Kraj

Hasztagi i paczki dla biednych, czyli opowieść prawie wigilijna

Czy anonimowa ofiara nadużycia przez firmę windykacyjną może liczyć na solidarnościowy hasztag?

Przełom listopada i grudnia. Najpierw łódzka akcja solidarności z prezydent Łodzi pod hasłem #MuremzaHanką, potem poparcie dla Józefa Piniora. Pierwszy raz chyba następuje symboliczne zrównanie, nie tylko prezydentką zostaje Hanką, co się kobietom często zdarza, ale i senator zostaje Józkiem, co się w ogóle nie zdarzało. Następnie akcje crowdfundingowe, które wspieram, te które wrzucam na swojego fejsa, te, na które wpłacam, i wreszcie te, które dotyczą mnie bezpośrednio. Zaraz zbliża się maraton pisania listów Amnesty International . Media przypominają o dzieciach w Syrii, w radiowej Trójce świąteczna licytacja przy dźwiękach piosenki o karpiu, przerywana reklamami z Mikołajem zachęcającym do wsparcia tego i tamtego, w sklepach kartony, gdzie możemy wrzucić paczkę makaronu dla potrzebujących, no i wreszcie szlachetna paczka, która pozwala poczuć się ofiarodawcom lepszymi.

W tym samym czasie wrzucam na fejsbuka taką historię:

Sms: „Kancelaria xxx. Jak wcześniej obiecaliśmy, informujemy, ze właśnie wyjechali do Państwa nasi 2 pracownicy terenowi. Ze względu na ilość zleceń i szanse Państwa zastania, wizyta przewidywana jest w godzinach 17:00-21:00. Jedynym sposobem, na odwołanie wizyty, jest przesłanie dowodu wpłaty ma mail [email protected].·Jeśli nikt nie będzie miał odwagi ani uczciwości, żeby otworzyć drzwi, to zostawimy wiadomość u kilku najbliższych sąsiadów.”

Szybko pojawiają się komentarze. Najpierw oburzenie, i rady żeby zgłosić na policję. Piszę, że dzielnicowy nie znalazł podstaw do interwencji, i kazał nikomu nie otwierać, a gdyby jednak się dobijali, zadzwonić na 112. Ktoś pisze, że zgłaszał na innej komendzie i mu przyjęli, ktoś delikatnie sugeruje, że pożyczki to się bierze w banku, a nie u lichwiarza, ktoś pyta, gdzie ostatnio udostępniałam swój numer, ktoś razi zgłoszenie do GIODO. Już po dobie od opublikowania odpisuje znajoma prawniczka, obeznana z problematyką, i cierpliwie wyjaśnia sytuację prawną. Kilku znajomych fachowców, do których pisałam bezpośrednio, nie odpowiedziało.

– Myślałam, że masz jakiś dług i cię ścigają – mówi koleżanka, która czytała mój status. Uświadamiam sobie, że liczne i zaangażowane emocjonalnie komentarze wywołała moja osoba, ludzie mi autentycznie współczują i po prostu są ze mną w trudnej chwili, ich podpowiedzi to forma emocjonalnego wsparcia. Gdybym napisała, że chodzi o anonimową odbiorczynię smsa, pies z kulawą nogą by się nie przejął.

I na pewno owa anonimowa odbiorczyni, ofiara drastycznego nadużycia przez firmę windykacyjną, nie może liczyć ani na współczucie, ani na akcję solidarnościową, ani na hasztag, niestety.

Bo jest anonimowa? Bo skłonni jesteśmy opowiedzieć się za osobą publiczną, którą popiera wiele innych znanych nam i znanych szerzej osób? Bo zarzuty dotyczące Zdanowskiej i Piniora dotyczą tysięcy złotych, a moją korespondentkę windykują na kwotę sześciu (sic!) złotych?

Dzień wcześniej wrzucam na fejsa akcję fundacji Po Drugie, dotyczącą sytuacji młodych absolwentów placówek, od domu dziecka, do domu poprawczego, których usamodzielnienie się uniemożliwiają długi czynszowe odziedziczone po rodzicach. Wydarzenie ma 31 zainteresowanych, 28 z nich deklaruje, że weźmie udział. Udział w marszu poparcia Hanny Zdanowskiej zadeklarowało na fejsbuku 1200 osób, zainteresowanych było 1900. I ja byłam wśród nich. I wśród wspierających online Piniora. I wśród popierających zadłużone dorosłe dzieci, gdyście się pytali.

Anonimowa dłużniczka nie jest winna nikomu owych sześciu złotych. Być może to jakieś odsetki członka rodziny o zbliżonym nazwisku. Być może sposób na zdobycie danych osobowych, skuteczniejszy niż wyłudzenie „na wnuczka”. Bo raczej nie chodziło o owe sześć złotych. Jednak jest czyjąś córką, wnuczką, i każdego dnia mogą się zjawić po prawdziwy dług odziedziczony w majestacie prawa, więc coś ją łączy ze skazanymi na spłacanie cudzych długów dziećmi. Może nawet coś ją łączy ze mną, bo wrzuciłam?

No cóż, może w wydarzeniu fundacji Po Drugie trzeba było napisać, że to dotyczy wszystkich dzieci, nie tylko „placówkowych”? A może poprosić o przysłanie ciuchów, makaronu, i znaleźć sponsora, który ufunduje – no nie wiem czy nie za dużo żądam – powiedzmy laptopy? Albo smartfony? Dobra, przypatrzmy się innym akcjom dotyczącym dzieci. Druga odsłona akcji „Alimenty to nie prezenty” ma na fejsie 1644 lajki (w chwili pisania tekstu). Brawo, tylko że to jeszcze za mało, by zmienić prawo, za mało by przeciwstawić się sieci społecznej solidarności wspierającej alimentacyjnych dłużników, których jest ostrożnie licząc milion. Zresztą nawet jak zbierzemy milion podpisów niewiele to zmieni…

W sklepie spożywczym pani przede mną kupuje, kupuje, i jeszcze raz kupuje. I to nie wszystko jak leci. Wybiera najtańszą pasztetową, pyta czy ta wędlina ma na pewno taką samą cenę, co w gazetce. Kupuje jeszcze trzy różne piwa, więc nie będzie to opowieść o szlachetnych biednych. Dwa w butelce, jedno w puszce, pani wyraźnie stara się uwzględnić potrzeby różnych hipotetycznych konsumentów. Następnie – mnie już naprawdę skręca – przymierza się do kupna doładowania za 5 złotych. „Bo dostałam wiadomość, że mi się kończy, choć mam jeszcze 10 złotych. I wie pani, ja nie używam tego telefonu, ale jak doładuję, to zostanie mi tam 10 złotych, i ja to od razu na dzieci wyślę”.

 

**Dziennik Opinii nr 3432/2016 (1543)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Izabela Desperak
Izabela Desperak
Socjolożka, feministka
Socjolożka, feministka i nauczycielka akademicka. Wykłada w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Redaktorka książki "Homofobia, mizoginia i ciemnogród?", autorka książki "Płeć zmiany".
Zamknij