Czytaj dalej

Szczuka o „Heksach”: Zupełnie Stary Testament

Agnieszka Szpila

W swoim długim czytelniczym życiu nie natknęłam się na równie radykalną feministyczną wizję – Kazimiera Szczuka czyta „Heksy” Agnieszki Szpili.

Heksy okładkaHeksy (jędze, zołzy, wiedźmy) Agnieszki Szpili to tykająca bomba. Prawdopodobnie wkrótce wybuchnie. A jeśli nie wkrótce, to kiedyś na pewno, jak doczekała się tego Opowieść podręcznej Margaret Atwood, czczona w Polsce przez wąskie grono siostrzyc już na przełomie stuleci.

Powieść Szpili, po części erotyczna, a po części psychiatryczna, przede wszystkim jest nawiedzona i dzika. W swoim długim czytelniczym życiu nie natknęłam się na równie radykalną feministyczną wizję. O męskich fantazjach nie wspominając i szukając odniesień w miarę współczesnych: autorka kultowego Świństwa Marie Darrieussecq, szokująca mieszczan Charlotte Roche, frapująca Carmen Maria Machado – wszystkie mieszczą swą erotyczną wyobraźnię w granicach, które Szpila przekracza na dzień dobry.

W jakie zwierzę może zamienić się kobieta? Przecież nie w żyrafę!

Nikt znany mi do tej pory nie pisał tak obszernie, szczegółowo i poetycko o uprawianiu seksu z roślinami. Z tatarakiem, mchem, drzewami, kwiatami i owocami. Motyw ten pojawia się w Wegetariance Han Kang, ale w sposób subtelny i metaforyczny.

Szpila nie kryje, że inspiracją dla tego wątku Heks były jej rozczarowujące badania nad współczesnym porno, wciąż nieznośnie przewidywalnym w swym fallocentryzmie. Nawet wówczas, gdy mamy do czynienia z porno kobiecym. Fallocentryzm to – jak pisała przed laty Erica Jong – przekonanie, „że słońce krąży dookoła penisa”. Przewrót kopernikański (od fallocentryzmu do waginocentryzmu) przedstawiony przez Agnieszkę Szpilę ma przywrócić naszemu gatunkowi właściwe miejsce w porządku ziemskim i kosmicznym. Potężny odlot jest w zasięgu wyobraźni. I w zasięgu ręki. Wystarczą gałęzie drzew, miękkie poszycie, halucynogenne wilcze jagody, czyste serca i wilgotne szpary.

Agnieszka Szpila (rocznik 1977) pochodzi z Wałbrzycha. Jest już autorką Łebków od szpilki, autobiograficznej prozy poświęconej doświadczeniu opieki nad córkami, Mileną i Heleną, bliźniaczkami z niepełnosprawnością intelektualną. Po przeczytaniu tej książki nie mamy pytań. Albo ta dziewczyna padnie zajechana jak Nasza Szkapa i Matka Polka w jednej postaci, albo opatrzność przeznaczyła ją do pokazania patriarchatowi raz a dobrze, gdzie raki zimują.

Dzień, którego boję się najbardziej

czytaj także

Z kolei Bardo to powieść o autokarowej pielgrzymce narodowców do tytułowego miasteczka na dolnym Śląsku, opisanego niegdyś przez Olgę Tokarczuk. Ta rzecz ma nieco wspólnych cech z Heksami (struktura czasu, Żydzi zamiast czarownic, skłonność do szydery i groteski w stylu monstrualnym), ale jest bardziej rozwichrzona.

Czytając najnowsze Heksy, dedykowane wszystkim trzem córkom – bo w międzyczasie autorka, mimo głoszonego w powieści antynatalizmu, urodziła zdrową Jagodę – dość szybko orientujemy się, że wygrała opcja B (pokazanie patriarchatowi raz a dobrze, gdzie raki zimują). Teraz Szpili nikt nie podskoczy. Ani żaden katotalibański zboczeniec, ani zgorszona mieszczka, ani żaden z licznych naszych specjalistów od kwestii smaku. Wszystkie te typy boją się „ogniowkurwu” i prawdziwego szaleństwa kobiet.

Heksy to dobrze skrojona powieść, której przesłanie zostało ujęte w zamieszczonym na końcu krótkim manifeście. „My, traktowane przez was przez całe wieki jak bure suki, zrywamy się właśnie ze smyczy. Spalimy na proch Ojczyznę, której symbolem jest Orzeł Biały. Już nigdy więcej żaden ptak, synonim chuja, nie będzie symbolem naszego plemienia. Niechaj padlinożerca zostanie godłem dla żywych trupów, do których nie zaliczamy się MY – niewiasty, wierzące nie tyle w Ojca, co w zawsze żywą i życiodajną Matkę Ziemię, Starodziewicę, Kybele” – głosi punkt piąty.

Cała rzecz składa się z dwóch narracji, współczesnej i historycznej. Ta pierwsza zasadniczo rozgrywa się w Podkowie Leśnej oraz nieopodal, w słynnym szpitalu dla psychicznie i nerwowo chorych w Tworkach. Ta druga rozpoczyna się „Anno Domini 1569, kiedy w biskupim księstwie nyskim urodziła się Helene Spalt – przyszła babka Mathilde”, a kończy siedemdziesiąt lat później. Przedstawia dzieje trzech pokoleń kobiet (córka Helene nosi imię Ursula), a także ich opiekunki i zielarskiej mistrzyni, Kunegunde Kreppel. Przejście między światami otwiera się w ciele i umyśle bohaterki narracji współczesnej, prezes Anny Szajbel, lunatyczki.

Erotyzm Heks jest szczególnego rodzaju. Oto dziś, obok powieści gejowskiej, lesbijskiej czy queerowej, możemy umieścić novum – powieść ekoseksualną. Czy feminizm wyrasta z ekoseksualności, czy też ekoseksualność jest radykalną odmianą ekofeminizmu – to na razie odłóżmy na bok. Według artystek_ów i wizjonerów_ek ekoseksualności miłość do naszej planety nie powinna wzorować się jedynie na relacji matka–dziecko, bo to niesie konotacje wyzysku. Prócz Matki Ziemi powinniśmy wielbić Kochankę Ziemię, być z nią w namiętnej, troskliwej i odpowiedzialnej relacji.

Dla bohaterek Szpili, Ziemistych, czyli wyznawczyń religii Starodziewicy, rozkosz seksualna, nazywana krzesaniem wulwy, ma charakter sakralny. Ziemia to karmicielka, nauczycielka, opiekunka. Magna Mater. Las, intymny zakątek jej ciała, jest terenem tajemnych orgiastycznych praktyk, tropionych przez wściekłych hycli rozsyłanych przez Kościół.

Zostanie Ziemistą wymaga przyjęcia konkretnych założeń. Po pierwsze – odrzucenia obcowania z męskim członkiem w erekcji. Po drugie – co ma z tym niejaki związek – odrzucenie płodzenia potomstwa. Cios w te dwa fundamentalne punkty cywilizacji, jaką znamy, przesądza o radykalizmie Heks. Penis w erekcji – halabarda, motyka, sterczek – musi opaść. Wyrzucamy twardą lagę na śmietnik historii.

Patriarchat chce kontrolować kobiece ciała i dewastuje przyrodę. Trzeba go obalić

Co zatem mężczyzna może dźgać? Dziurkę, którą sobie wykopie w ziemi, aby wymieniając soki z naszą matką i kochanką, doznawać chtoniczno-kosmicznego szczęścia. Może kopulować „z wydrążonymi kabaczkami, dyniami, ziemniakami, jabłkami, śliwkami”, liśćmi kapusty, lisią kitą odciętą od znalezionego w lesie truchła bądź z porzuconą wiewiórczą dziuplą. Może doznawać rozkoszy, gdy na rozpaloną lagę opadnie puch z dmuchawca, jak czynili to cisi sprzymierzeńcy Ziemistych, szesnastowieczni franciszkanie, w ramach „żarliwego miłowania wszystkiego, co ziemskie”. Jednakże do kobiet zbliżać się mogą mężczyźni jedynie z miękką fają, oznaczającą delikatność i szacunek dla waginy oraz pokojowe nastawienie do świata.

Już w cytowanym tu, zamierzchłym (rok 1973) bestsellerze Eriki Jong, Strach przed lataniem, pojawia się zdanie: „W tym momencie szaleńczo się w nim zakochałam. Jego miękki kutas sięgnął tam, gdzie inny by nie wszedł”. Przebłysk tej samej intuicji, mimo że, mówiąc w języku Heks, bohaterka Jong zalicza się do „chujołapek”. Tych, które sterczka raczej się nigdy nie wyrzekną.

Dwie narracje, współczesna i historyczna, to dwa nieco odmienne języki. Nieco, bo całość jest spójna. Czasy współczesne, lekko wychylone poza realizm, sięgające roku 2026, odmalowywane są stylem gęstszym i śmieszniejszym aniżeli reszta książki. Jest to styl długich zdaniowych jazd dowolnych, co do których niekiedy nie jesteśmy pewni, czy autorka wie, jaką figurę postawiła sobie za zadanie wykonać i czy aby nie wyląduje dupą na lodzie. A tymczasem każde zdanie i każdy akapit kończą się śmiało i pewnie. Czytelnik_czka przyjmuje to nie tylko z ulgą, ale i z radością i dumą, bo jakże tu nie kibicować zawodniczce tak brawurowej, tak rozpędzonej i tak zwinnej!

Prezes Szajbel, „cierpiąca na skąpomocz i suchość pochwy oraz afektywną chorobę dwubiegunową”, stojąca na czele narodowego koncernu paliwowego, „boi się premiera. Słyszała o tym, co się dzieje, kiedy on traci nad sobą panowanie – o dziwnych karach za złe zachowanie współpracowników. O klęczeniu pod ścianą na kocim żwirku albo zlizywaniu szczyn kota z kuwety. Nocne żabki na schodach smoleńskich, czyli skoki w przysiadzie w górę i w dół, od których palą się mięśnie. Na myśl o tym robi jej się gorąco – rozpina guzik pod szyją swojej białej, jedwabnej bluzki i zdejmuje ośmiocentymetrowe szpilki, z których zawsze naśmiewały się feministki i Obóz dla Puszczy – »sojowe pojebstwo«, jak nazywa ich Szajbel”.

Część historyczna, której niewielki fragment otwierający powieść okazuje się snem Szajbel, z czasem mającym znaleźć swoje miejsce w porządku całości, jest obszerniejsza i stylistycznie spokojniejsza. Chciałoby się powiedzieć „niestety”. Ale może i na szczęście. Solenna, lekko archaizowana narracja rozważnie rozdziela błyski dzikiego poczucia humoru. Nieśpiesznie okrąża swoje jądro ciemności, jakim są opisy tortur, mordowania i palenia kobiet oskarżanych o czary. Jednej czy jednemu wyda się to nieco przegadane, innych wkręci i pochłonie.

Co nowego mówią nam dzisiaj historie o procesach czarownic

Lekka – na przykład w porównaniu z Baśnią o wężowym sercu Radka Raka – stylizacja może komuś zabrzmieć podobieństwem do spokojnego rytmu opowieści Tokarczuk o apokryficznej świętej Kummernis. Wśród przypuszczalnych inspiracji autorki należałoby jednak wymienić jeszcze inne nazwiska i teksty: Płeć wiśni Jeanette Winterson, Szczelinę Doris Lessing, Imię róży Umberto Eco. Wreszcie, last but not least, Biblię. Rozdział Opowieść Mathilde o świata początkach to Księga Rodzaju.

„Na początku był piorun. Stwarzająca świat błyskawica. To ona swym grotem rozcięła ciemność, by wyłoniły się z niej niebo i ziemia. Dwa światy, które od razu ułożyły się jeden na drugim. A dopasowane tak ściśle, że skrawek Ziemi spode Niebios nie mógł wystawać ani na długość paznokcia”.

Ewangelya Helene Spalt głosi ziemsko-ludzkie przymierze Starodziewicy z ludem kobiet. Nie jest to nowe przymierze. Pra-stary Testament, haftowany rękami prorokini na franciszkańskich ornatach i ścierkach, objawia się z samych głębin planety jako to właściwe, odkłamane teraz słowo i prawo.

„Wsadzaj w siebie tylko to, co od Matki Ziemi pochodzi. Pocieraj szczelinę kłączem tataraku, a niebo gwiaździste nad sobą rozpłatasz na pół i Ziemię tak wzruszysz, aż się wraz z tobą w twym pulsie zatrzęsie. […] A korzeń wężymorda weź sobie za ulubionego kochanka. Takoż i postępuj z ususzonym żywokostem, jeno pewność mieć musisz, że sztywny, boć się złamać może w tobie, kiedy młódka z ciebie albo nieródka jeszcze”.

Podstawowe elementy składające się na Heksy to zatem herezja boginiczna, rewelacyjnie poprowadzony temat szaleństwa (ordynator kobiecego oddziału w Tworkach nosi nazwisko Charkot!), ziołolecznictwo i serowarstwo jako trwałe żeńskie źródło utrzymania. Dalej: milczenie i haftowanie jako sekretny język kobiet. Wojna z Kościołem. Ekoseksualne porno. Ogniowkurw. Z tych wszystkich nici czy motywów Agnieszka Szpila pewną ręką wykonała rzecz ze wszech miar godną uwagi.

Co uratuje planetę? Upadek wszystkiego, co w erekcji

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij