Kraj

Andrzejewski: Kogo nie stać na bezpłatne leczenie

Ile rodzin w Polsce rezygnuje z przyczyn finansowych z opieki zdrowotnej? I dlaczego o tym nie rozmawiamy?

Dostęp do świadczeń medycznych to wieloznaczne sformułowanie – bo świadczeniem medycznym jest zarówno wizyta u specjalisty, badanie diagnostyczne, jak i pobyt w szpitalu. W onkologii zyskuje ono szczególne znaczenie. Niedawny gest Jolanty Szczypińskiej, która w ramach protestu przeciwko utrudnieniom w dostępie do leczenia onkologicznego, sama postanowiła zrezygnować z terapii, nie wywołał niestety oczekiwanej dyskusji. „Dostęp do świadczeń medycznych” wciąż pozostaje w Polsce raczej sloganem niż pojęciem, które rzeczywiście charakteryzuje politykę ochrony zdrowia.

Medyczna interdyscyplinarność onkologii, zarówno w zakresie diagnostyki, jak i form terapii, sprawia, że dostępność nierzadko decyduje o powodzeniu całego leczenia.

Mówiąc wprost: nowotwór nigdy nie jest diagnozowany w odpowiednim momencie.

Pacjent, który długo czeka na wizytę u specjalisty, a potem na doprecyzowujące badania diagnostyczne, ma mniejsze szanse na pokonanie choroby. W onkologii każdy dzień zwłoki, który przekłada się na progresję nowotworu, może dramatycznie wpłynąć na charakter leczenia – na to, czy będzie ono radykalne, czyli ratujące życie, czy może paliatywne, gdy nie ma już szans na wyzdrowienie. Sęk w tym, że ta dramatyczna alternatywa, którą nosi w sobie każdy pacjent zgłaszający się do poradni onkologicznej, pozostaje wciąż sprawą „techniczną” – a nie publiczną.

W Polsce nie ma jednej, powszechnie zrozumiałej i uwzględniającej wszystkie ważne czynniki metodologii określania dostępności, a tym bardziej dostępności leczenia onkologicznego. Najczęściej, choć nie zawsze łącznie, stosowane są następujące kryteria: liczba ludności w województwie, liczba lekarzy onkologów wszystkich specjalności w regionie oraz liczba oddziałów i łóżek onkologicznych.
 

To zestawienie przedstawia bardzo wstępną i ograniczoną mapę dostępności leczenia onkologicznego w Polsce. Trzeba jednocześnie zauważyć, że według danych Naczelnej Izby Lekarskiej z 2011 roku w województwach lubuskim i opolskim nie ma żadnego onkologa i hematologa dziecięcego!

Ktoś może powiedzieć, że to tylko urzędowa statystyka, bo w obu województwach przyjmują specjaliści onkologii i hematologii dziecięcej. Te oficjalne informacje nie są jednak – choć powinny być – ważnym sygnałem dla Ministerstwa Zdrowia i korporacji lekarskiej. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w jakimkolwiek cywilizowanym kraju można było przejść obojętnie nad danymi, z których wynika, że ponad dwa miliony ludzi, spośród których istotna część ma lub niedługo będzie mieć dzieci, nie ma jednocześnie dostępu do specjalisty od onkologii dziecięcej. Warto przy tej okazji wspomnieć, że zachorowalność na nowotwory złośliwe wynosi od 105 do 130 na 1 000 000 dzieci.

Zdecydowanie bardziej precyzyjny obraz dostępności świadczeń onkologicznych można uzyskać, stosując mniej standardowe kryteria – na przykład sprawdzając, ile jest gospodarstw domowych, czyli rodzin, które wyłącznie z przyczyn finansowych zrezygnowały z opieki zdrowotnej, w tym z badań diagnostycznych (a ich regularność jest jednym z najważniejszych elementów profilaktyki nowotworowej).

Jak wyglądają te dane? W 2011 roku w skali kraju 16,6% gospodarstw domowych zrezygnowało z powodów finansowych z usług lekarza. W przypadku badań diagnostycznych odsetek ten wynosił 11,4%. Te pozornie abstrakcyjne wskaźniki w praktyce obrazują niepokojącą sytuację, w której pacjenci, mimo gwarantowanego przez państwo dostępu do badań diagnostycznych i leczenia, zmuszeni są, choćby z powodu kolejek, do ich wykonania odpłatnie. A istotna część tych chorych rezygnuje w ogóle z badań, których nie jest w stanie opłacić z własnej kieszeni.

Trudno mi zrozumieć, dlaczego ten problem nie stał się jeszcze ważnym elementem stale toczącej się w Polsce dyskusji o ochronie zdrowia. Za tymi liczbami kryje się przecież dramat konkretnych ludzi, których nie stać na to, aby należycie dbać o swoje zdrowie. W najlepszym wypadku mają do wyboru czekać we frustrująco długiej kolejce albo wydać pieniądze przeznaczone na inne podstawowe potrzeby. Wielu z nich nie stać nawet na taki wybór.

W debacie publicznej dominuje dyskurs technologiczno-administracyjny – mówi się o zwiększeniu nakładów finansowych i kształceniu większej liczby specjalistów. Ale chociaż trudno wyobrazić sobie bez tego lepszy dostęp do opieki onkologicznej, to nie mogą być to jedyne punkty odniesienia. O dostępności i w konsekwencji również skuteczności leczenia decyduje bowiem nie tylko infrastruktura szpitalna i kadra medyczna, ale też, jak pokazały pionierskie badania Richarda Wilkinsona i Kate Pickett, społeczna i ekonomiczna sytuacja pacjenta.

Odsetek osób, które z przyczyn finansowych zrezygnowały z badań diagnostycznych, jest bowiem silnie związany z poziomem nierówności społecznych. Tam, gdzie są one większe, tam specjalistyczne leczenie jest w zasięgu stosunkowo niewielkiej grupy. Najlepszy przykład? USA, gdzie wskaźnik Giniego obrazujący skalę nierówności wynosi aż 0,47 (dane na rok 2011), czyli jest większy niż w jakimkolwiek kraju Unii Europejskiej (w Polsce wynosi on 0,34). W USA, mimo ustawy ObamaCare, dostęp do specjalistycznego leczenia i badań diagnostycznych wciąż nie jest powszechny. Zależy de facto od dochodów i możliwości finansowych pacjenta. W Polsce jest co prawda lepiej, ale – mimo teoretycznie bezpłatnej i powszechnej opieki zdrowotnej – wiele jeszcze wiele brakuje do osiągnięcia optymalnego poziomu.

 

Nie zwiększymy dostępności do leczenia, nie dyskutując o takich kwestiach, jak równość czy sprawiedliwość społeczna.

Kolejne pracownie diagnostyki obrazowej są ważne, ale równie ważne są polityczne działania redukujące poziom nierówności i wyrównujące społeczne szanse. Jest to kwestia zupełnie podstawowa, bez której nie wyobrażam sobie poważnej dyskusji o poprawie sytuacji w polskiej ochronie zdrowia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Andrzejewski
Łukasz Andrzejewski
Publicysta
Łukasz Andrzejewski – adiunkt w Instytucie Psychologii Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, publicysta „Medycyny Praktycznej”, autor książki „Polityka nowotworowa” i współautor „Jak rozmawiać z pacjentem? Anatomia komunikacji w praktyce lekarskiej”, zainteresowany społecznymi podstawami ochrony zdrowia oraz psychologicznymi uwarunkowaniami leczenia onkologicznego, zwłaszcza raka płuca. Stypendysta Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu (IWM), Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku oraz finalista Nagrody Naukowej tygodnika „Polityka”. Członek Zespołu Krytyki Politycznej i prezes zarządu Polskiej Ligi Walki z Rakiem oraz członek europejskich grup doradczych Patient Support Working Group i Acces2Medicines. Aktualnie pracuje nad książką analizującą proces transformacji ustrojowej w Polsce z punktu widzenia chorych na nowotwory. Mieszka w Polsce i Izraelu.
Zamknij