Unia Europejska

I co dalej, Katalonio?

Jednostronne ogłoszenie niepodległości to bardzo stroma droga – mówi dziennikarz i analityk Arturo Puente.

Ewa SAPIEŻYŃSKA: Koalicja Juns pel Sí, która chce niepodległości Katalonii, oraz niepodległościowa lewicowa parta CUP, zdobyły w niedzielnych wyborach większość miejsc w parlamencie regionu (Juns pel Si 62 miejsca, a CUP dodatkowych 10 na 135 możliwych, ale nieco poniżej połowy głosów wszystkich wyborców (48%). Czy Madryt i Barcelona inaczej interpretują ten wynik?

Arturo PUENTE: Tak, rzeczywiście – interpretacje są różne. Po pierwsze, interpretacja tego wyniku zależy od tego, czy niedzielne wybory widzimy jako plebiscyt nad kwestią niepodległości, czy też nie. Bo jeżeli był to plebiscyt (tak jak ogłosił prezydent Katalonii Artur Mas), to partie niepodległościowe nie zdobyły większości głosów, a więc nie wygrały plebiscytu. I nie mówi się tak tylko w Madrycie, ale też w samej Katalonii, gdzie takie zastrzeżenia słychać również w partii CUP.

Ale przecież nie było to klasyczne referendum, gdzie głosowało się na tak lub na nie. Część partii, które wzięły udział w wyborach, nie sprecyzowały przecież nawet swojego stanowiska, nie ogłosiły, czy są za, czy przeciw niepodległości.

Ale nawet jeżeli w sumarycznej ilości głosów brakuje partiom niepodległościowym paru punktów procentowych, to jeśli chodzi o ilość miejsc w katalońskim parlamencie, partie te mają teraz większość absolutną. Dużo zależy w tej chwili od ruchów tych partii.

A zatem CUP utworzy rząd z Juns pel Sí?

Wspólny rząd nie jest jeszcze pewien, bo Juns pel Sí to szeroka koalicja, obejmująca zarówno mniejsze partie lewicowe, jak i trzon konserwatywny i neoliberalny w postaci partii Masa Convergencia. Natomiast CUP to radykalna partia antykapitalistyczna, z bardzo aktywną bazą społeczną, partia oddolna, gdzie decyzje podejmuje się na wiecach. Więc może dojdą po porozumienia w sprawach regionu, takich jak droga do samostanowienia Katalonii, deklaracja niepodległości, utworzenie regionalnych struktur gospodarczych i podatkowych czy osobnego systemu opieki zdrowotnej w Katalonii. Ale co do tego, jak zrealizować te przedsięwzięcia, może im już być trudno się zgodzić.

Jednocześnie, ponieważ tylko razem mają większość głosów, w pewnych kwestiach partie te po prostu będą musiały dojść do porozumienia, ale nie będzie to łatwy pakt. Nie ma mowy o automatycznym porozumieniu na czas kadencji. Wszelkie kwestie społeczne bardzo ich dzielą i będą stwarzać ciągłe napięcia.

Czy Lewica Republikańska (Esquerda Republicana) z koalicji Juns pel Sí i CUP będą się aktywnie przeciwstawiać polityce cięć budżetowych, jaką popiera największa partia w Juns pel Sí, Convergencia?

CUP zawsze to robiła i nadal robić będzie. Natomiast Lewica Republikańska przedkłada dyskurs niepodległościowy ponad problemy społeczne. Ale jeżeli nie będą w stanie żądać końca polityki zaciskania pasa, jak przystało na partię lewicową, to będą mieć w przyszłości kłopoty z utrzymaniem swojego elektoratu.

Poza tym, jeżeli wśród partii niepodległościowych tylko CUP będzie twardo obstawać przy lewicowych postulatach, to fala niepodległościowa zostanie zdominowana przez prawicową Convergencia.

Kontynuując temat różnych odcieni lewicowych w Katalonii, skąd tak zły wynik Podemos i ich koalicji „Katalonia, tak możemy!”? Sami reprezentanci Podemos przyznają, że są rozczarowani swoimi 11%.

Zły wynik Podemos jest na ustach wszystkich w Katalonii. Myślę, że zadziałały tu dwa mechanizmy. Po pierwsze, większość Katalończyków rozumiała jednak te wybory jako plebiscyt nad kwestią niepodległości i zagłosowała albo na tak, albo na nie.

Tymczasem Podemos mówiło o nowej konstytucji, o ewentualnym referendum, ale nie opowiadało się jasno za lub przeciw niepodległości. Na tym zyskała nowa partia prawicowa, Obywatele, zdecydowanie opowiadającą się przeciw niepodległości. Podemos stali się „ziemią niczyją” i zostali ukarani.

Ale trzeba tu dodać, że socjaliści z Partit dels Socialistes de Catalunya też nie opowiadali się ani za, ani przeciw niepodległości, mówili jedynie, podobnie jak Podemos, o nowym procesie konstytucyjnym i ewentualnym referendum, jednak osiągnęli lepszy od Podemos wynik, bo 13%. Może nie jest to sukces, ale przynajmniej nie spadli aż tyle, na ile wskazywały przedwyborcze sondaże, bo otrzymali 16 miejsc w parlamencie, czyli 4 mniej niż w poprzednich wyborach i zachowali pozycję największej lewicowej partii nie-niepodległościowej.

A zatem musi być jeszcze inne źródło niepowodzenia Podemos.

Tu mam drugą hipotezę – ale jest to tylko hipoteza – że zły wynik Podemos związany jest z ich nieudaną próbą uplasowania się na katalońskiej scenie politycznej.

W Hiszpanii Podemos zaistniało jako partia lewicowa, która nie odwołuje się do klasycznego podziału na lewicę i prawicę, a szuka innych linii polaryzacji. W tym sensie Podemos czerpie z tradycji populizmu latynoamerykańskiego, argentyńskiego, wenezuelskiego, i to bardzo dobrze działa w kontekście hiszpańskim. Ale w swojej kampanii w Katalonii Podemos zapomniało o lekcji latynoamerykańskiej i oparło swój dyskurs na bardzo tradycyjnych pojęciach i podziałach. Momentami wydawało się, jakby liderzy partii przemawiali do pracowników przemysłu samochodowego w latach 70.

Sam Pablo Iglesias mówił o strajkach, o walce klas, o „nas, ludziach pracy”, a nie o tym, o czym mówi się dziś w Hiszpanii: o prekariacie, o zubożałej klasie średniej czy o młodych ludziach, którzy musieli emigrować za pracą.

Wydaje mi się, że Podemos w Katalonii zwróciło się do dużo starszego elektoratu, myśląc pewnie, że młodzi i tak są za niepodległością i że tej przestrzeni nie uda im się podbić. Ale była to chybiona strategia, bo w Katalonii jest dużo młodych o lewicowych poglądach, stąd zwycięstwo Ady Colau z ruchu przeciw eksmisji, która niedawno została burmistrzynią Barcelony. Tego elektoratu nie udało im się tym razem zmobilizować.

Jaki nastrój panuje obecnie w Katalonii, na kilka dni po wyborach? Właśnie ogłoszono, że Prezydent Katalonii Artur Mas odpowie przed Sądem Najwyższym za zorganizowanie symbolicznego referendum w sprawie niepodległości w listopadzie zeszłego roku. Czy przyczynia się to do eskalacji napięcia w stosunkach z Madrytem?

Rząd centralny jest w odwrocie, traci panowanie nad sytuacją. Oskarżenia przeciwko prezydentowi Arturowi Masowi związane są z organizacją aktu tylko i wyłącznie symbolicznego, pozbawionego prawnych konsekwencji. W tym symbolicznym referendum w listopadzie idea niepodległości zdecydowanie zwyciężyła, ale następnego dnia nie ogłoszono przecież w związku z tym niepodległości. Prawdą jest, że zwołanie referendum w listopadzie było niezgodne z prawem, ponieważ Trybunał Konstytucyjny Hiszpanii ogłosił nieco wcześniej, że referendum w sprawie niepodległości jest nielegalne. Ale swoją drogą, jaką to demokrację mamy w Hiszpanii, jeżeli głosowanie ma być nielegalne?

Proces sądowy tak naprawdę tylko pomaga Masowi w momencie, kiedy koalicja, której przywodzi, nie zdobyła absolutnej większości w parlamencie regionu i będzie potrzebować poparcia CUP spoza koalicji. Proces sądowy kreuje bowiem Masa na przywódcę katalońskiej fali niepodległościowej, który z walki o niepodległość się nie wycofa, nawet gdyby miał wejść w konflikt z prawem.

Katalonia żyje w tym momencie negocjacjami pomiędzy partiami niepodległościowymi. I jestem dość optymistyczny, jeżeli chodzi o ich wynik. Żadnej ze stron nie opłaca się bowiem iść w zaparte i przypuszczam, że możliwe będzie stworzenie rządu niepodległościowego w Katalonii.

Przypuśćmy, że to się uda. I co dalej?

Tak naprawdę schody zaczną się później, kiedy już będziemy mieć rząd niepodległościowy w Katalonii, ale rząd ten nie będzie miał z kim negocjować.

Zobaczymy, czy rząd Katalonii zdecyduje się na jednostronne ogłoszenie niepodległości. Ale to bardzo stroma droga. Inne bowiem kraje, no i Unia Europejska jako całość, a także instytucje międzynarodowe, nie będą chciały uznać takiego kraju.

Dlatego jednostronne ogłoszenie niepodległości jest tak naprawdę tylko groźbą, straszakiem, który ma zmusić rząd Hiszpanii do negocjacji.

Bo Artur Mas chce negocjować z Madrytem. W normalnych warunkach władze centralne powinny zezwolić na przeprowadzenie prawdziwego referendum nad kwestią niepodległości. Ale czy uda się to w Hiszpanii? Obecny rząd centralny Partii Ludowej boi się usiąść do stołu z niepodległościowcami z Katalonii i negocjować, bo boi się, że separatyzm w Katalonii i w Kraju Basków jeszcze się umocni, a może i pojawi się w innych częściach kraju. Dlatego bardzo znaczące dla przyszłości Katalonii mogą okazać się wyniki wyborów do parlamentu Hiszpanii w grudniu.

Ale być może rządząca Partia Ludowa spróbuje wykorzystać temat Katalonii w kampanii wyborczej, by utrzymać się przy władzy, strasząc Hiszpanów wizją secesji bogatego, katalońskiego regionu i rozczłonkowaniem kraju. Większe otwarcie w kwestii niepodległości regionu reprezentowane przez konkurentów PP – socjalistów z PSOE i Podemos – wcale nie jest w Hiszpanii nazbyt popularne.

**

Ewa Sapieżyńska – iberystka i socjolożka.

 

**Dziennik Opinii nr 275/2015 (1059)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ewa Sapieżyńska
Ewa Sapieżyńska
Iberystka i socjolożka
W latach 2006-2008 doradczyni kancelarii prezydenta i MSZ Wenezueli. Tytuł doktora nauk społecznych zdobyła na Universidad de Chile. Wykładała w Chile i w Polsce. Autorka szeregu publikacji naukowych o wolności słowa, a także z zakresu gender studies. W latach 2015-2018 doradczyni OBWE ds. praw człowieka i gender. Obecnie mieszka w Oslo i zajmuje się analizą polityczną. W 2022 roku opublikowała w Norwegii książkę „Jeg er ikke polakken din”, która z miejsca stała się przebojem na tamtejszym rynku. W 2023 r. książka „Nie jestem twoim Polakiem. Reportaż z Norwegii” ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij