Świat

Stara nienawiść nie rdzewieje

Zabójstwo dziewczynki w ukraińskiej wsi doprowadziło do wypędzenia mieszkających tam romskich rodzin.

Lalka barbie w plastikowym pokrowcu znaczy miejsce, w którym znalezione ciało. Kilkaset metrów dalej, na wiejskim placu, wałęsają się policjanci z kałasznikowami. Chowają się w cieniu przed wieczornym słońcem. Stoją naprzeciwko opuszczonego domu z powybijanymi szybami i zwęglonymi ścianami. Płomienie, które strawiły wnętrze, szybko rozprzestrzeniły się na zewnątrz i wylizały czarne ślady na białej farbie.

Od dwustu lat Łoszczyniwka była spokojnym miejscem. Leżąca w zachodniej części obwodu odeskiego na południu Ukrainy wieś znajduje się bliżej Mołdawii i Rumunii niż centralnego miasta obwodu. W Łoszczyniwce życie toczy się wokół rolnictwa. Narodziny, śluby i zbiory to momenty, na które wszystkie czekają. Nastroje psują natomiast pogrzeby. Mieszka tu tysiąc trzysta osób – etniczni Bułgarzy, Ukraińcy, Rosjanie i Romowie – żyjących według tego samego rytmu. Rytm został jednak zachwiany, gdy 27 sierpnia zamordowano dziewięcioletnią Anhelinę Mojisejenko.

Barbarzyńskie zabójstwo Anheliny wstrząsnęło miejscową społecznością. Nagie, posiniaczone i zakrwawione ciało dziewczynki znalazł miejscowy pasterz. Dźgnięto ją kilka razy śrubokrętem.

– To coś więcej niż po prostu brutalność. Kłute rany i ślady uderzeń były wszędzie. Została też zgwałcona – mówi przewodniczący rady wiejskiej Wiktor Paskałow. – To najgorsza zbrodnia, z jaką mieliśmy tu do czynienia.

Gdy zeznania młodszego brata Anheliny doprowadziły śledczych do podejrzanego o zabójstwo 21-letniego Mychajła Czebotara, pół-Roma, pół-Bułgara, który dorastał wraz z ojczymem dziewczynki, mieszkańcy nie mogli powstrzymać gniewu. Pragnąc zemsty za bezsensowne i wstrętne przestępstwo, nie zauważyli, że sami popełniają kolejne. Chociaż Czebotar został natychmiast zatrzymany, trzystuosobowy tłum mężczyzn i nastolatków parł przez wioskę w poszukiwaniu domów należących do pięciu romskich rodzin mieszkających w Łoszczyniwce.

– Zebrali się o piątej, a około ósmej zaczęli demolować nasze domy – mówi Zinaida Damaskina, 30-letnia Romka, która została zmuszona do ucieczki wraz dwoma synami. – Na co mieliśmy czekać? Aż nas zabiją? Nie wzięliśmy ze sobą niczego. Nie mieliśmy wyboru. Mogliśmy tylko uciekać.

Napastnikami byli przeważnie etniczni Bułgarzy. To, że oskarżony był mieszanego pochodzenia, nie było dla nich argumentem.

Chcieli zrzucić wszystko na „złą krew”. Nie zwrócili uwagi nawet na to, że w swoim niszczycielskim amoku ominęli dom podejrzanego i jego rodziny.

Zamiast tego tłum wypędził z domów niemające nic wspólnego z wydarzeniem romskie rodziny, w których często były małe dzieci. Napastnicy rzucali kamieniami, wyłamywali drzwi i podkładali ogień. Niewielka grupa policjantów przyglądała się temu i nie zrobiła nic, by powstrzymać pogrom.

Stara nienawiść, nowe iskry

Malownicze naddunajskie miasto Izmaił, w którym mieszka 72 tysiące mieszkańców, dawniej było ważnym portem, dzisiaj to radziecki relikt, ale wciąż jest tu duży i żywy rynek. Wielu miejscowych Romów sprzedaje na nim ubrania i warzywa, zatrzymałem się więc przy jednym ze stoisk i zapytałem Ukrainkę w średnim wieku, gdzie mogę znaleźć Romów z Łoszczyniwki. Po udzieleniu wskazówek kobieta mówi mi, co myśli o swoich sąsiadach z rynku: – Powinno się wykastrować tych wszystkich cygańskich sukinsynów!

Emocjonalna wypowiedź kobiety pokazuje, że wydarzenia w Łoszczyniwce są tylko świeżym symptomem głęboko zakorzenionej choroby, która rozwija się w zastraszającym tempie. Organizacje zajmujące się prawami Romów obawiają się, że zabójstwo wywoła nową falę przemocy i uprzedzeń w całym kraju.

– Sondaż telewizyjny pokazuje, że 65 procent Ukraińców popiera pogromy Romów w Łoszczyniwce – mówi Zemfira Kondur, wiceprzewodnicząca Fundacji Kobiet Romskich Czirikli. – Skrajna prawica to wykorzystuje i boimy się ataków spowodowanych nienawiścią do Romów w innych regionach.

Po wydaleniu Romów ze wsi pułk Azow, wpływowa nacjonalistyczna organizacja, której oddziały walczą na wschodzie Ukrainy, wydała oświadczenie, w którym poparła działania mieszkańców. Romów z Łoszczyniwki nazywa „etniczną mafią” dowodzoną przez „cygańskich baronów”. Fałszywie oskarżono ich o to, że w wiosce mają wytwórnie narkotyków i odpowiadają za „rabunki, przemoc fizyczną, zastraszenia i przemyt narkotyków”.

Dzień później w Użhorodzie, mieście oddalonym o sześćset kilometrów na północny zachód od Łoszczyniwki, grupa uzbrojonych młodych mężczyzn napadła na romską rodzinę, zaczęli strzelać i bić. Jedna z ofiar, podejrzewając, że motywem napadu jest nacjonalizm, powiedziała im, że niedawno wróciła z frontu. Napastnicy natychmiast zniknęli. Rodzina powiedziała, że nie wie, z kim miała do czynienia i co sprowokowało przemoc.

– Napięcie między romskimi rodzinami i miejscowymi Ukraińcami istniało w wielu miejscach wcześniej, ale po Łoszczyniwce jeszcze wzrosło – wyjaśnia Kondur. – Już doszło do kilku konfliktów. Sytuacja jest coraz gorsza.

Uprzedzenia antyromskie to jedna z najbardziej trwałych i zajadłych form nienawiści na tle rasowym istniejących w Europie. W XVIII wieku cesarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego nakazywali, aby skazywać na śmierć wszystkich „Cyganów”, którzy zostaną wykryci. Hitlerowskie ludobójstwo setek tysięcy Romów w XX wieku jest znacznie mniej zbadane i uznane niż żydowski Holokaust. Liczba ofiar waha się od dwustu dwudziestu tysięcy do półtora miliona. Nawet dzisiaj nienawiść do Romów nie spotyka się ze sprzeciwem społeczeństw i rządów Europy Środkowej i Wschodniej.

Wielu wschodnich Europejczyków (w Unii Europejskiej i poza nią) nie ukrywa swojego negatywnego stosunku do Romów. Nawet ci dobrze wykształceni, progresywni i dobrze rozumiejący, że rasizm jest nieakceptowalny.

– Jeśli chodzi o tę kwestię, jestem rasistą. To są niewyedukowani źli ludzie, którzy ciągle próbują cię oszukać, okraść i zarobić łatwe pieniądze – mówi mi 24-letni rumuński konsultant do spraw IT.

– Są paskudni, niesamowicie leniwi, rozmnażają się od wczesnej młodości tylko po to, by dostać przywileje socjalne. Prawie nigdy nie pracują – mówi Bułgar, który uczył się na Zachodzie.

Takie wypowiedzi słyszałem od osób, które spotkałem w trakcie mojej podróży z Kijowa i po obwodzie odeskim. W tym także od ukraińskich znajomych, których uważałem za liberałów.

Przestępczy element”

Ostatni spis ludności na Ukrainie z 2001 roku podawał, że państwo to zamieszkuje około czterdziestu tysięcy Romów. Według organizacji zajmujących się prawami Romów liczba podana w spisie jest zaniżona, bo nie uwzględnia tysięcy osób, które nie mają dokumentów. Według ich szacunków należy mówić o dwustu pięćdziesięciu tysiącach.

Tysiące Romów uciekło przed walkami i prześladowaniami na terytoriach kontrolowanych przez bojowników i Rosjan we wschodniej Ukrainie. Teraz większość z nich mieszka w zachodnich i południowych obwodach Ukrainy. Bez dokumentów często nie mają jednak szans na wsparcie, do którego mają prawo ( chociaż nie zawsze je otrzymują) ci Ukraińcy, którzy musieli opuścić swoje domy.

Ukraińskie media i politycy jeszcze bardziej podsycali negatywne postrzeganie Romów po wydarzeniach w Łoszczyniwce. Większość materiałów sympatyzowało z agresorami, skupiając się na zarzutach przemytu narkotyków i drobnych przestępstwach, co miało służyć jako usprawiedliwienie przemocy.

Micheil Saakaszwili, gubernator obwodu odeskiego, w swoich wypowiedziach także poparł takie podejście. – Całkowicie podzielam oburzenie mieszkańców Łoszczyniwki – skomentował sprawę podczas konferencji prasowej tuż po pogrzebie Anheliny. – To prawdziwie siedlisko handlu narkotykami, którym zajmuje się ten przestępczy element. Powinniśmy zająć się tym problemem wcześniej, a teraz jest to po prostu konieczne.

Jednak szef policji obwodu odeskiego Giorgi Lortkipanidze w rozmowie ze mną nie zgodził się z tym, że we wsi działa grupa przestępcza. – W zeszłym roku w Łoszczyniwce zarejestrowano dwadzieścia osiem spraw kryminalnych i tylko w jednej figurował Rom. W wiosce nie dochodziło do żadnych przestępstw powiązanych z narkotykami – twierdzi Lortkipanidze. – Spędziłem tam trzy dni i nikt nie mówił, że miał do czynienia z przestępstwami dokonywanymi przez Romów i nie dzwonił w tej sprawie na policję. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy twierdzili, że we wsi są produkowane narkotyki, przeszukaliśmy teren i nic takiego nie znaleźliśmy. Jestem policjantem, więc zawsze sprawdzę fakty, zanim będę wypowiadał się w jakiejś sprawie – dodał. – Pan Saakaszwili jest politykiem, czuje, jakie są nastroje społeczne, i one mają wpływ na jego deklaracje.

Kilka policyjnych nalotów na wytwórnie narkotyków w Izmaile i wsiach w okolicy Łoszczyniwki skomplikowało sprawę. W wyniku przeszukań znaleziono broń automatyczną i duże ilości narkotyków. Naloty miały potwierdzić tezę Saakaszwilego, ale nigdy nie stwierdzono, że narkotyki i broń zostały znalezione w Łoszczyniwce czy domu zamieszkałym przez Romów.

Gdy zapytałem Saakaszwilego o jego wcześniejsze komentarze, powiedział mi, że mówiąc o „przestępczym elemencie”, nie miał na myśli Romów. Twierdził, że jego słowa zostały źle zinterpretowane. – Całkowicie potępiamy ataki na Romów w Łoszczyniwce – mówi. – Nie dopuścimy do żadnego przymusowego przesiedlania ludzi.

Historia sukcesu

Gdy siedziałem w kawiarni w parku w Izmaile, czekając na dwóch członków lokalnej społeczności romskiej, do mojego stolika podszedł romski chłopiec, który miał nie więcej niż dziesięć lat. Zapytał, co robię w Izmaile, ja z kolei zadałem mu pytania, czy wie, co się dzieje w Łoszczyniwce i czy ma tam bliskich. Słyszał o tym, że tamtejsi Romowie byli ścigani za zabicie dziewczynki. Niewzruszony przeszedł do sedna: – Daj mi pieniądze. – Uśmiechnął się od ucha do ucha. Zapytałem, gdzie są jego rodzicie. – Robię to, na co mam ochotę. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Daj mi aparat – zażądał, patrząc na niego chciwie, na co tylko się roześmiałem.

Do podobnych scen dochodzi w miastach na całej Ukrainie każdego dnia. Dziesiątki Ukraińców opowiadało mi swoje historie o tym, jak byli nękani albo okradani przez ludzi, którzy według nich byli Romami. Dla wielu z nich był to pierwszy i jedyny raz, gdy mieli do czynienia z przedstawicielami tej wspólnoty, przed którą ostrzegano ich od dzieciństwa. Gdyby usiedli w kawiarni zamiast mnie, nie mieliby pojęcia, że dwóch mężczyzn pracujących ciężko po drugiej stronie ulicy w sklepie z artykułami hydraulicznymi to Romowie, którzy ukrywają swoją narodowość, aby mieć pracę.

– Jeśli się dowiedzą, że ktoś jest Romem, nie dadzą mu żadnej pracy – mówi Wołodymyr Kundadar, przewodniczący rady romskiej w Izmaile. – Jest wielu mądrych, dobrze wykształconych Romów, ale aby coś osiągnąć, muszą ukrywać, kim są i że mają coś wspólnego z innymi Romami.

Na wsiach, gdzie mieszka znaczna część romskiej społeczności, o zarobek łatwiej, bo wyhodowane przez siebie owoce i warzywa można potem sprzedać na targu. Przestępstwa dokonywane przez Romów bardziej rzucają się w oczy, ale nie ma żadnych danych, które potwierdzałaby, że jest to grupa bardziej skłonna do przestępczości w porównaniu do innych grup narodowościowych. Badania z 2013 roku przeprowadzone przez Charkowski Instytut Badań Społecznych pokazują, że liczba przestępstw popełniona przez Romów na obszarach wiejskich na Ukrainie jest dwa i pół raza mniejsza niż ta, którą dokonuje znaczenie liczniejsze społeczeństwo ukraińskie.

W miastach żebranie i różnego rodzaju wykroczenia mogą być jedyną drogą, aby uniknąć głodu. Jak przekonują romscy aktywiści, zapobiec temu może większy dostęp do edukacji i zachęcanie do niej.

– Dwa lata temu zostałem okradziony przez biednego Roma niedaleko sklepu. Wiedzieli, że też jestem Romem, ale się tym nie przejęli – mówi Wołodymyr Kondur, przewodniczący odeskiej organizacji zajmującej się obroną praw Romów. – Również mogłem powiedzieć, że są to źli ludzie i przestać im pomagać, ale tego nie zrobiłem. Musisz zrozumieć, że ci ludzie, aby mogli przemóc swoje problemy natury ekonomicznej i psychologicznej, potrzebują uwagi. Trzeba pokazać im, że są inne możliwości.

Jednym z głównych zadań aktywistów jest promowanie romskich historii sukcesu w społeczności romskiej i poza nią, aby obalić stereotypy i zapobiegać ich powstawaniu wśród najbiedniejszych rodzin.

Działacze chcą pokazać, że w ich kraju są pisarze, mechanicy, handlarze, studenci, naukowcy i sportowcy pochodzenia romskiego, którzy osiągnęli sukces.

Nie jest to łatwe. Tydzień po zabójstwie w Łoszczyniwce ruszyła kampania w mediach społecznościach pokazująca zdjęcia zadbanych młodych Romów trzymających plakaty z napisem: „Nie jestem przestępcą”. Ukraińskie media praktycznie nie poświęciły jej uwagi.

Przerwanie zaklętego kręgu

Mimo planów rządu nie ma żadnego realnego wsparcia dla starań Romów. – Pracownicy ministerstwa kultury odpowiedzialni za implementację Programu ochrony i integracji społeczności romskiej do ukraińskiego społeczeństwa do 2020 roku nie mają na ten cel budżetu – wyjaśnia Jana Sałachowa, specjalistka do spraw przeciwdziałania rasizmowi i ksenofobii Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji.

Szalony poziom ukraińskiej biurokracji, a także niemożność realizowania konstytucyjnych gwarancji dostępu do państwowej bezpłatnej służby zdrowia i edukacji powodują, że wielu Romów jest uwięzionych w kręgu biedy i podatności na nią.

Rejestracja dziecka w państwowym przedszkolu wymaga dokumentów i gotówki na łapówki, których romskie rodziny, często będące w drodze, zazwyczaj nie mają. Natomiast w szkole romskie dzieci mogą być umieszczone w oddzielnych klasach lub placówkach o niższym standardzie.

Lekarze, otrzymujący głodowe pensje i ciągle borykający się z brakiem leków, mogą odmówić leczenia Romów jeśli podejrzewają, że potem nie zapłacą oni za to, co powinno być bezpłatne.

– W małej wiosce niedaleko Kirowogradu [zmieniono nazwę na Kropywnyckyj – przyp. tłum.] pewna Romka opowiedziała mi, że kiedy zgłosiła się do szpitala w zaawansowanej ciąży i okazało się, że niezbędne jest cesarskie cięcie, lekarze odmówili jej pomocy z obawy, że nie będzie miała wystarczającej sumy, aby zapłacić za zabieg – mówi Zemfira Kondur z Czirikli. – Gdy nareszcie lekarze zgodzili się wykonać operację, dziecko zapadło w śpiączkę.

Badania Charkowskiego Instytut Badań Społecznych pokazują , że gdy Romowie napotykają trudności, rzadko mają świadomość należnych praw i nie żądają ich poszanowania.

Zinaida Damaskina po ucieczce z Łoszczyniwki jest zdesperowana. Handlowała ubraniami na rynku w Izmaile i prawie spłaciła kredyt hipoteczny za swój dom, który teraz jest ruiną. Nie wie, czego żądać i z kim rozmawiać. Jej dzieci – trzynastoletni Sasza i jedenastoletni Kola – są wśród ośmiu uczniów z klasy Anheliny, którzy nie mogą rozpocząć nauki w kolejnym roku szkolnym, bo są teraz bezdomni.

– Nie wiemy, co robić i dokąd iść. Każdego dnia śpimy w innym miejscu. Młodszy syn jest przerażony. Do tego ma problemy z sercem – mówi Damaskina ze łzami w oczach. – Dlaczego my? Nie zrobiliśmy nic im ani temu dziecku. Wśród nas są dobrzy i źli ludzi jak w każdym narodzie. Jedna zła owca nie może zepsuć całego stada.

przeł. Paweł Pieniążek

Maxim Tucker jest brytyjskim dziennikarzem mieszkającym na Ukrainie. Współpracuje z „The Times”, wcześniej publikował w „Guardianie”, „Newsweeku” i „Politico Europe”.

Tekst ukazał się na stronie Open Democracy

EBOOKI-KRYTYKA-POLITYCZNA

 

**Dziennik Opinii nr 264/2016 (1464)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij