Kraj

Młodzi nam niczego nie odbierają. Ani my im.

Jesteśmy w innym miejscu w życiu, i tyle – mówią seniorki Barbara Manduk-Cheyne i Grażyna Stawowska.

Barbara Manduk-Cheyne: W życiu emeryta rzecz podstawowa to mieć podparcie w innych. Jeżeli nawet finansowo ludzie dają sobie radę, a nie mają nikogo, to wszystkiego pieniądzem się nie załatwi. Chodzi po prostu o to, żeby ktoś przyszedł, zajrzał w chorobie, żeby było z kim pogadać, bo z komputerem nie wystarczy.

Kiedy wejdzie się do sklepu, w którym robi zakupy emeryt, natychmiast rzucają się w oczy dwie rzeczy. Po pierwsze, zawsze mówi o wiele więcej, niż wymagałyby tego okoliczności. To jest często dla osoby starszej jedyna okazja, żeby zamienić z kimś parę słów, szczególnie jeśli ma problemy ze swobodnym poruszaniem. Druga rzecz to kwestia manualna. Przyspieszenie wszystkich działań przy kasie to są rzeczy dla emerytów nie do przeskoczenia, nawet wyjęcie karty z portfela sprawia problem. To jest dla nas niewykonalne w tym czasie, w jakim robią to inne generacje. To emeryta bardzo obciąża, a poza tym jest irytujące dla innych. Mamy świadomość, że inni są zniecierpliwieni, nawet jeśli są jak najgrzeczniejsi.

Grażyna Stawowska: Ale może niepotrzebnie to wszystko tak bardzo przeżywamy? My jesteśmy nieco innym pokoleniem, nas cyfryzacja nie okradła z wrażliwości. I teraz, wśród nowych technologii, komputerów i informatyki, jesteśmy ostatnimi Mohikanami, ludźmi nie z tego świata, nawet dla 40-latków.

Zauważyłam też, że o ile wiek 30-50 lat to właściwie jeden przedział, to już 60-65, 65-70, 70-75 itd. dzielą ogromne różnice. Wrzucenie wszystkich osób 60+ do jednego worka to efekt spojrzenia na nas jak na wyrośniętych przedszkolaków. Infantylizacja grupy z dużym bagażem doświadczenia życiowego, wiedzą, inteligencją i potencjałem.

Barbara Manduk-Cheyne: Całkowicie się z tym zgadzam. Istnieje pogląd, że ludzie po sześćdziesiątce to jednolita grupa. A przecież potrzeby zmieniają się w miarę upływu czasu, a zmiany te zależą od wieku i stanu zdrowia. Bardzo trudno stworzyć jednoznaczny podział, to wymaga dużej koncentracji na grupie, z którą się pracuje. Sprowadzanie wszystkiego do kryterium wieku jest dużym uproszczeniem.

Barbara Manduk-Cheyne, fot. Stefan Brajter

Wiele projektów skierowanych do seniorów posługuje się kategorią „60+” – to tak, jakby była to grupa pozbawiona indywidualnych cech, często także zupełnie odpłciowiona. A to przecież kolejny mit.

Przez wiele lat pracowałam w mieszkaniówce dla kobiet i wiem, że nieprawdą jest, że starsi ludzie nie mają płci ani życia seksualnego. Mają takie same potrzeby, lęki i marzenia jak inni. Społeczeństwo sądzi, że sprawy seksu dla seniorów nie istnieją. A to się nigdy nie kończy.
Bardzo śmieszne jest też to, że ludzie młodsi obsesyjnie boją się fizycznej strony starzenia. A to przecież zupełnie nieistotne. Tak naprawdę liczy się tylko to, żeby być zdrowym i mieć dużo energii w sobie. A cała ta kosmetologia jest niepotrzebna.

Grażyna Stawowska: A ja myślę, że jeżeli możemy coś w swoim wyglądzie poprawić, to daje nam dodatkową energię. To jest taka ludzka chęć, żeby o siebie dbać, i to też nigdy nie zanika.

Barbara Manduk-Cheyne: Chyba że przychodzi rezygnacja.

Grażyna Stawowska: Rezygnacja u seniora pojawia się wtedy, kiedy czuje się niepotrzebny. Dlatego dla nas najważniejsze jest znalezienie sobie takiego obszaru aktywności, który nas będzie zmuszał do dbania o siebie, do wychodzenia z domu, do udziału w akcjach społecznych. Na przykład jutro organizuję protest w imieniu grupy mieszkańców kamienic, którym doskwierają ciągłe podwyżki czynszu, brak remontów, chaos w zarządzaniu różnymi formami własności. W Łodzi w starych kamienicach mieszka dużo starych ludzi, wielu z nich to osoby samotne, pozostawione samym sobie. Walczymy więc o to, by Urząd Miasta zainteresował się naszymi potrzebami.

Barbara Manduk-Cheyne: Seniorzy z jednej strony chcieliby, żeby ktoś się nimi zajął, ale z drugiej – chcą też brać aktywny udział w życiu społecznym, niekoniecznie zamykając się we własnym towarzystwie.

Jestem przeciwna amerykańskiemu modelowi miasteczek emeryckich, bo to jest pewien bajkowy świat, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością społeczną. Ja widzę miejsce seniora w społeczności, niekoniecznie w obrębie własnej generacji.

Wydaje mi się też, że za mało wykorzystujemy siły emerytów: intelektualne, organizacyjne i rozmaite inne talenty. W innych krajach emeryci tworzą rady nadzorcze w fundacjach, często zupełnie za darmo. Wielka robota na co dzień jest już nie dla nich, ale mają doświadczenie i przede wszystkim czas, by pewne rzeczy przeanalizować lub omówić. I to się świetnie sprawdza.
Tymczasem w Polsce często mamy do czynienia z pewną fasadowością podejmowanych działań. Fundacje i stowarzyszenia nie są zainteresowane tym, by emeryci włączali się w ich działalność. A przecież nie można seniorom odbierać prawa do samodecydowania.

Grażyna Stawowska: A mnie się wydaje, że taki konflikt pokoleń istniał od zawsze, ale teraz inaczej na to patrzymy, bo sami jesteśmy w grupie 60+. A przecież i my kiedyś byliśmy tak samo niecierpliwi, jak młodzi ludzie dzisiaj. My stoimy trochę z boku, ponieważ dzisiejsze tempo życia i technologizacja różnią nas od młodszego pokolenia. Teraz obsługi komputera dzieci uczą się w szkole. Nam też przydaliby się tacy cierpliwi nauczyciele.

Grażyna Stawowska, fot. Stefan Brajter

Barbara Manduk-Cheyne: A ja uważam jednak, że powinno się to odbywać na zasadzie wzajemności. Gdyby prowadziła pani na przykład kółko zainteresowań dla dzieciaków, oni odwzajemniliby się własną wiedzą i umiejętnościami. To nie jest tak, że seniorzy mają wyłącznie oczekiwania, to jest symbioza. Trzeba mieć poczucie własnej mocy.

Sama włączam się w działania, które łączą pokolenia. Jestem feministką i zawsze zajmowałam się problematyką kobiecą. W ostatnich dwu latach uczestniczyłam w organizacji łódzkich Manif. Sama też mam problem z korzystaniem z Facebooka, więc kiedy miałam pomysł, żeby urządzić wspólne czytanie prozy Sylwii Chutnik, poprosiłam młodsze koleżanki o pomoc, one nagłośniły tę akcję w serwisach społecznościowych i tak zebrała sięgrupa kobiet, które nigdy wcześniej się nie znały.
Ani młodzi nam niczego nie odbierają, ani my im. My jesteśmy w innym miejscu w życiu i tyle. Jesteśmy jednak pełnoprawnymi członkami społeczności i też mamy zadania do wykonania.

Notowała Katarzyna Gucio

Tekst powstał w ramach projektu „Obywatel/ka Senior/ka”, który miał na celu aktywizację obywatelską najstarszych mieszkańców Łodzi. Uczestnicy wykładów i warsztatów pisali projekty do Budżetu Obywatelskiego, brali udział w audycjach radiowych i stworzyli list otwarty do prezydent Miasta Łodzi. Wszystko po to, by zwrócić uwagę na nieistnienie problemów dotyczących osób starszych w lokalnej sferze publicznej.

Czytaj także:

Damiana Barańska, Ja z nikim nie walczę, ja się upominam

Barbara Drabicka, Bunt na prowincji

Broszura podsumowującą projekt

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij