Cezary Michalski

Zima miłości

Mam złą wiadomość dla konserwatywnego polskiego mieszczaństwa. Wasze dzieci i tak będą ćpały. Pytanie tylko, czy jak Janis Joplin czy jak Wilk z Wall Street

Symptomem i znakiem czasu – tłumaczącym, dlaczego żadna lewica tych wyborów nie przeżyje (z całym szacunkiem dla determinacji Leszka Millera, będącej przeciwieństwem uroczej nieśmiałości Aleksandra Kwaśniewskiego, ale to też jest tylko życie po życiu w prawicowej Polsce) – okazał się opublikowany parę dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego tekst Lato miłości 1967, o apogeum kontestacji, ostatniego pokoleniowego buntu na Zachodzie, na Wschodzie, a może także i w Polsce. Tekst był symptomatyczny o tyle, że ukazał się w dodatku historycznym „Gazety Wyborczej”, podczas gdy mógłby (a właściwie powinien) ukazać się w „Rzeczpospolitej”, a nawet w „Do Rzeczy” czy „Frondzie”.

Lato miłości to dla autorki tego tekstu Marty Grzywacz były narkotyki (po których ludzie byli nieszczęśliwi i umierali młodo, jak Janis Joplin, Jimmy Morrison i Jimmy Hendrix) i seks pozamałżeński, który prowadził do prostytucji. Nic innego się wówczas nie wydarzyło. Aż trudno uwierzyć, że ten artykulik ukazał się w gazecie założonej kiedyś przez „sześćdziesięcioósmaków”. Czy tylko tyle zapamiętali z 1967, 1968 roku? Czy tylko tyle byli w stanie przekazać młodszym od siebie?

Ten tekst był jednak symptomatyczny dla nowego polskiego mieszczaństwa, a właściwie dla każdego mieszczaństwa, które ma jeden problem – strach o własne dzieci.

Dlatego radość z klęski Palikota sięga dzisiaj od Elbanowskich po Dominikę Wielowieyską, od Piotra Marciniaka z TVN po braci Karnowskich, którzy TVN uważają za TV WSI.

Oczywiście chodzi także o to, że potwór antyklerykalizmu został powalony (mało który lider i liderka opinii konserwatywnego polskiego mieszczaństwa pamięta, że antyklerykalizm był jednym z haseł posoborowej reformy w Kościele – jako walka z patologiami klerykalizmu i klerykalizacji).

To prawda, że Palikot nie był przedstawicielem posoborowego antyklerykalizmu, tylko antyklerykalizmu bardziej brutalnego, dzikszego, „tutejszego”. Jednak teraz pozostał już tylko klerykalizm i „zemsta Boga”. Resztki chrześcijaństwa w Kościele, niewiele poza nim. Ale przynajmniej nowy prymas ani nowy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski „nie wzywają do głosowania na PiS”. Można im za to oddać nie tylko Palikota, ale także kobiety, gejów, antykoncepcję, świecką edukację, świecką służbę zdrowia… wszystko, czego Kościół zażąda.

Przede wszystkim jednak radość konserwatywnego polskiego mieszczaństwa z powalenia Palikota na glebę (może się podniesie, a może ujawni się politycznie któryś z licznych „prawdziwych lewicowców”, którym Palikot przeszkadzał, kiedy jeszcze stał?) bierze się stąd, że teraz przynajmniej „nasze dzieciaczki”, „maluszki” nie będą ćpały ani uprawiały wolnej miłości.

Nie skończą jak Janis Joplin, ale grzeczniej, w redakcjach, bankach i na śmieciówkach, a może nawet na etatach.

Tak jak ich rodzice – zarówno ci nieco bardziej, jak też i ci nieco mniej grzeczni. Nie mnie – ponuremu i złośliwemu starcowi – szydzić z „dzieciaczków”, które istotnie mogą skończyć różnie. Mnie – jako starcowi – wypada szydzić z rodziców, bo są moimi rówieśnikami.

Mam dla was złą wiadomość, wasze dzieci i tak będą ćpały. Stoicie tylko przed jednym wyborem, czy będą ćpały tak jak Janis Joplin (albo nieco bezpieczniej), czy tak jak Wilk z Wall Street (nielegalnie, ale mogąc się z konsekwencji wykupić, dzięki grubszej forsie, w której zdobycie wy wierzycie i uwierzyły wasze dzieci). Wy wolicie, żeby ćpały tak jak Wilk z Wall Street (przeżył, zarobił, wciąż uczy teorii biznesu). A ponieważ wasze dzieci nie zbuntowały się przeciwko wam, tak jak przeciwko swoim rodzicom zbuntowały się dzieci „lata miłości”, zatem też wybrały ćpanie na sposób Wilka z Wall Street zamiast ćpania na sposób Janis Joplin (albo nieco bezpieczniejszego). I zamiast na Palikota zagłosowały na Korwin-Mikkego.

Wykończając Palikota, nie uratujecie też swoich „dzieciaczków” przed „wolną miłością”. Tyle że znowu, zamiast „wolnej miłości” Janis Joplin, będzie to „wolna miłość” Wilka z Wall Street, kupowana, gdzie seksuologiem uczącym partnerstwa będzie Korwin-Mikke.

Wykończając Palikota, nie uratujecie też swoich „dzieciaczków” przed sekularyzacją. Prawica Korwina jest jeszcze bardziej zsekularyzowana i jeszcze mniej chrześcijańska niż ruch Palikota (tak, to jest możliwe). W Twoim Ruchu jest Kotliński, były ksiądz, który stał się antyklerykałem w imię chrześcijaństwa. Może dziś myli się w wielu sprawach, ale przynajmniej na czymś w tej religii kiedyś mu zależało. Miał też kogo na listach Palikota poprzeć Stanisław Obirek, który przecież chrześcijaństwa nie porzucił nawet wówczas, kiedy wypluł go polski Kościół.
W szeregach Korwina nie ma chrześcijan, są ludzie odczarowani i zmodernizowani na modłę Cthulhu. Czasem nawet ceniący Kościół, ale nie jako instytucję choćby w drobnej części chrześcijańską, ale wyłącznie jako strukturę autorytarną, jako kaganiec dla ludzkich bestii, szczególnie dla bestii biedniejszych i bardziej nieudacznych, gdyż sami korwiniści uważają się za „blond bestie”, niezależnie od tego, jaka jest prawda o nich. Większość z nich jest zdechrystianizowana nieporównanie bardziej niż Wanda Nowicka. Nic, co by pozostało z Ewangelii, nawet w najbardziej zsekularyzowanych formach państwa szczątkowo opiekuńczego, nie cieszy się ich sympatią.

Ten biedny Palikot przyłączył się nawet do waszego „patriotycznego” mainstreamu w sprawie Ukrainy. Podczas gdy korwiniści chrzanią to z góry do dołu, zupełnie otwarcie czcząc Putina jako drapieżnika. Zatem zabijając Palikota – drodzy, straszni mieszczanie – dostaliście kogoś bardziej antychrześcijańskiego, bardziej zdziczałego, oferującego waszym dzieciom nieporównanie brutalniejszą transgresję, niż ją proponował Palikot. No i fajnie wam teraz?

Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Jak już sobie powiedzieliśmy, naczelnym lękiem mieszczaństwa, odbierającym mu rozum, jest lęk o „maluchy”. A największym marzeniem mieszczańskich rodziców jest to, by „maluchy” wiecznie ich słuchały. A tym samym, by wiecznie pozostały dziećmi. Te „maluchy” (18-25 lat) spełniły marzenia swoich rodziców. Posłuchały ich, a konkretnie posłuchały tego, co polscy mieszczańscy rodzice mówili w domu, czasem po cichutku, oportunistycznie szepcąc. I co usłyszały, powtórzyły głośno, jedni w Internecie, inni przy urnach.
Marysia Sokołowska z Gorzowa usłyszała to, co praktycznie wszyscy wokół niej muszą mówić cicho: „Większość ludzi starszych, i nie tylko, ma w sobie niechęć do Żydów, nie ukrywam, że ja także, ale to nic złego. To naturalna rzecz w człowieku, że kogoś darzy sympatią, a kogoś wręcz odwrotnie. Ale to nie jest żadne ich obrażanie, czy nasz antysemityzm…”. Zatem ona jako grzeczna córka swego taty (mój rówieśnik, działacz podziemnej młodzieżowej organizacji z Gorzowa, pracownik gorzowskiej filii „Ursusa”, WiP-owiec skazany i uwięziony za niezłożenie przysięgi wojskowej na wierność ZSRR, czujący się w 1989 roku całkowicie „wydymanym” przez „polską transformację”, dziczejący od resentymentu jak bardzo wielu ludzi, których znam) to, co pokolenie jej rodziców mówiło cicho, powtórzyła głośno.

I nie jest to narracja obchodów 25-rocznicy, tych z Obamą, ale jakby przeciwna. Ktoś tu kłamie?

Ktoś tu całej prawdy nie mówi? O narodzie nieprzygotowanym do klęski lat osiemdziesiątych i z tamtej klęski nigdy niewyprowadzonym? O moim pokoleniu nieprzygotowanym do klęski, które z klęski nie zdołało wyjść? O moim pokoleniu niszczącym teraz pokolenie swoich dzieci tak samo skutecznie, jak nas samych skutecznie zniszczyła polska historia i jak skutecznie zniszczył swoją córkę (nawet o tym nie wiedząc) kiedyś dzielny, później oszalały od zwycięstwa, które nie wiedzieć czemu przeżył jako klęskę, tata Marysi Sokołowskiej? Teraz wyrażający dumę z faktu, że jego córka powtórzyła głośno to, co wszyscy dorośli wokół niej, łącznie z nim samym, gadali do tej pory po cichu.

Zatem po jednej stronie mopsożelaznego piecyka tata Marysi z Gorzowa i mnóstwo jemu podobnych, którzy zakładnikami własnej biograficznej klęski uczynili swoje dzieci, niezdolne do pokoleniowego buntu. A po drugiej stronie inni moi rówieśnicy, wyznawcy Leszka Balcerowicza, czczący go nie w roli czasem pragmatycznego ministra finansów w rządach Mazowieckiego, Bieleckiego i Buzka, ale jego dzisiejszej roli ideologa kapitalizmu jako najprostszego biologicznego egoizmu. To, co ci mieszczańscy rodzice mówili po cichu w domu – o „niepotrzebnych daninach na państwo”, o ZUS-ie, o OFE – ich dzieci powiedziały głośno w Internecie, a potem przy urnach. Wyszedł z tego Korwin.

Jeśli „Solidarność” i PZPR wyprodukowały wspólnie tak koszmarny pasztet, to lepiej, żeby nigdy w tym kraju nie było ani Sierpnia 1980, ani clashu lat 80., który po tym Sierpniu nastąpił. Lepiej, żebyśmy doczołgali się do „obalenia imperium zła przez imperium dobra” tak, jak doczołgali się Słowacy, Bułgarzy, wiele innych narodów.

Ale historii się nie wybiera, szczególnie po fakcie. Przynajmniej jednak powiedzmy sobie odrobinę prawdy. Może „komunizm od tego upadł”, ale polskość się nie podniosła. Upadła jeszcze głębiej w „nienormalność”, z której kiedyś miał ambicje wyciągać ją Tusk, kiedy był jeszcze bardzo młodym liberałem piszącym do „Znaku”. Teraz także on już nie wierzy, że polskość można z tego stanu szybko wyciągnąć. Próbuje tylko minimalizować straty, czekając, aż „zachodnie bogactwo” wykona swoją długotrwałą pracę terapii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij