Kraj

„Pierwsze pensje moich uczniów są wyższe niż moja po dziesięciu latach pracy”

System edukacyjny się sypie. Wkrótce jego łatanie nic już nie da. ZNP ogłasza pogotowie protestacyjne, nauczyciele odchodzą, a minister Czarnek w tym czasie bierze udział w martyrologicznych rajdach.

Minister Czarnek ostatni poniedziałek spędził na rajdzie rowerowym „Martyrologii Poległych Lubelszczyzny”, a na Twitterze przekonywał, że sytuacja w oświacie od dawna nie była tak korzystna. Subwencja oświatowa będzie łącznie wyższa o 24 mld zł niż za czasów rządów PO-PSL. Najmniej zarabiający nauczyciele otrzymają łącznie 1240 zł, a najlepiej zarabiający – 814 zł podwyżki. Minister wskazuje też na inwestycje – w infrastrukturę edukacyjną (5,2 mld zł) i informatyczną (5 mld zł). „Szanowne ZNP i Panie Broniarz, która z tych pozycji to »bardzo zła sytuacja« i gdzie byliście przed 2016? Na whisky?” – pyta Czarnek.

Nauczyciele mają dość

Jednak skoro jest tak dobrze, dlaczego nauczyciele masowo odchodzą z pracy? Na Facebooku grupa „Nauczyciel zmienia zawód” liczy ponad 31 tys. użytkowników. Aktywnych, bo postów jest kilka codziennie, a pod nimi toczą się burzliwe dyskusje.

Poziom frustracji jest bardzo duży:

„Uczę geografii czwarty rok. Za cały etat dostałam wypłatę 2600 zł. Ukończyłam studia na UW z wyróżnieniem, znam 2 języki obce. Kocham moich uczniów, ale to chyba mój ostatni rok w oświacie. Nie stać mnie, to za drogie hobby. Nie stać mnie na leczenie” − pisze nauczycielka, która w sumie w dwóch szkołach ma 19 godzin, czyli etat z hakiem.

Szkoła od nowa

„Pracuję siódmy rok, właśnie zrobiłem mianowanie. Śmieję się, że praktycznie co roku dostaję podwyżkę. Płaca minimalna dogania moją pensję”.

„Pani dyrektor − cudowna kobieta, jak druga matka, przyjaciółka […]. Moje dzieciaki kochane, w sumie już nie dzieci, bo to technikum, praktycznie sami chłopcy, ale tacy po prostu moi. Zmieniam, bo mam dość tej pensji przy tak dużej ilości obowiązków”.

„Nie wiem, jak ktoś mógł dopuścić do tego, żeby nawet dzieci się pytały, dlaczego jeszcze pracuję jako nauczyciel przy tej pensji. Ich pierwsze pensje, po tym kierunku, są wyższe niż moja po owych 10 latach. Cieszę się razem z nimi z ich startu, a zarazem czuję się upokorzona przez władze, że tak postępują z wykształconymi ludźmi, którzy wychowują i uczą kolejne pokolenia”.

Nauczyciele odchodzą. Minister edukacji przekonuje, że brakuje „zaledwie” 6 tysięcy nauczycieli. To jednak jest spowodowane tym, że wakaty wypełniają ci, którzy zostali. Widać to w szkołach, planach zajęć. Zdesperowani dyrektorzy ściągają nauczycieli z emerytur, namawiają do brania dodatkowych godzin, ale to wciąż za mało. Najgorsza sytuacja jest oczywiście w największych miastach. W Warszawie brakuje już „tylko” 3 tysięcy nauczycieli, ale to wynik prawdziwej ekwilibrystyki dyrektorek i nauczycielek. Na stronach kuratoriów liczba ofert pracy wcale nie spada.

ZNP szykuje się do protestów

Ci, którzy zostają, też mają dość. ZNP ogłosiło pogotowie protestacyjne. W październiku ZNP, Forum-Oświata i inne związki zawodowe, a także organizacje związane z edukacją założą w Warszawie edukacyjne miasteczko, rozpoczynając szeroką kampanię informacyjną dla rodziców, samorządowców, polityków i wszystkich zainteresowanych. Będą tłumaczyć, na czym polegają problemy systemu edukacyjnego, z czym mierzą się nauczyciele i uczennice. Będzie się też można dowiedzieć się o sposobie finansowania edukacji, roli samorządów, zadaniach spoczywających na szkole, warunkach i czasie pracy, treściach edukacyjnych i podstawie programowej, która coraz mniej przystaje do rzeczywistych potrzeb.

Konieczne jest też prostowanie dezinformacji, bo rodzice, karmieni fałszywymi informacjami np. przez wiceministra Dariusza Piontkowskiego, który twierdził, że nauczyciele zarabiają niemal 7 tysięcy zł, w czasie wrześniowych wywiadówek sami pytają o ich rzeczywiste zarobki. W miasteczku nauczyciele pokażą paski wynagrodzeń.

15 października w całym kraju odbędą się pikiety protestacyjne przed siedzibami rządowymi, kuratoriami oświaty. Jest też pomysł, by w ramach protestu nauczyciele przestali korzystać z własnego sprzętu i materiałów, co może wydawać się błahe tylko tym, co nie zdają sobie sprawy, jaka jest skala wykorzystywania materiałów własnych.

Nauczycielki piszą w mediach społecznościowych: „Wiele rzeczy do sali muszę zakupić sama, bo nie ma, dostałam dwa długopisy na wyposażenie. Masa pracy w domu, ciągłe wiadomości od rodziców na grupie. Budzę się w nocy z niepokojem i bólem brzucha, że muszę tam iść”.

„Kiedy na pierwszym wrześniowym posiedzeniu Rady Pedagogicznej każdy dostał ryzę papieru, dwa długopisy i zeszyt w kratkę, a wszystko to z zastrzeżeniem, że ma starczyć do stycznia, minę miałam jak kot nad pustą miską. Po radzie zapytałam jedną ze starszych koleżanek, co zrobić, jak nie starczy do stycznia, usłyszałam, że mam sobie dokupić. Tak po prostu”− czytamy.

Trzeba zacząć bronić polską rodzinę przed pazernością szkoły

Oprócz goryczy rośnie i przekonanie, że czas łatania systemu własnymi siłami i zasobami się kończy. Że nikt nauczycielom za poświęcenie, zarywanie nocy i podbieranie kredek własnym dzieciom nie dziękuje. Wręcz przeciwnie, ich zaangażowanie traktowane jest jak frajerstwo, a jednocześnie przyczynia się do podtrzymywania systemu, który już dawno powinien się wywrócić.

„Myślę sobie, że to, co dzieje się dzisiaj w edukacji, jest w dużej mierze efektem »naszych zasług i pracy«. Mamy 40 h tydzień pracy, a pracujemy ponad własne siły i możliwości w tygodniu i w weekendy. Pracujemy po nocach, zamiast starać się być wypoczętymi następnego dnia. Wyjeżdżamy na wycieczki kilkudniowe z obcymi dziećmi, chodzimy chorzy do pracy. Odpowiedzmy sobie, ile razy robimy coś dla szkoły i uczniów, chociaż nikt tego nie widzi, nie doceni i nie zapłaci. Każda z takich sytuacji jest kamyczkiem do ogródka pt. UPADEK EDUKACJI W POLSCE. Przestańmy to robić! To będzie najlepszy strajk”.

Lekcja z 2019 roku

W 2019 roku zdesperowani nauczyciele wyszli na ulice w sprzeciwie wobec deformy, organizowanej przez ministrę Zalewską, która zmieniała wszystko z wyjątkiem marnych pensji nauczycieli. Nie spotkało się to z szerokim społecznym zrozumieniem i poparciem. Okazało się, że nauczyciele nie są ulubioną grupą zawodową, że rządzącym dość łatwo udaje się rozgrywać resentymenty wyborców, pamiętających własne szkolne niedole, hodować zawiść na wyobrażeniach o długich wakacjach i kilku godzinach pracy przy tablicy.

Strajk został przez rządzących zlekceważony, przez społeczeństwo skrytykowany, nastąpiła fala odejść z zawodu. Potem przyszła pandemia, izolacja, zupełnie nowe wyzwania, a nauczyciele znów zostali pozostawieni samym sobie. Poradzili sobie z sytuacją, ale nie zostali za to docenieni. Rzeczywistość zapukała od dołu, kiedy wydawało się, że niżej spaść się nie da. Wystrzeliła kilkunastoprocentowa inflacja, podwyżki w relacji do niej okazały się śmieszne, a dla doświadczonych nauczycieli – wręcz poniżające. Do tego doszły kłamstwa ministra edukacji, jego kolejne, pełne pogardy dla środowiska nauczycielskiego pomysły w rodzaju HiT-u oraz przeładowane w wyniku kumulacji roczników po deformie klasy.

Być może nauczyciele czują, że bez wsparcia sobie nie poradzą, stąd akcja protestacyjna połączona z szeroką kampanią informacyjną.

− Chcemy dotrzeć do rodziców, do społeczeństwa, żeby zorientowali się w sytuacji. Wychodzimy z założenia, że edukacja jest czymś dla ludzi podstawowym, decydującym, dla dzieci i dla rodziców. Będziemy chcieli rozmawiać o warunkach pracy i nauki w szkołach i przedszkolach, przekonywać, że mamy wspólny cel, żeby edukację zmienić, wywierać naciski na kreatorów polityki − tłumaczy rzeczniczka ZNP Magdalena Kaszulanis.

− Chodzi o nakłady na oświatę. Niedofinansowanie edukacji objawia się zbyt licznymi klasami, brakiem zajęć dodatkowych. Chodzi również o kształt edukacji zdalnej w wyniku oszczędności, jakie samorządy mogą wprowadzać przy takiej dużej inflacji i wzroście cen. Chcemy też doprowadzić do zmiany podstawy programowej: ta dzisiejsza jest zbyt przeładowana wiedzą encyklopedyczną, co jest przyczyną frustracji dzieci, rodziców i nauczycieli, bo ci nie są w stanie całości przerobić na zajęciach, muszą zadawać więcej prac domowych. Pogłębiły się nierówności w czasie zdalnego kształcenia, część uczniów wypada z systemu, bo nie są w stanie opanować tak szczegółowej wiedzy − przekonuje rzeczniczka ZNP.

36 proc. podwyżki dla nauczycieli? „Taka propozycja nigdy nie padła”

Sprawa edukacji, w przeciwieństwie do sytuacji z 2019 roku, jest już rozpoznana. Środowiska nauczycielskie są lepiej zorganizowane, choćby w grupy i inicjatywy w mediach społecznościowych. Rodzice, którzy na własnych dzieciach doświadczają efektów PiS-owskich reform, też są już lepiej zorientowani. Kondycja psychiczna dzieci, ich przepracowanie i stan po nauczaniu zdalnym stały się sprawą powszechnie omawianą w mediach. Również opozycyjne partie polityczne prześcigają się w ofertach wsparcia i współpracy. Problemem może być ucieczka wielu zaangażowanych w sprawy edukacji rodziców do placówek prywatnych i edukacji domowej. Jest jednak szansa, że tym razem protesty nauczycieli zyskają więcej sojuszniczek.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij