Michał Zadara

Chciwość na skalę europejską

Im większy prestiż instytucji, tym bardziej zgubny wpływ na umysł jej dyrektora – artysty.

Władza ma zgubny wpływ nie tylko na tych, którzy są rządzeni, ale też na tych, którzy rządzą. Posiadanie władzy powoduje, że człowiek wrażliwy, umiarkowany i racjonalny traci poczucie miary i moralności, a potem rozum. To się tyczy każdej władzy, ale w szczególności artystów, którzy stają się dyrektorami instytucji państwowych. Im większy prestiż instytucji, tym bardziej zgubny wpływ na umysł artysty-dyrektora. Ta degeneracja moralności i zdrowego rozsądku jest rzeczą zdumiewającą. Człowiek, który w swoich dziełach i wypowiedziach wyraża mądre, przenikliwe i odkrywcze wnioski, staje się w swoich działaniach dyrektorskich ograniczony, krótkowzroczny, arogancki, amatorski, chciwy, a na koniec głupi.

Historia Matthiasa Hartmanna – wybitnego niemieckiego reżysera, autora olśniewających inscenizacji – jest pod tym względem bardzo pouczająca. Hartmann, dyrektor naczelny wiedeńskiego Burgtheater od roku 2009 do roku 2014, jest pierwszym w 250-letniej historii tej sceny, który został zwolniony z powodu niegospodarności. Poczucie misji, z którym obejmował dyrekcję, szybko zmieniło się w szukanie osobistych zysków, w sposób zupełnie bezczelny i niewiarygodnie bezmyślny. Ta degeneracja wiąże się zapewne z tym, że Burgtheater jest teatrem wyjątkowym.

O ile różne teatry w obszarze niemieckojęzycznym w przeszłości wyprzedzały Burgtheater pod względem jakości artystycznej czy innowacyjności, o tyle żaden teatr nie dorównał mu nigdy pod względem prestiżu. Założony jako teatr dworu cesarsko-królewskiego, do dzisiaj jest wyznacznikiem absolutnego sukcesu zawodowego dla reżyserów, pisarzy, dyrektorów i aktorów.  Ma też budżet (około 50 milionów euro), o którym większość teatrów europejskich nawet nie marzy. W czasach, kiedy wszędzie się oszczędza, Burgtheater ma pieniądze. W świecie teatru nie ma więc lepszej posady niż dyrektor Burgtheater.

Jesienią 2013 roku ujawniła się w Burgtheater dziura budżetowa na kilka milionów euro. Szybko została zwolniona główna księgowa, która, jak się okazało, od 2009 roku praktykowała autorski system twórczej księgowości, pozwalający na realizację ambitnego programu artystycznego. Robiła to z absolutnej lojalności wobec teatru, pozwalała mu realizować program mimo niedoboru środków. Dyrektor Hartmann tłumaczył, że a) pierwsze słyszy o tych zabiegach i że przecież on się zajmuje sztuką, a nie finansami i b) dobrze, że ujawniła się ta dziura, ponieważ nareszcie widać, jak bardzo niewystarczające są środki, jakie teatr dostaje na swoją działalność.

Wytłumaczenia Hartmanna od razu wydały się podejrzane – ponieważ a) praca na stanowisku dyrektora naczelnego polega właśnie na tym, że odpowiada on za wszystko, w szczególności za pieniądze, i b) narzekanie na niedobór środków w najwyżej dotowanym teatrze dramatycznym na świecie jest po prostu niestosowne, szybko zresztą straciło jakąkolwiek wiarygodność, kiedy się okazało, ile dyrektor zarabia.

Podczas kontroli urzędnicy zwrócili uwagę na fakt, że dyrektor Hartmann w 2009 roku prosił o wypłacenie swojego pierwszego rocznego honorarium w gotówce – ponad 200 tysięcy euro. Taka transakcja budzi podejrzenia – a kiedy zapytano dyrektora, dlaczego nie dokonał przelewu, odpowiedział: „Ponieważ nie miałem wtedy austriackiego konta”.  Co było podejrzane: konto otwiera się przez internet w pięć minut, a na pewno szybciej niż trwa załadowanie 200 tysiecy euro do walizki. Okazało się też, że od tych 200 tysięcy nigdy nie zapłacił podatku. Trudno wybaczyć chciwość komuś, kto zarabia takie sumy z publicznej kasy. Dziennikarze zainteresowali sie wysokością dyrektorskich dochodów i zaczęli upubliczniać informacje o nich.

Matthias Hartmann wypłacał sobie za każdą własną inscenizację w teatrze dodatkowe honorarium. Zatrudniał siebie na umowy o dzieło. Dyrektor publicznego teatru w ramach swojego etatu zwykle inscenizuje pewną liczbę premier rocznie. Dodatkowe wynagradzanie siebie za każdą inscenizację jest (także w Polsce) jednym z ulubionych dyrektorskich sposobów na finansowanie drogiego hobby albo nowego mieszkania. Matthias Hartmann nowych inscenizacji robił w sezonie sześć albo osiem. Reżyserował jedną trzecią premier w teatrze. Co więcej, jego honoraria znacznie przekraczały honoraria wypłacane innym twórcom – prawie dwukrotnie.

Dyrektor Hartmann zatrudniał za duże pieniądze reżysera Hartmanna.

A jego ostatni projekt – który nie doszedł już do skutku – osiągnął nowy poziom narcyzmu finansowego: dyrektor Hartmann zamówił (za pieniądze) u autora Hartmanna nowy dramat (za pieniądze), a miał ją wystawić (za kolejne pieniądze) reżyser Hartmann. Było to pierwsze zamówienie nowej sztuki od pięciu lat. Z teatru narodowego zrobił maszynę do nadmuchiwania własnego statusu artystycznego i finansowego.

Dopiero kiedy ujawniono skalę chciwości dyrektora, minister kultury zareagował. Kiedy retoryka niedoborów finansowych skompromitowała się zupełnie, Hartmann zaproponował, że tymczasowo zawiesi się w obowiązkach i sam złoży w prokuratorze zawiadomienie o popełnieniu przez siebie przestępstwa podatkowego. Minister kultury zwolnił go ze skutkiem natychmiastowym.

To, że człowiek, który dostał trochę władzy, użył jej do osobistego wzbogacenia się, nie jest nowością. Ciekawe jest, że tak szybko utracił kontakt z rzeczywistością. Stając się dyrektorem narodowej sceny, pewnie myślał, że mu wolno wszystko. I pewnie było tylu ludzi wokół niego, którzy chcieli przy nim robić kariery, że nikt mu nigdy nie powiedział, że stracił kontakt z rzeczywistością. Nareszcie już nikt mi nie przeszkadza – pewnie tak sobie myślał – w tworzeniu wielkich dzieł. A wielkie dzieła mają swoją cenę – pewnie sobie myślał. Skoro stałem się reżyserem najczęściej pracującym w Burgtheater, to pewnie jestem najlepszym reżyserem na świecie – tak pewnie sobie myślał – i należą mi się najwyższe honoraria. Bo teraz to ja decyduję, kto pracuje na narodowej scenie, a kto nie, i teraz to ja będę dyktował warunki. Pewnie tak sobie myślał, nie wiem, ale się domyślam. Staram się zrozumieć, jak człowiek staje się na oczach kulturalnego świata skorumpowanym megalomanem.

Połączenie pychy i chciwości – dwóch grzechów głównych – doprowadziło dyrektora do trudnej do zrozumienia głupoty. Czy on naprawdę myślał, że żaden urząd skarbowy nie zainteresuje się dochodami o wysokości, jaką nawet w bogatej Austrii mało kto osiąga? Dochodami wyższymi od tych otrzymywanych przez głowę państwa? I czy naprawdę myślał, że wszyscy zaakceptują fakt, że jedynym pisarzem, u którego Burgtheater przez ostatnie pięć lat zamówił sztukę, jest wlaśnie dyrektor? I że sztuki reżyserów, których nie lubił albo którzy nie wyrażali dozgonnej wdzięczności za to, że pozwolił im poreżyserować w Burgtheater, schodziły z afisza mimo dobrej frekwencji i świetnych recenzji? Pewnie myślał, że nikomu to nie przeszkadza. Albo myślał, że nieważne, bo jak się jest dyrektorem narodowej sceny, to się samemu decyduje, kto robi karierę w tym kraju, a kto nie.

Druga zdumiewająca rzecz jest taka, że państwo takie jak Austria, tak świadome wartości kapitału kulturowego, jaki posiada, nie wypracowało żadnych narzędzi, które by pozwalały taką próżność i chciwość ograniczyć. Że nikt w Ministerstwie Kultury nie zauważył, że ten człowiek używa swojej władzy nie po to, by stworzyć najlepszy jakościowo teatr, tylko po to, by się samemu wpisać w historię narodowej sceny. O finansowych problemach ministerstwo bez szczegółowej kontroli nie mogło wiedzieć – ale przecież każdy widział, że dyrektor zatrudnia tylko reżyserów, którzy nie zagrażają jego pozycji w teatrze i że w repertuarze teatru są głównie jego własne inscenizacje. To są sygnały, które mogły już kilka lat temu uprzytomnić urzędnikom, że na czele tej instytucji stoi ktoś, kto nie myśli o misji publicznej, tylko o własnych zyskach, i że misja publiczna tego jedynego teatru, który dotąd miał jeszcze porządny budżet i niezłą renomę, powoli się degeneruje, a sam teatr staje się placem zabaw człowieka, który na koszt państwa buduje swoją pozycję zawodową.

Prawdziwy problem polega na tym, że ceną każdego takiego skandalu jest utrata zaufania społeczeństwa do całego systemu publicznie finansowanej sztuki.

Stawką narcyzmu jednego dyrektora jest nie tylko jakość spektakli podczas jednej kadencji, ale funkcjonowanie całego systemu. Kiedy podatnicy się dowiadują, że jeden człowiek czerpie olbrzymie zyski z teatru, który powinien służyć wszystkim, zwiększa się populistyczna presja na zlikwidowanie systemu publicznych dotacji dla instytucji sztuki. A jeśli populistyczny rząd na tej fali zamknie kilka państwowych teatrów, to całe społeczeństwo zapłaci cenę za to, że jeden dyrektor sobie pomyślał, że „tak się składa, że teraz to ja jestem dyrektorem, i tak się składa, że teraz to ja decyduję, kto będzie zarabiał na tym teatrze, a kto nie, i tak się składa, że będę to tylko ja”.

Michał Zadara

CENTRALA

http://centralateatr.wix.com/centrala

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Zadara
Michał Zadara
Reżyser teatralny
Reżyser teatralny, operowy, filmowy. Urodził się w 1976 roku w Warszawie. Studiował teatr i politykę w Swarthmore College, oceanografię w Woods Hole, reżyserię w Krakowie. Od roku 2005 stworzył ponad 50 inscenizacji dramatycznych, operowych oraz multimedialnych, m.in w teatrach: Wybrzeże w Gdańsku, Starym w Krakowie, Współczesnym we Wrocławiu, Narodowym i Powszechnym w Warszawie, Maxim Gorki w Berlinie, HaBima w Tel Awiwie, Schauspielhaus w Wiedniu; Collective: Unconscious w Nowym Jorku, Operze Wrocławskiej, Operze Narodowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Komische Oper w Berlinie. Laureat Paszportu „Polityki” w 2007 roku. W 2013 roku założył CENTRALĘ, organizację realizującą interdyscyplinarne projekty twórcze. W latach 2016–2019 wykładowca akademii teatralnej w Warszawie. W roku akademickim 2019/2020 profesor na wydziałach teatru oraz filologii klasycznej Swarthmore College, gdzie prowadził zajęcia z tragedii greckiej. Autor felietonów politycznych na krytykapolityczna.pl, współinicjator ruchu Obywatele Kultury, gitarzysta zespołu All Stars Dansing Band.
Zamknij