Świat

Huang: Nie możemy się bez końca rozwijać

Może dzięki mnie ktoś w Warszawie usłyszy o tonących wyspach Tuvalu – mówi ekoartysta Vincent Huang.

Jakub Majmurek: Z okazji szczytu COP w Warszawie prezentuje pan mobilną rzeźbę: dorożkę, w której jedzie ubrany w zielony płaszcz byk z Wall Street, symbol hossy, siedzący na dwóch wycieńczonych, jeśli nie martwych, żółwiach morskich. Co symbolizuje ta rzeźba?

Vincent Huang: Byk z Wall Street to metafora kapitalizmu, zabijającego takie gatunki jak żółw morski. Żółw jest także symbolem Tuvalu, kraju, który reprezentuję na szczycie. Gdy mówi się o zmianach klimatu, często wskazuje się na „cywilizację techniczną” jako winnego. Ja jednak upieram się, że głównym powodem jest kapitalizm: jego idea ciągłego wzrostu PKB, którą realizuje większość krajów na świecie. Tymczasem Ziemia jest zamkniętym systemem, zasoby są ograniczone, nie możemy się w nieskończoność rozwijać. Kapitalizm prowadzi nas do ekologicznej katastrofy. Jak pan zauważył, byk ubrany jest w zielony płaszcz. Dziś każda korporacja stara się przekonywać, jak bardzo jest „zielona”, jak jest przyjazna dla środowiska. Ale filozofia nieprzerwanego wzrostu stojąca za działaniem systemu sprawia, że te deklaracje nie są wiele warte.

Dlaczego byk jeździ powozem po Warszawie?

Bo organizatorzy warszawskiego COP – co zdarza się po raz pierwszy na szczytach, na których jestem – nie wyznaczyli żadnej przestrzeni dla artystów, w której mogliby oni wystawiać swoje dzieła. Dlatego obwożę je po mieście.

Na szczycie reprezentuje Pan państwo położone na wyspach Pacyfiku. Jak pan, artysta z Tajwanu, stał się nieformalnym ambasadorem Tuvalu?

Od dawno interesuję się tematyką ekologiczną. Na jednym ze szczytów klimatycznych, na których gościłem, usłyszałem dramatyczne przemówienie przedstawiciela Tuvalu.

Jest to państwo, które w wyniku zmian klimatycznych i podnoszenia się poziomu oceanów jako pierwsze zostanie zatopione, zniknie pod wodą.

Miezkańcy Tuvalu to ofiary globalnego kapitalizmu, gospodarka oparta na fetyszu ciągłego wzrostu gospodarczego skazuje całą ich ojczyznę na zagładę. Bardzo mnie to poruszyło i zacząłem badać temat. Miałem to szczęście, że Tajwan, jako jedno z niewielu państw na świecie, ma tam swoje przedstawicielstwo dyplomatyczne. Skontaktowałem się z nimi i poleciałem na miejsce zbadać sprawę. Nawet z Tajwanu nie jest tam łatwo dotrzeć, na Tuvalu są tylko dwa połączenia lotnicze w tygodniu. Gdy tam dotarłem i zapoznałem się z zagrożeniami, jakie czekają na nich w związku z globalnym ociepleniem, postanowiłem wykorzystać swoją pozycję artysty do tego, by informować ludzi na świecie o losie tych wysp.

Reprezentował pan je także na ostatnim biennale w Wenecji.

Tak, Tuvalu po raz pierwszy w historii miało tam swój pawilon. Jego częścią była moja praca W imię cywilizacji. Jest to interaktywna instalacja. Dystrybutor benzyny połączony jest z pompą wydobywającą ropę naftową, a ta z gilotyną. Gdy widz obsługuje dystrybutor, jakby nalewał sobie benzyny, aktywuje mechanizm, który wiesza za nogi byka z Wall Street i uruchamia gilotynę, ścinającą głowę żółwia morskiego. Chciałem w ten sposób podkreślić, jak nasze indywidualne, codzienne konsumenckie wybory wpływają na klimat, naturę, życie innych ludzi. O to samo chodziło mi, gdy przy wejściu do pawilonu umieściłem dywan w kształcie żółwia morskiego, na który każdy widz musiał nastąpić, by wejść do środka. Deptany żółw wydawał przeraźliwy kwik. Myślę, że Wenecja, miasto stojące na morzu, samo zagrożone przez zmiany klimatu, jest idealnym miejscem, by mówić o problemach takich wspólnot jak Tuvalu.

W swoich pracach często odwołuje się pan do klasycznej sztuki chińskiej. Ostatnie pingwiny z terakoty  odsyłają do słynnej terakotowej armii pierwszego chińskiego cesarza Chin, Qin Shi Huanga; z kolei Ostatnia uczta przed stopieniem się do klasycznego chińskiego malarstwa tuszem. Skąd te inspiracje?

Urodziłem się na Tajwanie, gdzie nasza edukacja bardzo silnie opierała się chińskiej tradycji, nie tylko sztuce, ale także klasycznej chińskiej filozofii. Myślę, że zawarte w niej koncepcje harmonijnego rozwoju, życia zgodnego z naturą i światem mogłyby dziś być szczególnie użyteczne i łagodzić kapitalistyczną gorączkę permanentnego wzrostu.

Ma pan poczucie, że pana działanie za pomocą sztuki jest skuteczne?

Tak, wierzę, że dzięki sztuce mogę zwrócić uwagę na pewne problemy, umieścić jest centrum publicznej dyskusji. Tak jak ze sprawą wysp Tuvalu: nie wiem kto w Warszawie wcześniej w ogóle słyszał o ich istnieniu. Dzięki dzisiejszemu happeningowi dowie się o nich trochę osób, może ten przypadek ich zastanowi, a nawet zmusi do zmiany ich zachowań.

Czytaj codziennie serwis klimatyczny Dziennika Opinii na COP

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij