Kraj

Dryjańska: Pokazałyśmy hipokryzję Kościoła

Jeżeli teraz trwa wojna w mediach, to dlatego, że Kościół katolicki wypowiedział ją wszystkim środowiskom liberalnym i postępowym

Agata Szczerbiak: Podczas konferencji prasowej w Sejmie, która odbyła się 6 grudnia, fundacja Feminoteka zaprezentowała dane, z których wynika, że w ciągu ostatnich 3 lat instytucje kościelne lub związane z Kościołem katolickim otrzymały z Europejskiego Funduszu Społecznego łącznie prawie 61,5 mln zł na realizację projektów, w których zapisany jest obowiązek wdrażania zasady równości płci. Czy w ten sposób zamierzałyście odświeżyć temat finansowania działalności Kościoła w Polsce?

Anna Dryjańska: Przyglądanie się finansom Kościoła nie było naszym priorytetem – to jedynie efekt uboczny tego, że w wyniku nagonki na gender, którą prowadzą biskupi i księża, rozpoczął się również atak na szkoły i przedszkola, które korzystają z unijnych pieniędzy, realizując, zgodnie z prawem i wytycznymi unijnymi, zasadę gender mainstreaming. Kuratorzy i władze samorządowe zaczęli się tłumaczyć, że w ich szkołach nie ma zajęć z genderu. Pomyślałyśmy wtedy, że przecież Kościół katolicki też korzysta z funduszy unijnych. Chciałyśmy ukazać jego hipokryzję, a kwestia finansowa była kwestią pochodną.

Kwota, którą wymieniasz, nie jest pełną kwotą, bo na liście beneficjentów projektów unijnych znajdują się też podmioty o neutralnych nazwach, jak np. Stowarzyszenie Sternik, które nie zajmuje się żeglarstwem, jak mogłoby się wydawać, lecz jest instytucją katolicką, która zorganizowała niedawno konferencję antygenderową, jednocześnie korzystając ze środków unijnych wymagających realizowania zasady gender mainstreaming.

Pytam o to, bo istnieje prawdopodobieństwo – co pokazał już przypadek komisji majątkowej, propozycje likwidacji Funduszu Kościelnego i finansowania Kościoła z 0,3 proc. podatku – że Kościół zacznie być postrzegany jako grupa nacisku, walcząca o swoje interesy, pazerna, ciesząca się wieloma przywilejami. Wiele osób widzi w tym szansę wytworzenia społecznej presji na rząd, by zmienić system finansowania Kościoła.

Jestem jak najbardziej za tym, żeby finansowanie z budżetu państwa, w tym finansowanie Kościoła katolickiego, było jawne. Dwa lata temu portal money.pl policzył, że Kościół co roku otrzymuje 2 mld zł z samego budżetu. Warto więc mówić o konkretnych liczbach, zwłaszcza że pieniądze to najczulszy punkt Kościoła. Na pewno jest to dobry temat do społecznego nacisku, szczególnie jeśli to finansowanie odbywa się niezgodnie z prawem. Ale musimy się przygotować na to, że nie będzie to łatwe i przyjemne, bo w aparacie państwowym jest sporo osób, które tkwią w tym klerykalnym ekosystemie. Musimy się też przygotować na opieszałość aparatu państwowego lub kuriozalne rozstrzygnięcia.

Jakie na przykład?

Kiedy wyszła na jaw sprawa katolickiego księdza pedofila z Tylawy, prokurator, dzisiejszy poseł PiS Stanisław Piotrowicz, oczyścił księdza z zarzutów, twierdząc, że wkładanie dziewczynkom rąk w majtki i inne tego typu czynności to forma bioenergoterapii. Dopiero kolejny prokurator, który zajął się sprawą, skazał księdza za pedofilię. Musimy się przygotować na kuriozalne orzeczenia i przedłużanie spraw, ale nie możemy odpuścić. Duże gratulacje dla Fundacji Wolność od Religii z Lublina, która robi wiele dobrego w tej dziedzinie.

Tej fundacji zawdzięczamy m.in. pierwsze ateistyczne billboardy na ulicach polskich miast.

Ale także działania zwracające uwagę na zmuszanie dzieci niekatolickich rodziców do uczestniczenia w katolickich przedstawieniach, zajęciach katechezy i tym podobne rzeczy.

Mówi się o tym, że krytyka gender i różnych działań edukacyjnych, które kojarzą się z gender, ma przykryć problem pedofilii wśród księży. Zgadzasz się z takimi opiniami?

Księżom i biskupom pali się grunt pod nogami. Którykolwiek z nich otworzy usta, zabierając publicznie głos na ten temat, wypowiada słowa, które wprawiają w osłupienie – mówią albo o lgnących dzieciach, które rzekomo prowokują pedofilów, albo o dzieciach, które same wchodzą do łóżka.

Nawet jeśli odsetek pedofilów wśród księży byłby taki sam, jak w przypadku innych zawodów, to pozostaje jeszcze kwestia ukrywania przestępczości seksualnej. Na przełomie września i października mieliśmy mnóstwo publikacji prasowych na ten temat, ale hierarchowie bardzo sprytnie zagrali z mediami, wciągając je w swoją grę.

Przestawili środek ciężkości na gender, czyli płeć społeczno-kulturową, co właściwie nie powinno dziwić, bo hierarchowie Kościoła są zwolennikami determinizmu biologicznego, czyli poglądu, że mężczyzną rządzi penis, a kobietą macica. Tym samym dali dziennikarzom nowy, gorący temat do urządzania walk w kisielu.

Kolejnym zapalnym punktem wydaje się Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Czy istnieje jakiś związek między tym, że nie została jeszcze ratyfikowana, mimo że do rządu i premiera wystosowywane są kolejne petycje w tej sprawie, a postawą hierarchów kościelnych?

Oczywiście, wiemy o tym, że przedstawiciele organizacji katolickich, prawicowi posłowie i posłanki cały czas lobbują w Sejmie przeciwko tej konwencji, właśnie z tego powodu, że jest w niej jasno powiedziane, że to stereotypy płciowe w dużej mierze odpowiadają za przemoc, także za przemoc w rodzinie. O to, że wciąż chłopcy są wychowywani do agresji, agresja jest w nich wzmacniana i jest na to przyzwolenie społeczne, natomiast dziewczęta wychowuje się tak, żeby były pokorne, i utrzymuje się je w przeświadczeniu, że jeśli oberwą od chłopaka czy faceta, to jest to wyraz miłości. To jest mocno wrośnięte w naszą kulturę.

Pojawiały się głosy, że Kościół nie jest w swoim przekazie jednolity, że jest podzielony, jednak głosy apb. Hosera czy Michalika idą w parze z wypowiedziami np. kardynała Nycza, który organizuje konferencje wymierzone w gender. Czy według ciebie dyskusje o tym, czy rozmawiać z częścią tego środowiska, czy nie, mają jeszcze sens? Czy widzisz partnera do rozmowy po tamtej stronie?

Jeżeli teraz trwa wojna w mediach, to dlatego, że Kościół katolicki wypowiedział ją wszystkim środowiskom liberalnym i postępowym. To nie my tutaj wypowiadamy wojnę, jak sugerował TVN24 po zeszłotygodniowej konferencji. Pokazałyśmy tylko hipokryzję Kościoła. Tylko tyle.

Jeśli chodzi o kościół hierarchiczny, instytucjonalny, to nie widzę tutaj żadnych możliwości porozumienia, bo jeśli druga strona kłamie na twój temat, cynicznie i bezpodstawnie zarzuca ci różne rzeczy, to nie ma podstawowych warunków do prowadzenia rozmowy. Natomiast jeśli chodzi o zwykłych księży czy zwykle katoliczki i katolików, to jak najbardziej tak. Znam mnóstwo katoliczek, które są zwolenniczkami konwencji antyprzemocowej. Są też księża, którzy – gdy im się wytłumaczy, czym jest gender – dziwią się, o co to całe zamieszanie. Ale to nie oni trzymają władzę w Kościele.

Kilka tygodni temu była u nas delegacja ze Szwecji, składająca się z przedstawicieli samorządów i NGO-sów. Padło wówczas pytanie o konwencję i sposób, w jaki Kościół katolicki włącza się w jej promowanie. To pytanie zostało zadane z założeniem, że Kościół musi popierać konwencję, bo przecież cel jest taki zbożny, nie powinno być tutaj żadnych kontrowersji. Zaczęłam tłumaczyć, że w Polsce sytuacja wygląda inaczej. Mój rozmówca nie był w stanie zrozumieć, w czym rzecz. Uznał to za całkowicie irracjonalne.

Kilka dni temu Związek Nauczycielstwa Polskiego zwrócił się do Ministerstwa Edukacji oraz do Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka z prośbą o zajęcie jednoznacznego stanowiska wobec aktów agresji wymierzonych w nauczycielki i nauczycieli realizujących edukację równościową. Autorów tych ataków nazywa się w tym dokumencie „pseudoekspertami”. Uważasz, że to ważny głos?

Cieszę się, że ZNP w ogóle dostrzegł ten problem. Feminoteka otrzymywała od nauczycielek szkolnych i przedszkolnych sygnały, że są nachodzone przez księży i zastraszane, że zostaną potępione z ambony, jeśli nie zrezygnują z równościowych zajęć. Cieszę się z reakcji ZNP, natomiast wciąż czekamy na inicjatywę z Ministerstwa Edukacji Narodowej, do którego Feminoteka zwróciła się już jakiś czas temu z apelem, by stanęło po stronie edukacji równościowej. Mam nadzieję, że nowa ministra podejmie w tej sprawie działania. Kościół i jego przedstawiciele mają w Polsce ambony w każdej najmniejszej miejscowości oraz religię w szkołach, gdzie mogą wygłaszać swoje poglądy na temat równości i zastraszać ludzi.

MEN jest tą instytucją, która powinna mieć odwagę – to zresztą jest kuriozalne, że w Polsce trzeba mieć odwagę – by stanąć po stronie edukacji równościowej i jasno i wyraźnie powiedzieć, że szkoła i przedszkole ma dzieci wychowywać w duchu tolerancji i szacunku także do innej płci.

Na zakończenie konferencji prasowej w Sejmie gospodyni spotkania, wicemarszałkini Wanda Nowicka, zadała hierarchom kościelnym w Polsce kilka pytań, m.in. o to, czy są świadomi, że Kościół katolicki czerpie korzyści z gender i czy zamierzają z tym coś zrobić. Myślisz, że podejmą jakieś działania?

Myślę, że Kościół nabierze wody w usta, bo to jest czynność, w której hierarchowie się specjalizują, jeśli pojawiają się jakieś niewygodne dla nich fakty. Ale pytanie nie powinno dotyczyć tego, czy byli świadomi, bo musieli być: składając projekty, instytucje katolickie – stowarzyszenia, parafie, diecezje, archidiecezje, Katolicki Uniwersytet Lubelski – musiały napisać o tym, w jaki sposób będą realizować zasadę równości.

Jestem bardzo ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie. Albo po raz kolejny okaże się, że Kościół instytucjonalny i hierarchowie są wielkimi hipokrytami i kłamcami, albo wyjdzie na to, że nie realizowali zasady gender mainstreaming, a pieniądze zostały wydatkowane w nieodpowiedni sposób. I będą musieli je oddać. Mamy zamiar zawiadomić o całej sprawie podmioty międzynarodowe, unijne – by polskie klerykalne piekiełko nie wpłynęło na wynik opiniowania.

Anna Dryjańska – socjolożka, członkini zespołu Fundacji Feminoteka.

Czytaj także:

Kinga Dunin, Kontrreformacja

Magdalena Radkowska-Walkowicz: Czemu służy straszenie „ideologią gender”?

Tadeusz Bartoś: „Gender” służy jako hasło wojenne


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij