Miasto

Miasto nadziei i oczekiwań

W Poznaniu jest sporo możliwości dla osoby zainteresowanej sztuką. Może jest to szansa dla mnie?

Poznań. Miasto moich wielkich nadziei i oczekiwań. Wykreowałam w głowie wizję tego miejsca. Zwykle budowanie przedwczesnych wyobrażeń kończy się niefortunnie, ponieważ są związane z rozczarowaniem. Nie jestem w stanie określić, czy w tym wypadku też się tak stało.

Poznań jest bardzo duży i różnorodny, wszystkie zjawiska przeplatają się wzajemnie, finalnie tworząc dość ciekawą mieszankę, w której praktycznie każdy może odnaleźć coś dla siebie. Wszystko jest tam zrównoważone i spokojne, chyba aż za bardzo. Ten brak pośpiechu – jeżeli takie duże miasto można określić w ten sposób – jest w pewnym sensie przytłaczający. Nie determinuje do działania, demotywuje. Może tylko w moim przypadku.

Spotkanie w Auli było moim pierwszym zetknięciem z galerią uniwersytecką. Jej praca jest silnie uzależniona od cyklu życia studenta. Marek Glinkowski przybliżył mi w szczegółowy sposób mnogość podejmowanych działań. To miejsce można porównać z szalonym studenckim życiem. Imprez związanych z otwarciem nowej wystawy nie brakuje. Praktycznie co tydzień odbywa się wernisaż pokazujący nowe prace, które oglądane są przez tysiące par oczu przewijających się przez galerię.

Galeria znajduje się w samym sercu uniwersytetu i jest dostępna dla każdego. Grafiki tu pokazywane są ciekawą inspiracją dla studentów, którzy mogą zobaczyć prace swoich rówieśników z różnych uczelni w całej Polsce i nie tylko.

Sama miałam okazję zobaczyć miasto Czechowicza oczami studentów z Lublina.

Wrażenie, jakie wywiera to miejsce zostaje jeszcze zwielokrotnione wyposażeniem technicznym, jakie się tam znajduje. Nie bez powodu Marek na wstępie rozmowy pochwalił rozwiązania zastosowane w galerii, jednej z najlepiej wyposażonych w Polsce. Autor wystaw ma szerokie pole do popisu. W jednej chwili galeria może też się stać salą konferencyjną, bez zbędnego demontowania wystawy.

Współpraca ze studentami jest bardzo różnorodna. Powstają tu liczne instalacje i projekty, które pomagają poszerzać horyzonty i spojrzeć z innej perspektywy na sztukę i pojęcie dzieła.

Zaraz po kawie z Markiem pobiegłam, jak zwykle, okrężną drogą do Starego Browaru. Każdy przechodzień zapytany o drogę potrafił bez wahania wskazać mi właściwy kierunek. To chyba o czymś świadczy. W statystykach Browar nie bez przyczyny jest najważniejszym centrum handlowo-kulturalnym. Tańce, przedstawienia, wystawy, warsztaty. Poznaniacy mają w czym wybierać, turyści także.

Sama struktura tego miejsca jest dosyć specyficzna i niespotykana. Jest to połączenie galerii handlowej z galerią sztuki współczesnej. 50% dochodów z pierwszego organu zostaje przeznaczone na drugi, który jest podzielony na dwie sfery: wystawienniczą i performatywną. Są one odrębne i nie współpracują ze sobą. Założenie tego miejsca to wychodzenie do ludzi ze sztuką, która staje się – poprzez połączenie galerii z centrum handlowym – bardziej dostępna. Mimo, że jest to prywatna placówka, wstęp jest darmowy, co pozwala większej ilości osób odwiedzać to miejsce.

W Art Stations Foundation pracuje nieliczna ekipa (około 10 osób), która musi być niezwykle mobilna i wszechstronna. Zajmowanie się całą sferą wystawienniczą jest całkiem sporym wyzwaniem. Przy okazji każdej wystawy uruchamiany jest cykl warsztatów dla dzieci, młodzieży, ale także osób starszych. Każda grupa wiekowa ma innego prowadzącego, którego kwalifikacje są dostosowane do słuchaczy. Do tego dochodzi ustalanie programu z całym budżetem i sprzętem, który będzie potrzebny. Art Stations nie dysponuje wyspecjalizowaną technologią, co wiąże się z wypożyczaniem odpowiedniego sprzętu w razie zaistnienia takiej potrzeby. Nad wszystkim trzyma straż fundacja Grażyny Kulczyk, która podjęła się wyremontowania całego obiektu. W galerii jest też wystawiana jej prywatna kolekcja. Bez wątpienie jest w czym wybierać. Szapocznikow, Wróblewski, Strzemiński, nawet sam Warhol.

Drugiego dnia pobytu w Poznaniu, po kilkugodzinnym zwiedzaniu miasta, moja noga stanęła w kawiarni znajdującej się przy Galerii Miejskiej Arsenał.

Na starym rynku pośród uroczych, kolorowych kamieniczek znajduje się modernistyczny twór wybudowany w 1962 roku. Z rozmowy z Pauliną Gwizdek dowiedziałam się, że tak naprawdę jego zewnętrzny wygląd nie ma najmniejszego znaczenia. Cała kadra pracująca w Arsenale odbiera to miejsce bardzo osobiście, wszyscy interesują się nie tylko swoimi zadaniami, ale dbają o ogólny wizerunek galerii. Pracownicy są młodzi, jest dużo praktykantów. Może dlatego wszyscy tak bardzo poświęcają się pracy w tym miejscu. Zapewne jest to ich pierwsze zatrudnienie, są w stanie wiele sobie odmówić, by mieć posadę w instytucji kultury o tak dużym doświadczeniu i długiej historii. Ja znajdując się w takiej sytuacji rozłożyłabym sobie namiot przed wejściem, żeby śledzić każdy ruch. Młodzi ludzie z ideami, którzy myślą, że mogą wywalczyć wszystko. Później konfrontują się z rzeczywistością i widzą, jak brutalnie funkcjonuje dzisiejszy świat.

W Poznaniu jest sporo możliwości dla osoby zainteresowanej sztuką. Może jest to szansa dla mnie? Jak mówią słowa piosenki Anity Lipnickiej: „Wszystko się może zdarzyć…”

Karolina Fajkis z Pierśćca przez rok przygotowywała się do matury z historii sztuki i egzaminu na historię sztuki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. W ramach Stypendium społecznego im. Piotra Ziemilskiego odbyła m.in. cykl spotkań z osobami pracującymi w instytucjach kultury w całej Polsce.

Program stypendialny jest realizowany przez Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego. Został ufundowany przez osobę prywatną, pamięci Piotra Ziemilskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij