Świat

Wstyd [list z Wiednia]

Polacy w Wiedniu mówią o sobie „emigranci ekonomiczni”. Czy widzą miejsce dla uchodźców wojennych w Polsce?

Zastanawiam się, co wiedzą o uchodźcach wszyscy ci, którzy oburzają się na „wycenę” ludzkiego istnienia na 250 tysięcy euro. Którzy odmawiają prawa wstępu do Polski nawet siedmiu tysiącom ludzi, wmawiając własnym obywatelom, że obcy są dla nich zagrożeniem. Chętnie opowiem straszącym, kim są owi obcy. Podczas mojej pracy poznałem około siedem tysięcy z nich. To oni mogliby być relokowani do Polski.

Uchodźcy to istoty ludzkie. Mają imiona, miejsca i daty urodzenia. Mnóstwo kobiet i dzieci. Każda istota z bogatą biografią, niebagatelnymi doświadczeniami i ogromną traumą po stracie całego dorobku życia. To ludzie bardziej i mniej otwarci, introwertycy i ekstrawertycy, mniej lub bardziej religijni. Minimum raz w tygodniu spotykam jedną z tych osób na ulicach Wiednia, często ledwo kojarząc jej imię. Bo oni ciągle się zmieniają – nie chodzą już sami po mieście, ubierają się nowocześnie, mają coraz więcej przyjaciół z Austrii, zaczynają coś dla siebie znaczyć, bo stanęli na nogi – nauczyli się języka, znaleźli pracę, płacą podatki. I są z tego dumni. Dla was, w Polsce, są anonimową masą. Nie znacie powodów, dla jakich musieli uciekać. Politycy, którzy przejęli tu władzę, uspakajają wasze sumienia. Bo przecież Polska wysłała 30 funkcjonariuszy Straży Granicznej do Macedonii. Czyż to nie zwalnia sumień od pochylenia się nad losem biednych, porzuconych i skrzywdzonych ludzi, których ani się nie zna, ani się ich nie widziało?

A wiecie, kogo ja widziałem?

Widziałem młodych Afgańczyków, jedną z najbardziej problematycznych grup etnicznych do zintegrowania z Europą. Chodzili kompletnie zagubieni między przepięknymi, pamiętającymi czasy Imperium ulicami Wiednia. Widziałem, jak byli wytykani palcami przez Europejczyków odwiedzających to miasto. Czytałem zatroskane opinie uprzywilejowanych w swych sądach profesorów i ekspertów: oni przecież nigdy nie odnajdą się w wielkiej metropolii, to istotny problem dla integracji, głównie ze względu na znikomy dostęp do edukacji na afgańskiej prowincji. Ja również na początku miałem wątpliwości. Osoba pochodząca z odległej wioski bez dostępu do Internetu, gdzie transport odbywa się często podobnie jak w średniowieczu, musi być skazana na izolację w Europie, bo Europa to kolebka cywilizacji i edukacji.

O wiele łatwiej budować stereotypy niż się ich pozbywać.

 Przeciętnie taka młoda osoba z Afganistanu mówi kilkoma językami. Farid Basir, siedemnastolatek z północnego Afganistanu, uczeń jednego z wiedeńskich gimnazjów, posługuje się oprócz dari (to dialekt języka perskiego) także uzbeckim oraz tureckim, a dzięki zamożnemu ojcu Farid poznał angielski w stopniu średnio-zaawansowanym, zaś od półtora roku uczy się niemieckiego. Ma problemy z gramatyką, ale nie większe niż Austriacy. O Europie słyszał w Afganistanie sporo, ale nigdy nie uczył się o Holokauście. Kiedy na zajęciach w szkole obejrzał filmy z wyzwolenia Auschwitz, gdy przeczytał historie ocalałych, napisał między innymi to: „Żydzi w obozach koncentracyjnych pisali, że musieli pić codziennie czarne mleko. Mleko to symbol życia, ponieważ dzieci muszą pić mleko matki, żeby przeżyć. Czarne mleko jest zapewne symbolem śmierci. Śmierć była zawsze obecna w obozie koncentracyjnym, jej innym symbolem są spopielone włosy. W obozie koncentracyjnym panował chaos i strach. Zupełnie jak u mnie w ojczyźnie…” Farid, żywo zainteresowany polityką, próbuje zrozumieć Austriaków wybierających skrajnie prawicową Partię Wolnościową FPÖ. Dostrzega, że przecież podobnej retoryki w stosunku do Żydów używano podczas II Wojny Światowej. Dziwi się, że na wschodzie Europy wybierane są partie deklarujące zdecydowany sprzeciw wobec uchodźców. „Czy nie widzicie, że mówią o nas dzisiaj tak samo, jak o was, czyli także Żydach, 80 lat temu?”

 Spotykając Farida i jego przyjaciół wśród monumentalnych budynków stolicy Austrii niejeden przechodzień zastanawia się zapewne, czy i jaka pisana im przyszłość. Poznałem setki Afgańczyków i Afganek, którzy w reakcji na okazaną im, choćby minimalną życzliwość, skrzykiwali całe grupy swoich znajomych i przychodzili na każdy możliwy kurs, żeby po prostu się uczyć. Bo oni nie mieli powszechnego dostępu do edukacji. A wiedzą, że to w Europie ich szansa.

 Widziałem także setki inżynierów, lekarzy, informatyków i ludzi, którzy wiedli w swojej utraconej ojczyźnie, Syrii, bardzo przyzwoite życie. Od jakiegoś czasu krąży o nich w Europie mit – że ich podobno nie ma, że ich sobie wymyślono, by legitymizować słuszność obecności uchodźców na Starym Kontynencie. Ale oni naprawdę są. Większość z nich porównałbym do polskiej klasy średniej mieszkającej na warszawskich Kabatach – kulturalni mężczyźni lubiący dobrą muzykę, książki i niejednokrotnie doceniający dobre wino. Niejednokrotnie, bo część z nich nie pije alkoholu i argumentuje to islamem.

 („Ewangelia, a nie Koran!”, krzyczał ostatnio z polskiej ambony zapalony młody duchowny, którego, nawiasem mówiąc, należałoby zapytać, czy to dobrze, że szeregowy Polak katolik w jego kraju „pije wódkę i je boczek na śniadanie”).

 Jednak ci niepijący, znający świetnie historię i kulturę Europy syryjscy akademicy zwracają uwagę, że „nasze” gwiazdy: Kim Kardashian, Eminem czy Jennifer Lopez też są abstynentami. Pytają: „Wykluczacie ich tak jak nas?” Dla nich religia to przede wszystkim normy utrwalone przez tradycję, czasem bez związku z Koranem czy wykładnią teologiczną. Nie piją, bo ich tak wychowano, a raz w roku poszczą od wschodu do zachodu słońca. Śmieją się, że to dobre dla organizmu, taka samodyscyplina, coś innego. A nawet gdyby robili to z powodów czysto religijnych, co w tym złego?

 Ta sama kindersztuba i tradycyjne wychowanie sprawiają, że uczą się niemieckiego o wiele szybciej niż Polacy, Słowacy, Węgrzy, Włosi czy Hiszpanie na kursach językowych. Biegłość językową na poziomie matury osiągają przeciętnie po półtora roku nauki, do tego dochodzi też wiedza z zakresu podstaw państwa prawa, wartości takich jak równość, wolność i równouprawnienie. Podczas mojej praktyki nauczycielskiej spotkałem wielu Polaków przebywających w Austrii od piętnastu, dwudziestu lat – wielu z nich nie jest w stanie zamówić przez telefon pizzy czy wypełnić formularza w urzędzie, mimo uczestnictwa w kursach językowych, na które są od lat wysyłani i niezłego wykształcenia. Zwyczajnie – nie chce im się uczyć. „Jebany kołchoz na horyzoncie, znów trzeba do tego kurewstwa wracać, do pierdolonych nazistów”, słyszałem więcej niż często w drodze z Polski do Wiednia. Ci Polacy, mieszkańcy Małopolski, Podkarpacia i Opolszczyzny wracają zwykle do kraju co piątek, po tygodniu pracy w „kołchozie”. Od 20 lat opuścili może dwa, trzy weekendy. Austria to dla nich miejsce, w którym zarabia się pieniądze, nic więcej. Zabytki, muzea, teatry? Często nie widzieli nawet jednej trzeciej z nich. Nie chcieli. Wybudowali swoje własne zabytki na polskiej prowincji – wille z basenami, otoczone kiczowatymi rzeźbami zapomnianych greckich bogów z plastiku.

 Sami o sobie mówią „emigranci ekonomiczni”. Czy widzą miejsce dla uchodźców wojennych w Polsce?

 „Nie, tego bydła tu nie chcemy. Niech wracają, skąd przyjechali, my tu ich nie potrzebujemy. Tu jest Europa”. Ale kiedy zauważam, że oni też nie hołubią tej Europy, narzekają na Austrię i integrację, mają jedną odpowiedź: „Nam nikt nie pomagał. Europa nam się należy, nie im.”

 Widziałem także dwudziestoletnie kobiety: Arabki z Syrii, Afganki, Nigeryjki, Somalijki. Są w Austrii same, ich rodzice albo nie żyją, albo są zbyt niedołężni, żeby przebyć ciężką drogę przez Lampedusę. Bracia, o ile jeszcze żyją, są rozsiani po całym świecie; szczęście, jeśli zahaczyli się w Europie. Wiele z tych kobiet ze łzami opowiada o swojej wdzięczności za to, że mogą chodzić do szkoły, uczyć się zawodu, że nikt ich nie karze za spacer z kolegą z klasy, że mogą same decydować o sobie. Część z tych kobiet, szczególnie z Afryki, przeszła piekło. Czy rzecznicy Polski „spoistej kulturowo i etnicznie” zamyślili się kiedykolwiek, jak to jest, kiedy nastolatka, okaleczona, bo w wieku 8 lat bez znieczulenia pozbawiono ją łechtaczki, na której oczach zabito ojca, a krótko potem wielokrotnie ją zgwałcono, podejmuje decyzję o ucieczce daleko od domu, rodziny i wszystkiego, co do tej pory znała, i słyszy, że jest zagrożeniem dla kraju ewentualnej emigracji? Czy przychodzi im do głowy, że taka osoba chce po prostu żyć? W jej przekonaniu Unia Europejska: Austria, Szwecja czy Polska to tak naprawdę jedno i to samo? Jak więc mam bronić Polski, jak wytłumaczyć, dlaczego nie ma do niej wstępu?

 Widziałem także czterdziestoletnie Czeczenki, Inguszki i Osetyjki. Z nielicznymi wyjątkami to rozwódki, które wyzwoliły się spod jarzma panów-władców – ich mężów, zabraniających im pracy, edukacji i czegokolwiek innego poza wychowywaniem pięciorga, sześciorga dzieci. I to właśnie one, stawiając wszystko na jedną kartę, odwracając się od własnej rodziny i hierarchicznego społeczeństwa, postanowiły uwolnić się od narzucanych im jedynie słusznych pęt. Stawiły czoła nowym wyzwaniom i stanęły na nogi, kwestionując spoistość i homogeniczność ich kultury i wiary. Pracują ciężko, aby zadbać o byt swoich dzieci – wolnych ludzi, chcących wyuczyć się zawodu: mechanika, elektryka, architekta czy lekarza. Większość z tych kobiet jest religijna. Religijni muzułmanie, którzy mówili mi o swojej religii, przypominają mi mojego dziadka, za życia także religijnego człowieka. Modlił się w bardzo prosty sposób, kilka razy dziennie. O zdrowie dla rodziny, pokój, dobrobyt. Chwilami miewałem wrażenie, że modlitwa to dla niego sposób radzenia sobie z otaczającym światem i przytłaczającą rzeczywistością. Dla moich przyjaciół muzułmanów to też z pewnością ucieczka od świata pełnego wyzwań.

 Widziałem też młodych, świetnie wyglądających Syryjczyków, którzy stroili się dla europejskich kobiet i nie robili ze swoich zamiarów tajemnicy. Słyszałem, jak znajdowali wspólny język z rówieśnikami z Polski, chwalącymi się „zdobyczami” oraz jak wymieniali poglądy na temat ulubionych nawyków kobiet z różnych krajów. Ale byłem także świadkiem oburzenia starszych muzułmanów, rugających ich za przedmiotowe traktowanie kobiet. Wtórowali im starsi Polacy i Serbowie, jednoczący się w przekonaniu, że to przecież „nie po bożemu tak mówić”. Widziałem kobiety noszące hidżab, wymieniające się z Polkami bez nakrycia głowy radami na temat wychowania dzieci, szczególnie z dala od ojczyzny. Były zgodne, że najważniejsze jest przekazywanie tradycji i języka ojczystego. Widziałem, jak wspólnie gotują i spotykają się po zajęciach. Dostrzegałem też wycofane muzułmanki, nie chcące zrozumieć Europy, zniesmaczone „lekkim podejściem Europejczyków do spraw łóżkowych”. Obserwowałem rozczarowanych Europą muzułmanów z Syrii, którzy w Europie nie doświadczą takiego respektu, jakim cieszyli się w swoich krajach jako lekarze, inżynierowie, bankowcy. Byłem również świadkiem, gdy inni Syryjczycy niezwykle emocjonalnie polemizowali z taką postawą rozgoryczenia, zwracając uwagę, że to, co Europa dla nich uczyniła, zasługuje na wdzięczność. Nie zapomnę Havala Heskego, syryjskiego Kurda, trzydziestoletniego socjologa, który wykrzyczał na zajęciach integracyjnych, że jakby mógł, to by nie żył z socjału, że dlatego tak szybko uczy się niemieckiego, żeby osiągnąć w Europie status obywatela pełną gębą: odprowadzającego podatki, pożytecznego. Poznałem Persów, którzy nie mówią o sobie „Irańczycy” i zażarcie bronią europejskich wartości, opowiadając się za laickością, bo ich zdaniem „każda religia prowadzi do fanatyzmu”. Konfrontacja z wyśmienicie wykształconymi Persami, publicystami, naukowcami i studentami dla Europejczyków na kursach, szczególnie tych ze Wschodu, jest szokiem. Okazuje się bowiem, że ci Europejczycy nie potrafią wskazać argumentów legitymizujących ich prawo do bycia w Unii Europejskiej. Że o wiele lepiej robią to ludzie z innego kręgu kulturowego, bo walczą o równe szanse dla wszystkich. I nie dzielą społeczeństw na lepsze i gorsze.

 Nikt nie ma moralnego prawa do decydowania o legalności czyjegokolwiek istnienia. Żaden człowiek nie jest nielegalny, a na pewno nie taki, który ucieka ze swojej ojczyzny, bo musi. Straszenie Polaków złymi obcymi, cyniczne granie na najniższych człowieczych instynktach i szerzenie propagandy, że jednolitość etniczna to jedyny sposób na ochronę przed aktami terroryzmu, prowadzi do izolacji Polski od rzeczywistości, która od wielu lat jest rzeczywistością Zachodu. A na imię jej wielobarwność (nie tylko skóry), różnorodność i wypływające z niej piękno. Ta różnorodność w dziejach Europy była, jest i będzie.

 Ale jest jeszcze jeden fatalny aspekt polityki izolacji – nazwijmy go cywilizacyjnym. Bo przecież tyle tu, nad Wisłą, można by się nauczyć od tych, którzy do Polski mają wstęp wzbroniony! Ile by z tej wymiany kulturowej, międzyludzkiej wynikło dobrego, świeżego, inspirującego! Tylko społeczeństwa otwarte rozwijają się ku pożytkowi własnemu i ogólnemu. Polityka gettoizacji narodów nieuchronnie prowadzi do biedy, zacofania i hoduje upiory tępego nacjonalizmu, który prędzej czy później wybucha w postaci konfliktów wojennych. Prowadzić taką politykę, szermując hasłem dobra narodu, to czysta hipokryzja.

 Chciałbym, żeby politycy i publicyści będący orędownikami takiej polityki spojrzeli w oczy owym siedmiu tysiącom ludzi, których poznałem. Chciałbym, żeby powiedzieli im w twarz, że stanowią „zagrożenie dla cywilizacji Zachodu” i są gorszego sortu. Ale wstyd by mi było na to patrzeć. Bo ja wiem, że oni są w Europie bardziej niż ci, co chcą ich z Europy przepędzić.

***

Mateusz Isakiewicznauczyciel i kulturoznawca (studia nauczycielskie na Uniwersytecie Warszawskim oraz Gender Studies ze specjalizacją judaistyka na Uniwersytecie Wiedeńskim). Od trzech lat pracuje w Wiedniu z uchodźcami wojennymi prowadząc dla nich kursy integracyjne. Aktualnie realizuje pilotażowy projekt austriackiego MSZu z zakresu integracji kulturowo-zawodowej osób z pozytywnie rozpatrzonym wnioskiem o azyl.

**Dziennik Opinii nr 144/2016 (1294)

 UCHODZCY-pismo

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij