Świat

Becker: Umowa stowarzyszeniowa nie zmodernizuje Ukrainy

W krajach bałkańskich stowarzyszenie z UE tylko wzmocniło miejscową oligarchię.

Jakub Majmurek: Ukraina zakończyła rok 2014 z podpisaną umową stowarzyszeniową z Unią Europejską. Porozumienia wchodzą w życie w 2016 roku. Prozachodni zwrot, którego domagał się Majdan, wreszcie się dokonał. Ukraińcy powinni być zadowoleni?

Joachim Becker: Moim zdaniem nie. Porozumienie z Europą na pewno służy części krajów Unii i unijnym korporacjom, które chcą robić interesy na Ukrainie. Nie leży jednak w interesie Ukraińców.

Dlaczego?

Porozumienie ma dwie części, polityczno-militarną i ekonomiczną. Obie są dla Ukrainy problematyczne.

To zacznijmy od części ekonomicznej. Co jest złego w integracji gospodarki ukraińskiej z Europą? Ona już jest z nią mocno związana. Jeśli przyjrzymy się kierunkom ukraińskiego eksportu, zauważymy, że do Rosji i krajów UE idzie mniej więcej tyle samo ukraińskich towarów – około 25%.

Tak, tylko niech się pan przyjrzy strukturze tego eksportu. Większość towarów eksportowanych do Unii Europejskiej (52%) stanowią dobra nieprzetworzone. Z kolei zdecydowana większość towarów trafiających z UE na Ukrainę (ponad 75%) to towary przemysłowe. Jest to więc typowy model wymiany między centrum a peryferiami. Tymczasem wymiana handlowa Ukrainy z Rosją wygląda nieco inaczej. To zakłady przemysłowe na wschodniej Ukrainie dostarczały rosyjskiemu rolnictwu maszyn. Stowarzyszenie z Unią na obecnych warunkach tylko pogorszy te tendencje. Niech pan przyjrzy się też harmonogramowi wdrażania strefy wolnego handlu między Ukrainą i Unią. Jakie cła mają być zniesione jako pierwsze? Te na towary przemysłowe. Wystawia to ukraiński przemysł na konkurencję z lepiej zorganizowanym, dysponującym większymi zasobami kapitałowymi i organizacyjnymi przemysłem europejskim, której nie może wygrać. Do tej pory większość towarów przemysłowych obecnych na ukraińskim rynku produkowana była na Ukrainie. To dawało byt przedsiębiorcom i zatrudnienie robotnikom. Teraz ukraińscy przemysłowcy mogą nie wytrzymać konkurencji. Podsumowując:

uważam, że w obecnym kształcie ekonomiczna część umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską stanie się po prostu narzędziem dalszej dezindustrializacji Ukrainy.

Rosja oferowała lepsze warunki w ramach Unii Euroazjatyckiej?

Nie w tym rzecz. Głębsza integracja z rynkiem rosyjskim też nie byłaby korzystna dla ukraińskich przemysłowców. Zmuszałaby ich do konkurencji z dużo potężniejszymi – politycznie i kapitałowo – rosyjskimi oligarchami. Dlatego ukraińscy oligarchowie związani z przemysłem ciężkim popierali tzw. politykę wielowektorową – to znaczy taką, która pozwala Ukrainie zachować równy polityczny i gospodarczy dystans do Zachodu i Rosji. A dzięki temu umożliwiała maksymalną ochronę własnego rynku.

I wszyscy ukraińscy oligarchowie popierali ten kierunek?

Nie, sama oligarchia była podzielona. Umowa stowarzyszeniowa z Unią w jej obecnym kształcie służy tylko jednemu sektorowi ukraińskiej gospodarki – kompleksowi rolno-przemysłowemu związanemu z przetwórstwem spożywczym. To ci oligarchowie najsilniej popierają kurs na Unię. Najbardziej prominentnym oligarchą tego sektora jest (związany także z sektorem obronnym) Petro Poroszenko, obecny ukraiński prezydent. Poroszenko na początku był częścią bloku „wielowektorowego”. W trakcie wydarzeń na Majdanie zmienił orientację na jednoznacznie prozachodnią.

Nawet jeśli zgodziłbym się z panem, że wolny handel może być narzędziem dezindustrializacji Ukrainy, to przecież stowarzyszenie z Unią przynosi też inne potencjalne gospodarcze korzyści. Na przykład dopływ kapitału.

Znów: jeśli się przyjrzymy, jak wyglądała struktura europejskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych na Ukrainie, zauważymy, że już przed 2012 skierowane były one głównie do handlu, sektora bankowego, usług – a nie przemysłu. Będzie więc tu się odtwarzał ten sam mechanizm. Oczywiście, wolny handel to nie cała umowa stowarzyszeniowa. Wiąże się ona z jeszcze innymi problemami – narzuca ukraińskiej gospodarce model neoliberalnej austerity, poważnie ograniczając możliwości swobodnego, odpowiadającego potrzebom Ukraińców kształtowania polityki gospodarczej.

Wątpię, czy teraz, w warunkach globalizacji, kryzysu gospodarczego i geopolitycznego Ukraina takie narzędzia posiada. Tymczasem stowarzyszenie z Unią wymusza szereg innych reform – dotyczących standardów transparentności czy rządów prawa – które na dłuższą metę będą dla tego kraju korzystne. Pamiętam, jak to wyglądało w Polsce; nie wiem, czy bez impulsu z Unii bylibyśmy w stanie przepracować pewne sprawy. Dlatego rozumiem Ukraińców, którzy popierają europejski kurs, przy całej świadomości doraźnych kosztów, jakie za to im przyjdzie zapłacić.

Tylko że ta modernizacja też jest dyskusyjna. Moim zdaniem stowarzyszenie z UE nie będzie miało takiego efektu. Na czym opieram swoje przypuszczenia? Na doświadczeniach krajów bałkańskich. Analogiczne umowy stowarzyszeniowe podpisały Macedonia, Czarnogóra, Bośnia i Serbia. Do tej pory częściowo wprowadzono w życie handlową część tych umów. W ogóle ekspansja Europy na jej południowe i wschodnie peryferie miała bardzo podobny przebieg. Najpierw rozpadły się tam wielonarodowe, socjalistyczne państwa – Jugosławia i Związek Radziecki. Z ich rozpadu wyłoniło się wiele mniej lub bardziej pogrążonych w chaosie państw, często zmagających się także z gospodarczą katastrofą. Na Ukrainie ma ona w zasadzie permanentny charakter: w 2012 PKB Ukrainy ciągle nie przekraczał 70% PKB z 1990 roku. Mierzony w realnej sile nabywczej PKB per capita Ukrainy to zaledwie około 25% średniego PKB Unii. Na te tereny wkracza Europa. Otwiera je dla swoich towarów, wymusza strukturalne reformy, racjonalne z punktu widzenia rynku Wspólnoty, niekoniecznie z punktu widzenia tych peryferyjnych krajów.

Z drugiej strony są państwa z tych obszarów, które bardzo szybko weszły na ścieżkę pełnej integracji, na przykład Słowenia.

Słowenia jest wyjątkowym przypadkiem. Żeby go wyjaśnić, trzeba cofnąć się do rozpadu Jugosławii. Jednym z ważnych czynników było pragnienie elit kierujących poszczególnymi republikami związkowymi, by samodzielnie kontrolować proces prywatyzacji, wytworzyć własną klasę kapitalistów. W Słowenii ukształtowała się ona głównie wokół sektora przemysłowego. Inaczej było w Bośni czy Serbii. Klasa ta powstała tam bez związku z produktywnym sektorem gospodarki, za to w związku z ośrodkami władzy politycznej. Przyjęła oligarchiczno-klientelistyczny charakter.

Czy stowarzyszenie z Unią to zmieniło? Otóż w bardzo niewielkim stopniu. W Bośni i Kosowie – faktycznych protektoratach UE – ten mafijno-klientelistyczno-oligarchiczny układ kwitnie w najlepsze.

Implementacja neoliberalnych polityk określanych w Brukseli wcale nie wytwarza nadwyżki modernizacyjnej, która pozwoliłaby wyjść z tego układu. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że wraz ze stowarzyszaniem krajów bałkańskich z Unią oligarchowie stają się w nich jeszcze silniejsi. A pamiętajmy, że wcześniej byli słabsi, niż dziś są oligarchowie ukraińscy. Na Ukrainie, mimo znacznego osłabienia ludzi związanych z przemysłem ciężkim, oligarchowie ciągle pozostają najważniejszą siłą polityczną i społeczną. Niech pan zobaczy, ile tam jest regionów, gdzie gubernatorem od lat jest najbogatszy oligarcha albo jego człowiek. Nie wierzę, że zmiany wymuszone przez Unię Europejską same z sobie naruszą ten układ.

W pana analizie brakuje mi jednego: nie zauważa pan wielkiej, demokratycznej mobilizacji Ukraińców, woli, która zamanifestowała się na Majdanie.

Wydarzenia na Majdanie miały demokratyczny i antyoligarchiczny charakter, zgoda. Obecny konflikt cementuje jednak oligarchiczną strukturę władzy i czyni demokratyczną alternatywę mało prawdopodobną. Potwierdzają to też doświadczenie z byłej Jugosławii: wojna wzmacnia oligarchiczne struktury. Ukraina może też po prostu za to wszystko zapłacić rozpadem.

Jeśli Putin dalej będzie wspierał separatystów.

Nie tylko w separatystach tkwi problem. Po Majdanie Ukraina stała się państwem „regionalnie geopolitycznie spolaryzowanym”. To znaczy jego poszczególne regiony przyjmują dziś odmienne orientacje geopolityczne. Wszystkie wspólnotowe instytucje uległy znacznemu osłabieniu. Proszę spojrzeć na system partyjny Ukrainy. W zasadzie nie ma tam dziś żadnej partii politycznej, która faktycznie byłaby ogólnonarodowa, cieszyłaby się podobnym poparciem we Lwowie, w Kijowie, Odessie i Charkowie. Wszystkie partie polityczne na Ukrainie mają dziś faktycznie wyłącznie lokalny charakter. W efekcie każdy rząd będzie postrzegany w jakiejś części Ukrainy jako wyraz nie ogólnonarodowej woli zbiorowej, ale przewagi jednego regionu nad innymi. Ostatni rok radykalnie osłabił siłę ukraińskiego państwa, wzmocnił tendencje regionalne kosztem federalnych.

No dobrze, ale co w takim razie Ukraina ma robić w obecnej sytuacji: kryzys, konflikt na wschodzie, nacisk ulicy pragnącej zachodniego kursu?…

Ukraina powinna wrócić do wielowektorowej koncepcji. Nie sprzymierzać się ani z Rosją, ani z Zachodem, balansować między nimi, z obu stron czerpiąc korzyści. To nie tylko najlepsze rozwiązanie na planie międzynarodowym, ale także wewnętrznym. Tylko ono zlikwiduje „geopolityczną polaryzację regionalną” kraju i odsunie groźbę jego rozpadu wzdłuż regionalnych linii. Wiara, że Ukraina może stać się częścią UE, jest utopijna. UE wraz z przyjęciem Chorwacji na długie lata osiągnęła psychologiczną granicę akcesji kolejnych krajów. W Niemczech nikt na poważnie nie chce dyskutować nawet o akcesji Serbii – kraju w nieporównanie mniej kłopotliwej sytuacji geopolitycznej niż Ukraina. Ukraina w Unii to dla wielkiej części zachodniej opinii publicznej zupełna fantastyka. Unia musi się dogadać z Rosją na temat statusu Ukrainy jako państwa, gdzie żadne z nich nie ma pełni wpływów.

Pan wybaczy, ale dopiero to mi się wydaje utopijne! Gdzie pan w Rosji widzi dziś wolę takiego porozumienia?

Na pewno jest to szalenie trudne. Dużo trudniejsze, niż było przed szczytem w Wilnie. Ale innej drogi nie widzę.

Dr Joachim Becker – ekonomista i politolog, profesor na Wiedeńskim Uniwersytecie Ekonomicznym. W swoich badaniach zajmuje się problemami krajów rozwijających się: Europy Wschodniej, Bałkanów i Ameryki Łacińskej.

***

Artykuł powstał w ramach projektu Europa Środkowo-Wschodnia. Transformacje-integracja-rewolucja, współfinansowanego przez Fundację im. Róży Luksemburg

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij