Archiwum

Transparentność dla zaawansowanych

Polska delegacja codziennie wysyła z telekomunikacyjnej konferencji w Dubaju newsletter. To wcale jednak nie znaczy, że wiemy, o jaką stawkę toczy się gra.

Wiemy już, że polski rząd stanie w obronie praw i wolności obywatelskich, sprzeciwi się wszelkim próbom poszerzenia mandatu regulacyjnego Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego (ITU) i zawalczy o gwarancje neutralności sieci. W trosce o transparentność polska delegacja codziennie wysyła z Dubaju newsletter, w którym szczegółowo podsumowuje wyniki negocjacji. Obsadzone są też czarne charaktery: od miesięcy wiadomo, czego można się spodziewać po delegacjach Rosji, Chin, Egiptu czy Arabii Saudyjskiej. Oficjalnie wszystkie karty są już na stole, a w kuluarach nie brakuje obserwatorów reprezentujących „globalne społeczeństwo obywatelskie”. To wcale jednak nie znaczy, że rozumiemy, o jaką stawkę toczy się gra na trwającym od tygodnia światowym szczycie telekomunikacyjnym (WCIT-2012). 

„Globalne społeczeństwo obywatelskie” w Dubaju przemawia przede wszystkim głosem amerykańskich organizacji pozarządowych, z zasady wspieranych finansowo przez firmy żywo zainteresowane zachowaniem status quo. Dla przepchnięcia konkretnych poprawek rządy zawiązują egzotyczne koalicje, przecinające podziały na globalną Północ i Południe, na kraje demokratyczne i autorytarne. Ta sama retoryka poszanowania praw człowieka towarzyszy skrajnie różnym filozofiom regulacyjnym i sprzecznym propozycjom poprawek.

Z perspektywy zewnętrznego obserwatora wszyscy walczą o „dobro publiczne” i wszyscy mają rację: amerykańskie korporacje internetowe, organizacje branżowe reprezentujące operatorów telekomunikacyjnych, kraje rozwinięte i rozwijające się, zagorzali krytycy ITU i jego sekretarz generalny Hamadoun Touré. Okazuje się, że sam dostęp do informacji nie zawsze wystarczy.

Na pierwszy ogień negocjacji poszła preambuła do Międzynarodowych Regulacji Telekomunikacyjnych (ITR). Polska wraz z Brazylią, Cyprem, Węgrami, Finlandią, Holandią, Słowacją, Słowenią, Szwecją i Tunezją zaproponowała włączenie do niej zapisu dotyczącego poszanowania praw człowieka. Sekretarz generalny ITU pomysł poparł, przyznając otwarcie, że może to „ocalić konferencję w oczach świata”. Sęk w tym, że preambuła to niewiążąca część traktatu. Stąd wzięła się natychmiastowa krytyka niektórych obserwatorów, którzy w poprawce zobaczyli jedynie listek figowy. Z drugiej strony wyraźne przywołanie standardów ochrony praw człowieka w preambule może wpłynąć na interpretację wiążących przepisów ITR, czyli ich przełożenie na polityczną praktykę. Kto ma rację? Bez tzw. wiedzy wewnętrznej i wglądu w intencje rządów naprawdę trudno powiedzieć. A to dopiero początek.

Kilka dni temu okazało się (jak zwykle – dzięki wyciekowi), że podczas poprzedniego szczytu, tym razem poświęconego standaryzacji, ITU przyjął standard dotyczący tzw. głębokiej analizy pakietów (deep packet inspection, DPI). Chodzi o technologię pozwalającą na monitorowanie zawartości przesyłanych przez sieć pakietów, czyli de facto treści naszej prywatnej komunikacji. Taka praktyka nie zawsze musi oznaczać naruszenie praw człowieka i „nieuprawnioną inwigilację”, nie ulega jednak wątpliwości, że z zasady będzie. ITU bynajmniej nie zachęca rządów do wdrażania głębokiej analizy pakietów, jednak znacząco ten krok ułatwia. Przyjęcie międzynarodowego standardu dla DPI od strony praktycznej zapewni interoperacyjność dostępnych technologii analizy pakietów, natomiast od strony prawnej stwarza ramy, które legitymizują jego wykorzystywanie przez rządy. To nie przypadek, że przyjęcie standardu dla DPI rekomendowały Chiny.

Standaryzacja głębokiej analizy pakietów to tylko przykład polityki ITU, która stoi w głębokiej sprzeczności z uspokajającymi frazesami, jakie sekretarz Touré i eksperci tej organizacji serwują nam, odkąd wybuchł medialnie temat rewizji Międzynarodowych Regulacji Telekomunikacyjnych. To prawda, że celem ITU (ani żadnej innej agendy ONZ) nie jest szkodzenie obywatelom ani systemowe ograniczanie praw człowieka. Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny, jak podkreślają jego przedstawiciele, troszczy się o pełną realizację naszego prawa do komunikacji w jego technicznym wymiarze. Czym jest dziś telekomunikacja, jeśli nie podstawowym narzędziem wolności słowa? Równie uprawnione jest jednak spojrzenie na międzynarodową telekomunikację z perspektywy walki o władzę nad informacją. W tym ujęciu staje się jasne, że mamy też do czynienia z mozaiką sprzecznych interesów i dylematami, które na forum ITU nie zawsze są rozstrzygane na korzyść obywateli.

Troska o globalne cyberbezpieczeństwo (nawet przy założeniu, że zupełnie szczera) bywa trudna do pogodzenia z ochroną użytkowników przed arbitralną ingerencją w ich prawa i wolności. Czasem spamera czy aktywny botnet trzeba odciąć od sieci bez wyroku sądu. Ten sam standard zastosowany do blogera publikującego treści obrażające przedstawicieli władzy czy osoby podejrzewanej o naruszenia praw autorskich jest już nie do zaakceptowania.

Granica między uzasadnioną i nieuzasadnioną ingerencją w komunikację między użytkownikami sieci może być płynna, a krajowe sądy nie zawsze są kompetentne do jej wytyczania w wymiarze globalnym. Niestety, przykłady podobnych dylematów można mnożyć. Pewne jest, że nie powinna ich rozstrzygać agenda taka jak ITU – organizacja reprezentująca przede wszystkim interesy najpotężniejszych państw i międzynarodowych korporacji telekomunikacyjnych.

Trzeba jednak przyznać, że idealnej alternatywy nie ma, a obecny system zarządzania globalną siecią trzeba zreformować. Dziś niemal absolutną władzę decydowania o tym, czy konkretna domena zasługuje na ochronę i miejsce w ramach systemu DNS, ma Internetowa Korporacja ds. Nadawania Nazw i Numerów (ICANN) oraz podobne organizacje niższego szczebla o rozmaitych statusach prawnych i stopniach politycznej niezależności.

Wpływ rządu amerykańskiego na decyzje podejmowane przez ICANN jest oczywisty i trudno odeprzeć argument, że siecią de facto rządzi dziś kilka państw w porozumieniu z najpotężniejszymi korporacjami (nie tylko znanymi firmami internetowymi – ogromną rolę odgrywają także organizacje zajmujące się egzekwowaniem prawa autorskiego czy koncerny medialne). Z perspektywy obywateli to nie jest dobra informacja. Jednak krótka historia międzynarodowych regulacji uczy, że łatwiej wymusić dopuszczenie do stołu i transparentność na firmach, których przetrwanie ostatecznie zależy od lojalności ich klientów, albo organizacjach od początku uspołecznionych, takich jak ICANN, niż rządach, które swoją legitymizację na forum ONZ czerpią nie z woli obywateli, ale potęgi militarnej i ekonomicznej. Problem w tym, że ani transparentność, ani miejsce przy stole jeszcze nie gwarantuje równej pozycji negocjacyjnej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Avatar
Katarzyna Szymielewicz
Zamknij