Świat

Majmurek: Ukraina nie potrzebuje dziś komunałów [polemika]

UE powinna zaoferować Rosji nie kij i nie marchewkę – tylko drabinę, po której Putin mógłby wyjść z Krymu.

Jeden z najlepszych amerykańskich prezydentów w historii, Theodore Roosevelt, pytany o swoją doktrynę polityki zagranicznej, zwykł odpowiadać, że najlepiej ilustruje ją pewne stare przysłowie popularne wśród ludów zachodniego wybrzeża Afryki: „Mów łagodnie, ale zawsze trzymaj za plecami gruby kij”. Polskiej polityce wobec Rosji (nie tylko w obliczu kryzysu krymskiego), w mniejszym przypadku u Tuska i Sikorskiego, w większym Kaczyńskiego i jego dawnych współpracowników rozsianych po różnych partiach, przyświecać wydaje się zasada odwrotna: im cieńszy jest trzymany przez nas kij (o ile w ogóle jest jeszcze jakiś), tym ostrzej, głośniej i agresywniej przemawiamy.

Przypomina to postępowanie kogoś, kto w pokerze ostro blefuje, stawiając wszystko na karty, w których nie ma nawet pary dwójek. Czasem takie blefy działają, ale czasem, gdy druga strona powie „sprawdzam”, można się na nich bardzo boleśnie przejechać.

Wezwania Pawła Pieniążka, by „twardo rozmawiać z Rosją”, powielające ten sposób myślenia, uważam w tej sytuacji za szkodliwy komunał. Kto ma prowadzić te twarde rozmowy? Polska, słaby, średniej wielkości kraj z niewielką armią, który nie jest dla Rosji żadnym partnerem w regionie? „Jagielloński” sojusz Międzymorza? Zależna od Rosji Ukraina? Jedynym podmiotem zdolnym do tego byłaby dziś Unia Europejska. Nawet nie Stany, bo ewentualne amerykańskie sankcje gospodarcze nie uderzą w Rosję tak silnie jak europejskie.

Kij czy drabina?

Ale polityka twardości, jaką proponuje Pieniążek – ze względu na interesy wiążące zachodnie gospodarki i Rosję – jest trudna do europeizacji. Retoryka twardości, nawet jeśli pojawia się na konferencjach prasowych szefów unijnej dyplomacji, to nie przekłada się na decyzje rządów. Przekłada się na nie twardy rachunek interesów, o którym pisze w ostatnim felietonie Cezary Michalski. I nie ma co oszukiwać ani siebie, ani tym bardziej Ukraińców, że polska retoryka nad tymi interesami przeważy.

Nawet gdyby Unia chciała użyć kija, jaki ma w zanadrzu, to sam kij nie rozwiąże problemu – wpędzi nas wszystkich w zimną gospodarczą i PR-ową wojnę, na której stracą wszyscy. Sam kij rzadko bowiem działa bez marchewki.

Choć tu bardziej niż marchewkę Unia musi zaoferować Rosji – jak pisał w „The Daily Telegraph” były brytyjski ambasador w Rosji – drabinę, po której Putin mógłby wyjść z Krymu. Dobre rozwiązanie obecnej sytuacji oznacza stworzenie takiego układu, który w jakikolwiek sposób będzie do zaakceptowania w średnim przynajmniej terminie przez Rosję. Rozmowa o Ukrainie ignorująca interesy Rosji i ignorująca fakt, że dla europejskich stolic to one będą ważnym składnikiem równania, jest opieraniem diagnoz na szkodliwych mrzonkach.

Prawo do NATO?

Ukraińcy, jak każdy naród, powinni mieć prawo do wybory formy rządu, ustroju, sojuszy. Ale ta normatywna zasada, do której sam jestem głęboko przywiązany i której powszechnego panowania pragnę, zawsze zderza się z zasadą rzeczywistości. Tak jak Stany Zjednoczone nie odwołają w najbliższym czasie doktryny Monroe, tak Rosja nie zrezygnuje z prób wywierania wpływu na Europę Wschodnią. Każda mądra polityka przywódców małych narodów – takich jak ukraiński, litewski, gwatemalski czy wenezuelski – musi brać poprawkę na te geopolityczne realia.

W tym sensie „akceptuję” i amerykański, i rosyjski imperializm jako pewien fakt, z którym każdy naród w ich zasięgu musi się liczyć w swoich politycznych wyborach.

Co nie oznacza ani moralnej zgody na imperializm, ani końca walki o maksymalizację własnej suwerenności. Ale trzeba tu mądrze dobierać środki do celów. Ukraina w swojej polityce wobec Rosji potrzebuje dziś – używając analogii do amerykańskiej sfery wpływów – raczej Luli niż Chaveza. Czyli powolnego budowania ekonomicznej, a za nią politycznej niezależności bez wstępowania na ścieżkę otwartej konfrontacji.

Dlatego pomysł akcesu Ukrainy do NATO jest zły. Już przyjęcie krajów bałtyckich można uznać za błąd; nie zapominajmy, że oznaczało ono złamanie obietnic, jakie sojusz złożył Gorbaczowowi przy okazji rozpadu ZSRR. NATO jest sojuszem wojskowym postrzeganym przez Rosję jako agresywny i wymierzony w nią i jej interesy, akces Ukrainy uniemożliwi temu państwu zbudowanie z sąsiadem zdrowych, funkcjonalnych relacji. Co, jak pisałem poprzednio, jest dla Ukrainy konieczne. Większość rosyjskiej klasy politycznej postrzega wydarzenia z ostatnich lat (ekspansję UE na wschód, rozszerzenie NATO, kolorowe rewolucje na peryferiach dawnego radzieckiego imperium) jako wrogie wobec niej działanie. Co jest o tyle uzasadnione, że tej polityce nie towarzyszyły żadne działania, które samej Rosji pomagałyby się integrować z zachodnimi strukturami. Wyrażona mniej lub bardziej otwarcie obietnica wyłączenia Ukrainy z ekspansji NATO wydaje się minimum ustępstw, jakie będą konieczne do rozwiązania tego kryzysu. I znów, szkodliwe jest oszukiwanie siebie i Ukraińców, że będzie inaczej.

Prawdziwi przyjaciele Ukrainy

Paweł Pieniążek pisze na końcu swojej polemiki: „Zadziwiająca jest łatwość, z jaką przychodzi Majmurkowi uczynienie z Ukrainy państwa drugorzędnego, o losach którego decydować ma trójkąt Moskwa-Bruksela-Waszyngton, mającego podporządkować się kaprysom większego brata”. Tylko że takie są niestety realia polityczno-ekonomiczne. Gdyby nie Bruksela i Waszyngton, Rosja sama podjęłaby tę decyzję i żaden Majdan nie byłby w stanie jej powstrzymać – zrealizowany zostałby scenariusz znany z Budapesztu w 1956 czy Pragi z 1968 roku. Rosja nie ma dziś na szczęście na to siły, musi liczyć się z Waszyngtonem, Brukselą, a pewnie i Pekinem – to pokazuje jak bardzo cofnęła się geopolitycznie od czasów, gdy Eisenhower był bezradny wobec krwawiącego Budapesztu. Jak najdalsze umiędzynarodowienie sprawy Ukrainy jest dla Kijowa największą szansą.

Przyjaźń i solidarność wobec Ukraińców wymagają także ostrzegania ich przed skrajną prawicą.

Politykę glejtowania przez Zachód każdej antyrosyjskiej siły uważam za błąd, który na dłuższą metę się zemści.

Podobnie jak – toutes proportions gardées – popieranie przez Stany islamskich fundamentalistów w Azji Środkowej w latach 80. przeciw sprzymierzonym z ZSRR świeckim nacjonalistom. Gdyby na Węgrzech Jobbik był częścią rządu, wzywałby do sankcji – a Swoboda gra w tej lidze co Jobbik czy niemiecka NPD, a nie w tej, co mieszczący się mimo wszystko w demokratycznym porządku Orban.

Prawdziwa przyjaźń wobec Ukrainy nie polega dziś na podburzaniu sytuacji „twardą” retoryką. I nie tylko na gestach solidarności, ale także na uświadamianiu Ukraińcom, w jakiej naprawdę są sytuacji, jakimi kartami grają, a jakimi przeciwnik. Ukraina w momencie kryzysu potrzebuje mądrych rad, trzeźwego oglądu własnych możliwości, nie komunałów („z Rosją rozmawiać twardo”, „każdy ma prawo wybierać sojusze”, „Ukraińcy wybrali Europę”). Sami, doświadczeni serią nieudanych powstań, zbyt dobrze wiemy, jak kończy się polityka nieliczenia się z zasadą rzeczywistości i mylenie retoryki sojuszników z ich rzeczywistymi intencjami politycznymi.

Sam chciałbym powrotu Krymu do Ukrainy i Ukrainy w zjednoczonej Europie. Najlepiej takiej, która sama ma swoje struktury obronne i nie potrzebuje NATO do tego, by się bronić. Ale od pokrzykiwania na Rosję to marzenie się nie spełni. Stąpamy wszyscy po bardzo kruchym lodzie; by bezpiecznie przejść na drugą stronę, potrzebujemy kalkulacji i strategii, nie wojennej retoryki. Niestety, w propozycji Pawła Pieniążka dostrzegam tylko tę ostatnią.

Czytaj także:

Jakub Majmurek: Ukraina będzie musiała dogadać się z Rosją

Paweł Pieniążek: Rozmawiajmy z Rosją, ale twardo

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij