Kraj

Jak uchwalić studentom regulamin (bez ich udziału)

Czy uniwersytet może być czymś więcej niż urzędem certyfikacyjnym klasy średniej?

W poniedziałek 11 maja odbędzie się głosowanie Parlamentu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego nad przyjęciem nowelizacji Regulaminu Studiów na UW. Parlament liczy sobie 60 osób; o głosowaniu wie może jeszcze drugie tyle. Niech będzie nawet pięćdziesiąt razy tyle, jeśli wierzyć mediom społecznościowym. Trzy tysiące osób na ponad pięćdziesiąt tysięcy studiujących.

Nie po raz pierwszy 90 procentom studentów umyka jakieś głosowanie. Samorząd studencki w większości jednostek jest wydmuszką – albo żartem. Jeśli gdzieś jakimś cudem zbierze się więcej kandydatów, niż jest miejsc na listach, czym prędzej zniechęca się ich do startu w wyborach. Na niektórych wydziałach, jak na orientalistyce czy w Instytucie Filologii Klasycznej, instytucje samorządowe przez pewien czas w ogóle nie istniały. Na innych, jak ostatnio na Wydziale Polonistyki, szuka się chętnych na Facebooku. W tych nielicznych jednostkach, w których organy samorządu nie tylko udało się powołać, ale nawet uruchomić do działania, opór środowiska i administracji najczęściej ucisza je przed końcem pierwszego semestru. Najbardziej wytrwałym udaje się zorganizować parę imprez i ze dwa wyjazdy integracyjne.

Tymczasem machina miele. Mielą dziekanaty i mielą zmęczone parametryzacją rady wydziałów. Mielą dyrektorzy ds. studenckich i finansowych. Miele kwestura i miele rektorat. Miele w końcu senat. A każdej biurokracji najlepiej się miele gdy nikt nie patrzy.

I tak przez ostatnią turę mielenia przechodzi właśnie projekt nowelizacji regulaminu studiów. Przepłynął sobie spokojnie przez wydziały. Niektóre wywiesiły na korytarzach kartki informujące o terminie nadsyłania uwag, ale szybko zniknęły one pod makulaturą, taką jak ogłoszenia o zniżkach na piwo uzyskanych dzięki umowie partnerskiej klubu z Uniwersytetem. Przepłynął regulamin spokojnie przez zarządy samorządów studenckich wydziałów i instytutów. Do części nie dotarła nawet informacja o możliwych zmianach. Przepłynął bez problemu przez samorząd centralny. W końcu skoro pani prorektor proponuje zmiany, to widać są konieczne. Ustawa, ministerstwo, proces boloński: to wszystko są ważne i oczywiste sprawy. Nie mamy na to wpływu.

Znalazł się jednak pieniacz. Pieniacz to w nowym uniwersyteckim słowniku ktoś, kto czyta przedłożone mu do zaopiniowania dokumenty, zadaje pytania i nie zawsze potakuje, gdy usłyszy odpowiedź. Pieniacz zaczął więc pytać:

Dlaczego nowy projekt regulaminu zakłada zniesienie absolutorium?
Dlaczego znów pojawia się w nim dwója dziekańska?
Dlaczego, żeby zaliczyć seminarium dyplomowe, trzeba skończyć pisać pracę magisterską?
Dlaczego wyszczególniacie seminarium jako osobną pozycję w tabeli opłat?
No i dlaczego obok jest nawet 1400 złotych?

Pytań przybywało, a z odpowiedzi nici. Pieniacz musiał więc zmienić się w wichrzyciela. Wichrzyciel to z kolei taki student, który przeczytał raz czy dwa statut i chciałby, żeby był realizowany. A, i nie zawsze popiera w głosowaniu propozycje wysuwane przez administrację. Wichrzycielowi udało się dowiedzieć, że inny Pieniacz stawiał podobne pytania na posiedzeniach komisji senackiej, która przygotowuje regulamin. Zarząd samorządu centralnego nie był sprawą zainteresowany: podobno nie było żadnych zastrzeżeń do regulaminu. Skonfundowany poprosił więc o protokoły ze spotkań komisji, by sprawdzić, co właściwie było poruszane i co mogło zostać przeoczone.

– Bardzo chętnie byśmy je udostępnili – brzmiała odpowiedź – ale komisja nie sporządza protokołów.

3 marca Parlament Studentów Uniwersytetu Warszawskiego przyjął uchwałę, w której negatywnie zaopiniował projekt nowelizacji Regulaminu Studiów na UW – przy jednym głosie przeciw i jednym wstrzymującym się. Na sali był tylko jeden przedstawiciel Zarządu Samorządu Studentów UW. Można by założyć, że taką niemal jednomyślną deklarację trzeba wziąć na poważnie. Jednak zamiast tego wydziały zaczęły wprowadzać nowe tabele opłat i rozpoczęły konsultacje nowych wersji swoich regulaminów, uzgodnionych z nieprzegłosowanym przecież jeszcze projektem Regulaminu Studiów UW. Pytane dlaczego – wolą milczeć. Bardziej rozmowny, przynajmniej w kuluarach, okazuje się jeden z dziekanów: żadne zmiany nie wchodzą w grę, przecież zaplanował już oparty na tym projekcie przyszłoroczny budżet.

Przychodzi kwiecień, negocjacje trwają. Protokołów jak nie było, tak nie ma. Za to pojawiają się plotki: Zarząd Samorządu Studentów pęka. Kolejne posiedzenie parlamentu jest wyjątkowo burzliwe. Tym razem pojawia się więcej przedstawicieli zarządu. Inicjatorom negatywnej uchwały z poprzedniego zebrania doradzają zająć się uczciwą pracą.

Ale plotki zataczają coraz szersze kręgi. Zaczynają się spotkania, zawiązują inicjatywy. Koło Naukowe Socjologii Publicznej ogłasza protest i zachęca studentów do uczestnictwa w posiedzeniu parlamentu 20 kwietnia. W trzy dni zbiera półtora tysiąca chętnych. Reakcja jest natychmiastowa: Marszałek Parlamentu Studentów UW wystosowuje wniosek o przydzielenie specjalnej ochrony Straży Uniwersyteckiej na posiedzeniu. Zapowiada, że udzieli głosu tylko przewodniczącym zarządów samorządów jednostek oraz organizatorom wydarzenia z ramienia Koła Naukowego Socjologii Społecznej. Organizatorzy przystają na te warunki; w końcu nie planują zakłócać przebiegu obrad, tylko przekonać Parlament rozsądną argumentacją.

Na posiedzeniu 20 kwietnia studenci wypełniają salę i po części korytarz. Głosowanie nad opinią projektu regulaminu zostaje jednak ostatecznie przesunięte ze względu na… błędy prawne w projekcie, o których zawiadomił parlament jeden ze studenckich przedstawicieli w Senacie UW. Mimo to odbywa się dyskusja nad głównymi postulatami protestujących.

22 kwietnia Senat UW wprowadza niezbędne poprawki do projektu; tydzień później Zarząd Samorządu Studentów UW rozpoczyna akcję pod tytułem „Poznaj Nowy Regulamin!”. Co prawda informuje, że regulamin nie został jeszcze przegłosowany, ale zachęca raczej do polubienia zmian niż dyskusji. Tymczasem protestujący studenci organizują się dalej. Na stronie wydarzenia na Faceboooku zarejestrowało się już blisko 3 tysiące uczestników. Podpisów pod petycją, zbieranych na całym Uniwersytecie, też jest już tyle. Ruszyła akcja informacyjna, zapowiadana jest debata. Pojawił się nowy fanpejdż dotyczący regulaminu i strona internetowa „Uniwersytet Warszawski to nie firma!”. Dla nich sprawa nie jest jeszcze skończona.

Sposób, w jaki sposób forsowany jest projekt tej nowelizacji, świadczy o postępującym ideologicznym bankructwie uniwersytetu.

Owszem, cały proces odbył się zgodnie z przepisami: projekt przeszedł przez odpowiednie instytucje, zyskał odpowiednie podpisy, skład komisji senackiej był taki, jak trzeba. Ale co z tego, skoro przy okazji naruszono wszelkie dobre praktyki: utrudniano dostęp do informacji, nie starano się przekonać do zmian, a studenckiej niezgody nie wzięto nawet pod uwagę. Do tego wszystkie przepisy niższego szczebla już uzgadnia się z projektem, którego losy nie zostały jeszcze przesądzone. Nawet jeśli władze UW miały wyższe pobudki niż zapewnienie sobie kieszonkowego z nowych opłat za obronę, to i tak jasno pokazały, co myślą o społeczeństwie obywatelskim, dla którego akademia miała ponoć być katalizatorem.

Lubimy powtarzać, że UW dołuje w światowych rankingach z powodu naturalnej przewagi uniwersytetów zachodnich, braku pieniędzy czy niepopularnego do tłumaczenia języka. Być może, ale ta historia pokazuje, że nie tylko. Żadna organizacja, nieważne, prywatna czy publiczna, komercyjna czy non-profit, nie zajdzie daleko, jeśli ludzi, których przyjmuje w swoje szeregi, traktuje jak niegodnych zaufania i zwyczajnie głupich. A projekt nowego regulaminu to niemal dosłowna deklaracja takiej nieufności. Uniwersytet musi się w końcu zdecydować, czy chce być czymś więcej niż urzędem certyfikacyjnym klasy średniej. Jeśli nie, to całą retorykę misji publicznej, szczególnej roli w społeczeństwie czy uprawiania wartościowej nauki trzeba odłożyć do lamusa.

Do posiedzenia Parlamentu Studentów UW, na którym będzie opiniowany ostateczny projekt regulaminu, został tydzień. Nawet jeśli jego opinia będzie negatywna, Senat UW wciąż może przegłosować projekt kwalifikowaną większością 2/3 głosów.

 

**Dziennik Opinii 124/2015 (908)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij