Kraj

Osobiste oświadczenie w sprawie jasnogórskiej profanacji

To nie żadna laicyzacja Polski, ale właśnie przyczyny religijne stoją za profanacją obrazu jasnogórskiego.

W ostatnią niedzielę na Jasnej Górze 58-letni Jerzy D. dokonał symbolicznego zamachu na obraz tak zwanej Matki Boskiej Częstochowskiej, obrzucając go pociskami z czarną farbą. Oczywiście nie zniszczył zabytkowego malowidła, które chronione jest kuloodporną szybą (najwyraźniej opiekujący się nim zakonnicy spodziewają się bardziej radykalnych zamachów). Po tym akcie rozpętała się medialna burza, a prawicowi politycy zaczęli wykorzystywać ten incydent dla celów swojej propagandy, doszukując się jej przyczyny w rzekomej laicyzacji i ateizacji Polski, a nawet w polityce rządu Tuska.

Jest to ewidentne nadużycie. Tak się składa, że motywacja Jerzego D. nie miała nic wspólnego ani z ateizmem, ani polityką rządową. Tym, co go pchnęło do tak rozpaczliwego gestu, były właśnie przyczyny religijne (on pewnie powiedziałby: duchowe, bo radykalni chrześcijanie biblijni nie lubią słowa religia). Jerzy D. przez lata dokładnie czytał Pismo Święte, zobaczył więc zapewne, że Dekalog podyktowany Mojżeszowi różni się znacznie od tego, co katolicy przedstawiają jako Dziesięcioro Przykazań. Między innymi, katolicy wyrzucili z Dekalogu drugie przykazanie, zakazujące uwielbiania figur i obrazów. Tego nie sposób nie zauważyć nawet przy pobieżnej lekturze, a co dopiero po wieloletnim studiowaniu. Domyślam się, że w trakcie tego studiowania Jerzy D. znalazł także wersety, w których prorok Jeremiasz potępia czcicieli „Królowej Niebios”, oraz fragmenty, w których obecność obrazów w świątyni nazwana jest „ohydą spustoszenia”. W każdym razie, prowadzony przez policjantów sprawca zamachu krzyczał: „Nie wstydzę się tego, co zrobiłem, niech się wstydzą ci, co fałszują Ewangelię” i „Boga trzeba czcić, nie obrazy”.

Jerzy D. powtórzył gest czeskiego husyty, który, jak chce legenda, swoim mieczem pokarał jasnogórskiego bałwana. Problem polega na tym, że czeski husyta zrobił to w zupełnie innej sytuacji. Jerzy D. jest bohaterem tragicznym. Rozumiem jego motywację. Widząc, jak katolicyzm niszczy polską mentalność i ogranicza możliwości szerzenia w tym kraju prawdziwego chrześcijaństwa, sam wielokrotnie myślałem o symbolicznym geście obalenia bałwanów, który oderwałby wreszcie Polaków od zatrutego źródła, przeciąłby pępowinę, którą płynie jad. Oczywiście, oznaczałoby to złamanie prawa – ale przecież Apostoł Paweł mówił, że w kwestiach wiary ważniejsze jest słuchanie Boga niż ludzkich rozporządzeń. Oznaczałoby to przemoc w świątyni – ale przecież Jezus nie zawahał się wygnać przemocą handlarzy ze świątyni.

Warto jednak zauważyć, że Jezus nigdy nie poszedł do świątyni pogańskiej i nie obalał stojących tam bożków. Wygnał handlarzy ze swojej świątyni, świątyni żydowskiej. Gest Jerzego D. miałby sens, gdyby świątynia jasnogórska była chrześcijańskim zborem, w którym jakoś zagnieździł się antychrześcijański bałwan. Mniej więcej tak było w czasach legendarnego husyty: chrześcijaństwo biblijne dopiero oddzielało się od katolicyzmu, husyta mógł traktować kościół katolicki jako swój kościół, który należy oczyścić z obrazów (a w wielu wypadkach także z kosztowności – przyznaję, że tak było, bo oczywiście nie wszyscy husyci byli święci). Teraz jest inaczej: katolicyzm i chrześcijaństwo są od siebie zdecydowanie oddzielone. Wbrew natchnionym kazaniom przeora jasnogórskiego klasztoru, który potraktował Jerzego D. jak członka papistowsko-maryjnej wspólnoty („Bracie szalony, który podniosłeś rękę na swoją matkę!”), katolicy to odrębna sekta, a ich matka na pewno nie jest naszą matką. Miłość bliźniego każe nam ich tolerować, gdy odprawiają swoje gusła, a także okazywać elementarny szacunek dla ich uczuć, na przykład – ewangelizując ich w przestrzeni publicznej, a nie w ich kościołach. Trzeba respektować to, że pewne miejsca są dla nich święte. Oczywiście, można powiedzieć, że Pussy Riot, które podziwiamy i popieramy, nie okazały takiego respektu analogicznemu prawosławnemu miejscu świętemu. Ale ich protest, wbrew obłudnym oświadczeniom cerkiewnych hierarchów, przynajmniej nie obrażał uczuć religijnych – dziewczyny nie domagały się obalenia tak zwanej Bogurodzicy, tylko prosiły Bogurodzicę, żeby obaliła Putina.

Dlatego trzeba uznać, że Jerzy D. popełnił błąd, aczkolwiek zupełnie zrozumiały w polskich warunkach. Za ten błąd drogo zapłaci. Grozi mu nawet dziesięć lat więzienia za obrazę uczuć religijnych (od razu przypomina się dowcip pewnego polskiego rysownika: Tato, za co ukrzyżowano Jezusa? Za obrazę uczuć religijnych). Albo, żeby uniknąć kontrowersji, zostanie zapakowany na lata do psychiatryka, jak sowieccy dysydenci. W tej sytuacji trzeba przypomnieć o tych wszystkich wypadkach, w których katolicy stosowali symboliczną przemoc wobec inaczej myślących. Jak oblewali kliniki ginekologiczne czerwoną farbą, jak blokowali wejścia do kin przed projekcją filmu Ksiądz, jak bezprawnie instalowali swoje symbole w najważniejszych punktach naszej wspólnej przestrzeni publicznej, czy to w Sejmie, czy to pod Pałacem Prezydenckim, czy to w rzekomo świeckich szkołach. Nikt za to katolików nie karał.

Musimy walczyć z tymi podwójnymi standardami: bezkarność dla katolików, więzienie dla chrześcijanina. Niezależnie od poglądów politycznych Jerzego D. i niezależnie od błędu, który popełnił, musimy się z nim solidaryzować. Jeżeli chcemy realizować jego myśl w sposób pokojowy, powinniśmy wystąpić z petycjami do samorządów o usunięcie świętych figur – ale nie z kościołów katolickich, tylko z przestrzeni publicznej. Pełno w niej jest „Matek Bosek”, sam mijam codziennie taką w parku.

              

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij