Kraj

Środa: Koniec papieskiego serialu

Domyka się teraz papieski serial, zmierzający do jeszcze większej komercjalizacji kultu. Ale czy coś się zmieni?

Wielkim wydarzeniem w historii Polski był wybór papieża Polaka. Polska zbliżyła się do egzotycznego Watykanu, Europa zawitała do komunistycznej Polski. Biskup Karol Wojtyła stanął na wysokości zadania. Był papieżem charyzmatycznym, widocznym, dużo podróżował, porywał tłumy, co przełożyło się na wzmocnienie katolicyzmu na świecie, choć nie na otwartość Kościoła. Papież najwyraźniej chciał go wzmocnić, a nie rozproszyć.

Papież miał ogromny wpływ na historię Polski, choć nie tak wielki, jak przyznaje mu narodowa hagiografia; znam interpretacje historyczne, które traktują papieża – obok Ducha Świętego – jako główny czynnik sprawczy powstania Solidarności i transformacji ustrojowej, co uważam za poważne nadużycie. Największą zasługą papieża była silna rewitalizacja tomizmu w jego wersji „hard”, co wiązało się z porzuceniem personalistycznych projektów Kościoła otwartego, promowanych przez II Sobór Watykański, gdzie Wojtyła odegrał notabene niemałą rolę. Swoją rolę pojmował jako rolę wielkiego remontowego Kościoła, starał się wzmocnić jego elementy silnie wiążącym cementem jednoznacznej doktryny i posłuszeństwa.

Dlatego niezbyt gorliwie podejmował walkę z pedofilią i nie naciskał na przejrzystość ekonomiczną Kościoła (nie wspominając nic o cnocie ubóstwa, które nie miało za jego czasów zbytniego poważania: pompa, z jaką podróżował papież, nie miała sobie równych). Zapewne z tych samych powodów papież nigdy nie krytykował ojca Rydzyka i jego Radia. Nie ulega wątpliwości, że papież wolał Kościół ojca Rydzyka od kościoła Józefa Tischnera, chciał Kościoła masowego, populistycznego, z wiernymi modlącymi się i posłusznymi, a nie myślącymi i dyskutującymi. Niewątpliwie udało się to w Polsce.

Papież był tu traktowany jak Bóg. Mawia się, że był wielkim autorytetem. Nie wiem, co to znaczy: mało kto go czytał, nikt go nie naśladował, mało kto korzystał z jego nauk czy przykazań. Papież był raczej religijnym idolem, i tak jest dziś czczony. Ma siedemset pomników, miliony portretów, jest na jarmarkach, na parafiach, na ciupagach, na obrazkach w ramkach z muszelek. Papież popadł w absolutny kicz, co na dłuższą metę nie będzie wzmacniać jego autorytetu. Czy pomoże w tym kanonizacja?

Myślę, że będzie to ostateczne zamknięcia serialu z „polskim papieżem” w roli głównej. Teraz nabierze większej wartości komercyjnej, jego relikwie staną się przedmiotem handlu, a parafie, które je zdobędą, wygrają walkę na rynku pielgrzymujących wiernych (to się przekłada na dochody, co w kraju o rosnącej laicyzacji jest ważne).

Osobiście nie wierzę w cuda (a to element niezbędny kanonizacji), nie wierzę też w świętych obcowanie. Sam papież z cudów nie korzystał, korzystał natomiast z osiągnięć najnowszej techniki (podróżując) i medycyny (lecząc się). Nie wiem, czy chciał być świętym. Na pewno chciało tego wielu Polaków i Polek. Zastanawiam się tylko, czy kanonizacja przełoży się w jakikolwiek sposób na postawy życzliwości, tolerancji, nie mówiąc też o miłości bliźniego. I mam tu duże wątpliwości.

Tekst jest częścią trójgłosu Kongresu Kobiet na temat kanonizacji Jana Pawła II. Obok prof. Magdaleny Środy głos zabrały także ministra Agnieszka Kozłowska-Rajewicz i diakonka Halina Radacz.

Czytaj także:

Jakub Majmurek, Drodzy posłowie, nie będę „solidarnie świętował!

Kinga Dunin, Ustanowienie kultu

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij