Miasto

Bilety do podwyżki, argumenty do kontroli

Przyjrzyjmy się argumentom za podniesieniem cen w komunikacji miejskiej Trójmiasta.

1 lipca, od Gdańska, rozpoczął się proces podnoszenia cen biletów komunikacji publicznej w konurbacji trójmiejskiej.

Powiedzmy to od razu jasno: podwyżka cen biletów w Trójmieście, akurat teraz, w 2016 r., nie ma żadnego uzasadnienia merytorycznego poza chęcią podreperowania budżetu Gdańska, przeciążonego inwestycjami drogowymi (zwłaszcza niedoszacowanymi kosztami tunelu pod Martwą Wisłą). Jest to rażąco sprzeczne z nowoczesną, promowaną przez Komisję Europejską polityką mobilności, w której na pierwszym miejscu stawia się transport ekologiczny – zbiorowy, pieszy i rowerowy. W deklaracjach popierają to wszystkie pomorskie samorządy, jednak praktyka pokazuje, że liczy się dla nich, po staremu, głównie interes użytkowników samochodów. Z takim podejściem nasze miasta nigdy nie będą przypominały skandynawskich czy niderlandzkich. A przecież transport publiczny – jeśli mówimy o kosztach – zwyczajnie się opłaca: oszczędzamy na przestrzeni (transport samochodowy jest niewiarygodnie terenochłonny), kosztach opieki zdrowotnej, ogólnym komforcie życia.

Podwyżka jest inicjatywą Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej (MZKZG). Ten dość osobliwie nazwany twór (chodziło o to, że prezydent Gdyni nie zgadzał się na „Metropolia Gdańska” w nazwie, a jego kolega z Gdańska – na „Trójmiasto”) ma teoretycznie za zadanie stopniowo integrować komunikację Trójmiasta – do efektów tego jeszcze wrócimy, w każdym razie zebranie tegoż organu ustala ceny biletów tzw. „metropolitalnych” (dublujących zwykłe bilety gdańskie, gdyńskie i wejherowskie), a ponieważ nieoficjalnie przyjęto, że bilety w Gdańsku i Gdyni będą miały tę samą cenę, co „metropolitalne” (choć są to tak naprawdę zupełnie różne bilety), to podwyżka biletów MZKZG niemal automatycznie wymusza podwyżkę cen zwykłych biletów miejskich. I faktycznie – uchwały wprowadzające podwyżki przyjęły Gdańsk i Gdynia, nadzorujące dwóch z trzech największych organizatorów przewozów w konurbacji – Zarząd Transportu Miejskiego w Gdańsku (ZTM) i Zarząd Komunikacji Miejskiej w Gdyni (ZKM). Trzeci, PKP Szybka Kolej Miejska w Trójmieście (SKM), nie podwyższa swoich biletów, będzie jedynie uznawał droższe bilety MZKZG.

Lipcowa podwyżka jest bardzo złym sygnałem z wielu przyczyn. W mediach przebija się krytyka, która zawsze towarzyszy podwyżkom. Opozycja radziecka przymiotnik od „rada”, opozycja radziecka to lokalny odpowiednik opozycji parlamentarnej, w Trójmieście są to PiS w Gdańsku oraz PO-PiS w Gdyni) ograniczyła się do rytualnego protestu w radach i nie przedstawia merytorycznej argumentacji w mediach. Podwyżki negatywnie zaopiniowało NSZZ „Solidarność”. Mimo to brakuje mocnej argumentacji przeciwników podnoszenia cen biletów. W tej sytuacji przebijają się głównie argumenty zwolenników podwyżki, zwłaszcza władz Gdańska. Michał Bełbot, radny w Radzie Miasta Gdyni z PiS, twierdzi, że to władze mogą być zakulisowym inicjatorem podwyżki.

Przyjrzyjmy się zatem tym argumentom. Cytaty pochodzą z Trojmiasto.pl bądź z wypowiedzi padających podczas Rady Miasta Gdyni.

***

Wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak mówi (kolejne cytaty także z Grzelaka):

Koszt funkcjonowania komunikacji od 2011 r. wzrósł o 40 mln zł.

Wzrost jest oczywiście prawdą, jednak jaki był on w latach 2014-2016? Inflacja spadła przecież praktycznie do zera (lub poniżej) ok. 2013 r. Skoro zatem w 2013 transport publiczny mógł funkcjonować na dotychczasowych taryfach, to co zmieniło się w tym roku?

***

Myślimy o dalszym rozwoju komunikacji, więc musimy inwestować w tabor, który już teraz jest jednym z najnowocześniejszych w Polsce.

Tu trzy kwestie.

Po pierwsze, wymiana taboru to nie do końca inwestycja, lecz w przypadku dużych właścicieli taboru rutynowe działanie. ZKM Gdańsk posiada ok. 370 pojazdów (drogowych i szynowych), jest naturalne, że co roku część z nich zostaje wycofana z ruchu wskutek awarii czy kolizji i na bieżąco trzeba je uzupełniać zakupami. Owszem, w Gdańsku, w którym w latach 1988-1999 nie kupowano niemal żadnych nowych tramwajów, zaszła konieczność głębokiej przebudowy taboru, co szczęśliwie zbiegło się z wykorzystaniem środków unijnych i dlatego zakupy tramwajów kojarzą się z wielką, jednorazową inwestycją. Nie może być jednak powrotu do czarnych dla transportu zbiorowego (w całej Polsce) lat 90. i te zakupy będą musiały przebiegać w kolejnych latach w sposób ciągły.

Po drugie, można inwestować, ale można też przeinwestować. Jeżeli zwykła wymiana taboru musi być kompensowana podwyżkami biletów, to odpowiedź jest prosta: nie stać nas na tak głęboką wymianę. Przeinwestowaliśmy. Być może trzeba było kupować mniej nowego taboru i np. modernizować nowsze Konstale 105 do standardu Moderusów (jak Poznań), bo być może na to tylko nas stać.

Po trzecie, spójrzmy na proporcje wydatków miasta na motoryzację indywidualną: to tu mamy prawdziwe przeinwestowanie.

Tylko dwie inwestycje drogowe: Trasa Słowackiego oraz planowana Droga Zielona wraz z przeskalowanym tunelem pod Lipowym Rozdrożem, mają pochłonąć łącznie 3,3 mld zł. Za tę astronomiczną kwotę można zakupić orientacyjnie ok. 300-350 nowych tramwajów Pesa Jazz (dwa razy więcej, niż wszystkie tramwaje, które teraz jeżdżą w Gdańsku), lub zbudować, również szacunkowo, 70 km nowych dwutorowych linii tramwajowych (więcej niż cała dzisiejsza sieć, licząca 56 km) – koszty ekstrapolowane wg kosztów budowy linii na Piecki i Migowo, która była droższa niż potencjalne inwestycje na Dolnym Tarasie (z uwagi choćby na estakadę do przystanku PKM). Podsumowując, tak naprawdę to pasażerowie tramwajów i autobusów będą – pośrednio – dofinansowywać budowę nowych dróg!

***

Koszt dotychczasowej integracji to 800 tys. zł.

Przecież integracja od wielu lat nie poszła niemal ani o krok do przodu, co więc zmieniło się akurat teraz, żeby trzeba było podwyższać ceny? Koszt aglomeracyjnej integracji komunikacyjnej to z reguły tylko jeden czynnik: zwiększenie zakresu honorowania biletów i tym samym spadek wpływów z ich sprzedaży (bo pasażer kupuje jeden, a nie 2-3 jak dotąd). I to ostatnio nie nastąpiło, wyjąwszy wdrażane honorowanie biletów MZKZG w pociągach PKP SKM kursujących w relacjach do Kartuz, Kościerzyny i aglomeracyjnej przez Osowę. Przy jednocześnie raportowanej niskiej frekwencji, zwłaszcza w tej ostatniej relacji (która zarazem jest najbardziej predestynowana do stosowania zintegrowanych biletów) jest mało prawdopodobne, by integracja ta spowodowała tak drastyczny wzrost dotacji do SKM ze strony miasta, która musiałaby w ten sposób skompensować mniejszą liczbę biletów kupowanych przez pasażerów (kupujących jeden bilet, a nie dwa jak dotąd). Poza tym są przynajmniej dwa czynniki, które w sprawnym zintegrowanym systemie transportowym mogą to kompensować: 1) redukcja kosztów przez likwidację dublujących się linii różnych segmentów transportu zbiorowego (co bardziej jest perspektywą Gdyni niż Gdańska) i 2) zwiększenie liczby pasażerów zachęconych integracją. O tym władze miasta nie mówią.

***

Co ważne, Gdańsk jest nadal jednym z najtańszych miast jeśli chodzi o komunikację publiczną w Polsce.

Wiceprezydent Grzelak zdecydowanie mija się tu z prawdą. Najtańszy bilet miesięczny na całą komunikację miejską w Gdańsku, a więc bilet MZKZG na ZTM Gdańsk i PKP SKM, to równo 200 zł. W Warszawie i Wrocławiu jest to po 98 zł!

***

Proponujemy, aby umocnić relację, która wynika z długoterminowej strategii miasta, by zachęcać do zakupu biletów okresowych.

„Relacja umacniania” przez podwyższanie cen? Podnoszenie cen rzadko kogo zachęca do kupowania.

***

Paliwo tanieje, zgadza się, ale liczy się koszt całkowity. Zwiększa się jego zużycie, choćby przez klimatyzację w pojazdach.

Nowe tramwaje i autobusy mają klimatyzację, zgoda, ale z nawiązką rekompensuje to odzysk energii na hamowaniu odzyskowym – ok. 20% (stosunek energii zwróconej do pobranej). Poza tym, skoro klimatyzacja jest taka droga, to dlaczego zakupiono tramwaje w nią wyposażone, nie zaś tylko w tańsze ogrzewanie elektryczne i duże okna nawiewne? Być może tylko na to stać Gdańsk? Dodajmy też, że nowe tramwaje mają w stosunku do starych Konstali znacznie dłuższe (nawet trzykrotne) resursy, co jest kolejnym czynnikiem obniżającym koszty. Wreszcie, istnieje tani sposób na obniżenie zużycia energii przez tramwaje. Pojazd szynowy o częstych postojach (handlowych i techniczno-ruchowych) zdecydowanie najwięcej energii traci na rozruch, nie na klimatyzację. O ile oczywiście nie da się zmniejszyć liczby przystanków, o tyle zatrzymania na światłach jak najbardziej: wystarczy wprowadzić tzw. „zieloną strzałkę dla tramwajów”, tj. wzbudzanie sygnału „droga wolna”. I nawet podobne rozwiązanie gdzieniegdzie w Gdańsku jest spotykane, lecz tylko na skrzyżowaniu torowisk z chodnikami. Wprowadzenie go na skrzyżowaniach z jezdnią wiąże się z ograniczeniami dla samochodów, a tego przecież, biorąc pod uwagę przytoczoną wyżej strukturę wydatków, Gdańsk chyba woli uniknąć.

***

zwiększają się koszty pracy na nowych trasach.

Te „nowe trasy” nie biorą się znikąd, a są owocem polityki władz Gdańska, która zapisami MPZP i wycofaniem się z budownictwa komunalnego promuje w praktyce (mimo odmiennych deklaracji) urban sprawl. Jeden z jego najbardziej widocznych efektów rozlewania się miasta to zawsze podwyższenie kosztów obsługi komunikacyjnej, niezależnie od wyboru środka transportu.

***

Tym razem cytat niedosłowny. Katarzyna Hebel, wicedyrektorka ZKM Gdynia, mówiła na posiedzeniu Rady Miasta, że podwyżka ma na celu wygospodarowanie środków na bezpłatne przejazdy dla rodzin z trójką dzieci, gdy obecnie przysługują one od czwórki dzieci.

Transportem publicznym prawie wszędzie, także w Gdyni, jeżdżą w znacznie większej mierze – w stosunku do motoryzacji indywidualnej – osoby najuboższe. Demografia jest oczywiście jednym z najważniejszych wyzwań także dla samorządów, lecz dlaczego osoby wymagające wsparcia mają otrzymać świadczenia kosztem innych osób w trudnej sytuacji materialnej, np. pobierających najniższą emeryturę?

***

Kolejny cytat z artykułu opublikowanego na trójmiasto.pl, gdzie występuje jako „stanowisko samorządów”: finansowanie [komunikacji publicznej] w coraz większym stopniu pochodzi z budżetów gmin, a w mniejszym z przychodów ze sprzedaży biletów. Gminy natomiast dążą do tego, by ta proporcja wynosiła 50 na 50.

W Europie w coraz większym stopniu dąży się do zwiększenia udziału dotacji do transportu publicznego w miastach i jest to trend rosnący, prowadzący nawet do hasła tzw. „darmowej komunikacji”. Z biletów pokrywane jest, przykładowo, 41% kosztów komunikacji publicznej w Madrycie, 36% w Rzymie, zaledwie 30% w Paryżu i 0% w Tallinie. Jeśli transport ma się nazywać publicznym, to niech on naprawdę będzie publiczny, a więc finansowany głównie z takich – publicznych – środków.

***

ZTM Gdańsk i MZKZG to dwa osobne zarządy komunikacji. Pierwszy zleca przewozy na liniach tramwajowych i autobusowych, drugi ma integrować trójmiejską komunikację. W praktyce jednak MZKZG, jak już wspomniano, niczego nowego nie robi w tym kierunku, i zajmuje się tylko rozdzielaniem dotacji do istniejącego biletu metropolitalnego. Jest przy tym ciałem, które, choć decyduje o kluczowych kwestiach dotyczących życia mieszkanek i mieszkańców Trójmiasta, nie posiada należytej legitymizacji demokratycznej – podejmuje decyzje bez udziału opozycji i należytej jawności, informując opinię publiczną o swoich decyzjach po fakcie i tym samym bez możliwości protestu zawczasu. Następnie Rady Gmin są postawione przed faktem dokonanym i muszą przyklepać już uchwalone decyzje MZKZG. Organ ten, mimo braku postępów integracji biletowej, postępuje we wzroście swojego budżetu – aktualnie jest to 27 mln zł, oraz suto wynagradzanego zarządu z premiami, wyjazdami szkoleniowymi itp.

Droga do prawdziwych oszczędności to jednak, paradoksalnie, wcale nie likwidacja MZKZG, ale przekształcenie go w prawdziwy zarząd komunikacji działający w całym Trójmieście, co wiązałoby się m.in. z likwidacją ZTM Gdańsk czy niektórych działów ZKM Gdynia.

MZKZG powinien też być zdemokratyzowany – jego radę powinny wybierać nie magistraty, lecz Rady Gmin, z zagwarantowanym udziałem opozycji, a także możliwością obserwacji obrad przez publiczność (podobnie, jak funkcjonują obrady samych Rad). Na to jednak dwaj obrażalscy prezydenci, Gdańska i Gdyni, musieliby się zrzec kawałeczka swojej władzy, co może być trudne…

Jacek-Melchior-Kochanek Wydawnictwo-Krytyki-Politycznej-Promocja-Wakacyjna

**Dziennik Opinii nr 199/2016 (1399)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Larczyński
Tomasz Larczyński
autor książki „Pocztówki z Iranu”
Doktor nauk historycznych oraz analityk rynku kolejowego. Autor książki „Pocztówki z Iranu”. Publikuję m.in. w „Kurierze Kolejowym” i „Transporcie Publicznym”. Pracownik PAN Biblioteki Gdańskiej. Tworzy zespół Krytyki Politycznej w Trójmieście. Członek partii Razem.
Zamknij