Unia Europejska

Majmurek: Nowy populizm albo odmowa solidarności

Nowa radykalna prawica to nie Bóg i Ojczyzna, ale egoizmy współczesnej klasy średniej, które nie mieściły się w programie prawicy wielkich narracji. 

Sukcesy skrajnej prawicy w ostatnich wyborach do europarlamentu wprawiły w konsternację europejską klasę polityczną, komentatorów, politologów i publicystów. W jej sukcesach widziano symptom zmęczenia europejskiej opinii publicznej obecnym kształtem integracji europejskiej; głos protestu przeciw władzy oderwanych od spraw zwykłych obywateli unijnych biurokratów; populistyczną reakcję na kryzys; znak przesuwania się europejskiej opinii publicznej na prawo, czy nawet „faszyzacji Europy”. Zastanawiano się, jaką rzeczywistą rolę skrajna prawica będzie odgrywać w nowym europarlamencie i czy uda się jej utworzyć własną frakcję, co jest koniecznym warunkiem skutecznego działania w Brukseli i Strasburgu.

Domino Marine

Frakcji takiej utworzyć się nie udało, zabrakło ugrupowań z co najmniej 7 krajów wspólnoty, które chciałyby tu ze sobą współpracować. Co było powodem tego braku porozumienia? Przede wszystkim to, że skrajna prawica jest chyba najbardziej podzieloną grupą w europarlemencie. Tworzą ją ugrupowania o różnej tożsamości: mniej lub bardziej eurosceptyczne, antyimgranckie, niektóre etatystyczne, inne skrajnie wolnorynkowe. Jedne opowiadają się za cofnięciem integracji europejskiej do etapu Traktatów Rzymskich (francuski Front Narodowy), inne otwarcie domagają się wystąpienia ich państw z UE (UKIP – Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage’a). Niektóre są otwarcie rasistowskie, niechętne prawom kobiet, homofobiczne. Inne, jak holenderska Partia Wolności, przedstawiają się jako obrońcy praw kobiet, mniejszości  i „humanistycznej kultury Europy”, jakim zagrożenie ma rzekomo nieść „islamizacja” kontynentu. Z łuku rozciągającego się od otwarcie neofaszystowskich partii, greckiego Złotego Świtu i niemieckiej Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD), przez szczególną wersję libertarianizmu Janusza Korwin-Mikkego, nowy populizm Partii Wolności i Frontu Narodowego trudno było zbudować jakąś trwałą koalicję. Zwłaszcza że większość jej potencjalnych członków jako główny teatr swojej działalności traktuje nie Brukselę, ale swoje narodowe sceny polityczne.

Jedyną polityczką, która z tych wszystkich klocków mogła ułożyć domino, była Marine Le Pen, przywódczyni francuskiego Frontu Narodowego. Zwyciężczyni wyborów w jednym z najważniejszych krajów wspólnoty stała się naturalną rozgrywającą skrajnej prawicy. Jej jedyny potencjalny konkurent, Brytyjczyk Nigel Farage, na wstępie wyraził désintéressement Europą, deklarując, że jest ona dla niego tylko i wyłącznie przystankiem na drodze do Westminsteru, jeśli nie na Downing Street. Pozostali przywódcy skrajnej prawicy nie mieli ani cienia mandatu, jaki uzyskała ta dwójka, wygrywając wybory w swoich ojczyznach (co przełożyło się przecież na liczbę deputowanych, jakimi dysponowali).

Le Pen nie zbudowała frakcji i był to jej świadom wybór.

Wolała zrezygnować z własnej frakcji, niż budować ją razem ze Złotym Świtem (który poza wszystkim jest, jak wiele na to wskazuje, po prostu neonazistowską organizacją przestępczą o charakterze zbrojnym), czy Januszem Korwin-Mikkem, którego dowcipy o tym by skarbnikiem niedoszłej, skrajnie prawicowej frakcji „zrobić jakiegoś Żyda” są nie do strawienia nawet dla osławionego z powodu własnych problemów z antysemityzmem Frontu Narodowego.

Le Pen, choć mniej wyraźnie niż Farage w Londynie, gra przede wszystkim o władzę w Paryżu. Utworzenie (lub nie) skrajnie prawicowej frakcji w europarlamencie też miało służyć przede wszystkim temu zadaniu. Gdy okazało się, że domino da się ułożyć tylko z pomocą takich klocków jak Złoty Świt, czy Kongres Nowej Prawicy, Le Pen zrezygnowała. Sojusz z nimi byłby dla niej obciążeniem w walce o hegemonię na francuskiej prawicy. Niechętne frontowi media nie dałyby jej spokoju, zapisując na konto FN akty przemocy, w jaki uwikłany jest Złoty Świt, czy kolejne rozważania Korwin-Mikkego o kobietach, pederastach i eurosocjalizmie.

Nowy populizm…

Choć ugrupowań ze skrajnej prawicy nie udało się stworzyć frakcji, ich rola w europejskiej polityce jest znaczna. Widać też wyraźnie po ostatnich wyborach, że zmienia się typ skrajnej prawicy. Partie odwołujące się do totalitarnych ruchów XX wieku, opierające się na silnie ideologicznie zmobilizowanej bazie członkowskiej, odwołaniu do jakiejś esencjalnie rozumianej rasowej, czy narodowej tożsamości, wprost posługujące się językiem nienawiści, wypierane są przez partie nowego typu.

Europejskie „nowe prawice” to platformy dla szeregu populistycznych postulatów, zmieniające je w zależność od bieżących koniunktur i wahań sondaży, odwołujące się do egoizmu klasy średniej.

Partie tego typu zamiast retoryką wspólnoty, której jednostki muszą się podporządkować (obojętnie, czy będzie to Naród, czy Partia), odwołują się raczej do liberalnej z pozoru retoryki indywidualnej wolności. Cechą charakterystyczną tak rozumianej skrajnej prawicy jest nie tyle silny ideologiczny projekt budowy nowego podmiotu politycznego (np. „wielkich Niemiec”), co przede wszystkim odmowa solidarności. Ze wszystkimi jej potrzebującymi – migrantami, uboższymi współobywatelami, biedniejszymi krajami Unii, czy nawet z następnymi pokoleniami (w ten sposób można rozumieć odmowę ponoszenia kosztów związanych z polityką klimatyczną umożliwiającą przejście na odnawialne źródła energii, co jest cechą wspólną praktycznie wszystkich ugrupowań europejskiej skrajnej prawicy). Eurosceptycyzm ugrupowań tego typu wiążę się też nie tyle z esencjonalnie rozumianym nacjonalizmem, co niechęcią płacenia za rozwój biedniejszej części Europy, czy dopuszczenia pochodzących stamtąd migrantów do rynku pracy, świadczeń socjalnych, instytucji i infrastruktury państw rozwiniętych. W podobny sposób rozumieć należy ich sprzeciw wobec migracji.

Sromotna klęska Brytyjskiej Partii Narodowej (BNP) w eurowyborach na Wyspach całkowicie wypartej przez partię Farage’a, UKIP, jest najlepszym przykładem zmian na skrajnej prawicy w Europie. Owszem, w europarlamencie są ciągle przedstawiciele partii starego typu. Ale niemieckie NPD w eurowyborach zdobyło tak naprawdę zaledwie 300 tysięcy głosów (co daje trochę ponad 1% głosów ważnych w Niemczech) i zdobyło mandat w Brukseli tylko dzięki temu, że Niemcy znieśli przed wyborami progi wyborcze. Relatywnie silniejszy jest Złoty Świt. Ale nie wiadomo, czy partia – działająca, jak się okazało, przez lata jako gang – której kierownictwo przebywa w areszcie, przetrwa konfrontację z greckim wymiarem sprawiedliwości.

Modelowym przykładem tego nowego populizmu jest holenderska Partia Wolności. W swoim programie ma ona „ochronę humanistycznego dziedzictwa Holandii” przeciw „groźbie islamizacji”, przedstawia się jako obrończyni kobiet, mniejszości seksualnych, czy mniejszości żydowskiej przed zagrożeniem, jaką stanowić mają dla nich „odmawiający integracji z europejskimi wartościami” muzułmanie. „Wolnościowcy” zapowiadają walkę z „islamizacją” Niderlandów: postulują zamknięcie wszystkich muzułmańskich szkół, zakaz noszenia chust przez muzułmanki w przestrzeni publicznej, zakaz „propalestyńskiej propagandy”. Jednocześnie partia wzywa do większej obecności w przestrzeni publicznej „kultury afro-niderlandzkiej”, przedstawianej jako część „holenderskiego dziedzictwa kulturowego”.

Partia Wolności nie sprzeciwia się imigracji w ogóle, opowiada się za swobodą osiedlania w Holandii obywateli „starej Europy”. Chce za to zamknąć niemal zupełnie rynek pracy dla obywateli „nowej Europy”, z Polską włącznie. Imigranci, którzy zostaną wpuszczeni do Holandii, mają podpisywać kontrakty nakazujące im, pod groźbą wydalenia, naukę języka i kultury. Emigranci popełniający przestępstwa mają być deportowani do krajów pochodzenia– Partia Wolności łączy nowy populizm z tradycyjną dla prawicy retoryką prawa i porządku.

Ten specyficzny pakiet – obrona europejskiej „wolności” przed zagrożeniem ze strony „dzikich” z ubogiego południa i wschodu – łączy się ze sprzeciwem wobec ponoszenia jakichkolwiek kosztów związanych z walką z globalnym ociepleniem – PW jest przeciw karom za emisję CO2, podatkom nakładanym na linie lotnicze, subsydiom dla elektrowni wiatrowych.

Podobnie liberalno-populistyczny charakter ma Austriacka Partia Wolności. Zaczynała ona w latach 50., jako partia liberalna, retorykę indywidualnej wolności przeciwstawiając projektom państwa opiekuńczego solidarnie budowanego po wojnie nad Dunajem przez chadeków i socjaldemokratów. Na odmowie solidarności zasadza się też ostatecznie program Kongresu Nowej Prawicy. Obsługuje on jednak polskie, często aspirujące dopiero mieszczaństwo, dla którego to, co dla zachodniego mieszczanina jest pewnym standardem cywilizacyjnym (prawa osób LGBT, rudymenty państwa dobrobytu), ciągle pozostaje „lewackim wymysłem”. Nie można się więc dziwić, że lider holenderskich populistów, Geert Wilders, odmówił koalicji z Korwin-Mikkem.

Korwin, z jego mądrościami o kobietach, czy „homosiach”, wyborcom Partii Wolności musi się bowiem jawić jako ktoś w rodzaju dzikiego nomady, jakiegoś Scyta z pół-azjatyckiego stepu, przed którym trzeba chronić Niderlandy, a nie zawierać z nim żadnych sojuszy.

…z imperialnym wyjątkiem

Nowy populizm realizuje też UKIP. Sama partia określa się jako „demokratyczno-libertariańska”. Obiecuje wyborcom radykalne zmniejszenie podatków i cięcia w sektorze publicznym, z Narodowym Funduszem Zdrowia (instytucją-filarem brytyjskiego państwa opiekuńczego) na czele.

UKIP opowiada się za ograniczeniem migracji, ale w przeciwieństwie do BNP, jej nacjonalizm ma polityczny, nie etniczny charakter. Zgodnie z deklaracjami UKIP Brytania ma być otwarta dla wszystkich identyfikujących się z brytyjskością i potrafiących coś do niej wnieść własną pracą. Partia opowiada się za suwerennym kształtowaniem polityki migracyjnej przez Zjednoczone Królestwo, brakiem przywilejów dla obywateli krajów UE. Wpuszczani mieliby być ci emigranci, których umiejętności są przydatne gospodarce. Wydalani zaś ci, którzy np. popełniają przestępstwa.

Nowy populizm UKIP pomalowany jest w barwy Union Jacka. Partia chce wystąpienia z UE, śni o powrocie brytyjskiego imperium. W tym celu proponuje m. in. stworzenie strefy wolnego handlu Brytyjskiej Wspólnoty Narodów oraz zwiększenie wydatków Zjednoczonego Królestwa na obronę o 40%.

W pozostałych kwestiach partia kluczy i zmienia zdanie pod dyktando badań opinii publicznej. Przed kolejnymi, kluczowymi dla niej wyborami do Izby Gmin (gdzie jak dotąd nie ma ani jednego posła), większość programu UKIP jest „w trakcie poprawek” – przez co nie można w zasadzie dowiedzieć się jakie jest jej stanowisko np. w sprawie małżeństw jednopłciowych.

Wszystkie fronty Frontu

Podobne zmiany frontu zaobserwować można w historii francuskiego Frontu Narodowego. François Mitterand miał powiedzieć o Jean-Marie Le Penie, że jest on przede wszystkim „niespełnionym notablem, w polityce szukającym głównie osobistej nobilitacji”. W tym właśnie celu Le Pen wielokrotnie gotów był zmieniać poglądy swoje i swojej partii.

Karierę zaczynał jako etatystyczny i antyliberalny pużadysta. W latach 70. kierowany przez niego FN wyróżniał się przede wszystkim radykalnym antykomunizmem. Pod koniec dekady Front uderza w wolnościową, radykalnie rynkową retorykę. Program Frontu z 1978 roku jest o wiele bardziej radykalny w swoim wolnorynkowym zapale, niż późniejsze abmicje Reagana i Thatcher. Gdy jednak okazało się, że w latach 80. najwięcej wyborców FN odbiera nie centroprawicy, ale Komunistycznej Partii Francji, Le Pen bez problemu zmienił język na retorykę solidaryzmu społecznego, protekcjonizmu i interwencjonizmu państwowego.

Samego Le Pena temat imigracji do Francji nigdy specjalnie nie interesował. FN podjął go dopiero wtedy, gdy na przełomie lat 70. i 80. do partii trafił Jean-Pierre Stirbois. Gdy okazało się, że ten język działa, Le Pen przejął go dla swoich celów. Partia kilkakrotnie zmieniała swoje stanowisko w kwestii UE, wspólnej waluty, polityki Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem działając jak pusta butelka gromadząca społeczny gniew.

W czasach Jean-Marie Le Pena chodziło głównie o gniew klas ludowych. Szef Frontu, odwołując się do ich kolektywnych lęków i obiecując ochronę przez globalizacją, migrantami, przestępczością przez silne państwo, przywiązywał do siebie szerokie grupy niepewnych swojego statusu wyborców.

Pod kierownictwem córki Le Pena, Marine, Front zmienia pozycje. Próbuje stać się partią zagrożonej w swoim statusie klasy średniej. Łagodzi swój obraz partii ksenofobicznej, zamiast do kolektywnych obaw francuskich klas ludowych, odwołuje się do lęków francuskiego mieszczanina.

Choć przez większość gazet czytanych przez francuską klasę średnią partia ciągle traktowana jest jak parias.

Jak zjeść tę żabę?

Co robić z ekspansją nowego populizmu? Nie pomogą tu metody mobilizacji, znane z walki z partiami skrajnej prawicy „starego typu”: marsze przeciw mowie nienawiści i im podobne. By zatrzymać nowy prawicowy populizm odmowy solidarności, lewica musi zbudować nowy i szeroki front ludowy. Na tyle szeroki i skuteczny, że przypomni europejskiej klasie średniej, że jej rozkwit po wojnie zbudowała właśnie polityka solidarności.

A dziś wspólny interes mają w budowie bardziej solidarnego świata, nie w odgradzaniu się od przejawów jego niesprawiedliwości – bo prędzej czy później, jeśli nie nastąpi radykalna zmiana, większość z nich (i nas) znajdzie się po niewłaściwej stronie tego płotu.

Czytaj także:

Jakub Majmurek, Tsipras i Zimmer. Na lewo od socjaldemokracji.

 
***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij