Czytaj dalej

Wolf: Mit urody

Gdyby kobiety nagle przestały czuć się brzydkie, najszybciej rozwijająca się medyczna specjalizacja zaczęłaby szybko zanikać.

W dzisiejszym świecie kobiety mają więcej władzy, cieszą się prawnym uznaniem i sukcesami zawodowymi jak nigdy wcześniej. Dzieje się to wraz z oczywistym rozwojem ruchu kobiecego. Mimo to jednak Naomi Wolf, pisarka i dziennikarka, jest zaniepokojona nowym rodzajem społecznej kontroli, który może się okazać równie ograniczający jak tradycyjny wizerunek kobiety jako gospodyni domowej i żony. To mit piękna, obsesja cielesnej perfekcji, więzi współczesną kobietę w nieskończonej spirali nadziei, samoświadomości i nienawiści do samej siebie, gdy stara się spełnić to, co niemożliwe: społeczną definicję „nieskazitelnego piękna”.

Zysk

„Ideał” nie dotyczy kobiet, dotyczy pieniędzy. Wiek chirurgii plastycznej jest, jak niegdyś wiktoriańska medycyna, powodowany łatwym zyskiem. Przemysł chirurgii plastycznej przynosi rocznie trzysta milionów dolarów dochodu w Stanach Zjednoczonych; dochody te zwiększają się każdego roku o dziesięć procent. Jednak jeśli kobiety przyzwyczają się do wygody i wolności, nie będzie można liczyć na zysk czerpany z ich gotowości, by cierpieć za swoją płeć. Mechanizm zastraszania musi działać, by utrzymać tę tendencję zwyżkową, wyższą w porównaniu z każdą inną „medyczną specjalnością”. Jeśli przemysłowi ma się udać zgarnąć cały zysk z nowych technologii, które wykorzystują stare poczucie winy, należy podnieść tolerancję na ból u kobiet oraz wzbudzić nowe poczucie zakorzenionej w nas bezradności. Rynek chirurgów jest wyobrażeniowy, nic złego bowiem nie dzieje się z twarzami i ciałami kobiet, czego nie uleczyłyby społeczne zmiany. A zatem przychód chirurgów zależny jest od wypaczania samopostrzegania kobiet i od pomnażania nienawiści kobiet do samych siebie.

Według Ehrenreich i English „mit kobiecej słabowitości i prawdziwy kult kobiecej hipochondrii, który zdaje się wspierać mit, wpasowały się bezpośrednio w finansowe interesy lekarzy”. W dziewiętnastym wieku wzrosła konkurencja w zawodzie medyka. Doktorzy gorączkowo usiłowali zagwarantować sobie grupę niezawodnych i zamożnych pacjentek, „kastę klientek”, które byłyby przekonane o potrzebie regularnych wizyt domowych i długotrwałych rekonwalescencji.

Sufrażystki przejrzały ten mechanizm na wylot i odkryły prawdziwą przyczynę podupadania kobiet na zdrowiu: interes lekarzy oraz nienaturalne warunki, które ograniczały życie kobiet.

Mary Livermore, sufrażystka, sprzeciwiła się „wielkiemu założeniu, iż jesteśmy w naturalny sposób upośledzone”, i potępiła „armię »ginekologów« o nieczystych intencjach”, którzy „pragnęli nas przekonać, że nie mamy nic poza jednym organem, który jest zawsze chory”. Doktor Mary Putnam Jacobi połączyła słabe zdrowie kobiet z „ich nową rolą jako przynoszących zysk pacjentek”. Jak piszą Ehrenreich i English: „Jako biznesmen lekarz miał swój bezpośredni interes w tym, by społeczna rola kobiety wymagała od niej, by była chora”.

Współcześni chirurdzy plastyczni mają bezpośredni finansowy interes w tym, by społeczna rola wymagała od kobiety, aby czuła się brzydka. Nie reklamują się, by po prostu podzielić między siebie istniejący już rynek, ich reklamy tworzą nowe gałęzie rynku. To prawdziwy boom przemysłowy. Reklamy umieszcza się tak, by kreowały popyt – w prasie kobiecej na przykład towarzyszą artykułom.

Przemysł inwestuje w reklamy i w zamian dostaje okładki, kobiety zaś „dostają” operacje. Płacą i wykorzystują okazję. Dzięki temu, że chirurdzy stają się bogatsi, mogą zarządząć większą i atrakcyjniejszą przestrzenią reklamową. Wydanie „Harper’s and Queen” z października 1988 roku jest typowe: pochlebny artykuł o operacjach plastycznych towarzyszy reklamom operacji, które zajmują tyle samo miejsca co artykuł i są umieszczone na tych samych stronach. W dodatku o zdrowiu do „The New York Times” z lipca 1989 roku informacje o regulowanych głodówkach, obozach odchudzania, operacjach plastycznych i specjalistach od zaburzeń jedzenia wypełniają blisko połowę miejsca na reklamy. Do września 1990 roku quid pro quo było ustalone: „Cosmopolitan” zamieszczał na swoich łamach niewolniczo bezkrytyczny artykuł, do którego dołączano reklamę chirurgii plastycznej, w kolorze i na całą stronę.

Nadszedł czas, w którym relacja między chirurgią plastyczną, reklamami, zagrożeniami i ostrzeżeniami odtwarza sytuację, kiedy to reklamy papierosów ograniczały prasę ukazującą szkodliwość palenia, zanim prezes Naczelnej Rady Lekarskiej nie zajął stanowiska w tej sprawie. Status chirurgów plastycznych będzie się umacniał, a ich wpływy będą nadal rosły, jeśli dziennikarze będą mieli tak niską motywację, by demaskować lekarzy lub ich ścigać (motywuje się ich, by tego nie robili: główna organizacja zrzeszająca chirurgów plastycznych funduje nagrodę dziennikarską rzędu pięciuset dolarów i dołącza doń dwa darmowe bilety lotnicze). Chirurdzy będą nadal dzierżyli władzę nad społecznym i ekonomicznym życiem kobiet, a także nad ich śmiercią, ponieważ zaspokajają kulturowe, a nie biologiczne potrzeby. A jeśli tak pozostanie, wkrótce staną się oni tym, czym, jak się zdaje, wielu chciałoby być: bożkami, których nikt nie ukrzyżuje.

Jeśli kobiety nagle przestałyby czuć się brzydkie, najszybciej rozwijająca się medyczna specjalizacja stałaby się najszybciej zanikającą gałęzią medycyny. Dla wielu chirurgów kosmetycznych, którzy – w przeciwieństwie do chirurgów plastycznych zajmujących się poparzeniami, urazami czy wadami wrodzonymi – mogą być lekarzami bez specjalizacji, sytuacja ta oznaczałaby powrót do zajmowania się świnką i hemoroidami, a więc czymś, czego nasilenie nie zależy od reklam. Utrzymują się oni, sprzedając kobietom poczucie nieuleczalnej brzydoty.

Powiedzenie komuś, że ma raka, nie wystarczy, by spowodować chorobę i związane z nią męki. Jeśli jednak dostatecznie przekonująco powiesz kobiecie, że jest brzydka, naprawdę zarazisz ją „chorobą”, a katusze, jakie w ten sposób wywołasz, będą prawdziwe.

Wykupując reklamę z dołączonym do niej artykułem promującym chirurgię plastyczną w kontekście, który sprawi, że kobiety poczują się brzydkie i uwierzą w to, że inne kobiety będą z nimi na tym polu konkurować, de facto płacisz za promowanie choroby, którą jedynie reklamodawca może uleczyć.

To kreowanie rynku wydaje się nie podlegać etyce zawodowej lekarza. Medycy byliby zdyskredytowani, gdyby dla własnego zysku promowali zachowania szkodliwe dla zdrowia. Szpitale wycofują się z inwestycji poczynionych przez koncerny tytoniowe i alkoholowe. To, że położono kres tego typu praktykom, dowodzi, że niektóre relacje zysku w medycynie są nieetyczne. Szpitale mogą sobie pozwolić na tę cnotę, liczba ich pacjentów bowiem – tych chorych i tych umierających – jest zawsze w naturalny sposób uzupełniana. Jednak chirurdzy kosmetyczni muszą stwarzać sobie pacjentki, ponieważ z biologicznego punktu widzenia one nie istnieją. A zatem wykupują reklamę w „The New York Times” na całą stronę, prezentują fotografię znanej modelki w kostiumie kąpielowym, dołączają do tego ofertę szybkiego kredytu o niskiej miesięcznej racie, jak gdyby kobiece piersi były artykułami konsumpcyjnymi trwałego użytku, i w ten sposób spełniają swoje marzenie o chorobie mas.

Etyka

Wiek chirurgii plastycznej, mimo że rozpoczął się już jakiś czas temu, jest wciąż społecznie, etycznie i politycznie niezbadany. Ostatnia rzecz, której potrzebują kobiety, to rady dotyczące tego, co mogą lub czego nie mogą uczynić ze swoimi ciałami, oraz obwinianie ich o ich własne wybory. A jednak to, że żadna etyczna dyskusja dotycząca źródła wieku chirurgii plastycznej nie została podjęta, jest znaczące. Ta leseferystyczna postawa jest niespójna z wielu powodów.

Większość debat i rozstrzygnięć prawnych ogranicza handel częściami ciała i chroni ciało przed zagrożeniami płynącymi z wolnego rynku. Prawo uznaje, że w sytuacji kupna i sprzedaży ciało ludzkie w sposób fundamentalny różni się od nieożywionego przedmiotu. Prawo Ameryki, w większości stanów, zabrania komercyjnego handlu pochwami, ustami i odbytami. Okaleczanie samego siebie i samobójstwo są niezgodne z prawem, które odrzuca także umowy oparte na wzięciu na siebie przez kogoś nierozsądnego ryzyka (w tym przypadku ryzyka śmierci). Filozof Immanuel Kant napisał, że sprzedawanie części ciała narusza etyczne ograniczenia związane z tym, co można sprzedawać. Światowa Organizacja Zdrowia potępia sprzedaż ludzkich organów do przeszczepów, brytyjskie i amerykańskie prawo tego zakazuje, podobnie jest w co najmniej dwudziestu innych krajach. Eksperymenty wykonywane na płodach są zabronione w Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii zaś parlament prowadzi na ten temat zażarte dyskusje. W sprawie Dziecka M. sąd w Stanach Zjednoczonych orzekł, iż kupowanie lub wypożyczanie macicy jest nielegalne. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii nielegalne jest kupowanie dziecka. Finansowy nacisk wywierany na kobietę, by sprzedała swoją macicę, lub na mężczyznę, by sprzedał swoją nerkę, jest przedmiotem etycznych dyskusji. Przejmująca debata toczona jest wokół problemów dotyczących życia i śmierci płodu. Nasza gotowość do zmierzenia się z kwestiami tego typu jest uważana za znak moralnego zdrowia społeczeństwa.

Tymczasem chirurdzy plastyczni handlują częściami ciała, a ich metoda sprzedaży się rozprzestrzenia.

Wykorzystywana w eksperymentach tkanka płodu jest martwa, a mimo to jej użycie budzi poważne wątpliwości. Natomiast kobiety poddawane chirurgicznym eksperymentom są nadal żywe. Chirurdzy nazywają tkanki na ciele kobiet martwymi, by móc zabić je z zyskiem. Czy cała kobieta żyje, czy tylko te jej części, które są młode i „piękne”? Społeczne naciski, których celem jest pozwolenie na śmierć starszych ludzi, są przedmiotem dyskusji nad eugeniką. Co ze społeczną presją wywieraną na kobietę, by zniszczyła „deformacje” na swoim zdrowym ciele lub by unicestwiła w sobie swój wiek? Czy to nie mówi nic o zdrowiu moralnym społeczeństwa? Jak to możliwe, że to, co w polityce dotyczącej ciała zostało uznane za złe, staje się nie tylko właściwe, ale wręcz konieczne, gdy mowa o kobiecym ciele? Czy nie mamy tu do czynienia z czymś, co ma polityczne znaczenie?

W przypadku kobiet i etycznej próżni otwartej przez wiek chirurgii plastycznej brak jakichkolwiek wskazówek lub debat. Najbardziej agresywni ludzie wyznaczają sobie granice, by podkreślić, że nie stracili swojego człowieczeństwa. Żołnierz wzdraga się przed zabiciem dziecka, ministerstwo obrony narodowej nie posuwa się do używania trujących gazów, konwencja genewska potwierdza, że nawet podczas wojny istnieją granice, zgadzamy się z tym, że cywilizowani ludzie potrafią rozpoznać tortury i potępiają je. W tym świetle wydaje się, że mit urody istnieje poza cywilizacją: nie ma żadnych granic.

Jest to fragment „Mitu urody” Naomi Wolf (Czarna Owca 2014)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij