Unia Europejska

Majmurek: Liberalizm europejskiej odwagi

Wiara europejskich liberałów w sens pogłębiania integracji i solidarności jest cennym politycznym kapitałem, w momencie gdy europejski projekt przeżywa wyraźny polityczny kryzys.

W tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego kandydatem, który na pytania o poszczególne problemy jednoczącego się kontynentu najczęściej odpowiadał, że rozwiązaniem jest „więcej Europy” (większa i głębsza integracja w ramach instytucji unijnych), był zdecydowanie Guy Verhofstadt. Dawny premier Belgii, rządzący krajem na czele koalicji liberałów i socjaldemokratów w latach 1999-2008, został na stanowisko szefa komisji wystawiony przez europejskie ugrupowanie ALDE – Grupę Porozumienia Liberałów i Demokratów na Rzecz Europy.

Wieczni trzeci…

Skupia ona centrowe partie z kontynentu odwołujące się do demokratyczno-liberalnej tradycji. W tegorocznych wyborach ALDE zajęło trzecie miejsce, za dwoma największymi blokami partii – chadekami i socjaldemokratami. Z wszystkich mniejszych partii ma najliczniejszą reprezentację, liczącą 59 eurodeputowanych. Trudno jednak uznać ten wynik za sukces. Partia odnotowała wynik gorszy niż pięć lat temu i do Brukseli wprowadziła 17 swoich przedstawicieli mniej. Verhofstadt nie został szefem komisji, musiał zadowolić się stanowiskiem szefa liberalnej frakcji.

Tego też spodziewała się większość komentatorów. I w Europie, i w poszczególnych państwach liberałowie są bowiem na ogół w najlepszym wypadku trzecią siłą polityczną. O ile wiek dziewiętnasty w demokracjach parlamentarnych przebiegał pod znakiem rywalizacji konserwatystów i liberałów, to w wieku dwudziestym układ ten uległ radykalnej zmianie. Można by postawić tezę, że liberalizm w swojej klasycznej postaci skończył się w okopach pierwszej wojny światowej. Podobnie jak wielonarodowe imperia, monarchie dziedziczne, tytuły arystokratyczne w większości Europy i zwyczaj stawiania spluwaczek na korytarzach urzędów publicznych.

W Wielkiej Brytanii, ojczyźnie nowoczesnego parlamentaryzmu, ostatnim liberalnym premierem był wojenny przywódca, David Lloyd George. Dwa lata po jego odejściu z urzędu, w 1924 roku pierwszym laburzystowskim szefem brytyjskiego rządu został James Ramsey MacDonald – od tego czasu, choć laburzyści często musieli podpierać się liberalnymi koalicjantami, oś sporu politycznego na Wyspach zaczęły wyznaczać Partia Pracy i Partia Konserwatywna. Podobny układ miał wyłonić się na kontynencie, gdzie partie odwołujące się do tradycji liberalnej zostały zepchnięte do drugiej ligi przez socjaldemokratów (we Włoszech przez komunistów) i chadeków. Wobec tych drugich często służyli jako młodszy, koalicyjny partner. Do dziś partie liberalne raczej nigdzie nie walczą w pierwszym rzędzie o główne stawki w wyborczych wyścigach. Verhofstadt był pierwszym belgijskim liberałem od dekad, który stanął na czele rządu bez podpierania się chadekami.

Co było powodem marginalizacji liberałów w ubiegłym stuleciu? Masy emancypujące się przez cały wiek dziewiętnasty, wzmocnione ofiarą, jaką poniosły na frontach wielkiej wojny, domagały się pełnego udziału w polityce, rzeczywistej suwerenności dla siebie, co stało w sprzeczności z liberalnymi ideałami ograniczonej reprezentacji stopniowo rozszerzanej na kolejne grupy obywateli, wraz ze zdobywaniem przez nich własności i wykształcenia.

Pierwsza wojna światowa doprowadziła także do radykalnego wzrostu znaczenia państwa, którego szeroka interwencja w gospodarkę i życie społeczne okazała się konieczna dla utrzymania wojennego wysiłku. Masy, które zobaczyły, że państwo może efektywnie działać jako instytucja koordynująca wojenną mobilizację, zaczęły zadawać sobie pytanie, czemu nie może ono działać także w czasie pokoju na rzecz rozwiązania podstawowych problemów społecznych i gospodarczych.

Oczywiście, leseferyzm, koncepcja ograniczonego rządu i parlamentarnej reprezentacji nie wyczerpywały programu liberałów z lat 20. Już od czasów późnego Johna Stuarta Milla w liberalizmie zaczyna się myślenie nie tylko o wolności „od państwa”, ale także „w państwie” i „przez państwo”. Jednak – maksymalnie uproszczając kwestie – tego typu postulaty nie były w stanie przekonać wkraczających coraz silniej do polityki, zorganizowanych w ruch socjalistyczny mas robotniczych. Z kolei wobec ich postępów właściciele ziemi, fabryk, kapitału i innych środków produkcji grupowali się raczej wokół programu konserwatywnego, lub (po wojnie) chrześcijańsko-demokratycznego.

…w chadeckiej Europie

Choć dziś ALDE wydaje się najbardziej entuzjastyczną wobec europejskiej integracji międzynarodówką, to sama Unia jest bardziej chadeckim niż liberalnym projektem. Co prawda przedstawiciele ówczesnych partii liberalnych zasiadali w pierwszym wspólnym zgromadzeniu przedstawicielskim Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, ale to nie oni byli główną siłą integracji. Zjednoczoną Europę zbudowała bowiem przede wszystkim chrześcijańska demokracja. Na założeniach, które częściowo pokrywały się z rozpoznaniami liberalnej tradycji, a częściowo stanowić miały jej korektę.

Powojenni twórcy wspólnot europejskich podzielali nieufność liberałów do zasady nieograniczonej suwerenności ludu, zwłaszcza w jej przejawach plebiscytowych. Konstrukcja politycznych instytucji wspólnoty stanowiła przeniesienie w międzypaństwową skalę liberalnej zasady równowagi władz. Instytucje unijne miały równoważyć nie tylko rządy poszczególnych państw narodowych, ale samą zasadę suwerenności ludu jako taką.

Warto o tym pamiętać, gdy narzekamy na deficyty unijnej demokracji. Nie wynikają one z tego, że coś w europejskim projekcie nie działa tak, jak powinno – wręcz przeciwnie, ograniczenie zasady demokratycznej było jednym z celów ojców założycieli, mających w pamięci niedawny koszmar plebiscytarnej dyktatury w nazistowskich Niemczech.

Z drugiej strony projekt Unii odrzucał liberalną wiarę w swobodną koordynację interesów na wolnym rynku i w ramach instytucji społeczeństwa obywatelskiego. Wspólnoty europejskie były próbą przeniesienia na kontynentalny wymiar założeń zarządzanej przez państwo formuły kapitalizmu, po wojnie powszechnej na zachodzie. Miała ona zapewnić pełne zatrudnienie i bezpieczeństwo socjalne wykończonej przez wojnę Europie. Budująca na kontynencie państwo dobrobytu chadecja traktowała go jako polisę ubezpieczeniową nie tylko przed komunistyczną rewolucją, ale także przed powrotem faszyzmu.

Od drugiej połowy lat 70. ta formuła zarządzanego przez państwo kapitalizmu została zarzucona przez większość państw kapitalistycznych pod wpływem przemian symbolizowanych przez nazwiska Reagana i Thatcher. Także instytucje unijne przeszły neoliberalną korektę, świadectwem jej wpływu może być Traktat z Maastricht i Traktat Lizboński.

Jednak od drugiej wojny światowej partie liberalne przeszły także pewną korektę w stronę socjalliberalną. Przynajmniej część z nich. O ile niemiecka FDP pozostaje w forpoczcie sił atakujących europejski model społeczny, to rządzący w Belgii wspólnie z lewicą Verhofstadt, choć zaczynał jako neoliberał (w latach 80., nawiązując do jego poglądów i młodzieńczego wyglądu, przeciwnicy nazywali go „Baby Thatcher”), dziś reprezentuje socjalliberalne stanowisko, łącząc przywiązanie do monetarystycznej polityki makroekonomicznej wspierającej konkurencyjność i elastyczność rynku pracy z obroną praw socjalnych wypracowanych w ramach państwa dobrobytu. Większość liberałów z dzisiejszego ALDE wydaje się podzielać pogląd o prawach socjalnych jako części katalogu liberalnych praw. A jednocześnie praktyka makroekonomiczna, jaką wspierają, często uniemożliwia ich realne przestrzeganie. Także w ostatnim europarlamencie ALDE było faktycznie częścią „wielkiej koalicji” wspierającej komisję Barroso, narzucającą kontynentowi politykę cięć i oszczędności, która jak dziś się ocenia, nie tylko pozbawiła Europejczyków dostępu do wielu usług publicznych, ale także wywoływała recesyjny efekt w szczególnie dotkniętych nią krajach.

Europejska ucieczka do przodu

Czy nacisk na „więcej integracji” nie jest sposobem europejskich liberałów na ucieczkę od tej sprzeczności? Liberałowie w swoich strategicznych dokumentach wskazują na wspólny rynek jako na „największą wartość Europy”. Wierzą, że głębsza integracja wspólnego rynku, gwarantująca jego realną, a nie tylko formalną jedność, dzięki efektowi skali pomoże konkurencyjności gospodarki wspólnoty i da jej impuls do rozwoju. Liberałowie z Brukseli zdają sobie sprawę także z tego, że rynek ten wymaga wspólnotowych instytucji kontrolnych. W swoim programie z 2009 roku liberałowie słusznie wskazywali na niepokojący brak unijnych instytucji nadzoru produktów finansowych. Silniejszemu uwspólnieniu zdaniem liberałów powinna ulec także polityka klimatyczna.

ALDE rozumie także konieczność głębszej integracji politycznej. Przywiązane jest zwłaszcza do idei Europy jako promotorki idei praw człowieka na świecie. Chce, by Europa na arenie światowej działała jako spójny polityczny podmiot. Kadencja wywodzącej się z frakcji Catherine Ashton nie zostawiła tu jednak po sobie najlepszego wrażenia. Ostatnie wydarzenia na wschodzie Ukrainy pokazały, że trudno mówić o jednolitej „europejskiej racji stanu”, a Unia ma kłopoty z działaniem jako jeden podmiot. Inną polityką prowadzą Niemcy i Francja; inną Włochy; jeszcze inną Wielka Brytania i Polska; nie mówiąc o Węgrach i Słowacji. Wybór na następczynię Ashton włoskiej ministry spraw zagranicznych Federiki Modherini, kontestowanej przez część krajów Europy Wschodniej ze względu za jej rzekomą „prorosyjskość”, też nie ułatwi tu sprawy.

Dla lewicy wezwanie „więcej Europy” nie może znaczyć „więcej polityki cięć i walki z deficytem narzucanej przez Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny”. Dlatego często będzie ona wchodzić w spór z liberałami.

Ale z drugiej strony mocna wiara tej partii w sens pogłębiania europejskiej integracji i solidarności – nawet jeśli wyrażana w mglistych i ogólnikowych hasłach – jest cennym politycznym kapitałem, w momencie gdy europejski projekt przeżywa wyraźny polityczny kryzys.

Można żartować z liberałów, że po Wielkiej Wojnie nie zauważyli swojej politycznej śmierci, że po tej traumie jedyne, na co mogą się zdobyć, to „liberalizm strachu” potrafiący artykułować lęki, ale nie marzenia. Europejski „liberalizm odwagi” Verhofstadta jest cennym głosem w europejskiej debacie. Zwłaszcza z perspektywy Polski, która tak bardzo Europy potrzebuje.

***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij