Kraj

Ziółkowska: Czerwona sukienka

Naprawdę lepiej siedzieć w domu, żeby nie dawać satysfakcji swoim wrogom, zamiast pójść na manifestację antyprzemocową? Polemika.

Nie od dziś wiadomo, że nic nie działa jak czerwona sukienka. Jej moc jest wielka, jednak efekt, jaki wywołuje, zależy od tego, kto na nią patrzy. Na przykład Agata Bielik-Robson obejrzała zdjęcia Jasia Kapeli z Marszu Szmat i się zasmuciła. Przejęła się konsekwencjami sobotniej manifestacji i tym, że feministki w happeningowej prowokacji uwewnętrzniają wrogie im stereotypy.

Nie do końca rozumiem, co to znaczy, że przeciwnicy przemocy seksualnej, przebierając się na manifestację, zachowali się zgodnie „z wrogim wyobrażeniem” o sobie. Czyim? Gwałcicieli? Oraz jakim dokładnie wyobrażeniem? Że przeciwnicy przemocy seksualnej zazwyczaj przebierają się w prowokacyjne damskie ciuszki i maszerują z transparentami po Warszawie? Trochę zmartwiłoby mnie, gdyby się okazało, że osoby walczące z przemocą seksualną i obwinianiem ofiar gwałtu to tylko te, które się przebrały i poszły w Marszu Szmat. Wprawdzie prawicowe media donoszą, że w sobotnie popołudnie centrum stolicy zawładnęło stado przebierańców, ale w skali Polski to jednak byłoby trochę mało.

Bielik-Robson apeluje o spokojną tożsamość kobiecych ruchów emancypacyjnych jako tych bardziej narażonych na „złą logikę uwewnętrznienia”, „czyli utożsamienia się z obrazem, jaki na nasz temat ma wróg”. I wskazuje na przykład Żydów.

Można by złośliwie zapytać, czy gdyby tożsamość żydowska przed drugą wojną była „spokojniejsza”, to do Shoah by nie doszło?

A przecież to niejedyna (świadoma lub nie) manipulacja. Tworzenie symetrii między żyjącymi w uwewnętrznionej opresji kobietami konserwatywnymi a queerową manifestacją, która tej opresji się sprzeciwia, może śmiało konkurować z porównywaniem antyfaszystów do nazistów. Przebieranie się nie oznacza przecież utożsamiania i tak dalej.

Spokojną tożsamość mają według ABR kobiety angielskie, „które już bez przeszkód realizują się i w pracy, i w domu, od początku wychowane w liberalnej atmosferze wolnej od przesądów i oskarżeń”. Postulowany stan słuszny i chwalebny, ale mam poważne wątpliwości, czy siedzenie w domu (w imię niedawania satysfakcji swoim wrogom), zamiast chodzenia na manifestacje antyprzemocowe, nas do niego przybliży. Dzisiejsze pokolenie będzie musiało stoczyć jeszcze wiele walk, zanim kolejne generacje polskich kobiet będą mogły się wychowywać w atmosferze wolnej od przesądów i oskarżeń i realizować się, jakkolwiek zapragną.

Na razie polskie kobiety wychowywane są w atmosferze zgoła odmiennej: ociekającej seksizmem i patriarchalnymi stereotypami. Także tym, że ofiara gwałtu sama jest sobie winna (po co wkładała tę czerwoną sukienkę?!). Powielają go media, policja, pracownicy służby zdrowia, a nawet psychologowie czy filozofowie. Walka trwa, jest polityczna, jej areną jest przestrzeń publiczna i debata społeczna, a jednym z narzędzi – manifestacja. Manifestacja, na którą najlepiej założyć czerwoną sukienkę czy wybrać femenowy styl topless.

Bo jak rozciągnięty sweter, kombinezon roboczy, garsonka czy habit nie uchronią kobiety od gwałtu, tak czerwona sukienka może przynajmniej zmusi do myślenia. Już zmusza.

Może powinniśmy zatem, adaptując Marsz Szmat na polski grunt, ochrzcić go mianem Marszu Czerwonych Sukienek? Wiadomo, nic nie działa jak czerwona sukienka.

Intencjom organizatorek i organizatorów stało się zadość i sprowokowały do myślenia nawet Samuela Pereirę, choć błyszcząca czerwień opinająca ciało Jasia Kapeli zamiast do namysłu nad problemem gwałtów w Polsce doprowadziła go do rozważań o tym, jaka kobieta chciałaby Kapelę zgwałcić. Rozbudzona fantazja zwiodła więc Pereirę na manowce, ale nie ma co się zrażać po pierwszych próbach. Może Marsz Czerwonych Sukienek w końcu doprowadzi prawicę do poważnej refleksji nad tym, że większość gwałtów i przemocy seksualnej w Polsce dzieje się za zamkniętymi drzwiami domów? Że kobiety najczęściej padają ofiarą przemocy seksualnej z ręki członka rodziny czy kogoś bliskiego? Choć mam wrażenie, że osoba, dla której „Nie znaczy nie” i „Gwałt to wina gwałciciela” są jedynie „niewyraźnymi hasłami”, przekroczyła już pewien Rubikon zaślepienia i nawet działanie czerwonej sukienki nie pomoże. A na pewno nie jednej.

To tak się przedstawia. Nie inaczej.

 

Agnieszka Ziółkowska – ukończyła italianistykę oraz hispanistykę na poznańskim UAM-ie, obecnie studiuje w Kolegium Europejskim w Natolinie. Aktywiska miejska i działaczka społeczna związana ze Stowarzyszeniem My-Poznaniacy. Zaangażowana w  kampanię przeciwko budowie osiedla kontenerowego w Poznaniu. Koordynatorka działań na rzecz powołania Okrągłego Stołu ds. Polityki Mieszkaniowej w Poznaniu. Jedna z inicjatorek i współorganizatorka I Kongresu Ruchów Miejskich. Członkini Krytyki Politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Ziółkowska
Agnieszka Ziółkowska
Aktywistka miejska
Ukończyła italianistykę oraz hispanistykę na poznańskim UAM-ie, obecnie studiuje w Kolegium Europejskim w Natolinie. Aktywiska miejska i działaczka społeczna związana ze Stowarzyszeniem My-Poznaniacy. Zaangażowana w kampanię przeciwko budowie osiedla kontenerowego w Poznaniu. Koordynatorka działań na rzecz powołania Okrągłego Stołu ds. Polityki Mieszkaniowej w Poznaniu. Jedna z inicjatorek i współorganizatorka I Kongresu Ruchów Miejskich. Członkini Krytyki Politycznej.
Zamknij