Kraj

Majmurek: Ludowa historia Polski

Nostalgia za PRL-em nie tchnie życia w ruchy studenckie czy młodych ludzi organizujących się przeciw umowom śmieciowym.

Linię, jaką Bartosz Machalica przyjął w obronie Niezbędnika historycznego lewicy, najkrócej można by podsumować tak: albo taka, z konieczności uproszczona opowieść, jaką proponujemy, albo wyrafinowane narracje historyczne, ignorujące „historyczną pamięć społeczeństwa”, które skazują lewicę na izolację. Ta alternatywa jest jednak fałszywa. Nie musimy wybierać między kurczowym trzymaniem się nostalgii za PRL-em a zamknięciem się w wieży z kości słoniowej. Zresztą, ta nostalgia wcale nie jest tak politycznie skuteczna i społecznie nośna, jak mogłoby się wydawać. Możemy zaproponować inną narrację: prawdziwie ludową historię Polski.

Widziane z góry

Bo historia Polski w Niezbędniku ludowa nie jest. Jest historią widzianą z perspektywy elit  Polski Ludowej. Jej podmiotami są państwo i różne partyjne elity dążące do zdobycia nad nim władzy, a nie ruchy społeczne czy klasy ludowe. Taka opowieść odcina zupełnie polską lewicę od oddolnej samoorganizacji, oporu i buntu, jaki przez cały wiek XX toczył się w imię emancypacyjnych haseł – często także przeciw lewicowej władzy.

Nie chodzi o to, by lewica udawała, że wywodzi się wyłącznie z przedwojennego PPS-u, że PRL jej w ogóle nie dotyczy, by przyjmowała wobec niego oskarżycielski ton.

Tak, autorzy mają rację, gdy piszą o awansie społecznym, modernizacji, rozbiciu anachronicznej struktury społecznej. To niewątpliwe zasługi PRL-owskich elit. Ale alfabetyzacja, budowa fabryk, hut, szkół i dróg były zestawem reform podejmowanych przez różnych przywódców krajów peryferyjnych. Obojętnie, czy był to kierujący nominalnie „kapitalistyczną” Koreą Południową generał Park Chung-hee, kierujący nominalnie „komunistyczną” Polską Władysław Gomułka czy szukający „trzeciej drogi” w Indiach Jawaharlal Nehru.

Rola prywatnego sektora i zakres państwowej interwencji w tych krajach były odmienne, ale w każdym szukano podobnych dróg rozwoju, zapewniając awans cywilizacyjny dużym grupom ludności, a jednocześnie dążąc do daleko posuniętej kontroli nad pracownikami. Nie ma się więc czym specjalnie – patrząc na PRL z lewicowej perspektywy – zachwycać. Na tle innych projektów rozwoju peryferii nie był on żadnym oszałamiającym sukcesem.

Historia Polski, nie Polaków

Historia PRL, jaką polska lewica ma obowiązek napisać, nie może być tylko historią Polaków. Musi widzieć wszystkie etniczne grupy zamieszkujące te tereny. Musi więc być w niej miejsce także na wysiedlenia, gwałty i narodowe prześladowania wymierzone w Niemców, Mazurów czy Ukraińców po ’45, a nie tylko na „zasiedlanie wiecznie piastowskich ziem”. Na historię lewicy skupiającej niekoniecznie Polaków (Bund, Poalej Syjon itd.).

Przy takim podejściu do historii Polski widzimy, że PRL był społeczeństwem klasowym, gdzie kontrolę nad środkami produkcji sprawowali nie robotnicy, ale partyjna biurokracja. Tuż po wojnie klasa robotnicza była bardziej radykalna od partii, spontanicznie przejmowała zakłady pracy od wycofujących się okupantów i tworzyła w nich samorząd pracowniczy, co ukróciła stalinowska biurokracja. Hasło o prawie robotników do samoorganizacji, do zarządzania procesem produkcji i społecznymi inwestycjami ciągle powracało w Polsce Ludowej. To właśnie była jedna z najważniejszych zawiedzionych obietnic Października.

Odcinając się od tej tradycji, lewica nie tylko odcina się od istotnej części swojej historii, ale także popełnia polityczny błąd, oddając walkowerem prawicy całą historię oporu wobec PRL.

Ten opór przyjmował różne postacie: od odmowy pracy i jej sabotażu, przez strajki, po „Solidarność” – wielki robotniczy ruch społeczny, pokazujący, że biurokracja nie ma prawa do reprezentowania interesów ludzi pracy, domagający się samorządu pracowniczego i bardzo konkretnych ustępstw socjalnych. Bo różnego rodzaju socjalne przywileje nie były – jak sugeruje Niezbędnik – dane ludowi przez oświeconą PRL-owską władzę, tylko wywalczone w ramach toczących się w PRL walk społecznych.

Ruch jest wszystkim

Czy taka historia skaże lewicę na amerykańskie kampusy? Wręcz przeciwnie – tylko ona pozwoli sprzęgnąć lewicową politykę historyczną z zadaniem, jakiemu powinna służyć: budowy nowoczesnego, egalitarnego, dynamicznego ruchu społecznego, który zmieni Polskę w bardziej otwarte, równe i sprawiedliwe społeczeństwo. Tylko ona – pokazując inspirujące historie ludzi organizujących się przeciw uciskowi, tworzących polityczne grupy wygrywające z władzą i wymuszające na niej realizację swoich postulatów – wyzwoli zaangażowanie. W tym sensie szalenie ważne jest dla lewicy odzyskanie narracji o pierwszej „Solidarności”.

Edward Gierek jako „mąż opatrznościowy” polskiej lewicy, czerwony Kazimierz Wielki, który zostawił po sobie „Polskę rosnącą w siłę i ludzi żyjących dostatniej”, doskonale nadaje się do obsługiwania nostalgii twardego elektoratu SLD – dlatego nawet rozumiem, czemu Sojusz na taką publikację jak Niezbędnik się zdecydował. Ale na pewno wokół Gierka nie zbudujemy dziś w Polsce lewicowych ruchów społecznych, czy choćby narracji zdolnej skłonić większość społeczeństwa do zagłosowania na lewicę w wyborach.

Tęsknota za funduszem wczasów pracowniczych czy przekonanie, że „generał Jaruzelski to polski patriota”, nie da dziś ludziom siły do organizowania się w związki zawodowe albo walki przeciw zamykaniu szkół. Hasło, że nasi dziadkowie „dzięki PRL-owi zdobyli edukację”, nie tchnie życia w ruchy studenckie czy młodych ludzi organizujących się przeciw umowom śmieciowym. Wspomnienia o sukcesach PRL-owskiego budownictwa nie pchną ludzi na blokady eksmisji.

Jeśli chcemy dziś w Polsce silnych, egalitarnych i emancypacyjnych ruchów społecznych, potrzebujemy „gorącej”, pełnej utopijnych iskier historycznej narracji.

O sukcesach przedwojennej spółdzielczości (z budową Żoliborza na czele); o unikalnym, wyprzedzającym swoje czasy pedagogicznym eksperymencie Korczaka; o walce robotników przeciw autorytarnemu państwu; o nowym modelu samorządu i uczestniczącej demokracji, jaki wypracował się za czasów pierwszej „Solidarności”. W tej opowieści jest miejsce na awans społeczny milionów ludzi po II wojnie światowej. Ale to nie wokół niego powinniśmy budować prawdziwie ludową historię Polski.

Czytaj też:

Maciej Gdula: Walka na odcinku historia

Bartosz Machalica, Przełamywanie monopolu na odcinku historia

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij