Unia Europejska

Komu służy takie referendum w Wielkiej Brytanii?

Gdyby debatę o Brexicie poprowadzić inaczej, może ona jeszcze stać się debatą o demokratyzacji Europy.

To mogło wyglądać na przedwczesny primaaprilisowy żart: „The Guardian” doniósł, że przy kampanii telefonicznej za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE pracują imigranci, w tym ze Słowacji. W debacie o Brexicie, która w dużym stopniu dotyczy imigracji właśnie, stworzyło to okazję do tworzenia najróżniejszych ironicznych wytłumaczeń i scenariuszy. Być może ktoś, kto dostał taki telefon, poczuł ulgę na myśl, że kiedy Wielka Brytania wyjdzie z UE, to nie będzie już więcej musiał słuchać wschodnioeuropejskich akcentów, jak ten w słuchawce?

Żarty na bok: referendum 23 czerwca nie będzie dotyczyć możliwości pozostania w Wielkiej Brytanii Słowaków, Polek czy Hiszpanów, nawet jeśli niektórzy z głosujących w nim wyborców mogą tak (błędnie) myśleć. Faktem jest jednak – jak pisał Szilard Pap – że zagraniczni pracownicy w Wielkiej Brytanii są pod ostrzałem. Populistyczny argument brytyjskich konserwatystów – sprawa pobierania przez część obywateli UE świadczeń w Wielkiej Brytanii, zamiast dokładania się do budżetu poprzez podatki – służy jako straszak, konieczny do przedstawienia nieproporcjonalnego rozwiązania, jakim jest wyjście Wielkiej Brytanii z UE w ogóle. To problemy krajowe – kontrola imigracji i zasiłki – oraz językowe pomieszanie, jakie wprowadzają pojęcia „suwerenności” i „niepodległości” ukształtowały debatę o Brexicie. Problemy Davida Camerona z pogodzeniem różnych stanowisk wobec UE w jego rodzimej Partii Konserwatywnej zostały, za pośrednictwem referendum, przerzucone na barki całego kraju – w efekcie wewnętrzne problemy polityczne są załatwiane na arenie międzynarodowej, wystawiając na ryzyko całą przyszłość Unii.

Jak mówił podczas spotkania w brytyjskim parlamencie Janis Warufakis, Cameron, popierając pozostanie w Unii, opowiada się za słuszną sprawą, choć ze złych powodów.

Wysiłki Camerona, zmierzające do załagodzenia podziałów w partii i powstrzymania antyeuropejskiego UKIP-u zarazem, przestają przynosić efekty. Próby przekonywania, że należy w UE pozostać przy jednoczesnej renegocjacji warunków bycia jej częścią, z trudnością mogą budzić zaufanie do instytucji unijnych, które zresztą Cameron wspiera co najwyżej połowicznie. Pozostanie w UE na warunkach Camerona nie jest obiecującą perspektywą. Dla tych, którzy są za Unią, wyjście albo pozostawanie w źle działającej instytucji – bo tak ustawiono ramy tej dyskusji – to żaden wybór. Jakiego rodzaju polityka ma się wyłonić z tak wyglądającej debaty?

Problem z debatą o Brexicie jest taki, że prowadzi się ją prawie wyłącznie w kategoriach negatywnych. Tutaj brytyjska lewica przegapiła swoją szansę. Gdzie jest Partia Pracy i dlaczego nie zajęła jednoznacznego stanowiska? Argumenty konserwatywnych eurosceptyków niezmiennie opierają się na podmalowanych nostalgią obrazkach narodowej dumy i odwołaniu do pomysłu, jakoby państwa narodowe były czymś „normalnym” i „naturalnym ”. Obnażenie fałszywej logiki, która za tym stoi, nie jest specjalnie trudne – wystarczy logika i jakakolwiek alternatywna wizja funkcjonowania UE. A jednak Partia Pracy jest dość nieporadna w swoim poparciu dla Unii.

Przewodniczący partii Jeremy Corbyn, wieloletni krytyk UE, przez dłuższy czas się wahał, by w końcu wystąpić z dość letnimi wyrazami poparcia dla kampanii za pozostaniem . Z kolei posłanka Partii Pracy Gisela Stuart połączyła siły z konserwatywnym sekretarzem sprawiedliwości Michaelem Gove’em w kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii. Część laburzystów była i jest krytyczna wobec UE traktowanej jako instrument neoliberalizmu, którego działanie dotyka przede wszystkich społeczności w postindustrialnych regionach kraju (tam mieszka tradycyjna wyborcza baza Partii Pracy). Ale skrajną naiwnością byłoby sądzić, że Wielka Brytania bez UE znajdzie się w lepszej pozycji negocjacyjnej w sprawie Transatlantyckiego Partnerstwa dla Handlu i Inwestycji (TTIP) czy w walce o sprawiedliwość społeczną. I tak: Partia Pracy mniej lub bardziej niechętnie wspiera status quo, pozostanie w UE, której jednak w pełni nie popiera. W efekcie jest za, a nawet przeciw.

Tymczasem to właśnie lewica, Partia Pracy w szczególności, ma okazję zmienić warunki tej debaty i sprawić, że kampania za pozostaniem w Unii nabierze bardziej pozytywnej treści.

Nowy ruch Warufakisa, DiEM 25 mówi, jak jest: UE nie działa. Rozwiązaniem tej sytuacji nie jest jednak rezygnacja z członkostwa w Unii i przejście na wyłączną obronę narodowych interesów, ale raczej zdemokratyzowanie samej UE.

Wielkiej Brytanii dobrze by zrobiło – szczególnie tym, którzy chcą pozostania ich kraju w Unii – posłuchanie wezwania Warufakisa i wykorzystanie referendum do ogólnokrajowej rozmowy o tym, jak zmienić Unię na lepsze. Pisał o tym w „Guardianie” Owen Jones, jeszcze do niedawna zwolennik wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. DiEM 25 jest wciąż organizacją, która wydaje się marginalna i będzie musiała ciężko pracować, by ktoś traktował ją serio, ale są w Wielkiej Brytanii grupy skłonne wysłuchać proeuropejskich argumentów.

Kampania „Good Europe”, prowadzona przez think-tank Compass, przedstawia dokładnie taki pomysł na referendum – potraktujmy je jakookazję do rozmowy o ambitniejszej wizji Europy przyszłości. Tak jak DiEM 25, „Good Europe” jest bezpartyjną inicjatywą zwracającą się do obu stron sporu, choć popierają ją również politycy, jak na przykład Caroline Lucas z brytyjskich Zielonych. Wciąż wahająca się Partia Pracy powinna wziąć z Lucas przykład – zamiast debatować o kwestii suwerenności w dzisiejszej Unii, zacząć mówić o przyszłości Unii: o większej demokratyzacji Unii, równości, odpowiedzialnym rozwoju.

Unia jako grupa państw narodowych przepychających się w kolejce do wykrawania dla siebie jak największego kawałka tortu a przy tym walczących o to, by dać do wspólnego koszyka jak najmniej, to naprawdę coś mało inspirującago. Lewica może domagać się czegoś innego. Zamiast wdawać się w mgliste i wsobne dyskusje o narodowym interesie, musi powiedzieć, że to w ramach UE – a nie poza nimi – jest szansa na lepsze prawa pracownicze, ochronę środowiska i trwałe funkcjonowanie usług publicznych. W tych wszystkich kwestiach UE jest mocniejsza niż jakiekolwiek państwo narodowe w pojedynkę. Jeśli debatę o Brexicie poprowadzić inaczej, może jeszcze ona stać się debatą o demokratyzacji Europy. Tylko, czy Partia Pracy zdąży to zrobić?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Veronika Pehe
Veronika Pehe
Historyczka, redaktorka A2larm.cz
Historyczka środkowoeuropejskiej kultury, badaczka, dziennikarka, autorka tekstów. Absolwentka King’s College London. Na University College London obroniła doktorat z historii. Stypendystka na Yale University i Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu. Pracuje na European University Institute we Florencji oraz jako redaktorka czeskiego A2larm.cz.
Zamknij