Historia

Zinn: Naszym problemem jest obywatelskie posłuszeństwo

Dziś mija piąta rocznica śmierci Howarda Zinna.

W rocznicę śmierci Howarda Zinna — jednego z najbardziej znanych amerykańskich historyków, radykalnego działacza lewicowego i anarchisty, autora „Ludowej historii Stanów Zjednoczonych” (A People’s History of the United States) — publikujemy fragmenty „Naszym problemem jest obywatelskie posłuszeństwo”, głośnego wystąpienia, które Zinn wygłosił w 1971 roku na John Hopkins University w Baltimore.

Chciałbym zacząć od przeświadczenia, że świat stoi na głowie, że nic nie jest takie, jak być powinno. Przyzwoici ludzie siedzą w więzieniach, a przestępcy są wolni. Władzę sprawują nie ci, którzy powinni — a ci, którzy powinni rządzić, są bezsilni. Podział bogactwa w naszym kraju i na całym świecie jest tak niesprawiedliwy, że wymaga nie ostrożnych reform, ale radykalnej zmiany. Zaczynam więc od przeświadczenia, że nie trzeba nawet długo o tym mówić. Wystarczy chwila, aby przyjrzeć się sytuacji na świecie i dojść do wniosku, że świat stoi na głowie.

W więzieniu siedzi Daniel Berrigan — ksiądz katolicki, poeta, pacyfista — a szef FBI J. Edgar Hoover jest na wolności. David Dellinger, który sprzeciwiał się wojnie od małego i który włożył w to całą swoją energię i pasję, też wkrótce może trafić za kratki. Tymczasem ludzie odpowiedzialni za masakrę w My Lai nie zostali osądzeni. Pełnią różne funkcje w Waszyngtonie. Podejmują decyzje, które prowadzą do kolejnych rzezi niewinnej ludności, i dziwią się, kiedy do tych tragedii dochodzi. Na uniwersytecie Kent State Gwardia Narodowa zastrzeliła czworo studentów. Ale przed sądem stanęli nie sprawcy tej zbrodni, a inni studenci. W każdym amerykańskim mieście, wszędzie tam, gdzie trwają protesty, policjanci atakują demonstrantów, biją pałkami wszystkich, nawet przypadkowych przechodniów, a potem aresztują. Za co? Za napaść na policjantów. (…)

Ktoś, kto się nad tym nie zastanawia, tylko ogląda telewizję albo czyta uczone książki, może sądzić, że nie jest aż tak źle. Lub, że tylko drobne rzeczy są nie w porządku. Ale jeśli tylko nabierzemy trochę dystansu i spojrzymy na świat raz jeszcze — ogarnie nas przerażenie. Więc musimy zacząć od tego przeświadczenia, że świat naprawdę stoi na głowie.

Nasz temat też stawia sprawy na głowie: mowa o nieposłuszeństwie obywatelskim. Gdy tylko zaczynamy mówić o nieposłuszeństwie obywatelskim, słyszymy, że to poważny problem. Otóż to nie jest żaden problem.

Nasz problem to obywatelskie posłuszeństwo.

Nasz problem to nieprzebrane masy ludzi na całym świecie, które wykonują rozkazy przywódców i posłusznie idą na wojnę. Nasz problem to milionowe ofiary tego posłuszeństwa. (…) Nasz problem polega na tym, że na całym świecie ludzie są posłuszni w obliczu nędzy, głodu, głupoty, wojny i okrucieństwa. Nasz problem polega na tym, że ludzie pozostają posłuszni, gdy więzienia są pełne drobnych złodziejaszków, a najwięksi zbrodniarze rządzą krajem. To jest nasz problem. Dostrzegamy to w nazistowskich Niemczech. Rozumiemy, że posłuszeństwo narodu wobec Hitlera było problemem. Wiemy, że miało tragiczne skutki. Niemcy powinni byli stawić opór, sprzeciwić się władzy. Gdybyśmy byli na ich miejscu, pokazalibyśmy im, jak to się robi! Rozumiemy to także, mówiąc o Rosji pod rządami Stalina — tam też obywatele byli posłuszni jak potulne stado. (…)

Mówią nam, że trzeba przestrzegać prawa. Prawo wymaga posłuszeństwa. Prawo, ten cudowny wynalazek nowożytnych czasów. Przypisujemy je cywilizacji zachodniej i jesteśmy z niego dumni. Na całym Zachodzie uniwersytety uczą o rządach prawa. Pamiętacie, jak wyzyskiwano ludzi w czasach feudalnych? Życie w średniowieczu było takie straszne, ale dziś mamy zachodnią cywilizację i rządy prawa. Otóż prawo uregulowało i wzmocniło wyzysk i niesprawiedliwość, jakie istniały przed nastaniem rządów prawa. To jest największe osiągnięcie rządów prawa. (…)

Jak świat długi i szeroki, rządy prawa są oczkiem w głowie przywódców, a katastrofą dla ludności ich państw. Zwróćmy na to wreszcie uwagę. Żeby to zrozumieć, musimy przekroczyć narodowe granice. Nixon i Breżniew mają ze sobą więcej wspólnego niż my z Nixonem. Dyrektora FBI znacznie więcej łączy z szefem radzieckiej tajnej policji niż z nami. To międzynarodowe przywiązanie do prawa i porządku łączy przywódców wszystkich krajów więzami braterstwa. Zauważyliście, jak się uśmiechają na powitanie? Ściskają sobie ręce, częstują się cygarami. Świetnie się czują w swoim towarzystwie, chociaż mówią coś zupełnie innego. Wszyscy trzymają ze sobą — przeciwko nam. (…)

W tym miejscu często pojawia się pytanie: „Co by było, gdyby nikt nie przestrzegał prawa?”. Ale jest lepsze pytanie: „Co by było, gdyby wszyscy przestrzegali prawa?” Odpowiedź na to pytanie jest prostsza, bo mamy empiryczne dowody. Doskonale wiemy, co się dzieje, gdy wszyscy albo prawie wszyscy są posłuszni prawu. Dzieje się to, co teraz. Dlaczego ludzie szanują prawo? Wszyscy je szanujemy, ja też walczę z tym nawykiem, bo szacunek do prawa wpojono mi w dzieciństwie. Respektujemy prawo między innymi dlatego, że jest wieloznaczne. Często słyszymy sformułowania, które mogą znaczyć różne rzeczy, na przykład „bezpieczeństwo narodowe”.

Mówi się nam, że bezpieczeństwo narodowe wymaga tego czy owego. Dobrze, ale co to znaczy? Bezpieczeństwo narodowe, czyli czyje? Gdzie? Kiedy? W jakim celu? Nikt nie odpowiada na te pytania, a my ich nie zadajemy.

(…) Jest jeszcze kwestia wyborów. Tłumaczą nam, że obywatelskie nieposłuszeństwo to przeżytek. Dziś mamy przecież demokratyczne wybory. Dziś powinniśmy już znać odpowiedź na ten argument, ale ona też przychodzi z trudem, bo nauczono nas traktować kabinę do głosowania jak świętość, niemal jak konfesjonał. Wchodzisz, oddajesz głos, przy wyjściu robią ci zdjęcie i publikują w gazetach — błogi uśmiech na twarzy. Głosujesz. Bierzesz czynny udział w demokracji. Ale politolodzy już od dawna piszą, że tak zwane demokratyczne wybory to puste widowisko. Władza w totalitarnych państwach uwielbia wybory. Ludzie przychodzą i deklarują poparcie. Wiem, jest różnica — u nich istnieje tylko jedna partia, a my mamy dwie. Jesteśmy od nich lepsi, bo mamy o jedną partię więcej.

Chodzi o to, jak sądzę, żebyśmy powrócili do pierwotnych założeń, celów i ducha amerykańskiej Deklaracji Niepodległości. Ten duch to duch oporu wobec samozwańczej władzy i wobec sił, które odbierają nam życie, wolność i prawo do dążenia do szczęścia. A gdy tak się dzieje, ten duch nakazuje nam zmienić albo obalić istniejącą formę rządów. Autorzy Deklaracji kładli nacisk na „obalić”.

Jednak aby tego dokonać, aby powrócić do założeń Deklaracji Niepodległości, musimy wyjść poza prawo. Musimy wypowiedzieć posłuszeństwo prawu, które każe nam zabijać, które niesprawiedliwie rozdziela bogactwo, które wtrąca do więzienia za drobne przestępstwa, a sprawcom potwornych zbrodni pozwala chodzić wolno po świecie. Obyśmy wskrzesili tego ducha nie tylko w naszym kraju, ale we wszystkich krajach świata, bo wszędzie jest ludziom potrzebny. We wszystkich krajach potrzeba ducha nieposłuszeństwa wobec państwa. Bo państwo to nie jakiś metafizyczny byt, ale aparat przemocy i bogactwa.

Potrzeba nam dziś czegoś w rodzaju nowej Deklaracji. Deklaracji współzależności między ludami wszystkich krajów świata, bo wszyscy dążymy do wspólnego celu.

przeł. Marek Jedliński


Ludowa historia Stanów Zjednoczonych” Howarda Zinna ukaże się niebawem nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij