Kraj

Gzyra: Weganizm. Schudnij. Uzdrów ciało. Zmień świat. I lekturę

Widzę weganizm jako kontestację systemu, który manipuluje ludźmi – na marginesie książki Kathy Freston.

Nie cierpię poradników, na okładkach których szczerzą wybielone zęby postaci, którym już się udało i które obiecują każdemu to samo. Wyzdrowienie, ozdrowienie, zaspokojenie, zwycięstwo i sukces. Nie dlatego, żebym źle życzył ludziom. Pomimo wszystko (łącznie z tym, że działam społecznie na rzecz zwierząt) jestem zaledwie umiarkowanym mizantropem. Tym, czego szczególnie nie znoszę, jest sugestia posiadania uniwersalnej, prostej, zbawiennej recepty na polepszenie.

Wiadomo, na świecie jest co polepszać. Chorujemy, ocieramy się o depresję. Jesteśmy obiektami niesprawiedliwości. Pokłady zwykłej głupoty wydają się dominującym surowcem naturalnym na Ziemi, a miliardy zwierząt cierpią i umierają z rąk ludzi, chociaż nie musiałyby, gdybyśmy wspólnie zadecydowali inaczej. Każdy, kogo to obchodzi, szuka jakiejś recepty. Czasem desperacko i na oślep.

Byłoby przy tym idealnie, gdyby jedno remedium leczyło kilka przypadłości jednocześnie. Weganizm wydaje się takim kandydatem, w każdym razie tak często jest przedstawiany. Odstawmy produkty pochodzenia zwierzęcego, a będzie to nie tylko wyraz szacunku wobec zwierząt, ulga dla środowiska naturalnego, ale i terapia na nasze schorzenia. Owszem, tylko z tym ostatnim warto być szczególnie ostrożnym.

Jeśli porówna się rozsądną dietę wegańską z nierozsądną niewegańską, to nie ma najmniejszych wątpliwości, że ta pierwsza może dać jedzącemu pewne korzyści zdrowotne. Mówimy tu o rozsądku definiowanym w ramach nauki o żywieniu, czyli w wąskim znaczeniu. Jeśli się porówna rozsądną dietę wegańską z rozsądną (we wspomnianym sensie) dietą niewegańską, to różnice znacząco maleją. A można sobie wyobrazić sytuację takiej kompozycji diet, w której zaczynają być niewielkie lub wręcz role mogą się odwrócić.

Kathy Freston w wydanej także w Polsce książce Weganizm próbuje przekonywać, że zastosowanie się do jej wskazówek będzie dobroczynne na wielu poziomach. Wejdź na drogę weganizmu, a „dożyjesz sędziwego wieku”, „zrzucisz zbędne kilogramy i utrzymasz wymarzoną wagę”, a nawet cofniesz „choroby, które już u ciebie zdiagnozowano”. Któż by tego nie chciał, prawda? Pewnie dlatego o tym mówi książka – ludzie mają chcieć stać się weganami.

Dalej czytamy, że „zdrowie i szczęście osiągniemy łatwo”, „podążanie wegańską drogą jest wyborem, który nie ma złych stron”, jest to „dobre dla wszystkich i wszystkiego rozwiązanie”, a dzięki weganizmowi „zyskasz lekkość i wewnętrzny spokój, a także uczucie połączenia ze światem”. Na dodatek „weganie są zwykle szczupli i silni, piękni, promienieją też energią”, a „poprzez zmianę diety możesz zredukować szansę zachorowania na raka o 40%”.

Jestem weganinem od 15 lat. Właściwie nie choruję. Wszystkie, co do jednego, parametry mojej ostatniej morfologii były w normie. Czerpię z weganizmu wiele satysfakcji. Jest ważną częścią mojej tożsamości. Na dodatek naprawdę bardzo chciałbym, żeby coraz więcej osób konsekwentnie odmawiało korzystania z produktów zwierzęcych, bo wydaje mi się to ważnym wkładem w budowanie świata bez przemocy wobec innych. Więcej: od lat staram się jak tylko potrafię, aby tak się stało. I pomimo tego wszystkiego nigdy nie napiszę książki, która będzie ludziom obiecywać jako pewne coś, co się zdarzy lub nie.

Rozumiem, że spośród tych, którzy wybierają dietę wegańską, spora część robi to z powodów zdrowotnych. Być może nie zrobiłaby, gdyby ktoś nie zachwalał weganizmu półprawdami i ładnie brzmiącymi, acz perfidnie uproszczonymi hasłami. Rozumiem też, że jakaś część tych osób zaczyna interesować się również kwestiami etycznymi. Wiem też, że pieniądz niewydany na produkt zwierzęcy z płonną nadzieją na zdrowie i lekkość duszy ma podobne znaczenie, jak niewydany ze względu na to, że nie godzi się wspierać zwierzęcej krzywdy. Jednak nie napiszę nigdy książki, która mówi o weganizmie takim językiem jak Freston.

Nie tylko dlatego, że nie chcę produkować rozczarowanych eksweganek.

Niezależnie od tego, że weganizm jako sposób pomocy zwierzętom będzie miał sens tylko wówczas, jeśli wiele osób trwale dokona takiego wyboru, po prostu chciałbym, żeby weganizm kojarzył się z uczciwością argumentacji, zdolnością do samokrytycyzmu i świadomością własnych ograniczeń.

Widzę weganizm również jako kontestację systemu, który manipuluje ludźmi i nie chcę sam stosować metod, które kontestuję.

Z okładek setek poradników zawierających sprzeczne, czasem zupełnie absurdalne i niebezpieczne recepty, uśmiechają się z entuzjazmem postaci o zbyt białych zębach. Dziesiątki szpetnych idei ma takie twarze. Tysiące trefnych towarów sprzedaje się w ten sposób. Czy my naprawdę musimy być kolejni i grać na zasadach, które są częścią problemu?

Wciąż czekam na wydanie w Polsce książki o weganizmie, która pokaże go takim, jakim rzeczywiście jest. Jest wystarczająco atrakcyjny, by przyciągnąć uwagę wielu. Bez new age’owego kaznodziejstwa i quasi-religijnego przekonania o jego wszechmocy.

Tak, jako dieta może być korzystny przy jednych schorzeniach, przy innych jest obojętny. Jest przeważnie wystarczająco odpowiednim sposobem odżywiania, ale nie z definicji najlepszym na wszystko i dla każdego. Nie daje gwarancji zdrowia, szczęścia i długowieczności.

Jest sposobem pokazania szacunku wobec zwierząt, ale niewiele z nich w tej chwili ratuje. Być może zapobiegnie cierpieniu zwierząt w przyszłości, ale tylko wtedy, kiedy będzie dużo powszechniejszy niż teraz. Praktykowany konsekwentnie daje ogromną satysfakcję, ale zadufany w sobie zniechęca innych do naśladowania. Jest jedną z piękniejszych idei tego świata, ale jego piękno tkwi w realizmie, na jakim jest budowany, nie na mitologii.

Najwartościowsze fragmenty tej książki dotyczą samych zwierząt. Kiedy jest mowa o ich eksploatacji, cierpieniu, śmierci, autorka schodzi na ziemię. W ósmej części książki możemy przeczytać kilka opowieści o tym, jak traktowane są zwierzęta wykorzystywane przez ludzi dla różnych produktów. To trudna lektura, poraża autentyzmem. Lektura konieczna, jeśli chce się poczuć i zrozumieć dramat, w odpowiedzi na który ludzie stają się weganami i wegankami.

Nawet wówczas, gdy są nimi z twarzami i figurami dalekimi od ideału lansowanego przez kolorowe czasopisma lifestyle’owe, z niekompletnym uzębieniem, wątpliwościami, wewnętrznym niepokojem i umówioną wizytą u lekarza.

Kathy Freston, „Weganizm – schudnij, uzdrów ciało, zmień świat, przeł. Robert Gołębiewski, Studio Astropsychologii 2014

Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net

***

Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij