Kraj

Gzyra: Zwierzęta wykluczone

Podobno około 14 procent brytyjskich użytkowniczek i użytkowników Facebooka założyło konto swojemu psu.

Liczne zwierzęta mają też swoje profile na YouTube i Twitterze. Ba, już od dawna funkcjonują portale społecznościowe wyłącznie z profilami zwierząt. Pozaludzkich. A właściwie części z nich. Takich miejsc w internecie jest coraz więcej.

Trend puka również do Polski, ale jak na razie właściciele podobnych serwisów nie odnotowują oszałamiających sukcesów. W każdym razie nie tak wielkie, żeby debiutować na Giełdzie Papierów Wartościowych. Nie mam specjalnych wątpliwości, że sukces finansowy jest podstawową składową ich definicji sukcesu.

Według badań opinii społecznej ponad połowa Polek i Polaków „trzyma w domu jakieś zwierzę”. Dobrze jest w tym przypadku dosłownie zacytować bezpieczne określenie „trzymać” zamiast zobowiązującego „opiekować się”. Tak czy siak, mnóstwo ludzi ma bezpośredni kontakt z jakimś zwierzęciem. Jest z nim przez dużą część jego życia, jeśli nie przez całe.

Takie zwierzęta nazywane są domowymi, zarówno w języku potocznym, jak i w prawie. To te, które – jak chce Ustawa o ochronie zwierząt – są „utrzymywane przez człowieka w charakterze jego towarzysza”. Spotyka się także określenie „zwierzęta towarzyszące”. Jest ono promowane przez Oxford Centre for Animal Ethics jako mniej uwłaczające zwierzętom niż angielskie „pets”.

Dyskusja o języku, którego używamy do określania innych, zarówno zwierząt, jak i ludzi, jest bardzo ważnym wkładem w tropienie szowinizmów. Być może nawet określenie „zwierzęta towarzyszące” nie jest dostatecznie dobre. Dlaczego miałyby być określane jako towarzyszące nam, a nie my jako towarzyszący im? Czy zawsze musimy być w centrum?

Wiele zwierząt nazywanych jest zgodnie z funkcjami, które zmuszane są pełnić dla ludzi. Zwykle nie mają wyboru i często jest to związane z ich krzywdą. Zwierzęta cyrkowe, futerkowe, doświadczalne, krowy mleczne, świnie bekonowe, kury nioski, psy łańcuchowe.

Określenie „towarzyszące” też może sugerować naszą dominację. Tak, jakby ich zdolność do znoszenia naszej bliskości, a de facto uzależnienie od nas, było najważniejszą ich cechą.

Na dodatek ciągłe określanie wybranej grupy zwierząt jako naszych towarzyszy może umacniać fatalną hierarchię. Większość zwierząt nie należy do takich wybrańców. Brak tego rodzaju statusu oznacza smutny scenariusz życia. Oczywiście podział na zwierzęcych towarzyszy – członków społeczności, i zwierzęcych niewolników – wykluczonych, jest obecny także na portalach społecznościowych. To miejsca segregacji.

Na zwierzęcych profilach możemy śledzić wydarzenia z życia uprzywilejowanych. Dowiadujemy się, co pupil jadł, gdzie i z kim był na spacerze. Możemy podziwiać nowe zdjęcia w zabawnych pozach, niecodziennych miejscach. W objęciach opiekuna, podczas sjesty i w trakcie szalonej zabawy. Więcej: możemy przeczytać domniemane myśli i opinie zwierząt.

Oś czasu tworzy w ich przypadku biografię. To zapis jednostkowego, niepowtarzalnego życia, któremu nadano imię. Jego koniec zasmuca, jego trwanie cieszy i jest celebrowane. Opisywanie go w pierwszej osobie może być dyskusyjne, ale sam fakt poświęcania czasu na dokumentowanie życia zwierzęcia nie jest niczym nagannym. I niczym nowym. Kiedyś pękały w szwach albumy ze zdjęciami, a pogaduszki i wspominki przy ich przeglądaniu mogły trwać bardzo długo. Dziś są nowe formy, ale potrzeba jest ta sama i uzasadnienie podobnie silne.

Nie każda forma obecności zwierzęcych profili w serwisach społecznościowych jest festiwalem próżności i efektem znudzenia „prawdziwym życiem”. Zasmucające jest natomiast tworzenie portali, które de facto mają służyć budowaniu społeczności… klientów. Twórca jednego z nich zapewnia, że jego projekt ma być „aktywną platformą komunikacyjną dla hodowców”. Faktycznie, zawiera niezliczone oferty sprzedaży zwierząt. Nie tylko psów i kotów.

Obecność na tym samym portalu odnośników do schronisk zwierząt i organizacji zajmujących się adopcjami niechcianych ma posmak absurdu. A może to marna próba zdobycia alibi dla promocji rozmnażania i handlu zwierzętami, gdy tysiące innych czeka na domy i opiekunów? Nie ma to jak zmienić hasło „Adoptuj, nie kupuj!”, promowane zgodnie przez wiele organizacji prozwierzęcych, na wezwanie: „Rozmnażaj dziesiątki tysięcy zwierząt, sprzedawaj, kupuj i ewentualnie adoptuj”.

Wspomniany portal jest klinicznym przypadkiem moralnej schizofrenii również w innym sensie. Tuż obok przesłodzonych zdjęć miniaturowych piesków i wylegujących się z przymkniętymi z zadowolenia oczami kotów, natrafić można na złowrogo brzmiące ogłoszenia. Są reklamy hodowli szynszyli zabijanych dla futer, a nawet oferty „buhajów (lub ich nasienia), knurów, jałowic hodowlanych, warchlaków, bydła mlecznego”, a także akcesoria dla wędkarzy, które wielokrotnie potwierdziły swą „wysoką łowność”.

Jest więc miejsce dla zwierząt przeznaczonych do bezwzględnego wykorzystania, ale pozostają one bezosobowe i bezimienne. Gdyby opowiedzieć ich historię, jak by wyglądała? Kto da im lajki za urodę? Kto spisze w ich imieniu ich myśli? Nawet, niech już będzie, w pierwszej osobie: „Dziś, jak każdego innego dnia, widziałam tylko metal krat, czułam zimny beton i słyszałam beznadziejne jęki moich towarzyszy”, „Moja rana ropieje i powiększa się, tracę siły. Bolą mnie stawy, nie mam już siły stać. Infekcja niemal odebrała mi wzrok, a dziąsła spuchły do tego stopnia, że trudno mi cokolwiek jeść”, „Wszędzie panuje niemiłosierny smród. Są nas tu tysiące, wszyscy pobrudzeni własnymi odchodami. Wczoraj ci okropni ludzie zabrali stąd dużą grupę z końca baraku. Dokąd ich wzięli? Boję się”.

Segregacja na zwierzęta godne i niegodne szacunku boli każdego, kto widzi podobieństwo pomiędzy nimi. Podziały nie zawsze przebiegają wzdłuż linii rozgraniczających gatunki.

Króliki bywają zwierzętami towarzyszącymi, hodowanymi dla futer i mięsa, a także wykorzystywanymi do doświadczeń i testów. Psy uwięzione łańcuchami również nie mają swoich profili na portalach społecznościowych.

Badania pokazują, że aż 18 procent respondentów sądzi, że „można zabijać zwierzęta bezpańskie, takie, których nikt nie chce”. Innymi słowy, jeśli pies nie zdołał wkraść się w łaski ludzkiego opiekuna i nie zaczął być „towarzyszący”, jest bezwartościowy i należy mu się wyrok śmierci.

Zwierzętom, które nasza kultura napiętnowała jako „gospodarskie, futerkowe, doświadczalne, bezpańskie”, powinniśmy bezustannie i przy każdej okazji przywracać osobowość. Myśleć i mówić o nich jako o kimś. O niepowtarzalnym życiu, które ma biografię. Jakkolwiek smutna by była.

Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net

***

Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij