Oleksij Radynski

Wojna w Nowoeuropie

Wybór, przed którym Rosja stawia Zachód, jest dziwaczną próbą historycznej rekonstrukcji umowy między ZSRR i Trzecią Rzeszą.

Co się dzieje na Ukrainie? Jak to wyjaśnić czytelnikom, dla których wojna w tym kraju już staje się czymś w rodzaju wojny w Syrii? Doniesienia z tej wojny stają się coraz bardziej typowe, coraz mniej klikalne. Putin właśnie zaczął inwazję wojskową na Ukrainie? Czy nie czytaliśmy tego samego newsa już parę tygodni temu? Wygląda na to, że rosyjskie służby nauczyły się używać efektu deja vu jako broni psychologicznej na skalę masową.

Tegoroczny wrzesień to 75. rocznica niemiecko-radzieckiej inwazji na Polskę, co też wywołuje poczucie niezłego deja vu. To właśnie ta rocznica może posłużyć do wyjaśnienia, co naprawdę dzieje się na Ukrainie w tej chwili. Nie chodzi mi o kolejne zrównanie Putina z Hitlerem czy Stalinem. Przyjrzyjmy się po prostu retoryce, która towarzyszyła atakowi na Polskę w roku 1939. We wspólnym radziecko-niemieckim oświadczeniu wydrukowanym w gazecie „Prawda” we wrześniu 1939 czytamy:

„Zadanie tych wojsk [Wehrmachtu i Armii Radzieckiej] polega na tym, żeby odnowić w Polsce porządek i pokój, zakłócone przez upadek polskiego państwa, i pomóc populacji Polski w ponownym ustaleniu warunków swego państwowego istnienia”.

W pierwotnym szkicu tego oświadczenia mówiono wprost:

„Z powodu wewnętrznej upadłości polskiego państwa i niezgody wśród populacji, która mieszka na jego byłym terytorium, Rząd Niemiec i Rząd ZSRR podjęły decyzję o konieczności położenia kresu niedopuszczalnym politycznym i gospodarczym warunkom, które istnieją na tych terytoriach”.

Bezbłędnie poznajemy tu język, którym Putin mówi o Ukrainie po Majdanie. Ukraina to jego zdaniem kraj, w którym należy „odnowić porządek i pokój” z powodu „niezgody wśród populacji” oraz „niedopuszczalnych politycznych i gospodarczych warunków”. Nie powiem, że nie słyszeliśmy tego języka przed tym, jak przejął go Putin. To retoryka licznych „interwencji humanitarnych”, które służą teraz Putinowi jako przewrotny wzorzec dla realizacji własnych zamiarów wobec ziem utraconych. Zrobiliście to w Kosowie? To dlaczego my nie możemy na Krymie?

Putin na razie mówi o tym, by pomóc populacji Ukrainy w „ponownym ustaleniu warunków swego państwowego istnienia” – głównie w związku z terytoriami tak zwanej Noworosji. Wygląda na to, że w swoim pragnieniu pomocy jest wspierany przynajmniej przez część unijnej elity politycznej. Dała ona sobie wmówić, że kryzys ukraiński można rozwiązać wyłącznie przez negocjacje i ustępstwa wobec lobby rosyjskiego – albo po prostu chce pozwolić Putinowi „zachować twarz”.

To podejście może wynikać ze szczytnych intencji, ale zdaje się nie zauważać jednej zasadniczej rzeczy.

Jedyna definicją Noworosji, jaką możemy się posługiwać, jest ściśle instrumentalna: to suma terytorium, które Rosja potrafi odebrać Ukrainie.

Może istnieć w ramach małych kawałków Donbasu, a może poszerzy się na Odessę, Charków czy – czemu nie? – Kijów. Innych definicji – tożsamościowych, politycznych czy narodowych – Noworosja nie ma.

W każdym razie Zachód znalazł się w sytuacji, w której każde ustępstwo w sprawie „samostanowienia Noworosji” oznacza tylko tyle, że Rosja ma prawo „ustalać warunki państwowego istnienia” na Ukrainie. Wybór, przed którym Rosja stawia Zachód, jest dziwaczną próbą historycznej rekonstrukcji umowy między ZSRR i Trzecią Rzeszą. Tym razem ta umowa wynikałaby nie z obojętności, tylko z przymusu, co zapewniłoby Putinowi pełne poczucie tryumfu.

Putin po prostu proponuje, by Zachód uznał, że dokonuje się rozbiór Ukrainy – tylko że Rosja nie jest jego jedynym beneficjentem. By uznał, że Zachód otrzyma to, co zostanie po Ukrainie – i będzie mogło, jeśli potrafi, integrować się z UE i NATO – tylko w zamian za utracone terytoria Noworosji. Gra toczy się więc tylko o to, gdzie przebiegnie granica pomiędzy tą Noworosją a Nowoeuropą – po granicy obwodu Donieckiego, po Dnieprze czy może po Zbruczu.

Putin nie przypadkiem kpi ostatnio z „wartości europejskich”, które rzekomo nie przeszkadzają Zachodowi wspierać „nazistowskiego wojska” Ukrainy.

Gra Putina toczy się o to, żeby Europa dobrowolnie odegrała rolę Trzeciej Rzeszy w jego rekonstrukcyjnej grze „Mołotow-Ribbentrop Dwa”.

Nie ukrywa, że postanowił „ustalić warunki państwowego istnienia Ukraińców” – i proponuje Zachodowi, by też nie ukrywał swego udziału w tym procesie.

Jeśli Zachód przyjmie tę grę, jej wynik wcale nie ograniczy się do klęski Ukrainy. Wspomnijmy dzisiejszą rocznicę. Pakty o nieagresji zawierane w takich warunkach długo nie trwają.

Czytaj także:

Paweł Pieniążek z Nowoazowska: „Noworosja” niezupełnie rosyjska

***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych 


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij