Cezary Michalski

Zanim nadejdzie Oświecenie

Dziś gra się wyłącznie pod oczekiwania szerokiej i wielonurtowej prawicy, która oczekuje od swoich przedstawicieli już tylko zdziczenia i tylko zdziczenie u nich nagradza, wszystko inne dyscyplinując i eliminując. 

Ziemkiewicz postanowił licytować się z Korwinem w kwestiach równościowych i na razie wygrywa. Nawet nie wiemy – i już się pewnie nie dowiemy – czy jego „styl” jest autentyczny, czy grany. Sam widziałem go zarówno w związkach z kobietami naprawdę partnerskich, jak też w innych, w których odgrywał prawicowego Króla Ubu, więc nawet tego nie potrafię rozstrzygnąć. Ale dziś, na tym rynku, gra się wyłącznie pod oczekiwania szerokiej i wielonurtowej prawicy, która oczekuje od swoich przedstawicieli już tylko zdziczenia i tylko zdziczenie u nich nagradza, wszystko inne dyscyplinując i eliminując (to przykre, że „prawicowy lud” krytykuję, a nie wyłącznie jego elity, ale odpowiedzialność za zdziczenie zawsze jest rozdzielona pomiędzy elity i lud, można się co najwyżej filozoficznie spierać, w jakich proporcjach).

Trudno się zatem dziwić, że nie tylko Rafał Ziemkiewicz, ale przede wszystkim Jarosław Kaczyński też nauczył się ukrywać przed swoim elektoratem poglądy, emocje, elementy własnej tożsamości, które kiedyś były bardziej skomplikowane, a może dziś także są. Podobnie Gowin, niegdyś inteligencki doktor Jeckyll robiący karierę w inteligenckim Krakowie pod sutanną Tischnera, jednak chrześcijanina, dziś stał się prawicowym panem Hyde, który, choć w eleganckim garniturze i z umęczoną minką Jezusa z obrazków wieszanych w dziecinnych pokojach, krąży po najbardziej śmierdzących rynsztokach polskiej polityki wydając z siebie chrapliwe pomruki adresowane do Korwina i narodowców.

Po drugiej stronie Palikot traci właśnie połowę posłów spośród tych, którzy mu zostali. Umacnia się za to w swojej niszy Leszek Miller, godząc się już chyba z faktem, że jego formule lewicowości pozostanie w Polsce tylko nisza, nawet jeśli ta nisza w jakiejś politycznej układance stanie się potrzebna do rządzenia miastem, województwem, krajem (czego z całego serca życzę jemu, choć już nie wszystkim nurtom jego aparatu, bo nie jestem pewien, z kim owe nurty chciałyby tym miastem, województwem, krajem rządzić, np. moim Toruniem „lewica” współrządzi z o. Rydzykiem, więc nie mam żadnego powodu, żeby im ufać).

A bliżej miasta? Jan Śpiewak z ruchów miejskich ogłasza, że za 4 lata zostanie burmistrzem. Jeśli tak się stanie, będę wtedy protestował przeciwko likwidacji przez niego kolejki na Okęcie (protest przeciwko niej, szczęśliwie bezowocny, to jedno z jego sztandarowych dokonań). Jestem bowiem regularnym użytkownikiem tej właśnie kolejki, tłocząc się wraz z innymi jej regularnymi użytkownikami pośród naszych plecaków i walizek, kiedy spieszymy się na to czy inne europejskie połączenie tanimi liniami (często korzystam też z innej kolejki, do lotniska w Modlinie, które znowu działa). My, pasażerowie tej kolejki, podobnie jak my, miliony kierowców zaglądających co rano do Internetu, żeby sprawdzić, czy otwarto już ten czy inny kawałek autostrady lub drogi szybkiego ruchu, nie jesteśmy oligarchami, tylko mieszanką klasy średniej i plebsu charakterystyczną dla dzisiejszej epoki, gdzie dochody najbogatszych i najbiedniejszych różnią się już nie 10-krotnie, ale 100-200-300-krotnie, obojętnie, czy najbogatsi pracują w spółkach skarbu państwa (wtedy Tea Party i korwiniści się pienią), czy w spółkach oligarchów prywatnych (wtedy korwiniści i Tea Party nie widzą problemu, bo nowe Średniowiecze i nowy Rzym, nowy podział społeczeństwa na panów i plebs, nie jest dla nich problemem, byle się dokonały w sektorze prywatnym, a nie „w etatyzmie”).

W kraju, gdzie Oświecenie nigdy się nie wydarzyło, nawet przy pomocy sowieckich bagnetów, uważanie go przez radykałów (tym razem z lewej strony) za reakcyjną i przestarzałą „wielką narrację” budzi już we mnie tylko gargantuiczne rozbawienie.

W Polsce, gdzie „gruba” modernizacja mająca wyposażyć ten kraj w zupełnie podstawową infrastrukturę (autostrady, koniecznie z unijnymi przejściami dla zwierząt odróżniającymi je od amerykańskich rzeźni dla szopów, pancerników, mniejszych płazów i większych ssaków; drogi szybkiego ruchu; drapacze chmur; elektrownie, choćby i nawet węglowe, ale przynajmniej niskoemisyjne, jak te budowane właśnie w Niemczech…) także została dopiero napoczęta (za późno, za mało), rozstawanie się z nią, chociażby w radykalnej teorii, też wydaje mi się nieco przedwczesne. Krytyka modernizacji (zaimportowana z jej faktycznych centrów) w kraju, gdzie modernizacja nie zaszła, to wynalazek najbardziej leniwej polskiej narodowej myśli, jeden z tych, które już Stanisława Brzozowskiego doprowadzały do rozpaczy. Podobnie sekularyzacja w tym kraj nigdy nie zaszła, więc postsekularyzm w Polsce traktuję na razie jako sympatyczny import refleksji i krytyki uprawianej – słusznie i we właściwym miejscu czasoprzestrzeni – przez Anglików, Niemców, Francuzów.

Przez jeden dzień wydawało się, że Monikę Płatek w Ministerstwie Sprawiedliwości dostaniemy od Ewy Kopacz (o ile ją rzeczywiście tam „dostaniemy”, „dostawanie” ratyfikacji ustawy antyprzemocowej znów oddala się w czasie) w pakiecie z Ostachowiczem w zarządzie Orlenu. Ale ten błąd („gorszy niż zbrodnia”, cyt. za Talleyrand, znany postsekularysta i dialektyk Oświecenia, szczególnie w swoich starczych i oportunistycznych „Pamiętnikach”, który jednak do starczego postsekularyzmu miał prawo, bo wcześniej oczyszczał Francję z najbardziej patologicznych i antychrześcijańskich przedstawicieli kleru, z innych przedstawicieli też ją niestety oczyszczał; i do krytyki Oświecenia miał prawo, bo wcześniej doprowadził do zwycięstwa Oświecenia we Francji) został naprawiony i to jest może jedyna informacja mijającego tygodnia, której nie musiałbym nazwać złą, bo komuś takiemu jak ja znowu zostaje tylko ostrożnie cedzony i dozowany liberalizm Platformy. W dodatku nie muszę już na Platformę głosować, tak jak robiłem to od 2007 do 2011 roku (na dziś zakładam, że zagłosuję na Palikota pozbawionego połowy posłów, więc mój głos mu się przyda bardziej, niż Millerowi), bo Platforma daje sobie świetnie radę beze mnie, wciąż przekonując do siebie nowe polskie mieszczaństwo. Ale nie ukrywam, że czuję się źle, kiedy nie mogę nikogo popierać fanatycznie i z entuzjazmem. Tak działał jamniczek, a teraz jamniczek się popsuł albo popsuł się świat.

Jednak, jak pięknie napisał kiedyś Franz Kafka: „w sporze pomiędzy tobą i światem zawsze staraj się sekundować światu”. Zatem w sporze pomiędzy mną, a tracącym posłów Palikotem, w sporze pomiędzy mną, a zatrzaskującym się w swojej niszy Sojuszem Lewicy Demokratycznej, w sporze pomiędzy mną, a ruchami miejskimi, które w swojej „niewczesności” doprowadzają mnie czasem do szału, a nawet w sporze pomiędzy mną, a rządem Ewy Kopacz, który modernizację i sprawiedliwość społeczną będzie mi dozował ostrożnie i pod naciskiem ulicy, choć nie wiem, co będzie, kiedy prawicowa ulica naciśnie go z drugiej strony… – będę się starał kibicować nie sobie, ale im.

Tako rzecze Kafka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij