Kraj

Sierakowski w „GW”: Gej jest prorodzinny

Homoseksualizm nie jest sprzeczny z naturą, choć z jej uświęconą przez katolickich konserwatystów wizją już tak. 

Homoseksualizm jest z natury zjawiskiem prorodzinnym. Uchodzi za sprzeczny z naturą i uważany jest za zagrożenie dla rodziny wyłącznie z powodu religijnych przekonań tych, którzy wypowiadają takie sądy. Wzmacnianych nierzadko lękami. W efekcie możemy usłyszeć zbitkę „agresywne lobby homoseksualne”, którą w ostatniej „Loży prasowej” w TVN 24 posłużył się Piotr Skwieciński, publicysta skądinąd sympatyczny.

Dywagacje na temat agresywnego lobby nie są najbardziej interesujące. Ci, którzy zauważają jego istnienie, nigdy nie dodają, z kogo składa się to lobby. Zakładają pochopnie, że agresywne zachowanie nie pozostawia wątpliwości, o kim mowa. Schemat ten działa raczej w odwrotnym kierunku. Używanie takich sformułowań przez konkretnych publicystów tworzy kod i rytuał, którymi buduje się tożsamość grupy.

Gdy się słyszy o „agresywnym lobby homoseksualnym”, nigdy nie wiadomo, o kim konkretnie się mówi, za to wiadomo, kto mówi.

Bardziej interesujące jest to, że współczesna nauka uważa homoseksualizm za naturalny i sprzyjający rodzinie, w co nie mógł uwierzyć Skwieciński. Gdyby było inaczej, homoseksualizm nie przetrwałby w procesie ewolucji. Zabezpieczeniu swoich genów sprzyjać można nie tylko bezpośrednio. Homoseksualista ze swoim rodzeństwem dzieli odziedziczony materiał genetyczny w połowie, a z potomkami swojej siostry czy brata – w jednej czwartej. Gej, pomagając dzieciom swojego rodzeństwa, przyczynia się do tego, że mają one lepszy start w życiu, lepszą pozycję, także materialną – a może dzięki temu zdecydują się one na większą liczbę dzieci. I dzięki temu ten właśnie genotyp będzie w większym stopniu reprodukowany. Opisane zjawisko jest częścią szerszego doboru krewniaczego, którego pochodzeniem zajął się na początku drugiej połowy XX wieku profesor Oksfordu William D. Hamilton, a także profesor Harvardu Edward O. Wilson. Tego drugiego uważa się za twórcę socjobiologii nauczanej dziś od pierwszych lat studiów na wydziale socjologii i innych wydziałach humanistycznych. […]

Stanowisko konserwatystów, którzy domagają się rozmaitych zakazów, w tym również związków partnerskich, uświęca naturę, choć nie zgadza się z jej rozstrzygnięciami. Dziwić powinno już samo powoływanie się na kryterium naturalności przez katolików. Nie chodzi tylko o to, żeby pytać ich o zgodność biblijnych przekazów z teorią ewolucji, ale również o prostsze pytanie: jeśli coś nie jest zgodne z naturą, to właściwie co z tego? Dlaczego to ma być złe z założenia? Natura w ogóle nie rozpoznaje zła ani dobra. A najprostsza definicja kultury – ludzkiego tworu – odróżnia ją od tego, co jest naturą, a nas – od zwierząt.

Gdy uprawiamy seks w celu reprodukcji, to wtedy właśnie zachowujemy się jak zwierzęta i zarazem zasługujemy na pochwałę katolickich konserwatystów.

Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” z dn. 8.10.2014

Czytaj także:

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij