Kraj

Novella: Nauka i religia

Nauka i religia nie muszą wchodzić ze sobą w spór – dopóki wiara religijna uznaje dwie granice.

Nowe badanie przeprowadzone przez Rice Univeristy dotyczy kwestii związków między nauką a religią. Objęto nim dziesięć tysięcy osób. Tego rodzaju studia zawsze są fascynujące, dają nam bowiem obraz tego, w co wierzą ludzie, którzy żyją obok nas. Mogą jednak również zwodzić na manowce. Ich rezultaty mogą się od siebie bardzo różnić, wiele zależy bowiem od sposobu, w jaki zadaje się pytania oraz w jakiej kolejności one następują. Omawiane badania zostały zaprezentowane podczas spotkania American Association for the Advancement of Science i nie zostały jeszcze opublikowane, dlatego nie mam dostępu do całego zestawu pytań.

Mając w pamięci powyższe zastrzeżenia, przyjrzyjmy się głównym wnioskom:

50% ewangelików wierzy, że nauka i religia mogą współpracować (ten pogląd podziela 38% wszystkich Amerykanów). 18% naukowców uczestniczy w cotygodniowych spotkaniach religijnych (i 20% wszystkich Amerykanów). 15% naukowców uważa się za bardzo religijnych (tak definiuje się 17% społeczeństwa USA). 13,5% naukowców czytuje co tydzień teksty religijne (robi to 17% ogółu Amerykanów). 19% naukowców modli się kilka razy dziennie (robi to 26% całej populacji). Prawie 60% ewangelików i 38% wszystkich badanych uważa, że „naukowcy powinni być otwarci na uwzględnianie cudów w teoriach i wyjaśnieniach naukowych”. 27% Amerykanów uważa, że nauka i religia są ze sobą w konflikcie. Spośród przekonanych, że pomiędzy nauką a religią istnieje konflikt, 52% opowiada się po stronie religii. 22% naukowców sądzi, że najbardziej religijni ludzie są negatywnie nastawieni wobec nauki. Prawie 22% ogólnej populacji uważa, że naukowcy są negatywnie nastawieni do religii. Prawie 36% naukowców nie ma wątpliwości, że Bóg istnieje.

Niektóre z tych wyników są zupełnie nieintuicyjne, ale, mówiąc szczerze, w ogóle mnie nie zaskakują. Znowu – bardzo wiele zależy od tego, w jaki sposób badanie zostało zaprojektowane. Biorąc jednak to badanie za dobrą monetę, trzeba zapytać, co z niego właściwie wynika? Oto, co mówi na ten temat jego autorka, Elaine Howard Ecklund: „To dobra wiadomość dla pracowników i popularyzatorów nauki, ponieważ okazuje się, że nie muszą podchodzić do religii z postawą konfrontacyjną. Przeciwnie, powinni raczej nastawić się na kooperację”.

Wydaje mi się, że jestem przedstawicielem obozu „zamkniętego”, ponieważ w ogóle nie widzę tego w ten sposób. Potrzebny jest tu przede wszystkim szerszy kontekst. Oto najbardziej problematyczny wynik: Prawie 60% ewangelików i 38% wszystkich badanych uważa, że „naukowcy powinni być otwarci na uwzględnianie cudów w teoriach i wyjaśnieniach naukowych”. Wygląda więc na to, że podstawą dobrej woli i chęci współpracy z naukowcami jest dla wierzących przekonanie, że nauka powinna służyć potwierdzaniu ich religijnych przekonań.

Ten pogląd bierze się z fundamentalnego niezrozumienia sposobu, w jaki działa nauka. Nauka nie może uznawać cudów, ponieważ z definicji są one niefalsyfikowalne. Nie mogą być przedmiotem hipotezy, którą da się sprawdzić – a zatem nie spełniają podstawowego kryterium naukowości.

Nauka jest strukturą zbudowaną z małych cegiełek. Każda musi być umieszczona na poprzedniej. Żadna nie może unosić się w powietrzu – a czymś takim są właśnie „cuda”.

To nie jest „wrogość” (a tak zdaje się zakładać omawiane badanie). Jest to po prostu spójna wewnętrznie filozofia. Nauka kieruje się metodologicznym naturalizmem. Nawet jeśli przyjmiemy maksymalnie przyjazną postawę „osobnych magisteriów” sformułowaną przez Stephena J. Goulda, która zakłada, że nauka i religia tworzą dwa odrębne, ale równoprawne intelektualne uniwersa, nie może być pomiędzy nimi żadnych punktów wspólnych. (W jaki sposób religia miałaby być intelektualnie równorzędnym z nauką uniwersum – to już inna kwestia.)

Nauka i religia są tak naprawdę w konflikcie. Wchodzą weń za każdym razem, kiedy ktoś wmusza innym swoją wiarę, używając jej jako usprawiedliwienie fałszowania albo tłumienia nauki. Najlepszym tego przykładem jest uczenie w szkołach kreacjonizmu.

Jednak nauka i religia nie muszą wchodzić ze sobą w spór. Nie muszą dopóty, dopóki wiara religijna uznaje dwie granice. Po pierwsze trzyma się z daleka od domeny nauki, od opartej na faktach wiedzy o świecie naturalnym. Po drugie, nie próbuje czynić publicznym prawem swoich osobistych przekonań moralnych.

Nauka posługuje się metodologią naukową, a publiczne dyskusje o kwestiach etycznych powinny kierować się logiką i autonomicznymi argumentami, które nie wymagają wsparcia ze strony jakiejkolwiek religii.

Naruszenie jakiejkolwiek z tych zasad jest pogwałceniem reguły rozdziału kościołów i państwa oraz prawa do indywidualnej wolności religijnej.

Ludzie mają prawo wierzyć w cokolwiek chcą i praktykować religię tak, jak im się podoba (dopóki  nie naruszają praw innych ludzi i państwa, w którym żyją). Nie mają jednak prawa wymuszać swoich wierzeń na innych.

Nieporozumieniem jest także myśleć, że nauka potwierdzi czyjąś wiarę. Tego rodzaju próby – vide kreacjonizm – dają zazwyczaj koszmarne rezultaty. Nie można przykrawać nauki do z góry założonego systemu wierzeń. Nie da się także wmieszać w naukę cudów – są to dwie kompletnie nieprzystawalne kwestie. Co więcej – prawdziwa wiara nie potrzebuje dowodów. Jeśli są dowody, nie ma wiary. Jest tylko akceptacja dowodów.

Przeł. Tomasz Stawiszyński

© Steven Novella Neurologica blog

Prof. Steven Novella jest neurologiem, pracownikiem naukowym Yale University School of Medicine, jednym z najbardziej znanych amerykańskich sceptyków, prezesem i współtwórcą New England Skeptical Society i członkiem Committee for Skeptical Inquiry. Prowadzi blog Neurologica, jest także jednym z głównych autorów strony Sciencebasedmedicine.org


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij