Świat

Berniści o Trumpie: Teraz mamy naprawdę przejebane

Sanders mógł wygrać te wybory.

Jessica, Tasza, Sasza. Gdyby tylko mogli, w amerykańskich wyborach prezydenckich głosowaliby na Berniego Sandersa. Ale nie mogli. Wygrał Donald Trump. Poznałem ich kilka dni przed prawyborami partii demokratycznej w Nowym Jorku. Wtedy, w kwietniu była jeszcze realna szansa, że demokraci namaszczą na swojego kandydata lewicowego senatora z Vermont, przeciwnika amerykańskich wojen w Iraku i Afganistanie, zwolennika powszechnego dostępu do opieki zdrowotnej, obrońcę imigrantów.

Sasza fantazjował na wiecu Berniego w brooklyńskim Prospect Park o starciu Trumpa z Berniem. – To byłaby potyczka żywcem wyciągnięta z komiksu. Dwie Ameryki przeciwko sobie. Tasza przed głosowaniem nie wychodziła z kampanijnej siedziby Berniego na Brooklynie. Wydzwaniała do wolontariuszy i wysyłała ich na pogadanki z wyborcami. Jessicę poznałem już po prawyborach. Ku mojemu zdziwieniu, mimo przegranej, nie traciła wiary w to, że kampania Berniego Sandersa to dopiero początek czegoś większego.

Porażka w Nowym Jorku ostatecznie pogrzebała szansę Sandersa na demokratyczną nominację. W nowojorskim barze Cherry Tree, gdzie spotykali się zwolennicy Berniego, Trump nazywany był po prostu faszystą, a Clinton zbrodniarką wojenną i kandydatką Wall Street. Zapytałem Berniestów, jak wstawało im się w Ameryce rządzonej przez Trumpa. Dlaczego wygrał? Czego się obawiają i jakie nadzieje mają na najbliższe cztery lata? I wreszcie, jak ich zdaniem wyglądałby wynik, gdyby to ich kandydat rywalizował z Trumpem.

***

Jessica Frisco: Od kryzysu w 2008 nie bałam się tak o naszą przyszłość

W noc wyborów poszłam spać wiedząc, że Trump wygra, ale nawet, jak rano wstałam z łóżka, wydawało mi się to czymś surrealistycznym. Nie sądziłam, że to możliwe. Kiedy postawiłam nogę za próg, pierwsze, co zobaczyłam, to faceta w WIELKIEJ półciężarówce obwożącego WIELKĄ flagę „Trump/Pence” w tę i z powrotem, żeby wszyscy zobaczyli.

To przerażające, jak pewni siebie poczuli się ci biali faceci albo zwyczajni rasiści czy ksenofobi – oni zdobyli potwierdzenie dla swoich uprzedzeń dzięki wynikom wyborów i dzięki zwycięstwu ich kandydata. Nadchodzi czas strachu dla mniejszości, kobiet i tych wszystkich, w których Trump walił w swojej kampanii.

Jessica Frisco, źródło: gofundme.com
Jessica Frisco, źródło: gofundme.com

Nie bałam się tak bardzo od czasu, gdy w 2008 uderzył kryzys – miałam 16 lat i też szłam spać z poczuciem, że zawisła nami wielka czarna chmura, a przyszłość będzie dość przerażająca. Tak samo czuje się z wygraną Trumpa.

Jednocześnie, za optymistyczne uważam to, że nadszedł czas na reformy w tym państwie, a w partii demokratycznej w szczególności.

Po tylu latach wąskiego, dwupartyjnego systemu, jasne jest, że wielkie partie reprezentują już tylko bogatych i korporacje. I tak bardzo, jak nie chciałam zwycięstwa Trumpa, wciąż jestem zła na demokratów i Hillary Clinton za wypchnięcie Berniego Sandersa z wyborów i niesłuchanie swoich wyborców przez ostatnie osiem lat. Klasa średnia w Ameryce znika i potrzebujemy partii, która faktycznie podejmie się walki w naszym imieniu – demokraci nie byli zdolni, aby to zrobić, możemy więc przynajmniej mieć nadzieję, że teraz podejmą się reformy i odbudowy, włączą więcej grup ludzi i zaczną odpowiadać na problemy. W sumie, to daje sporo nadziei.

Czemu Trump wygrał?

Społeczeństwo było gotowe rozliczyć skorumpowany system polityczny w naszym kraju i porażki kapitalizmu, prowadzące do zwiększających się nierówności. Populizm rozszalał się w naszym kraju, ale demokraci postanowili wyeliminować populistycznego kandydata z własnych prawyborów, więc społeczeństwu został Trump.

Hillary była złym wyborem od początku. Pewnie miała kompetencje i mogła być dobrą prezydentką, ale prowadzenie kampanii i rządzenie to dwie różne sprawy. Nie inspirowała i nie miała jasnego komunikatu, po co kandyduje. Przekaz Berniego Sandersa brzmiał: „Rząd ma pomagać wszystkim, a nie tym, co już są na szczycie”. Trump mówił: „Ameryka znów będzie wielka”. Zapytaj kogokolwiek: „Po co startowała Hillary?” Nikt nie odpowie!

Clinton chciała zdobyć Biały Dom, żeby robić to, co już robił Obama. To nie porwie milionów. Ani to nie przemówi do tych, którzy widzą, jak kurczy się nasza klasa średnia; ani to nie zachęci do głosowania tych, którzy nie głosowali. Myślę, że właśnie teraz do jej sztabu dociera, jak bardzo nie doszacowali poziomu niezadowolenia z polityki i impasu w Waszyngtonie. Widzą chyba, jak wielką szansą było przemówienie do niezadowolonych.

Nie mogę się powstrzymać i nie zapytać, jak twoim zdaniem wyglądałyby szanse Sandersa przeciwko Trumpowi?

Gdyby to Bernie zdobył nominację, byłby dziś prezydentem – jestem tego niemalże pewna. Z powodów, które już wymieniłam, wynika wprost, że Ameryka jest gotowa na kandydata populistycznego, świetnie się [Sanders] nadawał na nominata, i przedstawiał populizm dużo bardziej cywilizowany niż Trump. Dziś Sanders jest najbardziej popularnym politykiem w kraju, ma 80% poparcia w badaniach, a jego przekaz był zrozumiały i inspirujący dla przeciwnych Trumpowi i dla milionów ludzi, którzy oddolnie zaangażowali się w kampanię. To bardzo niepokojące, że demokraci wypchnęli go z walki o nominację (jak wiemy z e-maili, które wyciekły) – to nie fair wobec Amerykanów i nie fair wobec samego Sandersa, który przez całe życie był po właściwiej stronie i rzetelnie zapracował sobie na to, żeby dać mu szansę w uczciwych wyborach.

Ale tej szansy nie dostał i wygląda na to, że przez kolejne cztery lata zostajecie z Trumpem.

Jestem pełna obaw, jeśli chodzi o kolejne cztery lata, ale mam zamiar być bardzo otwarta i chcę podejść do każdej kolejnej decyzji Trumpa osobno. Nie sądzę, żeby zrobił cokolwiek dla walki z klimatem, i to jest dość przerażające, a całkiem możliwe też przecież, że republikanie zdemontują system opieki zdrowotnej Obamacare. Moja praca w Departamencie Zdrowia polegała na zapisywaniu ludzi do Obamacare i pomaganiu imigrantom bez dokumentów uzyskać dostęp do ubezpieczenia – to się wszystko może skończyć.

Przyjrzałam się niektórym propozycjom Trumpa na walkę z korupcją – w rodzaju zakazu przechodzenia ze strony rządowej na stronę lobbingową – i niektóre naprawdę mają sens! Więc sądzę, że Trump może na serio „wyczyścić” Waszyngton, jak obiecywał. I jak wspomniałam powyżej, myślę, że teraz jest czas na to, żeby naprawdę zreformować rząd i zbudować partię demokratyczną od nowa. Kampania Trumpa była jedną wielką niespodzianką i sądzę, że kolejne cztery lata również będą.

Czy wciąż jesteś zaangażowana w ruch, który rozpoczął Bernie i jego kampania?

Jestem – wystartowaliśmy z grupą, która nazywa się Grassroots Action NY [Działanie Oddolne Nowy Jork] i pomagamy pracować nad reformami na poziomie stanowym i wspieramy lokalnych kandydatów. Chcemy zmienić prawo wyborcze w stanie, które przyczyniło się do zdławienia frekwencji podczas prawyborów. 3 miliony osób były zarejestrowane do wyborów jako wyborcy niezależni [nie głosujący na żadną z dwóch głównych partii] i nie mogli przez to poprzeć Sandersa, a kolejne ponad 100 tysięcy w ogóle wykasowano z baz danych i uniemożliwiono im głosowanie. Jeszcze inni nie mieli okazji pójść na tak zorganizowane prawybory, bo komisje wyborcze poza miastem zamykały się wcześnie, więc pracujący długo nawet nie dostali szansy, żeby dojechać na głosowanie na czas.

Jest wiele oddolnych grup poparcia, które zebrały się wokół Sandersa i robią podobną robotę. Widać potrzebę organizowania się przeciwko wszystkim złym pomysłom, na jakie w przyszłości wpadnie Trump i republikanie.

***

Tasza Van Auken: Mam złamane serce. Demokraci naprawdę nas wszystkich wyjebali

Jak się czuję, kiedy budzę się w kraju, gdzie prezydentem jest Trump? Zniszczona i przerażona. To moja pierwsza, „surowa”, emocja. Przegraliśmy wszystko.

Nie chodzi oczywiście o samą wygraną czy przegraną, ale o kierunek zmiany w tym kraju. I tego się udało się wywalczyć. Kandydat nie do wyobrażenia nie dość, że wygrał wybory, to jeszcze utopił postępowych kandydatów i kandydatki [do Senatu i Izby Reprezentantów] w całym kraju, bo demokraci nie poszli do wyborów. Republikanie zdobyli kontrolę nad całością rządu. To jest scenariusz absolutnie przerażający. Gorszy niż mogłam sobie wcześniej wyobrazić.

Dlaczego więc się zrealizował?

Demokraci nie poszli na wybory. Hillary Clinton i jej partia prowadzili kampanię strachu. To zabawne, bo na sztandarach mieli „miłość” i „razem silniejsi”, a tak naprawdę siali strach. Strach przed Trumpem, strach przed Rosją. Nie było tam żadnej wizji, nie było czegoś, na co ludzie spoza establishmentu mogli zareagować: „Tak, to do nas”. Kampanie prowadzone na strachu nie przynoszą głosów. Przecież to było wiadomo od dawna!

To, co jest szokujące, to ich [sztabu Clinton] przekonanie, że to się mogło udać. A było to w 100% do przewidzenia. Od chwili, w której Clinton zdobyła nominację, przestano dyskutować o programie. Był tylko strach, strach, strach, Trump, Trump, Trump.

Tascha Van Auken, fot. Dawid Krawczyk
Tascha Van Auken, fot. Dawid Krawczyk

Pojechałam na konwencję partii i to był dla mnie moment zwrotny. Zrozumiałam, że partia nie jest zainteresowana tym, żeby włączyć w swoje szeregi tej nowej, pełnej energii grupy, jaką obudził swoją kandydaturą Bernie Sanders. Jeśli już cokolwiek robili, to raczej aby tych ludzi odepchnąć, a przyciągnąć do siebie republikanów. Szalona i przeciwskuteczna strategia. A jednak ludzie Hillary tego nie widzieli. Od momentu, w którym to ona zdobyła nominację, właściwie powinniśmy wiedzieć, że wygrana Trumpa stała się możliwa. Zabrakło popularnego kandydata lub kandydatki w wyborach prezydenckich, więc do urn nie stawili się wyborcy, którzy mogli chociażby uratować kandydatów demokratycznych w walce o Kongres.

Muszę dodać, że jako kobieta byłam skrajnie zawiedziona naszą pierwszą kandydatką. „Naprawdę? Tylko na to nas stać?” – pytałam. A przez to właśnie, że to była tak pozbawiona zalet kandydatura; przez to, że tak mocno zniechęciła ona do wyborów w skali kraju – utopiło to wiele świetnych kobiet kandydujących z list demokratów. Tak się kończy powtarzanie, że Hillary jest kobietą, więc powinniśmy wspierać ją bez względu na wszystko. Ja na 100% chcę więcej władzy dla kobiet, ale nie chcę jej dla elit establishmentu. No i jeszcze, wiadomo, że chcę żeby wygrywały! A Hillary była beznadziejna przeciwko Trumpowi – pokazywały to wszystkie po kolei sondaże. Partia zaś manipulowała, jak się tylko dało, żeby to właśnie Clinton zdobyła nominację, a udało im zrobić wyłącznie tyle, że postępowe i naprawdę wizjonerskie polityczki, jak Zephyr Teachout w Nowym Jorku, przegrały. To naprawdę łamie mi serce. Demokraci wszystkich nas wyjebali.

A gdyby nominację zdobył Sanders, byłoby inaczej?

No jasne, wygrałby, zawsze sprawdzał się w sondażach lepiej od Trumpa. A im bardziej ludzie go poznawali, tym lepsze miał notowania. Miał poparcie po różnych stronach, a co więcej, wciągał w politykę ludzi, którzy wcześniej nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Nie tylko młodych (na czym zafiksowane były media), ale starszych też. Kiedy spojrzysz na to, co ludzie zrobili w Nowym Jorku, to zobaczysz ruch [za Sandersem] młodych i starych ze wszystkich możliwych opcji. To jest ten rodzaj popularności, jakiego brakuje Hillary. Daleka jestem od pomysłu popierania kandydatki lub kandydata za wszelką celę. To niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo. Zawsze musimy krytykować i naciskać na władzę, także na Berniego Sandersa. Do niego też mam sporo uwag, ale coś, za co pokochałam jego kampanię, to ciągłe powtarzanie ludziom, że nie chodzi o zwycięstwo kandydata, ale o nich samych. I że nawet kiedy on wygra, to trzeba go będzie naciskać i zmuszać do odpowiedzialność – bo to się robi z ludźmi władzy.

Z kampanią Clinton było odwrotnie, chodziło tylko o to, żeby wszyscy się dostosowali i nikt nie ośmielił jej krytykować. Kiedy ona zdobyła nominację, nagle dyskusja i krytyczne myślenie były czymś niemile widzianym. Nigdy nie będziemy mieli zdrowej demokracji bez krytyki tych u władzy.

Ostatnia rzecz: jestem zszokowana tym, że zwolennicy Clinton po tym wszystkim wciąż są po jej stronie i po stronie demokratów.

Powinniśmy być lepsi w pociąganiu ludzi do odpowiedzialności w tym kraju. Niestety, nasza kultura [polityczna] wymaga czegoś przeciwnego.

Jak wyobrażasz sobie kolejne cztery lata z prezydentem Trumpem?

Wow, naprawdę nie mam pojęcia. To z pewnością będą cztery niezwykle trudne i wymagające lata. Musimy się nawzajem ochraniać. Musimy włączać więcej osób w nasze rozmowy i w nasze organizacje. Jon Schwartz z „Intercepta” napisał ostatnio tekst, mówiący że powinniśmy uczynić politykę centrum naszego życia i myślę, że ma stuprocentową rację. Myślę, że to jest jedyny sposób, żebyśmy byli zdolni naprawić i zrównoważyć skutki błędów ostatnich lat. Krzywda już się stała, rzecz jasna, a teraz już będzie tylko gorzej.

Potrzebujemy włączyć więcej ludzi w proces polityczny. Dotychczas zaangażowanie polityczne miało tak niski prestiż i przez to pojawiło się tylu polityków absolutnie poniżej poprzeczki i w końcu umożliwiło im dorwanie się do władzy. Częścią tego problemu jest to, że ludzie nie rozumieją, co to znaczy być zaangażowanym politycznie; dla każdego i każdej znaczy to coś innego, a większość i tak pozostaje niezaangażowana. Gdyby to odwrócić, udałoby się też odwrócić tę przerażającą falę, jaka dziś nadciąga.

Niewiele osób naprawdę wie, o jak wyrównanych wyborach dziś mówimy. W wyborach do senatu stanu Nowy Jork zabrakło jednego albo dwóch więcej senatorek albo senatorów po stronie demokratów, żeby przegłosować naprawdę postępowe pomysły. Mogliśmy mieć lepsze prawa wyborcze, reformę finansowania kampanii, powszechną opiekę zdrowotną – i to wszystko tylko dzięki zaledwie kilku głosom w stanie Nowy Jork. Masa ludzi nie ma pojęcia o tym, że ich głosy zmieniłyby politykę, najprawdopodobniej bowiem rozumieją politykę jako to, co widać w wieczornych wiadomościach – przymus wyjścia na ulicę albo zaangażowania finansowego. I chociaż jedno i drugie ma sens, nie zawsze daje poczucie, że coś się zmieniło. To zaś każe mi myśleć, że potrzebujemy stworzyć lepszy system dla naszego zaangażowania. Są narzędzia on-line, ale one nie są dobre na wszystko. Musimy być lepsi na ulicach, w spotkaniach twarzą w twarz.

Teraz mamy naprawdę przejebane. Jak mamy się zatem z tego wygrzebać? Musimy zdać sobie sprawę, że to my mamy władzę, naprawdę mamy, ale trzeba też ciężkiej pracy i odrobiny wiary w nasze współobywatelki i współobywateli. Jedyny sposób, w jaki uda nam się wygrać, to razem. Nie ma żadnego cudownego planu, który się uda bez ciężkiej pracy i współdziałania.

Wciąż jesteś zaangażowana w oddolną politykę, prawda?

Jasne, że pracuję nad pewnymi konkretnymi rzeczami, ale moim celem jest (jak zawsze) szukanie sposobów na otwarcie parasola, pod którym będzie mogło zebrać się jak najwięcej osób skłonnych do pomocy. Potrzebujemy więcej ludzi. Mimo że, jak na amerykańskie standardy, naprawdę wiele osób pomagało przy kampanii Sandersa. Więcej, niż się spodziewałam, wciąż jednak niewystarczająco dużo. Trzeba także, aby znaleźli się chętni i chętne do pracy także poza cyklem wyborczym, raz na cztery lata.

Osobiście myślę, że powinniśmy zacząć w najbardziej skromnym czy pokornym punkcie – zdać siebie sprawę, co nam się nie udało, co mogliśmy zrobić inaczej, co nie działało. Ja sama chcę się nad tym zastanowić przez chwilę, zanim znów ruszę do przodu. Chciałabym, aby gniew ludzi skupił się na tych, którzy do tego doprowadzili. Nie ma sensu wściekać się na przyjaciół i bliskich, na tych, których znamy i kochamy. Gdy wczoraj jechałam metrem i widziałam ponure twarze, pomyślałam, że bardziej – nie mniej – kocham moją społeczność. I nie ma powodu, żeby nie myśleć o „społeczności” jako o czymś szerszym.

Najlepsze, co udało się dzięki kampanii Sandersa osiągnąć, to że ludzie z całego spektrum politycznego wzięli udział w jego kampanii. Zaczęliśmy odrzucać tego rodzaju podział demokraci/republikanie, jaki przez lata szkodził budowaniu wspólnoty. Budowanie wspólnoty zaś to jedyny sposób na to, żebyśmy mogli się w kolejnych latach postawić.

***

Sasza Grafit: Trump wygrał na internetowych memach i powiedzonkach – tak się robi dziś kampanię

Pobudka w Ameryce Trumpa jest jednym z bardziej szokujących i obrzydliwych doświadczeń w moim życiu. Czuje się, jakby przegrał cały kraj. Największym nieszczęściem nadchodzących lat będzie nienaprawialna szkoda dla środowiska, a także dla praw „poza-mainstreamowych”, czyli nie-białych, mieszkanek i mieszkańców Ameryki. Boję się, że paczka dość groteskowych figur (Carson, Giuliani, Chris Christie) dostanie wysokie pozycje w administracji Trumpa. To są ludzie, którzy są udokumentowanymi rasistami, wariatami albo przeciwnikami najbardziej oczywistych faktów, jak to że ludzka działalność ma wpływ na środowisko. Wiele źródeł informowało o tym, że Trump jest człowiekiem o ograniczonej cierpliwości i tolerancji dla ludzi, którzy się z nim nie zgadzają, więc czeka nas przypadkowa i dziwna karuzela stanowisk.

Dlaczego wygrał?

Myślę, że powodem zwycięstwa Trumpa jest to, że prowadził kampanię lepiej dostosowaną do dzisiejszych czasów. Kampania Hillary opierała się na tradycyjnych środkach w rodzaju przemyślanych sesji zdjęciowych i dobrze napisanych przekazów dnia. A Trump miał memy i powiedzonka. Tym się dziś wygrywa kampanię.

Sasha Grafit, źródło: Medium.com
Sasha Grafit, źródło: Medium.com

Trump odgadł też wiele bolączek amerykańskiego wyborcy. Co z tego, że prezentuje dość wątpliwe rozwiązania – wystarczyło tylko nazwać te bolączki po imieniu.

Musimy też pamiętać, że Amerykanie nieraz nabierali się na piramidy finansowe, bezsensowne hasła reklamowe i oszukańcze loterie. Trump sprzedał siebie Amerykanom, jak w telezakupach. Możemy się z tego śmiać, ale te kampanie działają.

Czy gdyby to Bernie zdobył nominację, nie byłoby dziś prezydenta Trumpa?

Wspierałam rewolucję polityczną Berniego Sandersa i traktuję go jako przywódcę, jakiego nam potrzeba, w dużo większym stopniu niż Hillary. Dość wcześnie przewidziano, że Bernie może z Trumpem wygrać, a Hillary nie. Jednak Sandersowi media rzucały kłody pod nogi (partia zresztą też). A to dlatego, że Clinton mogła uczciwie nie wygrać tych prawyborów. Ostatecznie, przegrała partia, która wybrała swojego kandydata, zamiast postawić na kandydata ludzi.

Dalej jesteś zaangażowany?

Politycznie widzę siebie po stronie protestowania, domagania się czegoś od naszych wybranych przedstawicieli, a osobiście chcę być jak najlepszy w mojej pracy i sztuce. Koniec końców, niezależnie od tego, kto jest prezydentem, wciąż musisz ciężko pracować, robić coś dla swojej społeczności i być dobrą osobą. Myślę, że wiele osób dało się nabrać na tę fantazję, że jak Trump wygra, to wszystko będzie nowe, cudowne i z wodotryskiem – zawiodą się. Nikt im nie pomoże uporać z ich smutnym i wściekłym życiem, jeśli sami tego nie zrobią.

Wybory-USA-ksiazki

 

**Dziennik Opinii nr 320/2016 (1520)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij