Unia Europejska

Jurczyszyn: Marine Le Pen nie broniłaby rozwalających Paryż kiboli

Na Zachodzie skrajna prawica jest silnie sprofesjonalizowana.

Jakub Majmurek: Co w XXI wieku właściwie znaczy „skrajna prawica”?

Łukasz Jurczyszyn: Myślę, że to bardzo aktualny termin w Europie. Skrajna prawica odcina dziś kupony od rosnącego społecznego niezadowolenia. To jedno z największych zagrożeń dla prawidłowego rozwoju współczesnych europejskich demokracji, a nawet dla ich egzystencji.

Skąd się wzięło?

Nie wiemy tego dokładnie. To jest kształtująca się przed naszymi oczami rzeczywistość, musimy ją dopiero zbadać i zrozumieć. Wydaje mi się, że po fali procesów unifikacyjnych, globalizacyjnych – których efektem jest też Unia Europejska – mamy do czynienia z reakcją na nie. W obliczu wywoływanych przez globalizację kryzysów różne siły polityczne odwołują się do języków narodowych, patriotyzmu, spójności narodowej wspólnoty. Nie tylko te skrajne – to jest też retoryka Camerona, Merkel, a w Polsce Prawa i Sprawiedliwości.

Co charakteryzuje wyborców skrajnie prawicowych partii?

Przede wszystkim niechęć do establishmentu i status quo. To ona przyciąga do tego typu ruchów młodych ludzi, którzy niekoniecznie muszą być faszystami. Oni czują się bezsilni, a na protestach przeciw ACTA, w których w części uczestniczyła – jak ją nazywam – tzw. Młoda Polska Narodowa, czy Marszu Narodowym mogą afirmować swoją tożsamość i niezadowolenie. Ci ludzie nie pójdą do Platformy, bo tam nie ma dość silnej ideologii wspólnotowej.

W ruchach skrajnych swoje ujście znajdują frustracje pokolenia 2000 brutto, klasy średniej w stanie ciągłego zagrożenia deklasacją. Osób mamionych obietnicami systemu, których nie jest on w stanie spełnić.

Co oprócz antyestablishmentowości tworzy ideologiczny pakiet, jaki ci ludzie znajdują w tych partiach?

To ciekawe, że w naszym regionie ciągle ważnym czynnikiem jest radykalny antykomunizm. Na każdej demonstracji Ruchu Narodowego w Polsce są flagi z przekreślonym godłem radzieckim i hasło „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Kolejna kwestia to niechęć do mniejszości społecznych (szczególnie silna jest homofobia) i etnicznych – ksenofobia, niechęć do migrantów. W bardziej skrajnych przypadkach rasizm, prowadzący czasem do przemocy, niekoniecznie zresztą ze strony samych skrajnie prawicowych partii.

Trzeba bowiem pamiętać, że „skrajna prawica” to termin politologiczny, odnoszący się do ideologii i działań konkretnej organizacji, partii czy ugrupowania. Mamy jednak też bardziej socjologiczne pojęcie „radykalnego nacjonalizmu”. Oznacza ono oddolne tendencje pojawiające się mniej lub bardziej spontanicznie w społeczeństwie, związane ze skrajnie nacjonalistyczną, antyimigrancką, ksenofobiczną, antyeuropejską ideologią, postawami, zachowaniami. W krajach Europy Zachodniej wzrost poparcia dla partii skrajnie prawicowych łączy się ze wzrostem znaczenia radykalnego nacjonalizmu. Niemniej te dwie kwestie, które nieustannie mieszają się w praktyce społecznej, należy analitycznie rozdzielić.

Czy problem skrajnej prawicy w Europie łączy się jakoś z podziałem na wschód i zachód?

Na zachodzie Europy partie skrajnej prawicy mają silną pozycję w instytucjach politycznych. Zasiadają w parlamencie, mają struktury, prawo do publicznego finansowania itd. W Europie Środkowej i Wschodniej, z wyjątkiem Węgier, wygląda to inaczej. Partie skrajnej prawicy są raczej słabe, problemem jest rosnący oddolny radykalny nacjonalizm.

Skąd poparcie dla niego w krajach postkomunistycznych?

W tej części Europy radykalny nacjonalizm często opiera się na różnych grupach o charakterze subkulturowym, które w krajach zachodnich, tam, gdzie skrajna prawica jest mocno zinstytucjonalizowana, są dużo mniej istotne. Obecnie w Polsce pasem transmisyjnym idei radykalnego nacjonalizmu jest subkultura kibicowska, wcześniej były to subkultury skinheadowskie. Zaczęły się pojawiać się w Polsce już w latach osiemdziesiątych i odegrały kluczową rolę dla formowania się skrajnej prawicy po roku ’89. Ale przyczyny poparcia dla radykalnego nacjonalizmu trzeba dopiero dokładnie zbadać. Ja postawiłbym tezę, że istotną rolę odegrał tu brak silnej lewicy społecznej. Lewica postkomunistyczna odsunęła się od kwestii społecznych. W krajach zachodnich wzrost znaczenie skrajnej prawicy łączy się z kryzysem masowych, zakorzenionych społecznie partii dominujących po 1945 roku, takich jak socjaldemokracja.

A skrajna prawica podnosi kwestie społeczne?

Zależy która. Jest taka, która jest po prostu ultraliberalna – jak nasz Kongres Nowej Prawicy. Ale na przykład już francuski Front Narodowy zauważa problemy społeczne, na które nie jest w stanie odpowiedzieć Partia Socjalistyczna. 35% robotników głosuje dziś na Front Narodowy. FN głosi przywiązanie do tradycyjnych wartości republikańskich, do centralnej roli państwa.

W naszym regionie partie prawicowe są czymś dużo świeższym. Na Zachodzie po wojnie skrajna prawica mogła się rozwijać, tu nie. Dlatego też na ogół jest ona tam o wiele bardziej sprofesjonalizowana. Archetypicznym modelem takiej w pełni profesjonalnej, ucywilizowanej skrajnej partii jest właśnie francuski Front Narodowy. Wzoruje się na nim, jeśli chodzi o organizację i profesjonalizację, Kongres Nowej Prawicy, ale myślę, że też Ruch Narodowy

Z jakim skutkiem?

Widać sukces Kongresu w wyborach europejskich, ale też brak sukcesów politycznych Ruchu Narodowego. Skrajna prawica w Europie Wschodniej płaci cenę późnego startu. Ciągle ma pracę organizacyjną do wykonania. Z drugiej strony jednak jest silniejsza o te mechanizmy oddolnej, spontanicznej mobilizacji, o których już mówiliśmy.

W Europie Zachodniej nie do pomyślenia jest coś takiego jak Marsz Niepodległości, takie dwuznaczne igranie z elementem ulicznym. Marine Le Pen nigdy by nie broniła rozwalających Paryż radykałów czy kiboli.

Profesjonalizacja zabija oddolny ruch, którego liderzy partii nie są w stanie kontrolować. Tymczasem w Europie Wschodniej ta profesjonalizacja odbywa się w bólach. Towarzyszą jej akty przemocy, których nie ma na Zachodzie, gdzie partie skrajne są częścią demokratycznych instytucji i nie mogą sięgać po przemoc czy tolerować jej u swoich sympatyków.

W których krajach naszego regionu przedstawiciele skrajnej prawicy zasiadają w parlamentach?

Na ogół ich przygody z parlamentem były krótkotrwałe. Przez chwilę swoich przedstawicieli w parlamencie miała skrajna prawica na Słowacji. W wyborach parlamentarnych w 2010 Słowacka Partia Narodowa zdobyła 5% głosów, miała dziewięciu deputowanych i była jednym z dwóch kluczowych ugrupowań opozycyjnych. Wcześniej, w 2006, partia ta współtworzyła nawet gabinet rządowy, po zdobyciu ponad 11% głosów. W wyborach w 2012 otrzymała już jednak tylko 4%. Liderem partii jest Ján Slota, który nawoływał do sterylizacji społeczności romskiej. Skrajna prawica ciągle jednak jest tam silna na poziomie regionalnym. W Bańskiej Bystrzycy kandydat Partii Ludowej – Naszej Słowacji, Marian Kotleba, zdobył prawie połowę głosów w wyborach na wojewodę i kieruje tym regionem. Bułgarska ATAKA, koalicja partii radykalnie nacjonalistycznych, powstała w 2005 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi. Odniosła wtedy krótkotrwały sukces, zdobywając ponad 8% głosów. Potem rozpadła się, na skutek wewnętrznych kłótni liderów i skandali o podłożu rasistowskim. Dzisiaj wciąż działa marginalna partia ATAKA pod wodzą eurosceptycznego i ksenofobicznego Wolena Siderowa. Partia Wielkiej Rumunii, działająca pod kierownictwem Corneliu Vadima Tudora, w wyborach parlamentarnych 2004 roku zajęła trzecie miejsce, zdobywając 13% głosów, ale w 2008 roku uzyskała już tylko 3%.

Wyjątkiem od tej reguły – słabości skrajnej prawicy w parlamentach narodowych – jest Jobbik.

Tak. Na jego temat jest trochę dobrych badań, które obalają wiele naszych typowych intuicji.

Jakich?

Na przykład, że Jobbik to partia sfrustrowanych ekonomicznie. Tymczasem jeśli chodzi o zamożność swoich wyborców, to Jobbik jest drugi po rządzącym Fideszu. Wyborcy Jobbiku są dobrze wykształceni i nie są tradycjonalistami. Są też bardzo młodzi, częściej korzystają z sieci niż węgierska średnia. 66% z nich to mężczyźni.

Skąd się bierze siła Jobbiku?

Dziś na Węgrzech w zasadzie w ogóle nie ma lewicy. Jedyną opozycją dla i tak bardzo prawicowego Orbána pozostaje Jobbik. Pamiętajmy, że to druga partia na Węgrzech – a głosi program neofaszystowski, nie stroni też od przemocy. I zmienia węgierską politykę. W ostatnich wyborach samorządowych nawet kandydaci lewicowi, jak w Albert Pasztor w Miszkolcu (czwarte co do wielkości miasto), licytowali się z Jobbikiem w antyromskiej retoryce. Wcześniej węgierscy socjaldemokraci byli całkowicie socjalliberalni, bardziej blairowscy niż sam Blair.

Czy w postkomunistycznej Europie mamy problem ze skrajnie prawicową przemocą?

Bez wątpienia tak; ona narasta. Często wiąże się ze zorganizowanymi napadami na wybrane grupy mniejszości. Przemoc skierowana jest głównie przeciw ludności romskiej.

Dlaczego?

To wynika, po pierwsze, z jej widoczności w regionie. Po drugie zaś z tradycyjnej stygmatyzacji, jakiej podlega. Za nią idą akty przemocy w wielu krajach: na Słowacji, w Czechach, w Polsce.

Gdzie jest najgorzej?

Bez porównania w Rosji. Tam zjawisko zorganizowanej przemocy skrajnej prawicy szalenie eskaluje w ostatnich latach. To nie tylko ataki na imigrantów, ale regularne fizyczne konfrontacje faszyzujących sił z ich przeciwnikami politycznymi – organizacjami antyrasistowskimi, antyfaszystowskimi. Atakowani są także zajmujący się skrajną prawicą eksperci. Czasem po prostu giną. Afrykanista Nikołaj Guirenko, pracujący jako ekspert sądowy, został zastrzelony przez przedstawicieli skrajnych sił nacjonalistycznych na ulicy. To może być czarny scenariusz dla Europy Środkowo-Wschodniej. Przypadki przemocy na tle nacjonalistycznym zdarzają się też przecież w Polsce czy na Słowacji. W Polsce mamy Redwatch, strukturę służącą namierzaniu przeciwników, skrajni nacjonaliści zakłócają wykłady takich postaci jak Bauman czy Środa.

Jaka grupa narażona jest szczególnie na przemoc w Polsce?

Romowie. Mieliśmy na przykład zamieszki antyromskie w Brzegu w województwie opolskim, gdzie aktywną rolę odegrał ONR. Przez dwa miesiące w 2008 roku prowadziłem badania terenowe wśród uczestników i ofiar wydarzeń. W mieście doszło do dwudniowych bójek między przedstawicielami mniejszości romskiej a częścią miejscowej „trudnej młodzieży”, a w rezultacie do próby podpalenia przy użyciu koktajli Mołotowa mieszkania Romów. Zrobiła to kilkunastoosobowa grupa młodych mieszkańców Brzegu, pozostająca pod wpływem hasła lokalnej brygady ONR: „Brzeg strefą wolną od Romów”. Ale w Polsce zagrożeni są także uczący się tu studenci z Afryki. A także mniejszości seksualne – badania pokazują, że szczególnie w Polsce i na Węgrzech postrzegane są one bardzo negatywnie. Bezdomni, seks-pracownice.

A Wietnamczycy?

Na razie nie obserwujemy takich przypadków, mimo że to widoczna, łatwo dająca się wyodrębnić mniejszość. Może to wynika z faktu, że oni są postrzegani jako ludzie pracy, że nie można wpisać w ich narrację, jaką się tworzy wokół Romów: że to ludność pasożytnicza, wykorzystująca nasze państwo. Pamiętam, jak robiłem obserwacje w transporcie publicznym, realizując badanie dla programu Respect Diversity UEFA przy okazji EURO 2012. Byli tam Wietnamczycy wymalowani w polskie barwy. Słyszałem bardzo pozytywne komentarze: „Super, że są, że kibicują naszej drużynie”. Nie było głosów w stylu „co oni się tu wygłupiają”. Ale może po prostu agresja wobec nich przyjdzie z opóźnieniem, na przykład w razie poważnego kryzysu ekonomicznego.

W Polsce na razie agresję wzbudzają raczej muzułmanie, którzy – patrząc w liczbach bezwzględnych – są bardzo nieliczną mniejszością. Tymczasem Ruch Narodowy oficjalnie określa się jako „siła antymuzułmańska” – w kraju bez muzułmanów.

Można się zastanawiać, czy jest w tym coś więcej poza przeszczepianiem w obcy kontekst zachodnich wzorców skrajnej prawicy. Ale to jednak trafia w obecny w polskim społeczeństwie antyislamski sentyment.

Co można robić, by zatrzymywać wzrost skrajnej prawicy w regionie? Czy państwa powinny z nią walczyć, na przykład penalizując szczególnie skrajne ruchy?

To kluczowe pytanie. Przede wszystkim nie należy panikować i działać pochopnie, na przykład ograniczyć się do represyjnych rozwiązań podejmowanyh przez resorty siłowe czy sądy. Moim zdaniem to może tylko nasilać występowanie tych zjawisk. Zaznaczam, że nie odpowiadam na to pytanie z pozycji działacza antyfaszystowskiego czy antyrasistowskiego, którym nie jestem. Jestem przede wszystkim badaczem i postuluję dogłębną analizę, aby lepiej zrozumieć, co się dzieje, szczególnie z młodymi w różnych krajach Europy. Dlaczego młodzi Europejczycy zaczynają masowo sympatyzować z partiami nacjonalistycznymi, promującymi ideologię, która tak tragicznie skompromitowała się w XX wieku? Dlaczego młodzi obywatele Unii Europejskiej głosują na partie, które są mało demokratyczne, eurosceptyczne czy wręcz zakładają wyjście danego kraju ze Wspólnoty? Uzbrojeni w większą wiedzę, i to nie tylko na pozimie narodowym, ale międzynarodowym, również na temat skuteczniejszych form przeciwdziałania tym zjawiskom, możemy działać sprawniej.

Czyli jak?

Na przykład wspomagać usprawiedliwioną represję – patrz zdelegalizowanie brzeskiego ONR przez sąd – działaniami prewencyjnymi, edukacyjnymi. Promować wielokulturowość, tolerancję, współpracę między narodami, piękną i zarazem wymagającą ideę wspólnoty europejskiej w szkołach, w środowiskach lokalnych, w mediach. W Polsce istnieją liczne organizacje, jak Stowarzyszenie Nigdy Więcej czy Otwarta Rzeczpospolita, które powinny być jeszcze bardziej wspierane przez państwo. Z pewnością instytucje narodowe czy ponadnarodowe mogą działać skuteczniej, jeżeli badacze i praktycy z różnych regionalnych i lokalnych instytucji będą szerzej współpracować. Powinniśmy się od siebie więcej uczyć na temat podobieństw i różnic między radykalnymi nacjonalizmami w poszczególnych krajach.

dr Łukasz Jurczyszyn – socjolog, politolog, adiunkt w Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora, członek Centrum Badania Solidarności i Ruchów Społecznych IS UW, współpracuje z Collegium Civitas. Należy do założonego przez Alaina Touraine’a Centrum Analizy i Interwencji Socjologicznych w Paryżu. Członek Centrum Badań Wschodnich w Paryżu. Prowadził badania terenowe nad przemocą nacjonalistyczną i rasistowską oraz nad konfrontacją środowisk nacjonalistycznych i antyfaszystowksich w Rosji w ramach trzyletniego projektu „Zrozumieć przemoc w Rosji”. Jeden z założycieli Fundacji Zespołu Analizy Ruchów Społecznych (ZARS) w Warszawie.

***

Artykuł powstał w ramach projektu Europa Środkowo-Wschodnia. Transformacje-integracja-rewolucja, współfinansowanego przez Fundację im. Róży Luksemburg


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij