Kraj

Gzyra: Przemoc na zlecenie

Większość niezliczonych przypadków przemocy wobec zwierząt to działanie na zlecenie. Zaplanowane, metodyczne, standardowe i bez afektu.

We współczesnych społeczeństwach krajów wysokorozwiniętych przemoc i okrucieństwo wobec zwierząt stosunkowo rzadko przybierają bezpośrednią formę. Rozumiem przez to sytuację, w której są celem działania, a sprawcy działają samodzielnie i da się ich obarczyć niepodważalną odpowiedzialnością. Innymi słowy: przemoc jest systemowa.

Oczywiście, to „stosunkowo rzadko” w rzeczywistości oznacza często, a powodem jest ilość ludzi. Nawet jeśli tylko nieliczni będą kopać psy, rzucać kamieniami w koty i ptaki, okładać kijem, wyrzucać przez okno, ciągnąć za samochodem, wieszać, podpalać i obdzierać ze skóry zwierzęta, takich przypadków będzie przerażająco dużo.

Jednak większość niezliczonych przypadków przemocy wobec zwierząt to działanie na zlecenie. Zaplanowane, metodyczne, standardowe i bez afektu. Dokonywane jest przez opłacanych specjalistów, mniej lub bardziej profesjonalnie. Zadawanie bólu i cierpienia, powodowanie strachu i stresu, wreszcie zabijanie, to część wykonywanego przez nich i przez nie zawodu.

Ból, cierpienie, strach i śmierć zwierząt nie są przy tym głównym celem ich działania. To uboczny skutek standardowych procedur produkcyjnych określonego produktu.

Produktem może być jakaś część zwierzęcia lub jego zachowanie. Kiedy nazwie się te skutki uboczne słowami nacechowanymi pejoratywnie, które da się stosować i zwykle stosuje się do ludzi, nawet niewrażliwych może najść pokusa, żeby uznać je za koszty tego procesu.

W rzeczywistości przez wielu traktowane są jako część zysku, nie jako koszty. Po stronie kosztów wpisuje się przecież raczej to, co nie przynosi zysku. Dobrze to widać na przykładzie śmierci zwierzęcia uwikłanego w mechanizm eksploatacji któregoś z licznych przemysłów, niech to będzie przemysł mleczny. Można sobie w jego miejsce wstawić dowolny inny, zasada będzie podobna.

Krowa, która umiera zbyt wcześnie, a więc jej wydajność nie osiągnie oczekiwanego poziomu, będzie wpisana po stronie kosztów. Przyniosła stratę, ale nie chodzi tu oczywiście o fakt, że straciła życie. Stratą jest mleko, którego struga w niezamierzony sposób się urwała, nie dając szans na zysk. Obrazowo mówiąc: nie wszystkie kartony z mlekiem, które specjaliści różnych dziedzin podstawili krowie pod wymiona, zostały napełnione zgodnie z planem.

Co innego w przypadku krowy, którą się zabija, bo przestaje być efektywna. Pozostawienie jej przy życiu przestaje się opłacać, natomiast jej zabicie wręcz odwrotnie. Śmierć wpisuje się po stronie zysków. Odpowiednia ilość kartonów z mlekiem została napełniona, a dodatkowo można zarobić na martwym zwierzęciu. Jego ciało wykorzysta się bardzo skrupulatnie. Od ilości części i substancji pozyskanych z ciała można dostać zawrotu głowy. Większość się przyda i ma wymierną wartość.

Śmierć nie musi więc mieć statusu kosztów. To część kalkulacji zależna od kontekstu. Pracownik, który wykonuje krzywdzące procedury związane z chowem zwierząt lub je zabija, nie musi sobie tą kalkulacją zaprzątać głowy.

Zresztą swojej pracy w ogóle nie musi wykonywać z wyboru i z pasją. Trudno o lepszy dowód na normalizację i banalność zła, ale przy stosowaniu przemocy też można się nudzić, być pełnym rutyny, a czynności wykonywać z myślą o czymś innym, byle jak i bez przekonania. Można nie rozumieć, że to przemoc i że nie jest nieunikniona.

Na dodatek jednym z wynalazków współczesnych społeczeństw jest podział pracy, który może znosić poczucie bezpośredniej odpowiedzialności za los zwierząt. Ścisłe specjalizacje można odnaleźć na różnych etapach procesu eksploatacji zwierząt. Nikt nie musi brać na swe barki całego brzemienia winy, o ile w ogóle odczuwa jakąkolwiek.

Można być przysposobionym do krzywdzenia albo nawet być do niego zmuszonym. Na przykład warunkami ekonomicznymi czy innymi czynnikami społecznymi, na które nie ma się wpływu. Ogólnie mówiąc: obowiązującym modelem kultury, instalującym w procesie wychowania i edukacji określone wartości lub ich brak.

Jeśli doda się do tego coraz lepiej znane – również przez perfidnie je wykorzystujących – mechanizmy psychologiczne, funkcjonujące tak na poziomie jednostkowym, jak i społecznym, a zniechęcające do samodzielnego myślenia, kontestacji i tłumiące empatię, można mówić o ubezwłasnowolnieniu. A ubezwłasnowolnienie oznacza ograniczoną odpowiedzialność lub jej brak. Mamy więc zwierzobójstwo, ale nie ma winnych?

Robert Garner, brytyjski politolog analizujący kwestię politycznej reprezentacji interesów zwierząt, zauważał na łamach czasopisma „Animal Law”, że w złożonym systemie eksploatacji trudno wskazać konkretnego winowajcę. Pytał: „Kto jest właściwie odpowiedzialny za kłopoty zwierząt hodowanych dla potrzeb żywieniowych człowieka w ramach rolnictwa? Czy jest nim robotnik rolny, właściciel fermy, firmy związane z agrobiznesem, które są dostawcami sprzętu rolniczego, sprzedawca końcowego produktu czy konsument?”.

No właśnie, co ze zleceniodawcami? Kim oni są? Trudno za jedynych uznać detalicznych konsumentów, którzy co prawda stanowią pierwsze ogniwo długiego łańcucha współwiny, bo płacą ze swoich pieniędzy za produkt z wpisaną weń krzywdą, ale przecież też są – w wystarczająco wielu przypadkach dla trwania status quo – działającym na autopilocie produktem kultury i struktury społecznej, z biologią pełną nieuświadomionych mechanizmów psychologicznych.

Nie są jednak przecież jedynym powodem istnienia danego produktu. Trudno traktować ich wszystkich po prostu jak decydentów, równie dobrze mogą być postrzegani jako ofiary inżynierii społecznej i marketingu wmawiającego potrzeby. No i oprócz tego są przecież jeszcze mechanizmy rynkowe wyższego rzędu, z międzynarodowymi i globalnymi zależnościami włącznie.

Wszystko to nie jest powodem, by tracić z oczu jednostki i ich wpływ na rzeczywistość, kiedy myśli się o zmianie społecznej. To raczej powód, żeby poza jednostkami widzieć mechanizmy społeczne, w które są wpisane. Nie da się dokonać trwałej, korzystnej dla zwierząt przemiany społeczeństwa, jeśli nie stworzy się strukturalnych ułatwień osobistych zmian postępującej liczby ludzi.

Peter Singer wiedział to, pisząc, że jakkolwiek powinniśmy starać się kontynuować proces poszerzania kręgu moralnego, „nie możemy po prostu proponować tego jako najwyższego standardu etycznego i następnie oczekiwać od każdego, żeby zachowywał się zgodnie z nim. Musimy zacząć projektować kulturę w taki sposób, aby zachęcała do większej troski bez udaremniania ważnych i stosunkowo stałych potrzeb”.

Dariusz Gzyra – działacz społeczny, publicysta, weganin. Kontakt: http://gzyra.net

**Dziennik Opinii nr 93/2015 (877)

***

Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij