Kraj

Marihuana. Historia hipokryzji

Choć jej przeciwnicy od lat poszukują dowodów na to, że wyrządza poważne szkody zdrowotne, dotąd niespecjalnie się im to udało.

Marihuana. Dla wielu oznacza zły, niebezpieczny narkotyk. Dla innych źródło przyjemności. Dla niektórych lek łagodzący, czasem nawet usuwający dolegliwości, z którymi nie radziły sobie przyjmowane dotąd konwencjonalne leki, niekiedy wywołujące nieprzyjemne lub nawet groźne dla życia działania niepożądane. Wyznawcy każdego z tych poglądów są przekonani o jego słuszności.

W latach 60. i 70. marihuana była często stosowana przez młodych ludzi w Europie Zachodniej i USA, buntujących się przeciw zastanemu porządkowi świata. Paliło ją tak wielu uczniów i studentów, że jedni z pierwszych lekarzy zajmujących się jej działaniem w 1970 roku apelowali, by możliwie najszybciej przeprowadzić badania wyjaśniające jej ewentualną szkodliwość. Wieszczyli, że niebawem nie będzie można już znaleźć odpowiednio dużej liczby osób nigdy nieużywających marihuany, by udowodnić to, co – jak zakładano – jest do udowodnienia. […]

Marihuany nie zdelegalizowano dlatego, że udowodniono jej szkodliwość. Od dziesiątków lat jej przeciwnicy poszukują dowodów na to, że wyrządza poważne szkody zdrowotne, tyle że dotąd niespecjalnie się im to udało. Została jednak zdemonizowana do tego stopnia, że wielu ludzi, także lekarzy, z niedowierzaniem przyjmuje wszelkie informacje o jej własnościach terapeutycznych lub je odrzuca.

W programach studiów medycznych większości krajów świata nie ma miejsca na uczenie przyszłych lekarzy o właściwościach leczniczych marihuany. Dlatego lekarze nie zawsze są wiarygodnym źródłem informacji na jej temat. Czasopisma medyczne chętnie publikują doniesienia o jej działaniach niepożądanych, zwykle pod niebudzącymi wątpliwości tytułami, w których marihuana jest wyłącznie przyczyną poważnych powikłań. W samym tekście, ale zwykle nie w streszczeniu najczęściej czytanym przez mających mało czasu lekarzy, autorzy takich doniesień czasem przyznają, że prawdopodobnie istnieje związek przyczynowo-skutkowy między używaniem marihuany a wystąpieniem opisywanych przez nich powikłań. Dość często treść artykułu przeczy tytułowi, ale to tytuł zapada w pamięć.

Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku przeprowadzono sporo badań dotyczących wpływu marihuany na ludzi zdrowych, przyjmujących ją rekreacyjnie, i na cierpiących na różne choroby. Ich wyniki zostały dawno zapomniane, a warto je przypomnieć. Zwłaszcza że w ostatnich latach atmosfera wokół marihuany zaczyna się zmieniać. Coraz więcej państw przestaje karać za jej posiadanie. Niektóre legalizują tę stosowaną do celów medycznych. Do stycznia 2016 roku medyczną marihuanę zalegalizowały 24 stany USA, jest dostępna w Czechach, Holandii, Izraelu, Kanadzie, Niemczech.

Podczas wyborów prezydenckich w 2012 roku w USA mieszkańcy stanów Kolorado i Waszyngton opowiedzieli się za legalnością marihuany dla wszystkich, którzy skończyli 21 lat. Rząd Urugwaju w 2013 roku objął marihuanę monopolem państwowym, aby była bezpieczna i dostępna dla dorosłych mieszkańców kraju. W listopadzie 2014 roku w referendach towarzyszących wyborom uzupełniającym do Senatu i Izby Reprezentantów mieszkańcy kolejnych stanów – Alaski, Oregonu i Dystryktu Kolumbia – przegłosowali legalizację marihuany.

W sierpniu 2013 roku główny komentator medyczny stacji CNN, doktor Sanjay Gupta, przeprosił za wszystko, co dotąd mówił o marihuanie. Przeprosił za to, że nie pracował dostatecznie ciężko, nie widział dostatecznie dużo i lekceważąco odnosił się do informacji pochodzących od pacjentów, którym marihuana przyniosła ulgę.

W Polsce 14 kwietnia 2014 roku w lubelskim dodatku do „Gazety Wyborczej” donoszono: „Na raka palił marihuanę. Wpadł, grozi mu 15 lat więzienia”. Trzydziestosiedmioletni mężczyzna, chory na raka, uprawiał konopie na strychu mieszkania swojej siostry. Ktoś o tym doniósł do policji. Funkcjonariusze znaleźli 120 gramów suszu i kilkanaście roślin uprawianych, jak napisano, „profesjonalnie”. Nie znaleziono dowodów na to, by mężczyzna był dilerem lub zamierzał handlować marihuaną. Przyznał się do uprawiania konopi, nasiona kupił przez Internet. Palił marihuanę, by łagodzić liczne dolegliwości powodowane przez nowotwór, z którym walczy od dawna (przedstawił stosowną dokumentację medyczną). Jednak znaleziona ilość marihuany była za duża, by można było odstąpić od wymierzenia kary. Jak napisał dziennikarz, według polskiego prawa to zbrodnia, za której popełnienie grozi od 3 do 15 lat więzienia. Mężczyzna nie został aresztowany. Uwzględniono przyznanie się do winy, jego sytuację życiową (jest bez pracy, choruje), ale oskarżony oczekując na proces, musi 3 razy w tygodniu meldować się na posterunku policji.

Marihuana nie jest panaceum. Ale części chorych, z których dolegliwościami nie radzi sobie konwencjonalna medycyna, przynosi ulgę.

Dla niektórych jest wybawieniem od cierpienia, dla innych szansą na dokończenie leczenia wywołującego trudne do zniesienia działania niepożądane. W Polsce ciężko chorzy ludzie lub członkowie ich rodzin też poszukują marihuany na czarnym rynku, by zdobyć lek łagodzący cierpienie, którego w dodatku nie można przedawkować. Rzadko rozmawiają o tym z lekarzem leczącym, bo wiedzą, że to nielegalne; obawiają się też jego reakcji. Byłoby im znacznie łatwiej, gdyby lekarze wiedzieli o medycznych zastosowaniach marihuany i wspierali pacjentów, którym konwencjonalna medycyna nie jest w stanie pomóc. I przede wszystkim o tym jest ta książka.

Czy marihuana jest niebezpieczna?

TAK!

Za samo jej posiadanie w większości krajów grozi kara pozbawienia wolności, niekiedy na wiele lat:

• w USA za przestępstwa związane z marihuaną aresztuje się około 850 tys. osób rocznie: gdyby za każdego aresztowanego zamknąć oczy na 1 sekundę, można byłoby je otworzyć dopiero po 9 dniach;
• ponad 80% spośród tych osób zatrzymywanych jest za posiadanie marihuany, a uprawiający większe ilości konopi, niż dopuszcza prawo, skazywani są na kary pozbawienia wolności na dłuższy okres niż gwałciciele i mordercy;
• w niektórych krajach za przestępstwa związane z marihuaną grozi kara śmierci – na przykład w 2008 roku w Singapurze wprowadzono obowiązkową karę śmierci dla każdego, kto posiada 500 gramów marihuany (albo 15 gramów heroiny lub 30 gramów kokainy);

„Prohibicja narkotykowa jest w rzeczywistości gorsza od prohibicji alkoholowej, która nie robiła przestępców z pijących alkohol” [Levine H. H. G., Reinarman C., The trouble with drink and drugs: why prohibition and criminalization matter, „Addiction” 2010, t. 105, s. 806–807.].

• po wykazaniu obecności marihuany w wykonywanych losowo badaniach próbek moczu pracowników instytucji federalnych i wielu firm prywatnych w USA można stracić pracę, a przynajmniej mieć duże kłopoty, także w stanach, gdzie legalne jest medyczne jej stosowanie,

• stracić pracę można też z powodu wyrażania własnych poglądów na temat marihuany: 30 października 2009 roku profesor David Nutt, członek Rady Doradczej do spraw Nadużywania Narkotyków rządu Wielkiej Brytanii został poproszony o podanie się do dymisji dzień po tym, jak powiedział publicznie, że alkohol i tytoń są bardziej niebezpieczne niż wiele nielegalnych narkotyków, w tym LSD, ecstasy i marihuana.

Ale:

• marihuana przez kilka ostatnich dekad jest najczęściej używaną substancją psychoaktywną na świecie, więc – uwzględniając wyniki przeprowadzonych dotąd badań – można sądzić, że jej używanie nie pociąga za sobą poważnego ryzyka,

• choć czasem przyznaje się, że marihuana sprawia przyjemność, to pozwala się na jej używanie niemal wyłącznie osobom społecznie uprzywilejowanym, a stosowanie jej przez osoby biedne i marginalizowane zawsze łączone jest z przestępczością i uzależnieniem; od dawna kar za przestępstwa związane z marihuaną nie ponoszą osoby bogate i sławne, w przytłaczającej większości przypadków skazywane są na nie osoby słabsze ekonomicznie i społecznie;

• śmiertelna dawka marihuany jest ponad 1 tys. razy większa od dawki działającej (dla morfiny i alkoholu dawka śmiertelna od działającej różni się dziesięciokrotnie, dla heroiny – sześciokrotnie, dla kodeiny – dwudziestokrotnie); człowiek musiałby wypalić 20–40 tys. razy więcej marihuany, niż zawiera 1 skręt, w dodatku w bardzo krótkim czasie – 628 kilogramów marihuany wypalonej w ciągu 15 minut spowodowałoby śmierć. W 2011 roku w polskim czasopiśmie „Serwis Informacyjny Narkomania” napisano: „Istnieją badania, które teoretycznie taką możliwość [śmierci] uwzględniają, na przykład spalenie ponad 3 kilogramów suszu w ciągu 24 godzin”. Tylko że jeśli 3 kilogramy to 3 tys. gramów, to w ciągu 1 godziny trzeba by wypalić 125 gramów, a więc nieco ponad 2 gramy na minutę, co jest fizycznie niemożliwe. Autor tego tekstu niewątpliwie tak tylko sobie żartował, bo dalej pisał: „Oczywiście nie można tutaj bagatelizować tego, że marihuana może być bezpośrednią przyczyną zgonu na przykład w wypadku drogowym”. Ale jeśli czytający nie zorientuje się, że to tylko żart, zostanie z przekonaniem, że marihuana zabija;

• w badaniach prowadzonych wśród ponad 65 tys. osób pod koniec lat 90. nie wykazano, by używanie marihuany wpływało na zwiększenie śmiertelności ani wśród kobiet, ani mężczyzn, co potwierdzano też później,choć – jak zawsze – wspomniano o potrzebie dalszych badań w tym zakresie,

• medyczna marihuana używana przez kilku pacjentów przyjmujących ją legalnie w USA przez ponad 20 lat jest dobrze tolerowana i nie przyniosła żadnych niepożądanych następstw,

• w licznych chorobach, dla których konwencjonalna medycyna nie dysponuje lekami choćby zmniejszającymi dolegliwości, niektórym pacjentom pomaga marihuana, dzięki czemu ich życie staje się znośniejsze.

Fragment książki Medyczna marihuana. Historia hipokryzji, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Pominięto część przypisów.

 

**Dziennik Opinii nr 75/2016 (1225)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij