardo czy miękko? Może wprowadzi „zielone ludziki” do Estonii i zobaczy, jak Trump potraktuje art. 5 traktatu NATO?

Sposób na art. 5 został już wynaleziony. Zadziałać poniżej progu reakcji, do którego zobowiązuje pakt NATO. Tak żeby nie było wiadomo, jak go stosować. Wypowiedzenie wojny wymaga zgody Kongresu USA, dlatego art 5. brzmi tak, jak brzmi, miękko. Nie oznacza wspólnego wypowiedzenia wojny przez państwa Sojuszu agresorowi. Oznacza tylko wspólną reakcję. A to może być też nota dyplomatyczna albo wysłanie komisji, która ma po miesiącu przedstawić raport. Rosji wystarczy zdestabilizować Estonię czy Łotwę. Przecież Rosjanie już tam są. I łatwym pretekstem może być, że Rosjanie nie mają praw obywatelskich na Łotwie, a ich język i kultura są dyskryminowane. Trump się będzie chciał dogadać.

A sama Unia nie ma armii, przez ostatnie dekady się rozbrajała. Teraz przy wschodniej granicy NATO będzie kilka tysięcy rotujących żołnierzy. A po drugiej stronie stoi kilkaset tysięcy z nieporównywalnym uzbrojeniem. Może Macierewicz będzie chciał ruszyć na nich ze swoją niedzielną armią, ale Zachód na pewno uzna, że trzeba się porozumieć. To nawet sprzyja coraz bardziej oczywistej idei Unii dwóch prędkości. Europa Zachodnia zrzuci to, co jest coraz bardziej dla niej balastem, na nas i innych, którzy nie chcą uchodźców ani integracji. A Rosja poszerzy swoją strefę wpływów.

Wycofanie się raczej de facto niż de iure Europy Zachodniej i NATO z naszego regionu jest całkiem możliwe.

W dalszej kolejności jakaś integracja energetyczna, ekonomiczna i dyplomatyczna z Rosją. To w pierwszej kolejności dotyczy państw bałtyckich, które zbliżają się do sytuacji Ukrainy sprzed jakiegoś czasu. Potem kolej na nas. I chyba tylko na nas, bo inni albo już się przytulili do Putina, albo nie mają alternatywy i nie będą jej szukać.

Trump obiecywał, że przywróci Ameryce wielkość. Jak Ameryka ma być znowu wielka, skoro ma się wycofać ze świata i skupić na sobie?

Izolacjonizm i hasło „Make America great again” kłócą się ze sobą tylko pozornie. Ameryka może być wielką siłą swojego dobrobytu. Wciąż będzie największym producentem technologii, kultury masowej, energetyki, młodym i zdrowym demograficznie państwem. Najbardziej brakowało jej komfortu zajmowania się samą sobą. Trump to wyczuł. Taką Amerykę reszta świata zacznie lubić, bo ona się nie będzie nigdzie mieszać.

Miliarder i oszust przywróci średnim Amerykanom poczucie dobrobytu i wielkości kraju? Już prędzej by to zrobili Clinton albo Sanders.

Clinton mogła to zrobić. Ale w tych wyborach nie chodzi o to, kto ma rację, tylko o to, kto jest wiarygodny. Jasne, że wyborcy Trumpa będą jego pierwszymi ofiarami. Dotąd byli ukarani pauperyzacją, a teraz zostaną ukarani populistycznym przywództwem, które ich zawiedzie.

Optymiści liczą, że Trumpa, demagoga i burzyciela, powstrzyma siła demokracji instytucjonalnej.

Tak, tak, na pewno zadziałają instytucje, racja stanu, generałowie go oswoją! O Dudzie i Kaczyńskim też tak mówiono. I co? Od razu wyrzekli się demokracji liberalnej. Orbán zmienił konstytucję ponad 600 razy, Kaczyński ją łamie bez przerwy. Nic ich nie powstrzymało.

Trump może dokonać takiej samej destrukcji. Jak demokracja ma go powstrzymać, skoro to ona go wybrała? Zarazem już nie wiadomo, co to jest demokracja liberalna i dlaczego ma być taka fajna, skoro wcale dla ludzi nie była. To złudzenia, że Trump nie naszkodzi. Przeciętny wójt w Polsce jest pięć razy lepszy i rozsądniejszy niż Trump.

Już słyszę te naiwne głosy, że świat się nie zawalił. Prezydent elekt takie ładne przemówienie wygłosił. Giełdy się uspokoiły. Może nie będzie tak źle. Otóż będzie.

Trump się pogubi w murach Waszyngtonu? Wybierze kompetentnych ministrów? Kaczyński też mógł rozsądnych wybrać, a wziął najbardziej niezrównoważonych. Republikanie się Trumpowi podporządkują, wedle tradycji oportunizmu. Demokracja go nie spacyfikuje. Demokracja to on.

To może nadejdzie reakcja ozdrowieńcza chociaż w Europie? I Niemcy z Francją spróbują odbudować Unię?

A jaka była reakcja Zachodu na Brexit? Stanowcza? Pakt fiskalny? Niemcy podzielili się bogactwem z biedniejszym Południem? Reakcja na Brexit jest kunktatorska. Europa się nie ratuje.

Widać już międzynarodówkę nacjonalistów uradowaną Trumpem: od Orbána po Marine Le Pen. Ale taka międzynarodówka to sprzeczność w założeniu. Nacjonalizmy muszą się zderzyć. Polski nacjonalizm PiS-u już się zderzył w Wielkiej Brytanii z niechęcią Brytyjczyków do imigrantów.

Owszem, ta sprzeczność nazywa się wojna. Egoizmy i nacjonalizmy kwitną. Nastąpi nawrót do protekcjonizmu. Układu o wolnym handlu USA – UE nie będzie, NAFTA pewnie pęknie. Ale żaden sensowny pakt nie powstanie.

To, że nie rozwiązujemy problemu uchodźców, to bomba z opóźnionym zapłonem.

Wokół nas żyje kilkaset milionów głodnych ludzi. Zachód się z nimi nie chce dzielić. Reakcja tych ludzi będzie taka jak reakcja wyborców Trumpa: przyjdą się zemścić.

Skoro walka z nierównościami i rozsądna regulacja globalnej gospodarki nie nastąpiły, to zrobi się na dziko, przez katastrofę. Jak zawsze na Zachodzie. A w Polsce nigdy się nie poprawiało, kiedy na Zachodzie się pogarszało.

 

 

**Dziennik Opinii nr 320/2016 (1520)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij