Piotr Kuczyński

Prognozy czy wróżenie z fusów?

Może lepiej, żeby wygrał Trump i stał się swoistą szczepionką zapobiegającą jeszcze poważniejszej chorobie?

Piszę ten tekst jeden dzień przed wyborami w USA (i dwa dni przed urlopem, dzięki któremu nie będę musiał komentować wyniku tych wyborów). Nie jestem w stanie prognozować, kto te wybory wygra. Owszem, sondaże faworyzują Hillary Clinton, ale ostatnio sondaże (vide referendum w Wielkiej Brytanii) bardzo się mylą, a w wielu krajach głosują ci obywatele, którzy nigdy tego nie robili.

Wszystko jest więc nadal możliwe. Wyniki poznamy dopiero w środę, a i to nie wiadomo, bo jeśli różnice między rywalami będą niewielkie, to można oczekiwać odwołań, a nawet wyroku Sądu Najwyższego za kilka tygodni.

Dość niedawno, bo w 2000 roku, w sprawie Bush – Gore to właśnie Sąd Najwyższy zdecydował o zakończeniu ponownego przeliczania głosów, czym zapewnił wygraną George’owi Bushowi, mimo że w wyborach powszechnych (gdyby taki był system wyborczy w USA) wygrał Al Gore. Nawiasem mówiąc, system wyborczy w USA jest kuriozalny i bardzo daleki od tego, co uważamy w Europie za w pełni demokratyczny proces wyborczy. To jednak już zupełnie inna opowieść.

Po wypowiedziach Donalda Trumpa na temat kobiet wydawało się, że wybory są już rozstrzygnięte, ale jak wszyscy zapewne wiemy, w USA miała miejsce october surprise (październikowa niespodzianka), która czasem zdarza się w USA tuż przed wyborami. W piątek 28 października, na 3 godziny przed końcem sesji na Wall Street, dyrektor FBI James Comey oświadczył, że Biuro ponownie wszczyna postępowanie wyjaśniające w sprawie mejli Hillary Clinton, bo znalazło więcej wiadomości, które wydają się mieć związek ze sprawą. To właśnie wydawało się klasyczną „październikową niespodzianką”, która może pogrążyć Hillary Clinton.

Poza tym niedawno Amerykanie dowiedzieli się, że Hillary Clinton znała pytania zadawane jej podczas debat przeprowadzanych w celu wyłonienia kandydata Partii Demokratycznej (przesyłała jej te pytania dziennikarka).To może być gorsze niż wysyłanie służbowych maili z prywatnego serwera, bo pokazuje jak na dłoni nieuczciwość Clinton gotowej korzystać z nieuprawnionej przewagi nad konkurentem z własnej partii.

Wcale się nie zdziwię, jeśli zwolennicy Berniego Sandersa choć nie oddadzą głosu na Donalda Trumpa, to po prostu zostaną w domu, czym zwiększą szanse Republikanina. Nie dziwi mnie też to, że średnia przewaga Clinton w sondażach spadła w czwartek do 1,7% (bieżące sondaże można zobaczyć tutaj).

Na pozór wydaje się, że Clinton wygraną ma w kieszeni, bo symulacje głosów elektorskich dają jej nawet pond 90-procentowe prawdopodobieństwo wygranej. Podobnie jest z exit pollem w głosach oddanych przed wyborami (tak głosuje nawet 20 procent Amerykanów). Tutaj Hillary Clinton miała przewagę nawet piętnastu punktów procentowych nad Donaldem Trumpem. Tyle tylko, że wcześniej głosują przede wszystkim zwolennicy Partii Demokratycznej.

No dobrze, nie znęcajmy się już nad procesem wyborczym w USA i nad kandydatami (obydwoje są bardzo, ale to bardzo niepopularni i nielubiani w USA – niezły paradoks…). Na moim podwórku (rynki finansowe) jedno wydaje się pewne – jeśli wygra Clinton, to otworzy drogę do rajdu końca roku, a jeśli będzie niespodzianka i wygra Trump, należy liczyć się z bardzo negatywnymi pierwszymi reakcjami rynków. Potem bardzo wiele zależałoby od tego, kim obsadzone zostaną stanowiska w administracji i kto wygra wybory do Kongresu. W końcu zapewne górę weźmie oczekiwanie na działanie amerykańskiego systemu checks and balances, który powinien dać sobie radę nawet z tak dziwnym prezydentem.

W dłuższej perspektywie najważniejsze byłoby to, czy Trump będzie chciał i mógł zrealizować swoje (w wielu aspektach katastrofalne dla świata) obietnice przedwyborcze.

O tych konsekwencjach pisałem już w swoich poprzednich tekstach, więc tutaj tylko przypomnę, że największym zagrożeniem byłoby otoczenie Stanów murem protekcjonizmu i doprowadzenie do wojny handlowej z Chinami.

Jak wszyscy dobrze wiemy zazwyczaj politycy szybko o obietnicach przedwyborczych zapominają albo bardzo je zmieniają. Często takie zapominanie lub zmienianie okazuje się bardzo korzystne dla państwa (szczególnie dla jego finansów). Pamiętam (mogę się oczywiście mylić), że ostatnio tak do końca swoje obietnice zrealizował w 2004 roku premier Hiszpanii José Luis Zapatero.

Załóżmy jednak, że wygra Hillary Clinton. To bardzo upraszcza stawianie prognoz, bo jeśli chodzi o wygraną Trumpa, spotkałem się z nawet dziesięcioma wariantami przyszłości. Nie będę wchodził w takie rozbudowane analizy. Jeśli Clinton wygra i obsadzi administrację, a w Kongresie ustali się nowa-stara większość to będziemy mieli więcej elementów do bardziej wiarygodnego stawiania prognoz. Na razie to jest wróżenie z fusów.

Jednak w przypadku wygranej Clinton najbliższa przyszłość wydaje się w miarę jasna – nic się nie zmieni. Oczywiście pod warunkiem, że pani prezydent nas nie zaskoczy i nie doprowadzi do rewolucyjnych zmian. Czy w związku z tym pod rządami Clinton i po nich jdla USA i świata zapowiada się świetlana przyszłość? Otóż według mnie tak nie będzie. Po pierwsze za Clinton nadal będzie się ciągnąć sprawa mejli i nie wiadomo, jak to się skończy. Może dojść nawet do próby impeachmentu.

Po drugie – przecież antyelitarne nastroje nie znikną, przeciwnie – będą jeszcze powszechniejsze. Coraz więcej analityków politycznych widzi to, co wielu (łącznie ze mną) widziało od dawna. Kolejne wybory w wielu państwach są przejawem buntu przeciwko elitom. Ostatnio w „Polityce” z 26 października opisał to doskonale profesor Witold Orłowski w swoim tekście Świat na zakręcie. Tak, elity już wiedzą, że szykuje się na nie zamach. W Polsce też to widzimy.

Jeśli więc wybory wygra nielubiana przedstawicielka ancient regimu (Hillary Clinton) i nie wprowadzi rewolucyjnych zmian w systemie, to po pierwsze nie wiadomo, czy zwolennicy Trumpa się z tym wynikiem wyborów pogodzą i czy nie doprowadzą do rozruchów graniczących z minirewoltą. Po drugie, co bardziej istotne, w kolejnych wyborach może wygrać ktoś dużo gorszy od Donalda Trumpa. Może więc lepiej, żeby wygrał Trump i stał się swoistą szczepionką zapobiegającą jeszcze poważniejszej chorobie?

Zinn-Ludowa-historia-stanow

 

**Dziennik Opinii nr 312/2016 (1512)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij