Świat, Wyjaśniamy

Dlaczego biedni są grubi?

burger otyłość

Biedni narażeni są na otyłość o połowę częściej niż bogaci. Korelacja między niskim dochodem a nadwagą szczególnie dotyka kobiet. Mechanizmy socjoekonomiczne są równie istotnym czynnikiem otyłości co metabolizm – pisze Piotr Wójcik.

„Nigdy nie rozumiałeś, dlaczego ludzie tak narzekają, skoro wystarczy po prostu bardzo dobrze zarabiać, żeby żyć na odpowiednim poziomie” – w ten sposób profil Make Life Harder podsumował target największej polskiej partii liberalnej w niezwykle popularnym (i naprawdę udanym) poście przedwyborczym.

Nietrudno zarechotać z zabawnego zdania. Pytanie brzmi tylko, czy każdy/każda z nas na co dzień nie przyjmuje aby podobnej postawy wobec bardzo wielu nieznanych sobie problemów. Przykłady? Wystarczy nie pić, żeby nie być alkoholikiem. Wystarczy być pogodną, żeby nie mieć depresji. Wystarczy uważać, żeby nie zostać przejechanym na pasach. No i oczywiście wystarczy mniej jeść, żeby nie być grubym.

Bieda to decyzja polityczna. Jak działa polityka zaciskania pasa

Tę listę można też rozciągnąć na dużo mniej oczywiste sytuacje. O ile znajomość złożonych przyczyn nałogów czy biedy zakorzenia się coraz lepiej w naszej świadomości, o tyle odpowiedzialnością za wiele innych zachowań odstających od normy (np. agresję czy porzucanie dzieci przez rodziców) wciąż obarczamy tylko sprawcę lub sprawczynię. Mechanizmów, które do nich prowadzą, nie dostrzegamy lub nie chcemy dostrzegać.

A już zupełny mindfuck u postronnych obserwatorów wywołuje problem otyłości ludzi ubogich. Skoro biedni są biedni, to dlaczego jeszcze się obżerają? Przecież powinni oszczędzać, poza tym dzieci w Afryce są chude, a więc otyli ubodzy na pewno nie są ubodzy, po prostu źle zarządzają – pieniędzmi, kaloriami i energią. Tyle że tak naprawdę czynniki socjoekonomiczne mogą być równie istotną przyczyną nadwagi co indywidualny metabolizm.

Nie żryj, czyli szczyt hipokryzji

Nierówna waga

W krajach Zachodu szczupła sylwetka ma znaczenie prestiżowe. Osoba wysportowana to taka, która potrafi o siebie zadbać, musi więc być sumienna i mieć silną wolę. A ta, jak wiadomo, jest kluczem do sukcesu. Człowiek z nadwagą od razu traci w naszych oczach – najwyraźniej ma problemy z powstrzymaniem swoich zachcianek, zapewne jest nieobowiązkowy i nie potrafi wziąć za siebie odpowiedzialności. Na takiej logice oparte są stereotypy dotyczące osób otyłych lub mających nadwagę, noszące zbiorcze miano weightismu.

Nobel za walkę z ubóstwem. Eksperymentalną. Za co dokładnie?

Uprzedzenia objawiają się czasem wprost, poprzez wyśmiewanie, ironiczne docinki, a nawet przemoc – szczególnie w szkole. Według jednego z polskich badań aż 85 proc. dzieci z nadwagą doświadcza braku akceptacji wśród rówieśników. Jednak zdecydowanie częściej weightism objawia się w sposób nieuświadomiony. Zwykle bowiem traktujemy osoby otyłe gorzej – nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Rzadziej obdarzamy je uśmiechem, mniej chętnie podejmujemy z nimi zawodową współpracę, nie jesteśmy też skorzy do wyświadczenia im jakiejś przysługi, bo wolimy zabiegać o względy ładnych, młodych i zdrowych. Skoro sami nie potrafią sobie pomóc, by zachować wysportowaną sylwetkę, to nie pomogą też nikomu innemu, więc przyjaźń z nimi będzie bezużyteczna. A w czasach monetyzacji wszystkich wartości przyjaźń również jest inwestycją.

Przez żołądek do lepszego świata

czytaj także

Te nieuświadomione przejawy weightismu wynikają z głęboko zakorzenionego przeświadczenia, że otyli mają problemy z wagą na własne życzenie. Przecież wystarczy jeść mniej, żeby dobrze wyglądać (no, ewentualnie jeszcze karnet na siłownię się przyda). Genetyczne i dietetyczne czynniki wpływające na nadwagę są tematem na osobny materiał, najpewniej na innym portalu i innego autora. Równie istotne są jednak czynniki ekonomiczne, których znaczenie jest niepodważalne, jeśli tylko się spojrzy na twarde dane.

Nieprzypadkowo najwięcej osób z nadwagą żyje akurat w tych krajach, w których są też największe nierówności ekonomiczne. Najwyższy odsetek obywateli i obywatelek z nadwagą mają Chile, Meksyk i USA – powyżej 70 procent. I właśnie Chile i Meksyk są na pierwszych dwóch miejscach w OECD pod względem nierówności, USA zaś oddziela od nich jedynie Turcja.

W Unii Europejskiej największy odsetek osób z nadwagą żyje na Łotwie i Litwie oraz Malcie (ponad 50 procent). Jednocześnie Litwa i Łotwa są najbardziej rozwarstwionymi społeczeństwami w UE (nie licząc Bułgarii).

Według niedawnego raportu OECD Heavy Burden of Obesity osoby ubogie są zdecydowanie najbardziej narażone na nadwagę. Reprezentanci dolnego kwintyla dochodowego (20 proc. najbiedniejszych) mają o połowę większe „szanse” na nadwagę niż reprezentanci kwintyla górnego (20 proc. najbogatszych). Korelacja między niskim dochodem a nadwagą dotyka szczególnie kobiet. Wśród pań z dolnego kwintyla ryzyko nadwagi jest nawet dwa do trzech razy większe niż wśród kobiet z najwyższego kwintyla. Aż w 10 krajach OECD kobiety z dolnych 20 proc. są co najmniej dwa razy częściej otyłe niż kobiety z górnych 20 proc. – wśród mężczyzn takie kraje są jedynie dwa.

Szczupli magistrzy

W Polsce brakuje badań dotyczących relacji między dochodami a wagą ciała. Według Eurostatu 48 procent polskiego społeczeństwa ma nadwagę, co plasuje nas w środku stawki krajów UE – dokładnie między Bułgarią i Słowacją. Można jednak posłużyć się danymi pośrednimi, także wskazującymi na to, że nad Wisłą waga ciała spada wraz z wzrastającymi zarobkami. Według badania CBOS Czy Polacy jedzą za dużo z 2014 roku aż 62 procent osób z wykształceniem zawodowym ma nadwagę. Wśród osób z wykształceniem średnim problem ten dotyczy 52 procent, a wśród Polek i Polaków, które ukończyły uczelnie wyższe, osób ze zbyt dużą liczbą kilogramów ciała jest już tylko 42 procent.

Osoby otyłe niemal wszędzie spotykają się z dyskryminacją

Te dane można już wprost przełożyć na dochody, ponieważ Polska należy do krajów, w których wyższe wykształcenie nie tylko w ogromnym stopniu zwiększa szanse na zatrudnienie (bezrobocie wśród osób z magistrem jest dwukrotnie mniejsze niż stopa bezrobocia w całym kraju), ale ma wpływ na wyższe zarobki. Według najnowszej edycji badań Education at Glance absolwenci wyższych uczelni zarabiają nad Wisłą aż 56 procent więcej niż osoby z wykształceniem średnim lub zawodowym, a ci z kolei przeciętnie otrzymują pensje o jedną piątą wyższe niż pracownicy po podstawówkach lub gimnazjach. Jeśli więc nadwaga jest w Polsce skorelowana z poziomem wykształcenia, to siłą rzeczy też z poziomem dochodów.

Korelacja niskich dochodów z nadwagą jest zatem bezsporna. Oczywiście jest wiele biednych Polek, które mają idealną wagę, jak również sporo bogatych Polaków, którzy są otyli, jednak statystycznie łatwiej mieć za dużo kilogramów ciała, mając za mało pieniędzy. A dlaczego tak się dzieje? Podstawową kwestią jest oczywiście dieta. Osoby mniej zarabiające kupują tańszą żywność, która jest kaloryczna, a jednak mniej odżywcza. Dodatkowo tańsze produkty mają w swoim składzie mnóstwo substancji, od których łatwo utyć, takich jak syrop glukozowo-fruktozowy czy olej palmowy. Lepiej zarabiający nie mają problemu z tym, by kupić droższy sok naturalny, pozbawiony tego typu dopełniaczy. Osoba uboższa kupi zamiast tego dwa razy tańszy „nektar”, w którym jest ekstrakt soku, woda, cukier i syrop glukozowo-fruktozowy. Podobne przykłady można mnożyć.

Głód? Na Północy nazywamy to fast foodem

czytaj także

Zamożniejsi nie mają też problemu z eliminowaniem kalorycznych produktów i zastępowaniem ich substancjami mającymi takie same właściwości smakowe, ale pozbawionymi kalorii. Najlepszy przykład to cukier, dosyć szkodliwy i bardzo kaloryczny, ale niezwykle poprawiający smak kawy czy herbaty. Lepiej zarabiający może spokojnie zamiast niego kupować erytrytol, kosztujący 20 zł za kilogram, ale mający zero kalorii i zerowy indeks glikemiczny. Kiedy są pieniądze, rezygnacja z cukru nie jest żadnym wyczynem.

W 2014 roku CBOS w raporcie Diety Polaków zbadał między innymi, kto stosuje diety eliminacyjne. Wśród takich osób dominowali absolwenci wyższych uczelni dysponujący dochodem rozporządzalnym per capita na poziomie co najmniej kilkanaście procent wyższym od średniej krajowej. Oczywiście lepiej zarabiający nie tylko swobodnie wykluczają szkodliwe substancje ze swoich jadłospisów, ale też na potęgę stosują przeróżne suplementy przyspieszające metabolizm, usprawniające pracę wątroby czy też spalające tłuszcz poprzez podniesienie temperatury ciała (np. tak zwane lipotropowe spalacze tłuszczu).

Jak żyć zdrowo, unikając jedzenia na mieście. Instruktaż

Dziedziczenie nadwagi

Oczywiste jest, że regularne uprawianie sportu obniża ryzyko nadwagi. Według przytoczonego już wyżej badania Czy Polacy jedzą za dużo wśród nieuprawiających sportu odsetek osób z nadwagą jest o połowę wyższy niż wśród tych, którzy uprawiają go regularnie.

Koniec głodu, nędzy i wyzysku? Ktoś w ONZ zapomniał, że żyjemy w kapitalizmie

Żeby jednak móc systematycznie uprawiać sport, trzeba mieć pieniądze i czas (a żeby mieć czas, trzeba mieć pieniądze). Wszak należy sobie zakupić odpowiedni sprzęt, prawo wejścia na obiekty umożliwiające przyjemne spędzanie czasu w aktywny sposób i jeszcze do tego nie być zmęczonym po 8-godzinnej pracy fizycznej.

Sprzątaczka po 8 godzinach mycia podłóg raczej nie ma chęci, żeby wyjść sobie wieczorem pograć w squasha – będzie myślała głównie o tym, żeby porządnie się najeść i iść spać, by mieć siły na następny dzień. Nic więc dziwnego, że uprawianie sportu także jest skorelowane z sytuacją materialną. Za to monotonna praca fizyczna może nawet sprzyjać zwiększaniu wagi, gdyż organizm zgłasza dużo większe zapotrzebowanie na kalorie, które podczas ciężkiej pracy trudniej kontrolować.

Widać to w kolejnym badaniu CBOS, tym razem z roku 2018. Odsetek uprawiających sport Polek i Polaków z wykształceniem zawodowym jest prawie dwukrotnie niższy niż wśród osób po uczelni wyższej. Odsetek uprawiających sport osób, które określają swoją sytuację ekonomiczną jako „dobrą”, jest o ponad jedną trzecią wyższy niż wśród żyjących na średnim poziomie i prawie dwie trzecie wyższy niż wśród tych, których sytuacja materialna jest subiektywnie „zła”.

Naukowcy z Uniwersytetu Michigan zbadali, jak na otyłość wśród dzieci przekładają się dochody rodziny. Przebadali w tym celu aż 112 tysięcy dzieci z 68 okręgów szkolnych w stanie Massachusetts. Korelacja między dochodami a nadwagą była tak duża, że wręcz trudno w to uwierzyć. Okazało się mianowicie, że statystycznie każdy 1 procent dochodu w rodzinie mniej przekładał się na 1,17 proc. nadmiernej masy ciała dziecka więcej. Dokładność niemal jak w zegarku. Tu warto zaznaczyć, że z nadwagi w wieku dziecięcym bardzo trudno się wyrwać – 70 proc. otyłych dzieci pozostaje taka także w wieku dorosłym.

Jednocześnie wnioski z badania Heavy Burden of Obesity wskazują, że nadwaga u dzieci wyraźnie obniża ich wyniki w edukacji. W Polsce wśród chłopców otyłość zmniejsza szanse na dobre wyniki w szkole o 10 punktów procentowych, a wśród dziewcząt niemal o 15 punktów procentowych. Ma to związek oczywiście z brakiem akceptacji oraz większym narażeniem na znęcanie. Dzieci z biednych środowisk są zatem bardziej narażone na otyłość, co ogranicza ich wyniki w nauce, a to następnie zmniejsza ich szanse na wyrwanie się z biedy. Krótko mówiąc: błędne koło.

I kto tu jest radykałem? List do mięsożerców

Mechanizmów socjoekonomicznych, które wpływają na epidemię otyłości wśród osób biednych, jest dużo więcej. Przykładowo dla osób mało zarabiających jedzenie jest najtańszą i najbardziej dostępną formą przyjemności i wieczornego odprężenia. Dokładnie to samo dotyczy zresztą alkoholu. Miły wieczór w zasięgu osoby z niskim dochodem to oglądanie telewizji z czipsami i piwem z puszki pod ręką. Dobrze zarabiający najpierw wyskoczy do kina z przyjaciółmi, a potem ewentualnie machnie jeszcze z nimi aperola w knajpie. Jak to wpłynie na wagę ciała każdego z nich, można sobie łatwo wyobrazić. Kiedy ma się pieniądze, utrzymanie prawidłowej masy ciała nie jest specjalną sztuką – za piękną sylwetkę można w dużej mierze zapłacić. Gdy ma się problemy ekonomiczne, dbanie o siebie jest niezwykle trudne, nie mówiąc już o tym, że dla osoby ledwo wiążącej koniec z końcem nieprawidłowy indeks BMI jest często najmniej palącym problemem.

Nie znamy prawdziwej wartości jedzenia. Kupujemy dużo i tanio [rozmowa]

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij