Kinga Dunin czyta

Dunin: Tajemnicza wyspa Pitcairn

Co właściwie działo się na tej wyspie przez ponad dwieście lat? I czy było to „normalne” czy nie?

Pitcairn to maleńka wulkaniczna wyspa na Pacyfiku, na której osiedlili się buntownicy z Bounty – książka Verne’a, liczne filmy. Na tym należącym do Korony Brytyjskiej terytorium dziś żyje około pół setki starzejących się mieszkańców, zazdrośnie strzegących swojej osobności przed przybyszami, ale już nie przed turystami stanowiącymi źródło dochodu. To prawda, wszędzie mają bardzo daleko, ale są już częścią globalnego świata. Jest tu internet, dzieci kończą szkoły średnie w Nowej Zelandii. Jest kościół, policjant i poczta oraz demokracja – wybierany burmistrz oraz Rada Wyspy. Pitcairneńczycy robią słynny miód oraz znaczki poszukiwane przez filatelistów, nie są jednak samowystarczalni, zasila ich metropolia. Szczegółowe informacje można znaleźć w sieci.

Łatwo wyobrazić sobie to miejsce jako egzotyczny raj, gdzie w trudnych, a jednocześnie cudownych warunkach żyje mała, zaradna wspólnota opierająca się pokusom wielkiego świata. Kochająca swój skrawek ziemi. W XIX w. dwukrotnie próbowano przesiedlić mieszkańców, raz na Tahiti, potem na inną bezludną, lepiej urządzoną wyspę, ale część z nich zawsze wracała z powrotem na Pitcairn.

Niestety wyspa stała się sławna z innego powodu.

Zyskała rozgłos i straciła dobrą reputację w 2004 roku przy okazji procesu, w którym większość mężczyzn został oskarżona o gwałty, molestowanie i wykorzystywanie seksualne dziewczynek.

Kary były niewielkie, a wybudowane specjalnie więzienie dość wygodne. Na wyspę przybyli pracownicy socjalni mający pomóc w powrocie do normalności. I dziś, podobno, do takich wypadków nie dochodzi. Po trosze zastąpiła je pornografia.

Pozostało pytanie o „normalność”. Czyli co działo się na wyspie przez z górą dwieście lat? Co było normalne, a co nie?

Powróćmy zatem do początku. Rok 1790. Dziewięciu buntowników, którzy nie mogą znieść okrucieństwa kapitana, znajduje bezludną wyspę, pali okręt i postanawia zacząć nowe życie, samowystarczalne. (Odnaleziono ich w 1815 i od tego czasu zaczęli utrzymywać mniej lub bardziej intensywne kontakty ze światem. Pojawiali się misjonarze, nowi osadnicy). Znamy ich wszystkich z imienia i nazwiska, nie znamy natomiast imion Tahitańczyków, kobiet i mężczyzn, których ze sobą zabrali. Po dziesięciu latach od wylądowania na wyspie pozostał tylko jeden mężczyzna, biały, reszta wyrżnęła się nawzajem, i około dziesięciu kobiet oraz ponad dwudziestka dzieci.

Mężczyzna zajął się zarządzaniem, czytaniem Biblii i kultywowaniem anglikanizmu w surowym wydaniu. Później został to zastąpione jeszcze surowszą regułą Adwentystów Dnia Siódmego. Żadnych używek, cudzołóstwa, świnie, jako nieczyste, wyrżnięto.

Kultura Pitcairneńczyków ma zatem źródła w kolonializmie dawnym i tym obecnym, łagodnym i protekcjonalnym. W kulturze Zachodu oraz Południa. (Podczas procesu obrona tłumaczyła seksualne zachowania mężczyzn zwyczajami przywiezionym z Tahiti i młodszym wiekiem inicjacji seksualnej w tamtej kulturze). W konieczności współpracy oraz wartościach i cechach niezbędnych do przeżycia w trudnych warunkach. W przemocy zbliżonej do stanu natury, w której kobiety i dzieci są pewnym zasobem, o który się walczy. Ale też w opresyjnej religii.

Fantastyczna mieszanka, która w różnych momentach historii pokazywała rozmaite oblicza, a także ewoluowała, często w opozycji do świata zewnętrznego. A wszystko to ściśnięte w dusznej atmosferze niezwykle złożonych zależności w małej grupie. Raj dla antropologów. I psychoanalityków kultury.

Reportaż Macieja Wasilewskiego Jutro przypłynie królowa dotyka tajemnicy wyspy i istoty rzeczy w sposób bardziej literacki niż reporterski. Tożsamości bohaterów są zmienione, wiele faktów zostaje pominiętych lub niedopowiedzianych. Oglądamy Pitcairan w krótkich, filmowych migawkach, mieszają się ze sobą rozmaite czasy i plany. Perspektywa z „portretu zbiorowości” zmienia się w psychologiczną, gdy autor skupia się na kobiecie, ofierze gwałtów, która uciekła z wyspy. W tym wypadku najważniejsza jest jej trauma, zranienie, którego nie potrafi uleczyć. To dzięki niej czytelnik nie może zachować antropologicznego dystansu do wspólnoty, może niesympatycznej, ale rządzącej się własnymi prawami.

Czy gdyby była młodziutką Tahitanką używaną przez marynarzy dwieście lat temu, cierpiałaby mniej, bo byłoby to „normalne”? Czy jej cierpienie jest spotęgowane tym, że jest już wychowanką imitacji współczesnej demokracji i odprysków globalnej kultury?

Autor zdaje się coś takiego sugerować. Ja cofam się przed odpowiedzią, ale słowa „patriarchat” z pewnością mi w tej książce zabrakło.

Maciej Wasilewski, Jutro przypłynie królowa, Czarne 2013


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij