Kraj

Gzyra: Terlikowski ma rację!

Oczywiście, że zwierzęta, nawet w Wigilię, praw nie mają. Nie mają i nigdy nie miały, bo było i jest za mało chętnych, żeby im je nadać.

Dzisiejsze społeczeństwo jest zróżnicowane i znieczulone nieprzerwanym strumieniem nowych bodźców. Zewsząd i stale docierają nieprzeliczone informacje. Środowiskiem większości jest emocjonalny i intelektualny gwar. Doskonale oswojona monotonia, ale upleciona z tego, co głośne, jaskrawe i szybkie. Na takim tle wymagania co do wyrazistości stają się naprawdę wyśrubowane.

Skoro tak, to współczesne mentalne osobliwości, chcące sprawić, żeby komuś się chciało spojrzeć czy nastawić nań ucha, muszą podążyć za logiką eskalacji i komunikować się z ciekawskim tłumem karkołomnymi metodami. Dokładnie tego też oczekują przedsiębiorstwa lub instytucje zajmujące się dostarczaniem informacji i rozrywki. Chodzi o to, żeby wokół dziwadła zechciał zebrać się tłum gapiów. Potem ktoś nadstawi kapelusz i będą brzęczeć monety.

Owocna intelektualnie dyskusja z dziwactwami wydaje się niestosowna. Właśnie dlatego przestrzegano mnie, żebym za żadne skarby świata nie próbował pisać polemiki z tekstem Zwierzęta, nawet w Wigilię, praw nie mają Tomasza P. Terlikowskiego. Nawet jeśli to niemal dwustronicowy tekst w świątecznym dodatku Plus Minus do „Rzeczpospolitej”, a więc dużego, opiniotwórczego dziennika.

Mówili: wystarczy, że Marek Raczkowski to skomentował. Trafił celnie i więcej nie trzeba. Lepiej przemilczeć, niż dawać satysfakcję przebiegłemu prowokatorowi. Nie posłuchałem. Pochyliłem się nad tekstem i zacząłem pisać polemikę. Czytałem przy tym uważnie i naprzemiennie: tekst Terlikowskiego i strumień obelg i żartów z autora, który mój zakątek Facebooka produkował jednomyślnie i monotonnie.

Wkrótce zacząłem ziewać i stwierdziłem, że to wszystko, z czym w tekście szefa telewizji Republika się nie zgadzam, jest miałkie, powierzchowne, typowe, nudne i nijak nie daje mi polemicznego paliwa. Znacznie ciekawsze okazało się co innego: Tomasz P. Terlikowski ma rację! I to w kilku wątkach tekstu. Począwszy od tytułu. Oczywiście, że zwierzęta, nawet w Wigilię, praw nie mają. Nie mają i nigdy nie miały, bo było i jest za mało chętnych, żeby im je nadać.

Nie ma takiego społeczeństwa, którego autorytety zgadzają się, że zwierzętom należy się uznanie praw; którego system edukacji wpaja takie przekonanie, a prawo je kodyfikuje.

Większość chce jeść schabowego, dolewać krowie mleko do kawy i mieć wybór butów ze skóry, a nie tego, żeby zwierzęta miały prawa.

Oczywiście, że podejście świętego Franciszka do zwierząt nie wynikało ze szczególnej miłości do nich i dostrzegania ich praw. Wyjątkową miłością obdarzał swojego Boga, a zwierzęta, podobnie jak i inne elementy natury, o tyle, o ile uznawał je za jego odbicie. Biografie świętego Franciszka pełne są anegdot, które nie zawsze łatwo odróżnić od historycznych faktów. Z pewnością w regule zakonu nie było zakazu zjadania zwierząt. Ptaszki słuchające pokornie kazań świętego też powinny raczej wzbudzać niepokój towarzystw ochrony zwierząt, a nie być świadectwem międzygatunkowego porozumienia. Podobnie wilk z Gubbio, który wyrzekł się swojej natury, gdy Franciszek uczynił nad nim znak krzyża. Nie chciałbym, żeby tak wyglądała nasza umowa ze zwierzętami.

Oczywiście, że złotą myślą Biblii jest szczególne miejsce człowieka w planie bożym, a co za tym idzie, jego wyższość nad resztą. Niektórzy ludzie szanujący zwierzęta pomimo swojego chrześcijaństwa próbują to negocjować, mówiąc, że ta wyższość zobowiązuje do troski o życie, i to nie tylko psów, ale i choćby świń, krów czy kur. Są nawet i tacy teologowie, którzy mówią o prawach zwierząt i na dodatek wydają ich szacowne polskie wydawnictwa katolickie. W końcu „przedziwna odmienność” człowieka może przecież wyrażać się w zdolności do dywagacji na temat dobra i zła, a także działania na rzecz dobra, nie tylko ludzi.

I to jest ciekawa interpretacja, ale wszyscy widzimy, że niejedyna i z pewnością nie powszechnie obowiązująca. Żadna równość zwierząt ludzkich i pozaludzkich z Pisma nie wynika, chociaż werset o tym, że zrówna nas wszystkich śmierć, daje pewną, jakkolwiek dziwną, satysfakcję. Inna rzecz, że musiałbym naprawdę dobrze poszukać, żeby pośród teorii etycznych znaleźć taką, która mówi o zrównywaniu ludzi i reszty zwierząt.

Oczywiście, że Katechizm Kościoła katolickiego bez wątpienia dopuszcza krzywdzące wykorzystywanie zwierząt dla pożywienia i ubrania ludzi, dla rozwoju nauki, do pracy i rozrywki. Takie jest oficjalne stanowisko Kościoła: interesy człowieka są z zasady istotniejsze niż interesy zwierząt. Rzeźnie należy kropić święconą wodą. Oczywiście, że Kościół nie uznaje przy tym zwierząt za osoby, a niektórzy filozofowie twierdzą, że zwierzęta jednak nimi są. Jeszcze inni twierdzą, że nie. I spośród nich niektórzy dowodzą, że to daje ludziom prawo krzywdzenia, a inni, że to nie jest powód, żeby krzywdzić.

Oczywiście, że część etyków i filozofów zajmujących się relacjami człowieka i reszty zwierząt, a także część osób zaangażowanych w działanie na rzecz zwierząt, opowiada się za abolicją wykorzystywania zwierząt w ramach doświadczeń naukowych. Nawet jeśli wiąże się to z utratą wiedzy, która mogłaby być wykorzystana dla dobra ludzi, nie mówiąc o dobru innych zwierząt, które też potrzebują skutecznych leków i technologii weterynaryjnych. Więcej: na zgodę na utratę wiedzy zdobytej kosztem innych mamy lepszy przykład – większość wzdryga się na wzmiankę o doświadczenieach przeprowadzanych na ludziach, czyli potencjalnie najlepszym modelu doświadczalnym.

Oczywiście, że istnieją spójne i konsekwentnie zbudowane koncepcje relacji człowieka z resztą zwierząt, w których nie ma miejsca nie tylko na doświadczenia na zwierzętach, ale i na zabijanie ich dla różnych produktów, na przykład spożywczych. Oczywiście, że postulatem jest wtedy również zakaz hodowania i zabijania zwierząt dla mięsa. Dlaczego akurat w tym miejscu miałby być wyjątek dopuszczalności krzywdzenia? Jednak zakaz prawny jest w tej chwili zupełnie nie do pomyślenia, bo nie wyrażałby woli większości społeczeństwa. Dlatego kładzie się nacisk na przekonywanie innych, żeby dobrowolnie stosowali taki zakaz w sferze osobistej i wybierali produkty roślinne.

Oczywiście, że z szowinizmem gatunkowym, podobnie jak z seksizmem czy rasizmem, należy walczyć. Podobnie oczywiste jest, że ta walka w przypadku normy społecznej, jaką jest szowinizm gatunkowy, musi wyglądać inaczej niż walka z praktyką, która jest tylko przydarzającą się patologią życia społecznego i jest powszechnie piętnowana. Wybiórcze piętnowanie szowinizmów znacznie trudniej sensownie uzasadnić niż konsekwencję poglądów i postawy wobec problemów wszystkich wykluczonych i poddanych opresji.

Oczywiście, że wiele osób poświęcających się działaniu na rzecz zwierząt twierdzi, że dobro zwierząt powinno stać wyżej niż prawo do zachowania zasad religijnych i wolność praktyk związanych z wyznawaną wiarą. Nawet jeśli nie są sprzeczne z prawami innych ludzi, ale są krzywdzące wobec zwierząt. Nawet jeśli są zgodne z własnym sumieniem wiernych. Więcej: teoretycy praw zwierząt i aktywiści często twierdzą, że nie tylko religijny dogmat ma mniejszą wagę niż cierpienie i śmierć zwierząt, ale i świecki system prawny społeczeństwa.

Oczywiście, że można zrozumieć zarzuty dotyczące jedzenia mięsa odnoszące się do realiów produkcji przemysłowej, ze względu na – jak pisze Terlikowski – „rzeczywiście straszne niekiedy warunki, w jakich przetrzymywane są czy pozbawiane życia zwierzęta”. Zrozumienie ich jest jeszcze prostsze, gdy człowiek uświadomi sobie, że warunki takie są normą i zasadą, a nie wypadkiem przy pracy.

Oczywiście, że to nie koniec problemu. To fakt, że coraz większa część środowiska prozwierzęcego traktuje zabijanie zwierząt, które żyły w „gospodarstwach rodzinnych”, jako problem moralny. Łatwiej to zrozumieć, jeśli pomyśli się o dopuszczalności zabijania psów – czy jesteśmy za tym, żeby zabijać je dla naszych potrzeb, które możemy zaspokoić inaczej, jeśli za życia miały znośne warunki?

Oczywiście, że zdaniem coraz większej liczby osób zadowolenie ludzi, którzy chcą jeść mięso, nie powinno (choć może, bo tak się właśnie dzieje) być ważniejsze niż interesy zwierząt.

Szczególnie, że rozwijają się technologie produkcji żywności, które z pewnością będą dawać społeczeństwu coraz smaczniejsze i tańsze – i bezofiarne – zamienniki mięsa i innych produktów zwierzęcych.

Oczywiście, że wiele osób zajmujących się tematyką relacji człowieka z resztą zwierząt zauważa, że postępująca antropopresja jest moralnie problematyczna, a niepohamowany wzrost populacji ludzkiej jest ekologicznie nie do utrzymania i może prowadzić do globalnej katastrofy. Tak, w środowisku prozwierzęcym nietrudno napotkać osoby, które dobrowolnie rezygnują z potomstwa. Oczywiście, można natknąć się na osoby, które wykorzystują niemal każdą nadarzającą się okazję, żeby wyrazić swoją niechęć wobec rodzicielstwa, a nawet wobec dzieci. Wszelkie inne wnioski powinny się tu opierać na badaniach statystycznych, których nie znam.

Oczywiście, że zauważalna część osób działających na rzecz zwierząt odrzuca w jakiś sposób religię. Jest agnostykami, ateistami lub wierzy bez pośrednictwa instytucji religijnych. Jest to zrozumiałe ze względu na zawartość świętych ksiąg tych religii, ich dominujące interpretacje i rozwój wiedzy naukowej, w tym ewolucjonizmu. Jest przy tym również, niestety, oczywiste, że społeczeństwa najbardziej zateizowane wcale nie są społecznościami wegan i weganek. To nie jest takie proste.

Oczywiście, że kultura zachodnia rezygnuje z antropocentryzmu, ale nie robi tego nagle, tylko stopniowo i mozolnie. Coraz więcej osób widzi istotne moralnie podobieństwa pomiędzy ludźmi i zwierzętami i trudno wyobrazić sobie odwrócenie tego trendu. Żyjemy w świecie postępującego obiegu informacji i zaprzeczać podobieństwom będzie coraz trudniej.

Oczywiście, że zgotowaliśmy sobie problem z satysfakcjonującymi relacjami międzyludzkimi i że nie czujemy się bezpiecznie. Nie wystarczy wskazanie winnego w postaci podkopania modelu tradycyjnej rodziny. Złożyło się na to wiele czynników. Oczywiście, że sporo osób odnajduje satysfakcję w relacjach międzygatunkowych – dlatego właśnie w większości polskich gospodarstw rodzinnych można znaleźć zwierzęta towarzyszące ludziom (a czasem odwrotnie).

Oczywiście, że zwierzę w takich relacjach nigdy nie będzie człowiekiem i że sporo osób sądzi, że to właśnie czyni te relacje tak satysfakcjonującymi. To prawda, że relacje te pełne są emocji, przy czym mówienie o tym, że są jednostronne, to dawanie świadectwa własnej niezdolności do komunikacji, nic więcej. Nie ma sensu z własnego zubożenia robić zasady świata. Lepiej jest uwierzyć w opowieści tych, którym udało się komunikować ze zwierzętami i odczytywać ich emocje, a także poznać ich zdolności umysłowe.

Oczywiście, że wiele osób, które wierzą w istnienie tak zwanego nieba, chciałoby, żeby ich ukochany pies czy świnka morska miały możliwość się tam znaleźć. Co w tym dziwnego? Poza samą koncepcją nieba, oczywiście. Niebo z definicji ma być czymś przyjemnym, dlaczego więc nie mieliby życzyć swoim bliskim wieczności w takim stanie? Oczywiście, że z dużym prawdopodobieństwem to gdybanie. Oczywiście, że niezależnie od tego niesie ważny komunikat, który można streścić w powiedzeniu: pokaż mi, jak gdybasz, a powiem ci, kim jesteś.

Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net

***

Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij