Kraj

Kandydat na prezydenta? Biedroń lub Nowacka

Lewica w Polsce będzie wtedy, gdy wybierze ją mieszczaństwo drugiego pokolenia.

Agata Nowakowska, „Gazeta Wyborcza”: SLD miał słaby wynik w wyborach samorządowych. Twój Ruch walczy o życie. Lewica ma szanse odbudować się przed wyborami w 2015 r.?

Sławomir Sierakowski: Tak. Dziś już można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że oba projekty budowy lewicy – SLD i Palikota – się nie udały. Ale otwiera się najlepsza od lat możliwość zbudowania nowego projektu politycznego. Mamy przed sobą właściwie rozstrzygnięte wybory prezydenckie, wygra je Bronisław Komorowski. Partyjna gerontokracja nie będzie chciała startować, bo po co jej porażka? Wobec czego to będą wybory pretendentów dające duże szanse na nowe projekty polityczne. To wybory na policzenie lewicowego elektoratu.

Lewica podejrzewa – bo wybory tego nie pokazują – że mogłaby liczyć na 20-30 proc. poparcia.

Od dawna nic na ten temat nie wiemy. A Leszek Miller i Janusz Palikot mają ten sam problem wiarygodności dla ludzi o lewicowych poglądach. Palikot światopoglądowo był już wszędzie: od propagowanego w „Ozonie” zakazu pedałowania do sukcesu, jakim było wprowadzenie do Sejmu pierwszego posła homo- i transseksualnego. Jak Miller rządził, to wprowadzał neoliberalne reformy. Lidera ruchu LGBT w Polsce też się z niego nie zrobi.

Dlatego nie wiadomo, ilu jest tych wyborców lewicowych, bo oni nie mieli dotąd dobrej oferty. W tym sensie wybory prezydenckie mogłyby być taką akcją „Niech nas zobaczą”.

Nazwiska. Bo na razie Miller zaproponował kandydowanie Olejniczakowi, a ten odmówił.

Te wybory to dlatego najlepsza okazja dla nowego projektu politycznego, bo potrzebny jest jeden kandydat lewicy, a nie setki czy tysiące, jak w innych wyborach.

Kluczem do sukcesu jest kandydat symboliczny, tylko taki zmobilizuje wyborców i przyciągnie uwagę mediów. Widzę dwie takie osoby: Roberta Biedronia i Barbarę Nowacką.

To, że Biedroń jest gejem, jest w tym wypadku bardzo sprzyjające. Te wybory dla lewicy nie są po to, żeby je wygrać, tylko żeby stworzyć partię. A tych, którzy popierają związki partnerskie, jest w Polsce 30-40 proc. Jest skąd brać. Nowacka jest kobietą, odróżnia się od tych „tatulów”, jest chyba lepiej niż Biedroń przygotowana merytorycznie do ważnej funkcji. Byłoby jak z Obamą – dla wielu ludzi w Stanach to była symboliczna sprawa, że Afroamerykanin wygrywa wybory.

Oboje są dobrymi challengerami: Biedroń wygrał wybory w Słupsku, a Nowacka w eurowyborach zdobyła świetny wynik i pokonała w Lublinie Michała Kamińskiego. Oboje byli i w SLD, i w Ruchu Palikota – są w stanie połączyć te środowiska. Jednocześnie nie są tak mocno identyfikowani partyjnie, byli raczej solistami, co mogłoby przyciągnąć nowe środowiska.

Biedroń zawiódłby słupszczan. Obiecywał im ciężką pracę dla miasta, a nagle idzie się potykać o kraj.

Mógłby powiedzieć, że to też są wybory o przyszłość Polski słupskiej, a nie tylko tej elitarnej.

Chodzi o nowy podział: wybieramy nie między PO a PiS, tylko między lewicą a prawicą?

Dokładnie. Dlatego potrzebny jest symboliczny kandydat, który zmobilizuje do opowiedzenia się według innego podziału. Wtedy może nastąpić przeszeregowanie elektoratów. Komorowski jest superpopularny, dopóki nie ma realnego przeciwnika, nawet część elektoratu PiS zagłosuje na niego, bo ich kandydat Andrzej Duda jest mało znany. Łatwo natomiast zabrać głosy Komorowskiemu z lewej strony. Lewicowi wyborcy zagłosowaliby na Biedronia czy Nowacką, bo wybory nie stawiają ich pod ścianą. Nie ma ryzyka, że wygra je Kaczyński.

Jakie poparcie mógłby zdobyć taki lewicowy kandydat?

Chodzi o numer „na Olechowskiego”. W 2000 r. jako kandydat niezależny wystartował w wyborach prezydenckich. Nie miał szans pokonać Aleksandra Kwaśniewskiego, ale zdobył 17,3 proc. To był kapitał, na którym rok później wyrosła Platforma Obywatelska. Takie 17 proc. to tyle, ile trzeba, żeby zacząć nowy projekt polityczny w rozmiarach oddalonych od progu wyborczego.

Przeszkodą mogą być partyjni liderzy.

Palikot jest większym kłopotem niż Miller, bo ma powód bić się o te 8-10 proc. w wyborach prezydenckich. On myśli, że dzięki mediom i happeningom rozpoznawalnością doścignął Jana Pawła II, a te wybory to szansa na powrót nad próg wyborczy i doczołganie się do następnego Sejmu.

Palikot jest młody, ciągle politycznie niespełniony, a pan mu proponuje emeryturę.

On się nie nadaje na lidera, a nie-liderem być nie potrafi. Natomiast Miller musi uprzedzić atak w partii.

Jego poprzednik, Napieralski, już ostro wypowiada się w mediach, że za chwilę z SLD zostaną gruzy.

Dlatego Biedroń i Nowacka są dla Millera szansą na wyjście z twarzą z tej sytuacji, w przeciwnym razie pokona go ktokolwiek. Lepiej poprzeć Biedronia czy Nowacką, niż przegrać z Napieralskim. Miller dziś już wie, że jego plan polityczny się nie powiódł. Grał na to, że koalicja musi się zużyć, a jak straci przynajmniej 5 proc. poparcia, to Miller będzie niezbędny. Zostanie wicepremierem i w ten sposób ładnie pożegna się z polityką. To się nie udało i już się nie uda: Platforma traci, ale na rzecz PSL, czyli na razie ta koalicja jest niezatapialna. W wyborach samorządowych razem dostała nawet lepszy wynik niż w poprzednich. Millerowi zostaje dobrze się na koniec zachować, być jednym z ojców założycieli.

Co po wyborach prezydenckich?

Kandydat lewicy na prezydenta zostaje liderem nowej formacji. Ale dużą rolę może odegrać ktoś taki jak Wojciech Olejniczak – jeśli będzie trzeba, może wyprowadzić zdrową część SLD, dokonać rozłamu. Podobnie zresztą, jak uczynił Tusk w Unii Wolności.

Na razie młodzi głosują raczej na Korwin-Mikkego czy PiS.

Większość dzisiejszych 20-latków w ogóle nie głosuje. Jak się ma 20 lat, to człowiek jeszcze się niczego nie boi, można sobie pozwolić na myślenie: „Niech się dzieje”. Raz jest Palikot, za chwilę Korwin, jutro może być Biedroń albo Nowacka. Dopiero jak się ma 30-40 lat – człowiek boi się o rodzinę, kredyt – głosuje na status quo, a dziś to PO.

Lewica w Polsce będzie wtedy, gdy wybierze ją mieszczaństwo drugiego pokolenia. Pierwsze pokolenie po 1989 r. jest strasznie liberalne, było uczone – każdy jest kowalem własnego losu, każdy gryzł ziemię, żeby się dorobić.

Dziś jeszcze myśli: „Jak mnie się udało, inni też powinni sobie sami radzić”. Dopiero drugie pokolenie będzie mogło sobie pozwolić na coś więcej. Pierwsze mieszczaństwo jest materialistyczne, drugie jest wolnościowe. Symptomami tego nowego pokolenia są dzisiaj ruchy miejskie, Joanna Erbel, Robert Biedroń czy Barbara Nowacka.

 

Rozmowa ukazała się w „Gazecie Wyborczej” z 6-7 grudnia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij